Praca z młodymi końmi to z jednej strony niezwykła przygoda, ale z drugiej bardzo poważna sprawa. Nie chodzi o to, że bywa to bardzo ryzykowne, ale ze względu na bardzo dużą odpowiedzialność spoczywającą na osobie, która przyucza konia do pierwszej styczności z wędzidłem czy siodłem. To, w jaki sposób proces ten zostanie przeprowadzony, ukształtuje danego konia na resztę jego życia i możliwości pracy z człowiekiem na grzbiecie. Ze zgłoszonym przez naszą Czytelniczkę problemem zwróciliśmy się więc do Darii Kobiernik.

 

 

NASZ EKSPERT:

Daria Kobiernik: Zawodniczka i szkoleniowiec Zielonogórskiego Klubu Jeździeckiego Przylep-Lotnisko, startująca w dyscyplinie ujeżdżenia, skoków przez przeszkody i WKKW. W jej dorobku zawodniczym znajdują się: Mistrzostwo Polski Juniorów i Młodych Jeźdźców, złoty medal Halowego Pucharu Polski Juniorów, czterokrotny start w Mistrzostwach Europy, członkostwo przez 7 lat w kadrze narodowej PZJ, kilkanaście miejsc na podium zdobytych przez dosiadane przez Darię Kobiernik konie w Mistrzostwach Polski Młodych Koni oraz liczne zwycięstwa w konkursach podczas międzynarodowych i krajowych zawodów w dyscyplinie WKKW, skoków i ujeżdżeniu. Od paru lat Daria z powodzeniem startuje w konkursach skoków przez przeszkody na poziomie 140-145 cm. Na jej koncie jest kilka wygranych konkursów Grand Prix oraz kilkanaście miejsc na podium w tej rangi konkursach. Starty w konkursach Longines Ranking na zawodach trzy- i czterogwiazdkowych na stałe wpisały się w kalendarz tej zawodniczki. Daria specjalizuje się w pracy z młodymi końmi przygotowując je do startów we wszystkich trzech dyscyplinach. W pracy tej stawia na zrozumienie i szacunek 

 


PROBLEM:

Nasza Czytelniczka zwróciła się do nas z prośbą o pomoc w rozwiązaniu jej problemu, który opisała w ten sposób: Moja 9-letnia klacz ma problem z rozluźnieniem. W kłusie zadziera głowę i odstawia zad. Ma problem z zaakceptowaniem wędzidła, więc teraz jeździ na ogłowiu bezwędzidłowym. Od 1,5 roku pracujemy na czambonie, jednak nie widzę efektów. W stępie idzie rozluźniona, ale gdy tylko proszę ją o kłus, to zadziera głowę. Klacz ma dobrze dopasowane siodło oraz jest pod stałą opieką fizjoterapeuty. Jest ze mną od lutego 2017. Została zajeżdżona w wieku 3,5 lat. Niestety zajeździł ją mężczyzna głównie używając siły. Dlatego teraz klacz nie akceptuje wędzidła. Jest posłuszna i spokojna na jeździe, jednak o rozluźnieniu można pomarzyć. Dużo pracowałam z nią na lonży z czambonem. Niedawno zmieniliśmy wędzidło pojedynczo łamane na hackamore. Nie mogę na razie mówić o skutkach, ponieważ jest za wcześnie. Klacz na początku naszej przygody miała ogromny problem z chodzeniem w lewo. Na lonży stawała dęba i nie było mowy o pracy w lewo. Było to spowodowane spięciami w potylicy i plecach, przez odstawianie się. Klacz również przyciskała ludzi do ściany. Z nerwów grzebała nogami o podłoże tak bardzo, że kopyta uległy zniekształceniu. Teraz te wszystkie narowy i nałogi minęły. Klacz tylko przy wychodzeniu na padok jest zdenerwowana. Jest pod stałą opieką fizjoterapeuty i weta. Jest koniem bardzo dominującym w stosunku do koni, jak i ludzi. Jest bardzo energiczna i szalona (zwłaszcza jak nie wychodzi na padok). Nie chorowała. Siodło jest dobrze dopasowane. Zęby w porządku.

 

OCENA TRENERA

Na początek uwaga natury ogólnej: w jeździe konnej – nieważne, czy mówimy o jeździe sportowej, turystycznej czy rekreacyjnym użytkowaniu konia, mamy do czynienia z dwoma żywymi organizmami. O prawidłowej jeździe możemy mówić wtedy, kiedy te dwa odrębne organizmy stanowią jedną parę. Parę zdolną do wspólnego działania. Parę, w której obydwie strony mają do siebie wzajemne zaufanie, a w komunikacji jeździec używa czytelnych i akceptowalnych dla konia sygnałów. Przechodząc do opisanego przypadku trzeba wyraźnie stwierdzić, że szalenie trudno radzić komukolwiek i proponować ćwiczenia mające pomóc w likwidacji jeździeckiego problemu, kiedy nie można ocenić jego skali na drodze fizycznej obserwacji konkretnej pary. Korespondencyjny opis problemu może diametralnie różnić się od stanu faktycznego. Zdiagnozowany w nadesłanej korespondencji problem klaczy z brakiem akceptacji może w istocie oznaczać problem jeźdźca z brakiem równowagi w siodle i rekompensowanie sobie tego braku poprzez kurczowe „trzymanie się” wodzy. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że większość przypadków, kiedy tego typu problemy zgłasza niedoświadczony jeździec, w swojej genezie ma na ogół jego własne błędy.
Nie mając jednak możliwości bezpośredniego kontaktu z daną parą i nie chcąc deprecjonować przysłanych informacji pokażemy w pierwszej części zaproponowanych ćwiczeń, jak powinno się pracować z młodym koniem, którego uczyć będziemy przyjęcia najpierw kiełzna, a później siodła i w końcu jeźdźca na swój grzbiet. W drugiej części wskażemy, jak powinno się postępować w przypadkach, kiedy problemy z akceptacją kiełzna mają konie starsze, już zajeżdżone.

