Człowiek wymaga od konia bardzo wiele. Oczekuje, że będzie się on poruszał nie tylko w tym kierunku jaki zostanie mu wskazany, ale też że będzie to czynił w określony sposób. I nie chodzi już tylko o to czy będzie miał iść szybko czy wolno, ale w jaki sposób będzie niósł swoje ciało, jak będzie stawiał swoje nogi. Wymagań stawianych temu zwierzęciu jest wiele. Aby uzyskać zamierzony cel człowiek konstruuje różne urządzenia mające na celu zarówno pomóc mu w utrzymaniu prawidłowej postawy na grzbiecie konia i zwiększyć jego wygodę, jak również odpowiednio ukierunkować konia co do sposobu jego poruszania się. Niestety czasem zamiast pomagać, te urządzenia szkodzą, sprawiając koniowi nie tylko dyskomfort, ale niekiedy ból, a nawet rany. Skupimy się w niniejszym tekście na tym, który sprzęt może być niebezpieczny i kiedy możemy podejrzewać, że zamiast pomagać najprawdopodobniej szkodzi.

 


Gdy myślimy o tym co z rzędu jeździeckiego bywa dla konia w skutkach nieprzyjemne lub nawet szkodliwe, w pierwszej chwili do głowy przychodzą nam ostrogi, palcat i czarna wodza. W głowie kołacze się również słowo „patenty”, które zrobiło w jeździectwie zawrotną karierę. Stosowanie pomocy dodatkowych mających za zadanie ułatwić drogę do osiągnięcia pożądanego rezultatu w szkoleniu konia to chyba najlepsze oddanie tego czym są wspomniane patenty. Nasza jeździecka rzeczywistość jest bombardowana z jednej strony informacjami o cudownej skuteczności różnych wynalazków, z drugiej – o przykładach ich barbarzyńskiego stosowania i przykrych skutkach z tym związanych. Okazuje się jednak, że nie tylko wspomniane patenty, wbijające się w boki konia ostrogi czy świstający nad jego zadem bat, ale w pierwszej kolejności siodło i ogłowie, mogą uczynić koniowi wiele krzywdy. Przyjrzyjmy się więc temu wszystkiemu i spróbujmy uczulić się na krzywdę, którą najczęściej przecież w sposób niezamierzony, możemy uczynić koniowi.

 

Przypinanie lonży do wędzidła to jeden z poważniejszych błędów popełnianych w trakcie lonżowania konia.

 

Czy koń powinien pracować?

Coraz więcej uwagi zwraca się na aspekty dobra zwierząt. Niektóre osoby poddają pod wątpliwość etyczność samego wykonywania przez konia pracy. Spróbujmy zatem spojrzeć na to zagadnienie od strony fizjologii jego organizmu.

