Jak można przeczytać na stronie internetowej Ministerstwa Sportu i Turystyki „U podstaw powstania nowej strategii Ministerstwa Sportu i Turystyki leżał przede wszystkim brak satysfakcjonującego wyniku na IO w Atenach, Pekinie i Londynie. Jednak nie tylko wyniki brane były pod uwagę. Kolejnymi przesłankami do przeprowadzenia reform w polskim sporcie stały się m.in. niezmienne, historyczne rozdzielanie środków budżetowych, brak systemu nagradzania prężnie rozwijających się sportów a finansowanie sportów, w których od lat trwa stagnacja, brak wyodrębnionej odpowiedzialności za wynik uniemożliwiający wyciągnięcie odpowiednich konsekwencji tam gdzie zawiódł czynnik ludzki a także brak skutecznego szkolenia oraz systemowych rozwiązań stosowanych w sporcie młodzieżowym.

     Nie wdając się w specjalne analizy nowej koncepcji warto powiedzieć, że sporty olimpijskie zostały w niej podzielone na cztery grupy. Pierwsza z nich „złota” to sporty strategiczne w promocji Polski na międzynarodowych arenach z wynikami uzyskiwanymi w ostatnich 3 – 4 IO czy MŚ, pokazującymi siłę naszego kraju i ponadto „posiadające dobre zaplecze organizacyjne (bazę treningową, kadrę trenerską, dobrze zorganizowany pzs), oraz duży potencjał w kadrze zawodniczej, tak w kategorii seniorów, jak i młodszych kategoriach wiekowych.

W grupie tej znalazły się:

  • kajakarstwo
  • kolarstwo
  • lekkoatletyka
  • narciarstwo
  • pływanie
  • podnoszenie ciężarów
  • wioślarstwo
  • zapasy
  • żeglarstwo.


     Kolejną grupą nazywaną „srebrną” są sporty, które według Ministerstwa Sportu i Turystyki są dla promocji Polski ważne, czyli „sporty o dużych tradycjach, ale mniejszym zasięgu, w przeszłości charakteryzowały się dużą skutecznością w rywalizacji międzynarodowej, mające jednak bardzo wąską wysoko wykwalifikowaną kadrę trenerską (w niektórych przypadkach jej brak), małą liczbę zawodników o wysokim potencjale, również w młodszych kategoriach wiekowych, nieźle zorganizowane, jednak przechodzące w ostatnich latach kryzys tak w odniesieniu do wyników sportowych (wyjątek łyżwiarstwo szybkie i tenis), jak i organizacji procesu szkolenia.

Skład tej grupy to:

  • biathlon
  • judo
  • łyżwiarstwo szybkie
  • strzelectwo sportowe
  • szermierka
  • tenis.


     Trzecią grupą, wyróżnioną kolorem brązowym są sporty uznane za sporty o małym znaczeniu dla promocji naszego kraju, czyli jak podaje pani Minister Joanna Mucha „sporty nieliczące się w rywalizacji międzynarodowej w kontekście walki o olimpijskie medale, nie posiadające tak bogatych tradycji, struktur organizacyjnych i zaplecza jak pzs z grupy złotej i srebrnej, wąskie grono wysoko wykwalifikowanej kadry zarządzającej i szkoleniowej nie pozwala na wiązanie z nimi nadziei na szybki rozwój i wzrost poziomu sportowego, podobnie wąskie grono uzdolnionej młodzieży nie gwarantuje sukcesów w najbliższym czasie, wyjątek może stanowić boks kobiet, jako nowa konkurencja w programie IO, silna konkurencja międzynarodowa; trudne jest osiągniecie wysokiego poziomu na arenie międzynarodowej.

W skład tej grupy zakwalifikowano:

  • badminton
  • boks
  • gimnastyka
  • jeździectwo
  • łucznictwo
  • tenis stołowy.

     Ostatnią grupą, niewartą nie tylko finansowania z budżetu państwa ale i swojego koloru są sporty o minimalnym znaczeniu dla budowania prestiżu RP na międzynarodowych arenach, reprezentowane przez związki „pzs bez większych osiągnięć sportowych w przeszłości (z wyjątkiem pięcioboju nowoczesnego), o słabym zapleczu organizacyjnym (kadra szkoleniowa, zaplecze zawodnicze, infrastruktura treningowa), słabo zorganizowane wewnętrznie, niejednokrotnie z problemami finansowymi wynikającymi z nieumiejętnego korzystania ze środków MsiT.”