Praca z młodymi końmi to z jednej strony niezwykła przygoda, ale z drugiej bardzo poważna sprawa. Nie chodzi o to, że bywa to bardzo ryzykowne, ale ze względu na bardzo dużą odpowiedzialność spoczywającą na osobie, która przyucza konia do pierwszej styczności z wędzidłem czy siodłem. To, w jaki sposób proces ten zostanie przeprowadzony, ukształtuje danego konia na resztę jego życia i możliwości pracy z człowiekiem na grzbiecie. Ogłowie i siodło to tylko narzędzia, które pomagają jeźdźcowi w komunikacji z koniem i w procesie jego szkolenia. To niezwykle istotny moment w końskim życiu, ponieważ jeśli koń nie zaakceptował tego sprzętu, to nie możemy oczekiwać, by służył on we właściwy i zrozumiany sposób do przekazywania naszych sygnałów. Należy pamiętać, że zaczynając pracę z młodym koniem mamy przed sobą „czystą kartkę papieru”. Od nas zależy, w jaki sposób ją zapiszemy i aby zrobić to poprawnie, absolutnie konieczne jest zrozumienie psychiki i mechanizmu kierującego końmi. Pewnikiem jest to, że konie żyją pamięcią i emocjami. Dlatego tak łatwo zapamiętują przykre, powodujące dyskomfort sytuacje w ich życiu, a to oznacza, że niestety nie da się „wymazać” z pamięci konia złych wspomnień, czy będących ich bezpośrednim skutkiem nawyków. Korygując niepożądane zachowania możemy mu jedynie pokazać „inną drogę” i liczyć, że koń zechce z niej skorzystać. Jest to niezwykle mozolna praca wymagająca ogromnego doświadczenia, cierpliwości, wyczucia i zrozumienia przyczyny powstania problemu. W pracy z młodym koniem warto dać sobie więcej czasu i zamiast forsowania za wszelką cenę określonych zachowań wierzchowca, bez pośpiechu obserwować to, co koń nam oferuje. Dzięki takiej postawie nie popełnimy błędu i nie doprowadzimy do powstawania złych nawyków u konia.

 

 

Lonża na kawecanie, koń w równowadze, w rytmie z opadającą szyją wyraźnie rozluźniony 

 

Młody koń – młody organizm, tę zasadę musimy dobrze zapamiętać.

Zaczynając pracę z takim koniem należy pamiętać, że naszymi działaniami kształtujemy go fizycznie i psychicznie. U konia te dwa aspekty łącza się ze sobą nierozerwalnie. Kiedy uświadomimy sobie, że młode zwierzę zaczynające pracę również tak jak i my odczuwa zakwasy, łatwiej nam będzie właściwie poprowadzić szkolenie. Dobrze jest zacząć pracę od zajęć z użyciem lonży i specjalnego lonżownika, najlepiej używając do tego kawecana lub kantara. Kawecan jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem, ponieważ lonża jest umiejscowiona na kółku na środku kości nosowej, przez co łatwiej można prowokować lekkie ustawienie konia do wewnątrz. Podczas pierwszych prób należy poskromić swoje osobiste ambicje i skoncentrować się na tym, aby młody koń dobrze poczuł się w naszym towarzystwie, z dala od swoich towarzyszy w stadzie. Wymagamy wstępnego poruszania się po kole w stępie i kłusie w obydwu kierunkach, starając się przy tym zachować symetrię pracy w lewo i prawo. Musimy też pamiętać, żeby interwały pracy z koniem nie były zbyt długie. Dopiero wraz z upływającym czasem kilkuminutowe interwały pracy możemy wydłużyć do kilkunastu minut. W przerwach prosimy konia do siebie, do środka lonżownika i spędzamy z nim chwilę, głaszcząc go po całym ciele.