Za koordynację czynności życiowych w organizmie odpowiada układ nerwowy. Substancjami odpowiedzialnymi za przenoszenie informacji są tak zwane neurotransmitery, inaczej zwane neuroprzekaźnikami lub neuromediatorami. Są one zgromadzone w pęcherzykach, z których pod wpływem działającego impulsu elektrycznego uwalniane są do synapsy. Synapsa jest przestrzenią pomiędzy sąsiadującymi ze sobą komórkami nerwowymi lub przestrzenią pomiędzy komórką nerwową i mięśniową albo gruczołową. Wśród najistotniejszych neuromediatorów w organizmie wymienić należy adrenalinę, dopaminę, acetylocholinę i serotoninę. Od sprawnego ich wydzielania zależy funkcjonowanie układu nerwowego, a więc i całego organizmu. Na każdy organizm działają pewne stresory, pobudzające ustrój do działania. Wpływają one również na wydzielanie wspomnianych neuromediatorów. Stres, pod warunkiem, że nie jest zbyt nasilony i nie trwa zbyt długo, w wielu przypadkach bywa dla organizmu pozytywny poprzez stymulację jego aktywności. Stresorami w życiu konia w warunkach naturalnych są między innymi głód i związana z tym potrzeba znalezienia pożywienia, popęd seksualny i poszukiwanie partnera do rozrodu, odchowanie potomstwa czy wreszcie ucieczka przed drapieżnikiem. Kiedy koń żyje pod opieką człowieka te wszystkie „zadania” przestają istnieć i pojawia się przestrzeń, którą należy wypełnić innymi, stymulującymi organizm konia aktywnościami. W przeciwnym razie może dojść do rozwoju zaburzeń psychosomatycznych. Możemy to przyrównać do życia człowieka, który z natury jest stworzeniem aktywnym, a nagle zostaje zamknięty w domu i pozbawiony zajęcia. Gdy zwierzę spędza cały czas na pastwisku w towarzystwie innych koni, to już same relacje pomiędzy nimi działają pobudzająco na organizm. Problem jednak pojawia się wtedy, gdy nie stanowi on części większego stada. U koni również obserwuje się kliniczną formę depresji. Głównym czynnikiem sprawczymi tego schorzenia u koni jest niezaspokojenie naturalnych potrzeb takich jak towarzystwo innych przedstawicieli tego gatunku, swobodny ruch na świeżym powietrzu czy właśnie zapewnienie odpowiedniego poziomu aktywności. To jak ważna w życiu konia może być odpowiednio dobrana i prowadzona praca pokazują przykłady koni, które po okresie wieloletniej aktywności jeździeckiej przechodzą na zasłużoną emeryturę przypłacając to obniżeniem nastroju i niekiedy również rozwojem depresji. W takim przypadku często pomagają nawet krótkie spacery stępem, by koń odzyskał dobre samopoczucie.

 

Zróbmy wszystko, aby koń zakładany mu do pyska kawałek metalu kojarzył z przyjemną pracą, a nie z cierpieniem.

 

Gdy próbujemy koniowi coś wytłumaczyć

Uczenie się konia nowych rzeczy jest cechą niezbędną do przetrwania. Dzięki niej bowiem zwierzę może zaadaptować się do zmieniających się warunków. Zdolność do nauki związana jest z poziomem inteligencji. W naturze konie zmuszone są do poznawania nowych rzeczy i nabywania różnych umiejętności. To wszystko wykorzystujemy w pracy z tymi zwierzętami. Nie możemy jednak przekraczać granic możliwości psychofizycznych konia, co prowadzi do odczucia przez niego dyskomfortu przy wykonywaniu danej czynności. Musimy pamiętać, że konie potrzebują jasnych i dobrze sprecyzowanych poleceń. Nie mówmy więc do niego wszystkimi literami alfabetu naraz, ale składajmy z nich konkretne wyrazy. Uzyskamy to przez pewność tego co robimy i odpowiednie natężenie działającego bodźca. Gdy na przykład prosimy konia o ruch naprzód nie łaskoczmy jego brzucha dziesiątkami przyłożonych łydek, ale zadziałajmy na zasadzie delikatnego, ale wystarczająco mocnego impulsu, by nie miał on wątpliwości o co nam chodzi.

 

Zwykłe (a), oliwkowe (b), wielokrążek (c) to tylko niewielka część całej gamy dostępnych wędzideł.

 

