Adam, jak wszyscy wiedzą, jesteś pierwszym polskim jeźdźcem, który zakwalifikował się do całego programu Akademii Młodego Jeźdźca, bardzo ciekawej inicjatywy Europejskiej Federacji Jeździeckiej. W mijającym właśnie 2017 roku zrealizowałeś część tego programu. Czy możesz podzielić się z nami swoimi refleksjami na ten temat i powiedzieć jak doszło do Twojego udziału w tym programie?

Ależ oczywiście! Zrobię to z wielką przyjemnością. Na początek może nieco uzupełnię tę informację. W 2017 roku, w pełnym programie Young Riders Academy uczestniczyłem razem z innym polskim zawodnikiem skoków, z Andrzejem Opłatkiem. Ja jednak zakwalifikowałem się do tego programu jeszcze w roku 2016. Andrzej w tym roku. Young Riders Academy to mówiąc najkrócej jak można inicjatywa prowadzona przez Stowarzyszenie Athenaeum pod patronatem Europejskiej Federacji Jeździeckiej – EEF i przy współpracy z Klubem Międzynarodowych Jeźdźców Dyscypliny Skoków  - IJRC, wsparta finansowo przez firmę Rolex. Program ten adresowany jest do  zawodników dyscypliny skoków przez przeszkody w wieku 18 – 23 lata, którzy startują na poziomie 140 – 150 cm. Pierwsza edycja odbyła się w roku 2014. Pierwszym etapem kwalifikacji do tego programu jest delegowanie do niego przez macierzystą federację jeździecką. W roku 2016, w grupie wskazanej przez PZJ znalazłem się również ja. Dostaliśmy informację, że podczas zawodów rozgrywanych we Włoszech w Arezzo lub w niemieckim Redefin kandydaci będą oceniani przez komisję kwalifikacyjną. Ja wybrałem do kwalifikacji do programu Akademii trzygwiazdkowe zawody w Redefin.  Przed startem w pierwszym z kwalifikacyjnych konkursów zebrano tam całą grupę około 15 – 18 zawodników i na spotkaniu z komisją przekazano nam, że będziemy obserwowani i oceniani nie tylko podczas samych startów na parkurze we wskazanych konkursach, ale również podczas pracy na rozprężalni przed startem, podczas pracy z końmi aktualnie nie startującymi oraz w samej stajni. Po tym ogólnym spotkaniu kolejne rozmowy z pięcioosobową komisją były już indywidualne.

 

Czy pamiętasz o co Cię podczas tych rozmów pytano?

Większość kandydatów do Akademii to byli nieznani szerzej młodzi jeźdźcy. Nie można więc się dziwić, że członkowie komisji kwalifikacyjnej chcieli w tych indywidualnych rozmowach ich poznać. Pytano o wiele spraw. O stawkę koni jakimi się dysponuje. O to, czy są to wyłącznie własne konie, czy również powierzone do jazdy przez innych właścicieli. Pytano o to, gdzie się trenuje, we własnej czy innej stajni. O współpracę z trenerem i o to, czy planuje się w przyszłości zawodowo związać z uprawianiem sportu jeździeckiego. Na wszystkie pytania odpowiedziałem szczerze i zgodnie z prawdą, i dostałem informację, że zostałem zakwalifikowany do całego programu Akademii. Oczywiście bardzo się z tego ucieszyłem, ale nie mogłem skorzystać z oferty już w roku 2016, miałem wtedy nieskończone jeszcze 18 lat i chodziłem do liceum. Organizatorzy poszli mi więc na rękę odkładając realizację programu Akademii do czasu skończenie liceum. Mogłem więc spokojnie zdać maturę i w roku 2017 zacząć realizować swój program Akademii.

 

Pełen program Akademii Młodego Jeźdźca składa się z dwóch modułów, z modułu jeździeckiego i modułu edukacyjnego, które tworzone są w pewnym stopniu indywidualnie dla każdego uczestnika. Czy możesz nam przybliżyć jak to wyglądało u Ciebie?