Przez lekki nacisk lonży prosimy o opuszczenie głowy i szyi. Taka pozycja ciała pozwala rumakowi na rozluźnienie. Dzięki temu koń będzie dobrze kojarzył wykonaną pracę i miejsce przenosząc te pozytywne doświadczenia na osobę z nim pracującą oraz miejsce, w którym pracujemy. Widocznym objawem rozluźnienia u konia jest jego mlaskanie, przeżuwanie lub potrząsanie potylicą. Na tym początkowym etapie pracy uczymy konia reakcji na głos, który może być dla nas skutecznym środkiem jako jeździecka pomoc popędzająca i hamująca. Trudno precyzyjnie określić, jak długo należy pracować z ćwiczeniem 1. To bardzo indywidualna sprawa. Dla jednego konia może to potrwać około dwóch tygodni, a dla innego parę miesięcy. Wszystko zależy od wrażliwości konia i jego fizycznych możliwości. Na tym wstępnym etapie dobrze jest utrzymać częstotliwość zajęć co 2 dni.

 

Spędzamy czas z koniem, głaszcząc go zdobywamy zaufanie. fot.: Łukasz Gauza

 

Dzięki temu wierzchowiec, z którym pracujemy, będzie miał możliwość do regeneracji pomiędzy zajęciami. Każda z sesji treningowych nie powinna przekroczyć 30 minut. Dobrze, żeby nie był to dla młodego konia jedyny czas, kiedy przebywa poza swoim boksem. Należy dążyć do zapewnienia młodemu koniowi dostępu do padoku przez jak największą cześć dnia. Ten pierwszy etap pracy z młodym koniem powinien doprowadzić wierzchowca do skupienia jego uwagi na pracującym z nim człowieku, poruszania się w rytmie z zachowaniem równowagi własnej, prawidłowych reakcji na głos lonżującego i zadowolenia z przebywania z człowiekiem.

 


Zapoznajemy konia z nowym przedmiotem poprzez zabawę z czaprakiem,obserwując przy tym reakcje konia (fot.: a, b).
Możemy wspomóc się cukierkiem (fot.: c). fot.: Katarzyna Tuliszka

 

Kiedy możemy przejść do kolejnego etapu pracy z młodym koniem?

Sygnałem gotowości do kolejnego ćwiczenia jest koń chętnie wychodzący z człowiekiem na sesje treningowe z użyciem lonży. Koń, któremu nie przeszkadza dotyk człowieka, który pokazuje szacunek dla niego i prawidłowo reaguje na sygnały głosowe, jest rozluźniony i ciekawy świata. W drugim etapie zaczniemy delikatnie przyzwyczajać konia do tego, że na jego grzbiecie pojawi się coś nowego.

Zaczynamy od czapraka położonego na końskim grzbiecie podczas czyszczenia konia i przygotowania go do pracy na lonży. Jeśli koń nie protestuje, pocieramy go tym czaprakiem całego, począwszy od łopatki przez szyję aż po zad. Kiedy takie działanie nie robi na koniu wrażenia, to możemy dołożyć siodło. Zaczynamy bez popręgu, tak aby poznał i zaakceptował jego ciężar. Przyzwyczajając konia do popręgu można użyć do tego celu samego pasa do lonżowania. Bardzo często jednak nie jest to konieczne, gdy pierwszy etap został prawidłowo i bez wywierania na konia niepotrzebnej presji wykonany. Warto jednak przy dopinaniu pasa do lonżowania lub popręgu rozetrzeć ręką miejsce, gdzie będzie przechodził pas czy popręg, tak aby nie zaskoczyć konia jego obecnością. Na początku zapinamy bardzo delikatnie.  

 

 

 Zakładanie siodła obserwując wyraz końskiego pyska (fot.: d, e).
Przygotowanie do zapięcia popręgu (fot.: f, g).
Siodło lekko dopięte, robimy parę pierwszych kroków (fot.: h).
fot.: Katarzyna Tuliszka


Jeśli nie widać u konia żadnych objawów dyskomfortu, możemy pozwolić sobie na krótki spacer z koniem w ręku. Dosłownie kilka kroków na wprost lub po małym kółku. Z niektórymi końmi można dojść do tego w ciągu jednych zajęć, a z innymi należy rozłożyć to na parę lekcji. Pamiętać ejdnak trzeba, że to koń wytycza granice i decyduje, kiedy i jak szybko przejdziemy przez każdy etap pracy. Ważne jest obserwowanie jego reakcji na to, co oferujemy.

 


 

Praca na lonży z siodłem bez strzemion (fot.: a).
Pierwsze kłusy z widocznym usztywnieniem (fot.: b).
Młody koń zaczyna odnajdywać równowagę i rozluźnienie (fot.: c). fot.: Katarzyna Tuliszka

 

Gdy zakładanie siodła i lekkie dopięcie popręgu nie sprawia problemu, można przejść do pracy na lonży z siodłem.

Zaczniemy ten etap korzystając z siodła z wypiętymi puśliskami, czyli bez przyczepionych do niego strzemion. Nie ma potrzeby ryzykować zsunięcia się strzemienia z puśliska i uderzanie nim w koński bok. Przed rozpoczęciem pracy podpinamy z umiarem popręg, tak aby siodło było stabilne na końskim grzbiecie. Zbyt mocne podpięcie popręgu byłoby poważnym błędem. Na tym etapie pracy może pojawić się lekkie brykanie konia. Młode konie reagują tak, kiedy po raz pierwszy odczuwają w ruchu podpięty popręg. Nie należy się tym denerwować. To normalna reakcja, która w ciągu dwóch czy trzech lekcji powinna minąć. W dalszym ciągu dobrym rozwiązaniem pozostaje kawecan. Celem tego etapu pracy jest osiągnięcie tak samo rozluźnionego i zrelaksowanego konia jak D w ćwiczeniu 1, tyle że z siodłem na grzbiecie.