Różne techniki, różne sposoby

Jeździectwo istnieje już od dziesiątek wieków prawie na całym świecie. Nic więc dziwnego, że powstało wiele różnych szkół, za którymi nierzadko stoją też odpowiednie filozofie. Niektóre z nich bazują wyłącznie na odwoływaniu się w pracy z koniem do jego instynktów, inne wykorzystują rozmaite pomoce takie jak na przykład wypinacze, aby w bardziej fizyczny sposób pokazać koniowi to o co chodzi człowiekowi. Wszystkie jednak metody odnoszą się do tego samego gatunku zwierzęcia – do konia. Dlatego zanim wybierzemy którąś z dróg, zanim ułożymy plan treningowy i wdrożymy go w życie przeanalizujmy biomechanikę ruchu konia i dokładną zasadę działania danego sprzętu począwszy od lonży, przez siodło, a skończywszy na wypinaczach czy czarnej wodzy. Zawsze również patrzmy na każdego konia przez pryzmat jego indywidualnych uwarunkowań fizycznych. Nie oczekujmy takiego samego poziomu zebrania od koni o diametralnie różnym osadzeniu szyi. Niemniej uwagi poświęcajmy również indywidualnym uwarunkowaniom psychicznym konia. Niektóre zwierzęta będą wymagały więcej czasu, inne mniej. Niektóre, z uwagi na kruchą psychikę, będą wymagały wyjątkowo delikatnego podejścia, inne, o usposobieniu bardziej dominującym, odpowiedzą pozytywnie tylko na bardziej zdecydowany bodziec. Wreszcie – niektóre z technik do określonych typów koni nie przemówią wcale, a u innych będą dawały spektakularne rezultaty.

To co jest wspólnym mianownikiem wszelkich działań przy koniu to wiedza i doświadczenie osoby pracującej z koniem. Nawet zwykła lonża, która jest przecież cennym narzędziem szkoleniowym, użyta niewłaściwie, może przynieść więcej szkody niż pożytku. Sami najpierw zdobądźmy wiedzę i umiejętności, by posiąść świadomość swoich działań, a dopiero potem rozpocznijmy fascynującą przygodę z uczeniem konia.

 

a, b Zwracajmy uwagę na sygnały jakie wysyła koń w odpowiedzi na stosowanie każdego ze sprzętów. Otwieranie pyska i rzucanie głową mogą pojawiać się, gdy koń odczuwa dyskomfort związany z działaniem wędzidła.

 

Lonża

Lonżowanie to element pracy z ziemi stosowany w różnych modyfikacjach praktycznie w każdej szkole jazdy. Ma wiele zalet, pozwala bowiem między innymi bez obciążania (fizycznego i psychicznego) obecnością na grzbiecie jeźdźca, rozwijać elastyczność, muskulaturę i wyprostowanie ciała konia. W przypadku młodych koni stanowi również wprowadzenie do późniejszej pracy pod siodłem. Praca na lonży pomaga również w wypracowaniu odpowiedniej relacji na linii koń-człowiek, w tym ucząc zwierzę posłuszeństwa. Lonżowanie postrzegane jest przez wiele osób jako mniej inwazyjny i bezpieczniejszy sposób treningu niż praca z siodła. Okazuje się jednak, że i w tej metodzie kryje się wiele niebezpieczeństw. Lonżowanie bowiem pod względem konieczności posiadania przez lonżującego odpowiedniej wiedzy i umiejętności jest często niedoceniane.

Nie zdajemy sobie sprawy, że chcąc rozwinąć elastyczność, muskulaturę i wyprostowanie ciała konia musimy ocenić jego stan przed rozpoczęciem pracy i w jej trakcie. Każdy koń, podobnie jak każdy człowiek, jest z natury krzywy. Wynika to najprawdopodobniej z ułożenia w łonie matki. Do tego dołączają się czynniki, które już podczas samodzielnego życia pogłębiają krzywiznę. Strona, w którą ciało konia jest zgięte jest jego stroną słabszą, przeciwna zaś – silniejszą. Na stronę słabszą koń będzie zawsze zginał się chętniej już w trakcie zabaw jako źrebię czy później podczas różnych jego codziennych aktywności. To wszystko pogłębia pewne dysproporcje ciała. Jeżeli nie zwrócimy uwagi na to, która strona konia jest słabsza, a która silniejsza i nie ocenimy stanu jego muskulatury, możemy poprzez ćwiczenia na lonży prowadzone bez właściwego zrównoważenia ich proporcji co do stron, przyczynić się do znacznego zwiększenia istniejącego braku równowagi.