W skład tej grupy weszły takie sporty jak:

  • akrobatyka sportowa
  • curling
  • golf
  • łyżwiarstwo figurowe
  • pięciobój nowoczesny
  • sporty saneczkowe
  • taekwondo
  • triathlon.

     No cóż, patrząc na jeździectwo z perspektywy o jakiej wspomina pani Joanna Mucha nie należało chyba oczekiwać rewelacji. Od IO w Moskwie w 1980 roku jeździectwo polskie nie może pochwalić się jakimkolwiek medalem olimpijskim. A i ten Jana Kowalczyka przypomina bardziej kwiatek na kożuchu niż konsekwencję wysokiej pozycji polskich jeźdźców na światowych arenach sportowych. Biorąc pod uwagę fakt, że obecna pozycja polskiego jeździectwa w stosunku do tego sprzed lat 30 jeszcze się obniżyła, nie można się dziwić, że w koszyku sportów strategicznych nie uwzględniono nas.

     Myślę, że nie mamy się o co specjalnie „obrażać” za takie widzenie naszej jeździeckiej pasji przez innych. Choć trudno to pewnie przyjąć ze spokojem – takie są fakty. Potęgą nie jesteśmy i w tej chwili dla nas sam fakt awansu do IO, Finałów PŚ czy udział w ME i MŚ jest sukcesem samym w sobie. Może ocena Ministerstwa Sportu i Turystyki spowoduje, że niektórzy z nas, zbyt optymistycznie patrzący na otaczającą nas rzeczywistość do tej pory urealnią swoje poglądy?
Dla obywatela łożącego na sport ocena ta może być już nie tak optymistyczna.

     Przyjmując jednak z pokorą stan obecny warto zastanowić się co niesie ze sobą wczoraj ogłoszona koncepcja prowadzenia polskiego sportu. Prezes PZJ Łukasz Abgarowicz tak skomentował ten fakt w rozmowie telefonicznej:
Powiem, że nawet się cieszę, że w końcu powstało to opracowanie. Myślę, że zakwalifikowanie nas do „brązowego koszyka” prawdziwie oddaje pozycję polskiego jeździectwa w świecie i jego możliwości z punktu widzenia promocji kraju na poważnych, międzynarodowych imprezach jak IO czy MŚ. Tak jest dzisiaj, ale mam nadzieję, że dzięki pracy i zaangażowaniu przede wszystkim prowadzonego przeze mnie Związku, jak również i całego środowiska, uda nam się przenieść do koszyka srebrnego, a potem i wyżej. Wracając jednak do konkretów, to według moich szacunków konsekwencją przynależności do brązowej grupy będzie spadek wpływów z budżetu państwa na poziomie około 10%. Można na to patrzeć w dwojaki sposób. Z jednej strony to niedużo w porównaniu z innymi związkami, choćby tymi z czwartej grupy. Z drugiej jednak wyrażona w wartości bezwzględnej to jednak spora strata konkretnej sumy złotówek. Są jednak i plusy proponowanego systemu. Proszę sobie wyobrazić, że np. taka dyscyplina jak sumo była dotąd subsydiowana kwotą przekraczającą 300 tysięcy zł. Nie wiem dokładnie ilu sportowców uprawia czynie tą dyscyplinę, kilkudziesięciu czy powiedzmy 100. Nie znam jednak spektakularnych, międzynarodowych sukcesów  tej dyscypliny. Jeśli zestawimy to np. z powożeniem, na które Ministerstwo przewidywało 30 tysięcy złotych, to wydaje mi się, że proporcje są cokolwiek niewłaściwe. To teraz powinno się zmienić. Poza tym, jak już wcześniej mówiłem nasz związek jest w tej sytuacji, że jego budżet budowany jest nie tylko o państwową kasę. Pokaźny w nim udział mają wpływy własne. Sygnalizowałem również to, że nie zamierzamy opierać przyszłości polskiego jeździectwa wyłącznie o wysokość dotacji z Ministerstwa Sportu i Turystyki. I choć nie mogę teraz bardziej rozwinąć tej myśli, zapewniam, że pierwsze realne kroki zostały już poczynione i jestem ostrożnym na razie optymistą co do ich finału. W efekcie końcowym spodziewam się, że 2013 rok jeśli idzie o poziom budżetu będzie w PZJ nie gorszy niż poprzedni, choć zgadzam się ze stanowiskiem, że daleko mu będzie do satysfakcjonującego nas poziomu. Wyraźną poprawę tego zagadnienia trzeba wypracować w toku długofalowej, konkretnej polityki. Proszę więc o odrobinę cierpliwości wzbogaconej choćby niewielkim na początek zaufaniem.”.