 


 

Obtoczone w cukrze wędzidło zachęca konia do jego brania (fot.: a).
Dążymy do tego aby koń sam brał kiełzno (fot.: b).
Lekko zapięty zwykły nachrapnik (fot.: c). fot.: Katarzyna Tuliszka

 

Kiedy koń chętnie wychodzi z nami na sesje treningowe, jest podczas nich rozluźniony i prawidłowo reaguje na wszystkie nasze sygnały mając na grzbiecie siodło, to znak że pora na kolejny krok w jego szkoleniu. Będzie nim nauka brania kiełzna, czyli zwykłego wędzidła.

Na tym etapie nadal pracujemy z lonżą przypiętą do kawecanu lub kantara. Preferowane wędzidło to podwójnie łamane o średniej grubości ścięgierza.
Ważne jest, żeby dobrać długość ścięgierza indywidualnie dla każdego konia. Dobrze jest też unikać wędzideł o skrajnych wymiarach średnicy na zewnętrznych końcach ścięgierza. Zanim przystąpimy do pracy nie zapomnijmy uzbroić się w kawałki pokrojonego jabłka lub cukierki dla koni.
Naszym celem jest osiągnięcie tego, żeby koń sam sięgał po wędzidło, a nie miał je wpychane na siłę do pyska. Pierwszym etapem w tym ćwiczeniu jest masowanie dziąsła w bezzębnej części żuchwy, czyli miejsca, gdzie będzie spoczywało wędzidło. Dzięki temu koń nie będzie się czuł zaskoczony faktem, że będziemy mu otwierać pysk i wkładać do niego obcy przedmiot.

Na zakończenie zawsze dajemy nagrodę, czyli kawałek jabłka, cukierka lub kawałek marchewki. To nie tylko pozytywne wzmocnienie, ale również pretekst dla konia do przeżucia, co powoduje dodatkowe rozluźnienie.

Każdemu zakładaniu młodemu koniowi ogłowia z wędzidłem powinno towarzyszyć podanie kawałka jabłka. Ogłowie, na początek bez wodzy, należy zakładać bardzo łagodnie. Jest kilka „sztuczek”, które ułatwią zadanie, czyli przyjęcie przez młodego konia wędzidła. Można na przykład namoczyć wędzidło w miodzie lub w wodzie i obtoczyć cukrem. Możemy wtedy liczyć na to, że koń będzie przekonany o tym, że wędzidło to całkiem przyjemna sprawa. Oczywiście w większości przypadków pierwszy kontakt z kiełznem w pysku jest dla młodego konia czymś bardzo dziwnym. Nie powinien nas dziwić fakt, że koń będzie się starał pozbyć dziwnego i obcego przedmiotu z pyska. Wielu ludzi uważa, że wędzidła smakowe są bardzo dobrym rozwiązaniem w przypadkach nauki konia przyjmowania kiełzna. Jednak wędzidła te prowokują konie do przygryzania kiełzna, co nie jest pożądane.
W przypadkach kiedy do pracy na lonży dalej będziemy używać kawecana, wypinamy z ogłowia nie tylko wodze, ale również nachrapnik. Pracujemy na lonży we wszystkich podstawowych chodach konia. Kiedy osiągniemy stan, w którym nasz podopieczny utrzymuje rytm i równowagę z możliwie obszernym wykrokiem we wszystkich chodach, nie napina się podczas zakładania siodła i nie ucieka z głową w górę przy próbie zakładania ogłowia, możemy uznać, że ten etap pracy jest już za nami i zrobić kolejny krok.

 


Uczymy konia właściwej reakcji na nacisk, czyli ustępowania od nacisku.
Gdy osiągamy pożądaną reakcję koniecznie kończymy działanie bodźca (nacisku). fot.: Katarzyna Tuliszka

 

Dzięki pracy, jaką wykonaliśmy wspólnie z koniem z uwzględnieniem czasu, jaki potrzebował na naukę w poprzednich ćwiczeniach, mamy na lonży konia z opadającą szyją, rozluźnionego z siodłem na grzbiecie i wędzidłem w pysku.