Ten indywidualny tok dotyczy raczej części jeździeckiej, gdzie każdy może sam dokonać pewnych wyborów i modyfikować podany schemat. Panel edukacyjny jest raczej wspólny dla całej grupy. Powiedziałem „raczej” bo i tutaj doszło do modyfikacji mojego programu. Już to tłumaczę. W mijającym roku harmonogram części edukacyjnej przewidywał trzy spotkania. Podczas tych sesji szkoleniowych ciekawe informacje można było przyswoić sobie podczas spotkania z lekarzem weterynarii, który mówił nie tylko o tym jak poznać pierwsze symptomy typowych chorób, czy urazów u konia, ale również o kwestiach dopingu. Nie wdając się specjalnie w szczegóły powiem, że dużo zawodników ma co uzupełniać. Były zajęcia z ekonomii i budowania jeździeckiego biznesu, z prowadzenia kalkulacji i negocjacji w obrocie końmi czy wzajemnych stosunkach pomiędzy jeźdźcami a narodową federacją jeździecką czy FEI. Pierwsze spotkanie szkoleniowe odbyło się w Szwajcarii, w Lugano. Drugie spotkanie odbyło się w Szwecji, gdzie odwiedziliśmy szwedzką federację jeździecką oraz byliśmy w stajni gdzie pracuje brat Pedera Fredricsona, Jens. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Puszczaliśmy tam w korytarzu młode konie i każdy  z nas wybierał potem 3 najlepsze ze stawki uzasadniając swój wybór. Jens powiedział nam, na co powinniśmy zwrócić uwagę przy ocenie koni. Potem wyznaczaliśmy cenę najlepszego według nas konia i robiliśmy kalkulację dla jego sprzedaży za 2 lata z uwzględnieniem wszystkich kosztów jakie należałoby wliczyć do jego edukacji. Było to takie ABC praktycznej ekonomii współczesnej stajni sportowej. Niesamowite wrażenie wywarła też na mnie opowieść Jena o swoim bracie. Mówił nam o tym, co Peder robi w stajni, jak maneżuje swoimi końmi. Tak się złożyło, że w czasie trzeciego spotkania, jakie odbyło się podczas pięciogwiazdkowych zwodów rozgrywanych w Szwajcarii, w Genewie, udało mi się uzyskać akceptację mojego zgłoszenia na czterogwiazdkowe zawody rozgrywane w Austrii, w Salzburgu. Ponieważ program takich spotkań w każdym roku niewiele się zmienia, poprosiłem organizatorów Akademii o możliwość przełożenia mojego udziału w trzecim spotkaniu na rok 2018 i taką zgodę otrzymałem. Ponieważ każdego roku na zawody w Genewie zapraszany jest jeden z uczestników programu Akademii, to mam nadzieję, że w roku 2018 nie będę tylko uczestnikiem spotkania szkoleniowego Akademii, ale będę miał możliwość wystartowania na tych zawodach. W grudniu, w Genewie startował Michael Duffy z Irlandii.

 

Mam nadzieję, że spełni się to co teraz powiedziałeś. Jeśli jednak pozwolisz, to chciałbym, żebyś teraz opowiedział trochę o module jeździeckim. Jakiego szkoleniowca z listy wybrałeś i dlaczego, i jak zrealizowałeś swój indywidualny program treningowy?

Tak jak już powiedziałem, w tym zakresie mieliśmy pewną możliwość wyboru. Mogłem wybrać treningi z Rolfem-Göranem Bengtssonem lub Gerco Schröderem. Zdecydowałem się na wybór tej drugiej opcji, kierując się myślę bardzo racjonalnymi przesłankami. Obydwaj to doskonali zawodnicy na bardzo wysokim, światowym poziomie i ich dyspozycja czasowa jest w zasadzie podobna. Gerco Schröder jednak prowadzi swoją stajnię razem z dwoma jeszcze braćmi. To powoduje, że podczas mojego pobytu w stajni zawsze ktoś będzie. Poza tym wybór ten oznaczał, że będę mógł liczyć na ocenę i pomoc trzech różnych osób. Moją modyfikacją schematu pracy ze szkoleniowcem była zamiana półrocznego pobytu w stajni trenera z dwójką swoich koni, na trzy miesiące pracy z czwórką moich koni. To jakby kondensowało mocniej sam proces, co w mojej ocenie było lepszym rozwiązaniem dla mnie. Poza tym, wyjeżdżając na dłuższy czas tylko z dwoma końmi nie miałbym możliwości pracy z pozostałymi w mojej stajni końmi. Między innymi końmi, które ktoś powierzył mi do jazdy i treningu. Wybrałem więc chyba najlepszy kompromis. Do Holandii pojechały ze mną Torpedo Des Forets, Zazou Szumawa, Okarino i Arabesque De Ravel. Wybierając je, chciałem uzyskać możliwość pracy w stajni Schröderów z czterema końmi zróżnicowanymi nie tylko wzrostem, ale również i charakterami, tak żeby nauczyć się tam jak najwięcej. Zresztą pracowałem tam i startowałem nie tylko na swoich koniach, ale również na tych, które były w stajni Schröder. Myślę, że dużym sukcesem mojego pobytu w holenderskiej stajni braci Schröder jest to, że dostałem tam młodego konia będącego własnością ich stajni i pana Wiliama Greeve, którego przywiozłem ze sobą do Polski. Myślę, że jest to bardzo ciekawy, 4-letni koń.