Wśród błędów popełnianych w trakcie lonżowania jest przypinanie lonży do wędzidła. Przede wszystkim jest to dla konia niewygodne i może być bolesne, gdyż wszelkie zaburzenia w komunikacji z człowiekiem prowadzące do gwałtownych ruchów, wiążą się z nagłymi szarpnięciami za wędzidło. A ręka osoby trzymającej lonżę nie ma szans być tak czuła jak ręka jeźdźca trzymająca wodze. Istnieje więc nawet ryzyko urazów pyska konia. Ponadto przypięcie lonży do wędzidła utrudnia koniowi uzyskanie odpowiedniego zgięcia, a więc uczynić może w tym względzie więcej spustoszenia niż korzyści. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest stosowanie dobrze dopasowanego kawecanu.

Brak niezbędnych umiejętności i poświęcenia odpowiedniego czasu na rozluźnienie, brak nawiązania z koniem odpowiedniej relacji opartej na zaufaniu, klarownej komunikacji i połączenia w pracy pomiędzy koniem a jego trenerem prowadzi do utrwalenia usztywnień. Te z kolei zwiększają również ryzyko kontuzji w trakcie pracy na okręgu. Taki koń nie jest w stanie efektywnie uczyć się nowych rzeczy. Co więcej, może on zniechęcić się do kolejnych treningów i pracy z człowiekiem w ogóle.

Używanie różnego rodzaju patentów w postaci na przykład wypinaczy czy pessoa, prowadzi niejednokrotnie do usztywnień, czyli przynosi odwrotny skutek od zamierzonego. Nie chodzi tu o całkowite negowanie tego typu sprzętu, ale o zwrócenie bacznej uwagi na zasadę jego działania i reakcję konia na jego zastosowanie. Czy naprawdę musimy siłowo narzucać koniowi ułożenie jego głowy? Warto sobie zadać pytanie czy aby nasz koń naprawdę potrzebuje tego typu patentów? W wielu przypadkach prawdziwe rozluźnienie udaje się uzyskać pracując z ziemi z wykorzystaniem przede wszystkim mowy ciała lonżującego, która daje koniowi czytelne sygnały aktywizujące zad, od którego wychodzi energia i przepływając przez całe ciało rozluźnia je. Do tego jednak niezbędny jest wspomniany powyżej odpowiedni kontakt pomiędzy koniem a lonżującym. Warto włączać do swojego, nawet typowo klasycznego treningu, metody naturalne.

Praca na lonży bez odpowiedniej wiedzy i umiejętności lonżującego, a także praca trwająca zbyt długo to duże obciążenie dla aparatu ruchu konia, tak dla mięśni, ścięgien, więzadeł, stawów jak i kości. Pamiętajmy, że na ciało konia w trakcie pracy po okręgu działają dosyć duże i nierównomiernie rozłożone siły, które, o ile nie zostaną właściwie przyłożone, mogą spowodować kontuzje. Praca na lonży z koniem dwuletnim lub młodszym nie powinna trwać dłużej niż 15 minut!

Lonżowanie może też być niebezpieczne jeśli nie zostanie zachowana ostrożność i nie będzie ono prowadzone w zgodzie ze sztuką. Zdarzają się bowiem sytuacje, gdy koń wyrwie się wraz z lonżą i ucieka z nią na oślep, po drodze plącząc się i przydeptując ją. Może to doprowadzić do poważnych kontuzji, zwłaszcza w obrębie kończyn oraz głowy i szyi, gdy zwierzę nadepnie na lonżę i gwałtownie w ten sposób za nią pociągnie. Wybór niewłaściwego podłoża, a także niedostosowanie tempa chodu konia do jego wygimnastykowania, wielkości okręgu i podłoża bywa przyczyną poślizgnięć i upadków, które zawsze wiążą się z dużym ryzykiem kontuzji. Zawsze też należy zakładać koniowi chodzącemu na lonży ochraniacze, gdyż uszkodzenie jednej kończyny przez drugą jest bardzo prawdopodobne.