W kolejnym etapie nauczymy go reakcji na nasze sygnały, w tym reakcji na nacisk. Zanim jednak do tego dojdziemy, dołożymy kolejny element końskiego rzędu – strzemiona. Jeśli wykonane są one z tworzywa sztucznego i dzięki temu są stosunkowo lekkie, to można sobie pozwolić na pracę na lonży w stępie i kłusie z opuszczonymi strzemionami. Jeśli jednak dysponujemy wyraźnie cięższymi strzemionami wykonanymi z metalu, to należy uważać, aby nie wystraszyć nimi konia. Mogą one po prostu zbyt mocno obtłukiwać boki rumaka. Kiedy koń bez ekscytacji będzie poruszał się na lonży w stępie i kłusie ze swobodnie zwisającymi na puśliskach strzemionami, możemy przejść do zasadniczej części tego ćwiczenia. Szkolenie to polega na wywołaniu pożądanej reakcji konia na nacisk, czyli na ustąpieniu od nacisku. Zaczynamy od pracy w ręku. Naciskamy ręką na bok konia w miejscu, gdzie powinna być łydka jeźdźca i pozwalamy, żeby koń ustąpił od tego nacisku odsuwając się w bok. Jeśli tak zrobi, nagradzamy konia smakołykiem i nie ponawiamy nacisku. Jeśli koń nie odpowie ustąpieniem lub ustąpienie będzie zbyt małe, to ponawiamy bodziec i naciskamy koński bok ponownie. W ćwiczeniu tym wykorzystujemy reakcję konia na wygodę i niewygodę. Niewygodą jest każdy sygnał wysyłany przez człowieka, wygodą zaś brak sygnału. Podczas pracy w ręku uczymy konia ustępowania pod wpływam nacisku ręki w bok lub do tyłu, pamiętając o nagrodzie za dobrze wykonaną odpowiedź na sygnał i zaprzestanie bodźca.

 


Oswajamy konia z obecnością drugiej osoby (fot.: a).
Lekkie przewieszanie (fot.: b).
Jeździec dotyka konia w różnych miejscach (fot.: c).
Pierwsze kroki na małym kole (fot.: d).
Pierwszy dosiad (fot.: e). fot.: Katarzyna Tuliszka

 

Kiedy koń zaakceptował już ciężar samego siodła, przyjął bez walki ogłowie z wędzidłem oraz nauczył się prawidłowej reakcji na wywierany na niego nacisk, pora by przyzwyczaił się i zaakceptował również ciężar jeźdźca.

To właśnie zadanie będzie motywem wiodącym w kolejnym ćwiczeniu. Ćwiczeniu, w którym nie będziemy jeszcze korzystać z wodzy. Warto przy tym pamiętać, że największą rolę w tym procesie odgrywać będzie osoba, która od początku pracowała z koniem z ziemi. To do niej koń ma największe zaufanie. Dlatego nie powinno się zmieniać lonżującego na pierwsze dosiady jeźdźca. Czas i tempo potrzebne do wykonania tego ćwiczenia uzależnione są od wielu czynników osobniczych konia, jak również od wielu zewnętrznych uwarunkowań. Najważniejszym jednak jest fakt, aby nie doprowadzić do powstania napięcia u konia. Zaczynamy więc nieco zachowawczo i ostrożnie od przewieszania się przez konia. W kolejnych podejściach po wstępnej akceptacji ciężaru przewieszonego przez siodło człowieka zaczynamy stopniowe wsiadanie na konia. Przy każdej z kolejnych prób należy cały czas obserwować pysk konia. To właśnie w tym miejscu pojawią się u konia pierwsze oznaki mówiące o stresie i braku zrozumienia dla naszych działań. Jeśli do tego dojdzie, należy się wycofać z podjętego działania, uspokoić konia, zrobić kilkuminutową przerwę na spacer w ręku i ponownie podjąć kolejną próbę. Zawsze lepiej jest zrobić w danej chwili o jeden krok mniej niż o pół za dużo. Dlatego podczas pierwszej próby z jeźdźcem lepiej jest ograniczyć się tylko do kilkukrotnego przewieszania się i zakończenie na tym pierwszej sesji ćwiczenia z ciężarem jeźdźca. W następnych sesjach treningowych możemy posuwać się o krok dalej. Za każdym jednak razem trzeba działać z rozwagą i szacunkiem do wrażliwości konia. Gdy jeździec może kilkukrotnie swobodnie wsiąść i zsiąść z konia w stój, zaczynamy pracę w kontrolowanym ruchu. Na początek prowadzimy konia kilka kroków stępem na wprost i zatrzymujemy. Potem dokładamy niewielkie koła. Początkowo w jedną stronę, a później w drugą. Do ćwiczenia tego przystępujemy zawsze po uprzednim lonżowaniu konia. Nie należy się śpieszyć. Sesje treningowe tego etapu dobrze jest robić co drugi dzień. Dzień bez pracy młody koń powinien spędzić na padoku. Ćwiczenie 6 możemy uznać za zaliczone, kiedy koń będzie wykonywał wszystkie jego etapy bez stresu i oporu oraz pozostanie rozluźniony.

 


Zaczynamy od lonży w stępie na małym kole. Jeździec dla większego komfortu może delikatnie trzymać
w dłoniach pasek lub sznurek założony na końskiej szyi. fot.: Katarzyna Tuliszka

 

Kiedy osiodłany wraz z założonym ogłowiem (wraz z kiełznem) koń bez buntu akceptuje ciężar człowieka, możemy powoli przejść do jazdy na lonży z jeźdźcem na grzbiecie, ale w dalszym ciągu bez założonych wodzy. Zakładamy też, że koń po prawidłowo przeprowadzonym etapie lonżowania powinien doskonale reagować na głos lonżującego. Jeżeli prawidłowo przepracowaliśmy poprzednie ćwiczenia, koń nie powinien na tym etapie wykazywać nieprzewidywalnych wyskoków czy bryknięć.