 

Jak wyglądał Twój typowy dzień w stajni braci  Schröder? Mam na myśli normalny dzień pracy a nie wyjazdy na zawody.

Przede wszystkim pojechałem tam bez luzaka. No bo chyba zabieranie do 4 koni luzaka byłoby lekkim przegięciem. Wstawałem więc rano i zaczynałem dzień od karmienia o godzinie 7:30. Potem zwykła stajenna codzienność, czyli czyszczenie boków, karuzele, praca z końmi. Starałem się jak najwięcej jeździć. Mogę powiedzieć, że jeździłem na ogół co najmniej 5 koni. Jak przyjeżdżały do stajni konie, które bracia sprawdzali czy nadają się do dalszej pracy i obrotu, to najczęściej siadałem na nie razem z ich stajennym jeźdźcem. To była dobra szkoła, na co praktycznie zwracać uwagę w ocenie nowego konia. Bracia obserwując danego konia mówili nam, co mamy zrobić i potem prosili o przekazanie naszych odczuć. To, w połączeniu z ich obserwacją, decydowało czy danego konia kupowali czy odsyłali. Na szczęście udało mi się zorganizować na miejscu osobę, która pomagała mi dwa razy w tygodniu, w utrzymaniu w czystości mojego sprzętu. Dzięki temu mogłem, powiedzmy godzinkę dziennie, poświęcić na to, żeby stanąć na placu i obserwować treningi któregoś z braci Schröder. Zwłaszcza kiedy przyjeżdżał do Gerco jego trener. Zajmowałem się swoimi końmi od rana, a potem puszczałem je do karuzeli żeby mieć możliwość obserwowania tych treningów. Jeśli trzeba było jeszcze coś zrobić z moimi końmi, to wracałem do nich wieczorem, jak Gerco skończył już swoją pracę. Nie chciałem stracić z tych treningów ani jednej chwili. Obserwowałem go nawet jak kłusował. W ten sposób, nawet nie wiem kiedy, upłynęły mi w stajni braci Schröder moje 3 miesiące pobytu.

 

Adam, co te 3 miesiące Ci przyniosły? Czy w jakiś sposób zmieniły one Twoje jeździectwo i sportowy charakter? Czy z parkurów zniknie dawny Adam, nie stroniący od podjęcia nieraz dużego ryzyka w walce o końcowy sukces?

Myślę, że w mojej jeździe za dużo się nie zmieniło. To znaczy mam na myśli jakieś spektakularne zmiany w moim dosiadzie, czy ogólnie w mojej jeździe. Przede wszystkim, jak sądzę, dzięki temu, co tam zobaczyłem, czego się dowiedziałem, moja jeździecka wiedza jest znacznie większa. Znalazłem tam potwierdzenie pewnych rzeczy, które już wcześniej miałem w głowie. Mam w niej już jakiś system, według którego będę teraz chciał pracować, według którego będzie funkcjonować moja stajnia. Teraz mogę ten system oprzeć o wiedzę i doświadczenie profesjonalnej stajni na najwyższym poziomie.

 

Czy dzięki uczestnictwu w programie Akademii stałeś się w Europie bardziej rozpoznawalną postacią?