 

Sprawdzajmy regularnie poprzez oglądanie i omacywanie stan grzbietu konia.

 

Siodło

Dwa główne zadania siodła to umożliwienie jeźdźcowi przyjęcia wygodnej dla niego i konia (!) pozycji oraz właściwe rozłożenie ciężaru jeźdźca na grzbiecie wierzchowca. Musi być więc ono z uwagą dobrane tak, aby mogło sprostać tak wysokim wymaganiom. Co więcej, należy pamiętać o tym, że pośredniczy ono w komunikacji z koniem, a mając świadomość subtelności wysyłanych przez obie strony sygnałów, nasuwa się wniosek, że jego niewłaściwy dobór może znacznie utrudnić wzajemne porozumienie. To właśnie siodło niestety jest przyczyną wielu kontuzji u koni i stanów, w których po prostu odczuwa on mniejszy lub większy dyskomfort. O ile pewne sytuacje, jak na przykład otarcia kłębu, są widoczne od razu, to cały wachlarz innych nie pozwala szybko i jednoznacznie ich zidentyfikować skazując konia na cierpienie w milczeniu.

Ból pleców, z angielskiego zwany „back pain” to poważny problem u wielu koni wierzchowych. Kiedy więc możemy podejrzewać, że konia boli grzbiet? Wśród bardziej oczywistych objawów wymienić należy przede wszystkim bolesność uciskową grzbietu. Chore konie wykazują też niechęć do zakładania siodła, która nasila się podczas dopinania popręgu. Zwierzęta w takich sytuacjach mogą uginać grzbiet, kłaść po sobie uszy, usiłować gryźć lub kopać. Zdarza się również, że koń nieoczekiwanie się położy. Może on jednak prezentować również znacznie subtelniejsze objawy takie jak wstrzymywanie oddechu, cięższe oddychanie czy stękanie przy wspomnianych czynnościach. W trakcie samej jazdy konie również mogą prezentować objawy bólowe okolicy grzbietu poprzez brykanie, próby ugryzienia siedzącego na jego grzbiecie jeźdźca czy nawet położenie się razem z nim. Objawy bólu pleców u koni mogą jednak być bardzo niespecyficzne i przybierać postać obniżenia energii, spadku formy, problemów przy wykonywaniu zakrętów i ogólnie pracy na łuku, niechęci do wykonywania niektórych ćwiczeń na ujeżdżalni, a także po prostu nieprawidłowej pracy grzbietu. Niekiedy ból promieniuje powodując kulawiznę którejś z kończyn. Niewłaściwy dobór siodła i wadliwe działanie jeźdźca wynikające z błędów w dosiadzie, a także nieprawidłowo prowadzone szkolenie konia to najczęstsze przyczyny opisywanego bólu pleców.

Źle dobrane siodło, ale także nawet dobrze dobrane siodło, ale niewłaściwie założone, powodować może odsednienie. Jest to schorzenie polegające na uszkodzeniu skóry i tkanki podskórnej grzbietu konia w rejonie, w którym spoczywa siodło. Szczególnie narażoną okolicą z racji jej ukształtowania jest kłąb. Obserwuje się bolesność grzbietu, której towarzyszą zmiany w postaci otarć i ran lub jedynie miękkich gulek występujących pojedynczo lub w większej ilości.