Zaczynamy więc od lonży w stępie na małym kole. Jeździec dla większego komfortu może delikatnie trzymać w dłoniach pasek lub sznurek założony na końskiej szyi. Warto jednak postarać się, żeby osoba dosiadająca młodego konia charakteryzowała się doskonałym dosiadem w równowadze, miękkością i opanowaniem. Podczas pracy w stępie jeździec powinien zacząć przyzwyczajać konia do ruchów, jakie będzie wykonywał podczas anglezowania w kłusie. Kiedy koń to zaakceptuje, można poprosić konia o kilka kroków w kłusie i ponownie przejść do stępa. Nie żądajmy od konia od razu ciągłego kłusa. Lepiej dać mu się przyzwyczaić do nowych okoliczności. Dobrze jest, jeśli jeździec w pierwszych krokach kłusa jedzie w dosiadzie odciążającym, czyli w postawie z lekko pochylonymi ramionami, pośladkami lekko uniesionymi nad siodłem oraz nogi amortyzującymi ruch konia.

 


Praca bez wodzy. Uczymy reakcji popędzających i hamujących przy pomocy głosu lonżującego i dosiadu jeźdźca (fot.: a).
Coraz lepsza równowaga i rozluźnienie pod jeźdźcem (fot.: b). fot.: Katarzyna Tuliszka

 

Jeśli młody wierzchowiec, którego przyuczamy do dalszej pracy, dobrze znosi pracę na lonży z jeźdźcem na swoim grzbiecie i nie stanowi dla niego problemu praca w kilku krokach kłusa, możemy pokusić się o dołożenie jazdy w kłusie po dużym kole. Osoba lonżująca może wypuszczać stopniowo lonżę aż do uzyskania pracy na całej jej długości. Kiedy to osiągniemy, przystępujemy do kolejnego etapu ćwiczenia 8, czyli do wykonania przejść stęp-kłus i stęp-stój.

W tym celu, przy przejściach w górę, jeździec wraz z głosem lonżującego powoli zaczyna używać pomocy popędzających, czyli łydek do aktywizowania konia. Podobnie przy przejściach w dół używa dosiadu wstrzymującego, gdy chcemy zmienić kłus na stęp i stęp na zatrzymanie. Konie bardzo szybko i chętnie się tego uczą. Dobrze wykonana praca pozwali w późniejszych etapach na ograniczenie działania wstecznego ręki na wędzidło. W trakcie kolejnych sesji treningowych staramy się osiągnąć w przejściach coraz większą rolę jeźdźca. Pamiętajmy, że w ćwiczeniu 8 koń dalej porusza się z wędzidłem w pysku, ale bez wodzy.

 


Zaczynamy od rytmicznej jazdy do przodu bez wodzy (fot.: a).
Jeździec trzyma wodze i sznurek w dłoniach, aby zapobiec cofaniu rąk (fot.: b).
Koń gotowy do jazdy bez lonży (fot.: c).
Po dobrej pracy nieśmiała pianka w pysku to dowód akceptacji kiełzna i ręki (fot.: d, e). fot.: Katarzyna Tuliszka

 

Kiedy młody koń pracując pod jeźdźcem na lonży porusza się stabilnie, w równowadze, z zachowaniem rytmu, bez napięć i z opadającą szyją świadczącą o rozluźnieniu, możemy uznać, że pora na kolejne ćwiczenie.

Ćwiczenie, w którym do kiełzna dopniemy wodze, których drugi koniec będzie trzymany przez dosiadającego konia jeźdźca. W tym momencie trzeba szczególnie podkreślić jak ważne jest, żeby osoba ta dysponowała nienaganną równowagą w siodle i nie miała żadnych problemów z jazdą w odciążającym końskie plecy półsiadzie. Trzeba też sobie w tym momencie wyraźnie uzmysłowić jedną z tajemnic jazdy konnej. Kontakt nie jest tym, co BIERZEMY od konia lub wymuszamy poprzez siłowe rozwiązania, tylko tym, co nam koń OFERUJE przez dobrą jazdę do przodu, do miękkiej, delikatnej ręki jeźdźca. Długość wodzy powinna być dostosowana indywidualnie do konia, tak aby dawała mu możliwość swobodnego wyciągnięcia szyi. Pilnować trzeba tego, żeby wodze nie były luźne, by w rytm kłusa nie szarpały poprzez wędzidło końskiego pyska. Ręka jeźdźca powinna amortyzować ruch skaczących wodzy oraz poruszać się w rytmie, jaki wykonuje głowa i szyja konia. Naszym celem jest, aby koń polubił rękę jeźdźca. Z tego powodu przez pierwsze sesje treningowe nie używamy wodzy jako pomocy wstrzymujących. Staramy się, żeby nasza ręka nigdy nie działała wstecznie. Ponieważ koń w poprzednich ćwiczeniach nauczył się reakcji na głos lonżującego, przejścia w dół aż do zatrzymania bez użycia wstrzymującego działania wodzy nie są problemem. Dzięki temu możemy liczyć, że w efekcie tego ćwiczenia uzyskamy konia, który chętnie podąża za dłońmi jeźdźca, czyli poszukuje lekkiego oparcia na wodzy. Kiedy to osiągniemy, możemy pokusić się o rozpoczęcie pracy bez lonży. Tak przygotowany koń ufnie będzie podążał w kierunku, który wskaże mu ręka jeźdźca. Nie ma potrzeby zapinania mocno nachrapnika czy paska skośnika. Tego typu dodatkowe przedmioty służą bardziej do maskowania problemów niż do ich naprawiania. Lekko zapięty klasyczny nachrapnik plus wrażliwa, subtelna ręka jeźdźca w zupełności wystarczą do tego, żeby nasz młody koń zrozumiał działanie i zaakceptował wędzidło.