Myślę, że po trosze tak. Choć pewnie bardziej na miejscu byłoby powiedzenie, że stałem się rozpoznawany w samej Holandii, gdzie przez te 3 miesiące startowałem weekend w weekend na zawodach jeśli nie międzynarodowych to krajowych. Poznałem więc dzięki temu spore grono zawodników nie tylko z Holandii. I choć nie nazwałbym tego nawiązaniem jakiś przyjaźni, to jednak moja twarz przestała dla wielu z nich być anonimową twarzą jakiegoś zawodnika z innego kraju. Myślę, że jest to znajomość tego typu, że jeśli na przykład chciałbym zasięgnąć opinii o jakimś koniu, który będzie mnie interesował, to spokojnie mogę zadzwonić do kilku osób, które podzielą się ze mną swoimi szczerymi uwagami.

 

A jak te wszystkie doświadczenia masz zamiar przenieść na swój polski grunt?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo ciekawa, bo w 2018 roku zajdą w moim życiu zawodnika i jeźdźca pewne, dosyć istotne myślę zmiany. Nie zmieniając barw klubowych  przenoszę się do stajni Rudigera Wassibauera w Okołach. Od pewnego już czasu rozpoczęliśmy współpracę, z której jestem bardzo zadowolony. Wydaje mi się, że trener Wassibauer doskonale rozumie moje potrzeby. Zaraz po Sylwestrze rozpoczną się w Okołach prace adaptacyjne w stajni i w mieszkaniu, które będę dzierżawił. Myślę, że w początkach lutego przeniosę się tam ze swoimi końmi i zacznę realizować swoje plany. Korzyścią z tego rozwiązania będzie z pewnością fakt, że na miejscu będzie trener, z którym będę mógł pracować już nie tylko podczas treningów skokowych, ale też wspomoże mnie swoim doświadczeniem w pracy ujeżdżeniowej z końmi. Po drugie, dzierżawiąc wydzieloną stajnię będę mógł stworzyć profesjonalne miejsce do pracy z końmi i mojego dalszego rozwoju jako jeźdźca. Przebywanie w stajni należącej do kogoś nie ma się tego komfortu. I choć to będzie tylko dzierżawa, to Rudiger Wassibauer daje mi sporo wolnej ręki w kształtowaniu charakteru „mojej stajni”. Nasz układ daje mi komfort długofalowego planowania swojego rozwoju. Chciałbym jednak podkreślić, że dalej będę reprezentował barwy Agro – Aves Gajewniki i startował na ich koniach. Będzie to miejsce, gdzie będę chciał sukcesywnie wprowadzać w życie wzorce, które wyniosłem ze stajni braci Schröder, a które przybliżą mnie do realizacji moich marzeń jako profesjonalnego jeźdźca.

 

Jakie są wobec tego te jeździeckie marzenia Adama Grzegorzewskiego?

Ależ ja o nich już mówiłem podczas naszej długiej rozmowy na początku tego roku (2017 przyp. red.) i one się nie zmieniły. Nie chce być jeźdźcem specjalizującym się w pracy z młodymi końmi. Nie chcę być sportowcem – handlarzem. Oczywiście i jeden i drugi są potrzebni by światowe jeździectwo trwało i miało możliwość się rozwijać. Ja chcę być członkiem światowej czołówki skoczków. Chcę startować jako polski zawodnik na największych na świecie zawodach. Nie mówię teraz o tym, że chciałbym wystartować na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Nawet w marzeniach trzeba zawrzeć odrobinę realizmu. A ja jeszcze w tej chwili nie mam takiej stawki koni, która by takie marzenia o Tokio usprawiedliwiała. Ale mam grupę bardzo obiecujących, młodych koni, z którymi mam zamiar ciężko i solidnie pracować w oparciu o stajnię w Okołach, z którymi zamierzam osiągnąć taki poziom, że nie będzie przed nami problemów kiedy będziemy chcieli wystartować w Aachen, Genewie czy Spruce Meadows. I myślę, że Igrzyska Olimpijskie w roku 2024 będą już w zasięgu moim i moich koni. Choćby w zasięgu pół-brata Okarino, który ma w tej chwili 8 miesięcy i zapowiada się na dużego konia. Jeśli będzie miał takie samo serce do walki na parkurze jak Okarino, to parkury Igrzysk Olimpijskich, Mistrzostw Europy czy Świata będą w naszym zasięgu.

 

Dziękując za rozmowę życzę Ci wobec tego, żeby Nowy 2018 Rok przyniósł Ci same sukcesy i realizację Twoich ambitnych, sportowych planów i marzeń.

A ja dziękując, życzę czytelnikom Świata Koni samych sukcesów w Nowym Roku.