Wśród schorzeń powodowanych przez siodło wymienić należy również zapoprężenie będące nadwerężeniem mięśni piersiowych, które zmieniają swoje położenie w trakcie między innymi schylania się konia, wstawania czy pokonywania ciasnych zakrętów. Mięśnie te, ściśnięte mocno popręgiem, mają ograniczoną przestrzeń potrzebną do kurczenia się i rozkurczania. W wyniku tego dochodzi do ich uszkodzenia, któremu towarzyszy rozwój stanu zapalnego i miejscowe wynaczynienie krwi. Wkrótce po urazie pojawia się obrzęk, a mięśnie w okolicy popręgu są sztywne i wykazują bolesność. Do zapoprężenia dojść może również wtedy, gdy koń położy się z siodłem lub przewróci i wstaje z dociągniętym popręgiem. Zapobieganie zapoprężeniu polega na utrzymywaniu dopiętego popręgu tylko w czasie jazdy. Gdy popręg zostanie dopięty unikamy schylania się przez konie i wykonywania ciasnych zakrętów. Warto stosować się do starej zasady, że popręg dociąga się stopniowo i trzykrotnie - przed wsiadaniem na konia, po usadowieniu się w siodle i po pierwszym kłusie. Dzięki temu koń mam możliwość rozluźnić wystarczająco mięśnie.

Dobierając siodło najlepiej skorzystać z fachowej pomocy saddle fittera. Jego wiedza i umiejętności przydadzą się również w dalszym użytkowaniu siodła. Pamiętajmy, że w trakcie treningów muskulatura konia się zmienia. Do tego zmienia się też ilość tkanki tłuszczowej w zależności od stopnia odżywienia i wieku konia. Siodło również po pewnym czasie użytkowania ulega zużyciu i wymaga ponownego dopasowania do grzbietu, który je nosi. Oddanie siodła raz na jakiś czas w ręce saddle fittera, który przede wszystkim w razie potrzeby zajmie się korekcją wypełnienia paneli, powinno być dobrym zwyczajem każdego jeźdźca. Dzięki temu zapewniamy koniowi i sobie minimum komfortu pracy, który przełoży się na satysfakcję i sukcesy jeździeckie.

Źle dobrany pod względem rozmiaru i faktury, brudny, zanieczyszczony kawałkiem trawy czy siana czaprak, to kolejny powód uszkodzeń grzbietu konia. Należy zwrócić również uwagę na podrażnienia skóry przez pozostałości detergentów stosowanych do prania czapraka. Zawsze powinniśmy wybierać łagodne płyny do prania, najlepiej te hypoalergiczne, przeznaczone do prania ubranek dziecięcych, zrezygnować z płynu do płukania i włączać w pralce funkcję płukania dodatkowego.

Fatalne w skutkach bywa również niekiedy stosowanie różnego rodzaju podkładek pod siodło. Niektórzy jeźdźcy upatrują w tym sposobu na dopasowanie siodła źle dobranego do grzbietu konia. Nie ma bardziej błędnego postępowania. Każda bowiem dodatkowa warstwa, nawet jeśli w pierwszej chwili pozornie przynosi poprawę, na dłuższą metę zwiększa tylko nieprawidłowy nacisk na ciało zwierzęcia. Można to przyrównać do noszenia przez człowieka za małego obuwia jednocześnie z grubymi skarpetami – ciężko o gorsze połączenie. Podkładki mogą być bardzo pomocne, zawsze jednak muszą być dobrane z rozwagą i towarzyszyć właściwie dopasowanemu siodłu.

 

Źle dopasowane siodło bardzo często bywa przyczyną urazów kłębu.

 

Ogłowie

Dla laików zasada działania ogłowia, zwłaszcza wędzidłowego, wydaje się niekiedy barbarzyńska. W rzeczywistości, o ile pomoc ta używana jest w zgodzie ze sztuką, pomaga ona koniowi w lepszym zrozumieniu jeźdźca. Problemy jakie mogą się pojawiać w wyniku stosowania takiego czy innego ogłowia wynikają przede wszystkim z niewłaściwego jego doboru do konkretnego konia i z niedostatecznych umiejętności dosiadającego go człowieka. Okazuje się, że nie tylko ostre wędzidła potrafią wyrządzić koniowi krzywdę, ale nawet ogłowia bezwędzidłowe, które powszechnie, nie zawsze słusznie, uchodzą za łagodniejsze. Musimy zdać sobie sprawę z faktu, że zasada działania zarówno ogłowi wędzidłowych jak i bezwędzidłowych opiera się na zadawaniu koniowi bólu. Jeżeli jednak stosowane są one w sposób prawidłowy koń tego bólu unika poddając się poleceniom wydawanym przez jeźdźca. Nawet najmocniej działające kiełzno w rękach dobrego jeźdźca, który swoje działanie opiera na dosiadzie i łydkach, używanie wodzy sprowadzając do minimum, może być dla konia kompletnie bezbolesne.