 


Efekt ciągnącej ręki (fot.: a).
Jazda do przodu do ręki płynącej wraz z ruchem szyi.
Koń odzyskuje zaufanie i szuka pozycji w dół z nosem do przodu (fot.: b). fot.: Katarzyna Tuliszka

 

Wpoprzednich ćwiczeniach pokazaliśmy, jak powinno wyglądać nauczenie konia akceptacji siodła, kiełzna i ciężaru jeźdźca oraz działanie jego delikatnej i czułej ręki. Co jednak zrobić, kiedy ktoś popełnił na tym etapie końskiej edukacji kardynalne błędy?

Kiedy starszy koń ma problemy z kontaktem, a wszystkie przyczyny zdrowotne zostały wykluczone, sprzęt mamy dobrze dopasowany? W skrócie mówiąc, powinniśmy nasze działania ukierunkować na polubienie przez konia naszej ręki. Należy przy tym pamiętać, że nie ma sensu na siłę opuszczać głowy konia. Po pierwsze dlatego, że nic, co na siłę zostało zrobione, nie jest trwałe. Kluczem do porozumienia jest dobry kontakt, który przez subtelną rękę jeźdźca doprowadza do tego, że koń podąża w dół za delikatną i czułą ręką jeźdźca. Dlatego próbę poradzenia sobie z sytuacją opisaną przez czytelniczkę należy rozpocząć od jazdy z rękoma opartymi na grzebieniu szyi, tuż nad kłębem. Długość wodzy należy indywidualnie ustalić w dostosowaniu do długości szyi. Ciężar wodzy to maksimum „2 kostki masła”, czyli około 0,5 kg. Jazda z takim ustawieniem ma za zadanie pomóc wierzchowcowi w zrozumieniu intencji jeźdźca i odzyskaniu zaufania do niej, a jeźdźcowi w podążaniu jego ręki za ruchem szyi konia. Pracę zaczynamy spokojnie od stępa, by po chwili przejść do kłusa i później do galopu, gdzie odbędzie się zasadnicza praca. W galopie bowiem koń wykonuje największy potakujący ruch szyją. Ustawiając ręce tak jak w opisie powyżej mamy szansę poczuć, jak bardzo musimy podążać za tym ruchem, aby dać koniowi komfort w poruszaniu się do przodu bez ruchu przeciwstawnego naszych dłoni. Dla jeźdźca z wyczuciem wystarczy kilka kółek takiego galopu, by to ustalić. Większość koni przy takiej jeździe zaczyna instynktownie wyrażać chęć schodzenia z szyją w dół. Jest to doskonały moment, aby otworzyć palce u rąk i pozwolić, by szyja opadła. W ten prosty sposób uczymy konia podążania za oddającą wodzą w dół i przekonujemy go, że kontakt nie musi oznaczać bólu i w odpowiedzi na niego usztywnienia konia. Niezwykle istotne jest, żeby w tej pracy nie zakładać, że tylko niskie ustawienie końskiej głowy i szyi jest celem samym w sobie. Takie założenie byłoby poważnym błędem. Naszym celem jest to, aby koń przyzwyczaił się do delikatnej i czułej ręki bez względu na to, gdzie ma aktualnie ustawioną głowę. Nie da się określić z góry, jak szybko może przebiegać ten proces. Zależeć to będzie od wielu czynników, jak również od osobniczych cech każdego konia. Jedno jest pewne, że w tej pracy człowiek musi wykazać się olbrzymimi pokładami cierpliwości i konsekwentnego działania. Pewne jest również i to, że może się jej podjąć tylko taki jeździec, który dysponuje dużym doświadczeniem, nieskazitelną równowagą w siodle i niezależną od ciała delikatną i czułą ręką.

 

PODSUMOWANIE:

Problemem analizowanym w tej Klinice Świata Koni jest zgłoszony przez Czytelniczkę brak akceptacji kiełzna, czyli problemy z pracą konia z zachowaniem kontaktu. Warto powiedzieć sobie wobec tego, czym jest kontakt. Jak już mówiliśmy w ćwiczeniu 9 kontakt jest tym, co koń nam oferuje lekko opierając się na wędzidle. Nie jest to więc coś, co możemy wymusić na koniu za pomocą siłowych rozwiązań lub stosując całą masę przeróżnych „patentów”. Z pojęciem kontaktu nierozerwalnie związana jest dobra, miękka i czuła ręka jeźdźca. Możemy nawet pokusić się o stwierdzenie, że kontakt jest dla jeźdźca sztuką oddawania, a nie jak pewnie dużo niedoświadczonych jeźdźców sądzi – sztuką skracania wodzy. Większość ćwiczeń w tej Klinice Świata Koni poświęciliśmy pracy z młodym koniem, który po raz pierwszy poznaje, co to jest siodło, ogłowie z kiełznem i ciężar jeźdźca. Po raz pierwszy spotyka się z ich oddziaływaniem na jego równowagę w ruchu i po raz pierwszy uczy się prawidłowych odpowiedzi na przekazywane mu sygnały. Pozornie może się to wydawać mało przydatne w opisanym w korespondencji do redakcji przypadku, ale tylko pozornie. Nie mając możliwości oceny w świecie rzeczywistym konkretnej pary nie można wskazać konkretnych ćwiczeń, które właśnie tej parze pomogą w opisanym przypadku. Pierwsze 9 ćwiczeń są wzorcem, do którego trzeba będzie sięgnąć, kiedy spokojna i konsekwentna praca z ćwiczenia 10 nie będzie przynosić poprawy. Zdecydowanie jednak odradzamy samodzielną pracę w takim przypadku. Unikając błądzenia na ślepo szukając ćwiczenia (z zakresu 1–9), do którego należy wrócić w pracy z koniem, który ma problemy z akceptacją kiełzna, nie unikniemy kontaktu z doświadczonym szkoleniowcem, który prawidłowo odnajdzie i oceni źródło problemu. Ponadto nie ma się co oszukiwać, korekty koni już popsutych może dokonywać jedynie bardzo dobrze wyszkolony jeździec, dysponujący odpowiednim doświadczeniem, doskonałym dosiadem, wyczuciem i delikatną oraz niezależną od swojego ciała ręką. Oczywiście każda z osób jeżdżących konno zapewne chce jeździć na koniach jak najlepiej. Jednak nie można poprzestać na samych chęciach. Trzeba pracować nad sobą, doskonalić swój warsztat jeździecki, tak aby nie sprawiać dyskomfortu koniom, na których jeździmy. Konie potrzebują i lubią się ruszać oraz pracować. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że ostatecznie to nie one wybrały swój los. To nie one podjęły decyzję, że będą nas wozić na swoim grzbiecie. Dlatego to do nas należy obowiązek dbania o ich komfort psychiczny i fizyczny. W ćwiczeniach od 1 do 5 i nawet dalej cały czas doskonaliliśmy pracę na lonży. To jest proces, który wzmacnia konia, buduje jego kondycję i mięśnie grzbietu, co pozwala lepiej przyjąć ciężar jeźdźca. Rytm, o którym mowa, to właściwy dla naszego konia sposób poruszania się w takcie, bez śpieszenia, możliwie obszernym wykrokiem. Gdy uda nam się osiągnąć ten stan, zauważymy u konia również pięknie opadającą szyję. Jest kilka poważnych powodów, dla których w podanych ćwiczeniach nie zaproponowaliśmy żadnego wypięcia. Po pierwsze, pracując z końmi, które dopiero od niedawna nauczyły się trzymania wędzidła w pysku, możemy za pewnik przyjąć, że taki koń nie rozumie roli nacisku wędzidła na żuchwę. W związku z tym założenie na tym etapie jakiegokolwiek wypięcia spowoduje późniejsze problemy z przyjęciem kontaktu. Po drugie, wypięcie konia w jednej pozycji i lonżowanie go na kole ok. 30 min nie jest niczym twórczym. Wyobraźmy sobie, że idziemy na siłownię lub aerobik, a tam trener każe nam ćwiczyć w jednej pozycji przez 30 minut. Z pewnością bylibyśmy niezadowoleni z takiego treningu i na kolejny poszukalibyśmy innej siłowni. Niestety konie takiego komfortu wyboru nie mają. W 98% pracy z młodymi końmi ładne rozluźnienie i opadającą szyję jesteśmy w stanie osiągnąć bez używania wypięcia i jest to pozycja prawdziwa, zaoferowana nam przez konia, a nie wymuszona przez nas przy pomocy wypięcia. Wyjątkowe sytuacje pojawiają się przy pracy z końmi o złej budowie. Na przykład z końmi o wysoko osadzonej szyi. W takich przypadkach można użyć czambonu, aby pokazać kierunek. Dlatego autorce informacji przesłanej do redakcji proponujemy odstawienie na trochę czambonu. Przynajmniej do czasu odbycia konsultacji z kimś bardziej doświadczonym. Należy pamiętać, że wszelkie patenty powinny służyć do tego, aby łatwiej wytłumaczyć, szczególnie koniom do korekty, o co nam chodzi. Wytłumaczyć na tyle skutecznie, żeby w dalszej pracy patent ten nie był nam potrzebny.

 

Opracowanie: Sławomir Dudek
fot. Katarzyna Tuliszka i Łukasz Gauza