Przy doborze wędzidła powinniśmy zwracać uwagę na stopień wyszkolenia konia i jeźdźca, budowę anatomiczną pyska, głowy i szyi konia, temperament i upodobania oraz niechęci wierzchowca do określonych rodzajów kiełzn, a także rodzaj uprawianej aktywności i cele zastosowania takiego czy innego wędzidła. Zawsze należy rozważyć w jaki sposób oddziałuje ono na ciało konia. Pamiętajmy, że każdy koń reaguje na dane kiełzno inaczej. Nie tylko kształt wędzidła, mechanizm działania, ale również materiał z jakiego jest ono wykonane odgrywa istotną rolę.

Wędzidło działa poprzez wywieranie nacisku. W zależności od typu działa ono na inne obszary. Głównymi rejonami na które kiełzno naciska są: diastema, czyli bezzębna krawędź żuchwy, język i potylica. Najczęściej urazy powodowane przez wędzidło kojarzą się z otarciami skóry kątów pyska i policzków, co ma miejsce w przypadku za krótkiego kiełzna, które drażni wspomniane kąty i za długiego, które przesuwa się w różne strony. Problem jednak często sięga głębiej. Wiele koni odczuwa ból języka. Świadczy o tym jego przekładanie przez ścięgierz wędzidła, co ma za zadanie znieść jego nacisk. Koniecznie należy zwrócić uwagę na sposób w jaki łamie się wędzidło pojedynczo łamane, które niekiedy zaciskając się jak „dziadek do orzechów” bardzo silnie naciska na krawędzie żuchwy. Koń w akcie obrony otwiera wtedy pysk i podnosi głowę. Wędzidło pojedynczo łamane powinno być tak skonstruowane, by blokować się w momentach nadmiernego składania się, zapobiegając tym opisanej sytuacji. Należy zdawać sobie sprawę, że ręka jeźdźca poprzez wędzidło działa także na inne części głowy konia, w tym na stawy skroniowo-żuchwowe i muskulaturę głowy. Problemy związane z dyskomfortem lub nawet bólem wywoływanym przez wędzidło dają niekiedy objawy niespecyficzne takie jak kulawizny czy ból grzbietu. Wynika to z powstających napięć, które przenoszą się niekiedy nawet na odległe części ciała.

Wśród ogłowi bezwędzidłowych wyróżniamy kilka typów. Generalnie ich główną zaletą jest oszczędzenie pyska konia. Jak wszystko jednak, tak i one, niewłaściwie użyte powodować mogą dyskomfort i kontuzje u konia. Działanie bosalu polega na wywieraniu nacisku na kość nosową i szczękę. Działa on tym łagodniej im jest miększy i im większa jest średnica jego ramion, rozkłada to bowiem na większą powierzchnię wspomniany nacisk. Bosalu używa się w sposób przerywany wywierając i znosząc nacisk. Sprawienie naciskiem bólu zdarza się okazjonalnie. Stosując nieprzerwany nacisk, koń przestaje odczuwać strefę komfortu, gdy nie odczuwa nacisku, co powoduje zerwanie porozumienia z jeźdźcem. Hackamore mechaniczne (zwane niemieckim) działa poprzez użycie dźwigni na kość nosową konia. Im dłuższe są jego czanki tym silniejsze jest działanie. Rejon kości nosowej jest u konia bardzo delikatny i łatwo w tym miejscu sprawić zwierzęciu ból. Jeśli hackamore założone jest zbyt nisko ogranicza przy silniejszym jego użyciu dostęp powietrza. Może również powodować ból i krwawienia z nosa w wyniku podrażnienia nozdrzy. Ból powodowany uciskiem na nerwy i obtarcia skóry wiążą się z założeniem hackamore zbyt wysoko. Pamiętajmy, że nawet stosowanie kantara sznurkowego musi być poparte stosowną wiedzą i umiejętnościami oraz doborem właściwego sprzętu. Może być on wykonany z grubej i miękkiej liny lub z cienkiej i ostrej. Może być również gładki lub posiadać węzły, które zwiększają jego zdolność do powodowania bólu.

Zakładając koniowi takie czy inne ogłowie zwracajmy zawsze uwagę czy któraś z jego części (na przykład wodze) jest wystarczająco słaba, by w chwili upadku jeźdźca i ucieczki konia, przy nadepnięciu na wodze doszło do zerwania słabszej części. W ten sposób ochroniona zostanie głowa i szyja konia przed działaniem dużych i gwałtownych sił, które mogą stać się przyczyną poważnych kontuzji ze śmiercią włącznie. Ogłowie może też niekiedy powodować u konia odparzenia, zwłaszcza w upalne dni. Należy więc zwracać uwagę na stan i higienę skóry w tej okolicy. Rząd jeździecki musi być zawsze czysty i odpowiednio zadbany (miękka skóra).

 

Okresowe sprawdzenie i ewentualna korekta wypełnienia paneli powinny znaleźć się w kalendarzu każdego posiadacza siodła.

 

Wypinacze, czarna wodza i inne patenty…

Niniejszy artykuł nie służy rozpatrywaniu zasadności stosowania takiego czy innego sprzętu, warto jednak w tym miejscu zwrócić po raz kolejny uwagę, że każda pomoc, aby była faktycznie pomocą musi być stosowana z pełnym zrozumieniem jej działania i posiadaniem przez człowieka i konia (!) odpowiednich umiejętności. Nader często zapominamy, że konia „jedzie się od tyłu do przodu”. Kontrolę ma zatem ten, który potrafi zaktywizować zad. Tymczasem wiele osób próbuje pójść drogą na skróty, która w rzeczywistości prowadzi donikąd, poprzez siłowe ustawienie głowy konia. Pamiętajmy, mówiąc o końskiej głowie, że cofnięcie linii nosa przed linię pionu nie ma nic wspólnego z zasadą zebrania. Takie działanie jest fatalne w skutkach tak z punktu widzenia pracy ujeżdżeniowej jak i komfortu konia. Prowadzi bowiem do napięć mięśni i nadmiernego obciążenia stawów w obrębie głowy i szyi i w konsekwencji reszty ciała oraz do zaburzenia w przepływie powietrza przez górne drogi oddechowe.

 

Czy naprawdę tak często potrzebujemy siłowo tłumaczyć koniowi w jaki sposób ma nieść głowę? Może czasem warto spróbować innych metod?

 

Udomawiając konia wzięliśmy za niego odpowiedzialność. Zwierzę to w stu procentach zależy od nas, władamy całym jego światem. Zastanówmy się dobrze, czy stosując taki czy inny sprzęt czy technikę treningową, jesteśmy pewni jej słuszności. To co dla nas jest kolejną, mniej lub bardziej trafioną, próbą osiągnięcia celu, dla konia bywa niekiedy powodem nie tylko dyskomfortu, ale też i bólu. Bólu, który znosić musi nierzadko w milczeniu. Niniejszy artykuł dotyczył nie narzędzi tortur, jakby sugerować mógł to tytuł, ale sprzętów używanych na co dzień. W tych przypadkach bowiem najczęściej tracimy czujność i zamiast dbać o porozumienie będące istotą jeździectwa, narażamy konia na dyskomfort, ból i kontuzje.