     Tyle Prezes PZJ pan Łukasz Abgarowicz. Można by pewnie ponarzekać, że za mało konkretów, że zbyt optymistycznie etc. etc. Wydaje mi się jednak, że pozytywne jest to, że nie usłyszałem w słuchawce głosu oburzenia, że Ministerstwo zepsuło tak misternie ułożony plan sanacji i teraz to już tylko powiesić siodła i ogłowia na kołku nam pozostanie. Zamiast tego usłyszałem, że decyzja pani Joanny Mucha w niczym nie zaskoczyła naszych „sterników”. Niedaleka przyszłość pokaże, czy za słowami kryje się też jakaś treść.

     Chciałbym jednak na moment porzucić samo jeździectwo i konie (ale nie w realnym świecie). W opracowaniu Ministerstwa Sportu i Turystyki przeczytałem między innymi to: „Po podsumowaniu igrzysk w Londynie okazało się, że Polska reprezentacja miała najsłabszy dorobek medalowy spośród reprezentacji liczących powyżej 200 zawodników. Po raz kolejny duża część polskiej ekipy to zawodnicy, którzy odpadli na pierwszym poziomie rywalizacji sportowej (w pierwszej rundzie, eliminacjach, kwalifikacjach do finału). Medale zdobyło 10 polskich zawodników, liczba miejsc od 4 do 8 wyniosła 28, od 9 do 24 – 75, a jeszcze dalej kolejnych 45.
W wielu przypadkach powodem słabego występu polskich sportowców były: błędy szkoleniowe popełnione przez trenerów w trakcie przygotowań i samego startu; brak profesjonalizmu po stronie zawodników; problemy zdrowotne czołowych sportowców; wąska grupa wysokiej klasy zawodników; wąska grupa wysoko wykwalifikowanych trenerów; niski stopień wykorzystania nauki dla celów szkoleniowych (diagnostyka procesu szkoleniowego).
Wszystkie te czynniki wyraźnie wskazywały na potrzebę stworzenia szeroko zakrojonego planu zmian w polskim sporcie.
Nie chciałbym być specjalnie złośliwy, ale tego typu opracowanie można by uzyskać od pracującego społecznie licealisty w dwa lub trzy miesiące od zakończenia IO w Londynie. Tymczasem mamy do czynienia z efektem pracy całej armii wysoko opłacanych z naszych podatków urzędników, specjalistów i ekspertów. Drodzy państwo – góra urodziła mysz!!!
     Z opracowanego przez ten sztab ludzi modelu pracy wynika, że Ministerstwo Sportu i Turystyki nie zajęło się budowaniem nowych źródeł finansowania dla polskiego sportu. Zamiast tego ograniczyło się do rozdziału tego co skapnie z Ministerstwa Finansów, a wcześniej wyciągniętego przez fiskalizm państwowy z naszych kieszeni. Przypomina mi to złote czasy dla ministrów z ery realnego socjalizmu, kiedy to Minister Łączności opracowywał corocznie zasady uznaniowego przyznawania nowych numerów telefonicznych. On się nie zajmował tym jak zwiększyć możliwości tworzenia nowych abonentów. Rozdzielał to co jest.

       Pani Minister Joanna Mucha powiedziała: „Związki sportowe muszą odzwyczaić się od otrzymywania środków finansowych na obecnych zasadach. Finansowanie będzie przeznaczone na wyraźnie i ściśle określone zadania i po spełnieniu określonych warunków. Pierwszym z nich dla części związków będzie opracowanie planu naprawczego. Podatnik polski nie powinien finansować związku sportowego, który nie szkoli młodych, nie ma kadry w żadnej z kategorii juniorskich lub nie ma tam rokujących młodych zawodników, nie przygotowuje wiarygodnego planu szkoleniowego.
Jeden z jej wysoko opłacanych ekspertów, Sebastian Chmara, członek zespołu doradczego Minister Sportu i Turystyki powiedział tak: „Finansowanie i wspieranie wszystkiego oznacza w rezultacie niefinansowanie i niewspieranie niczego. Dlatego Ministerstwo Sportu i Turystyki dokonało klasyfikacji sportów ze względu na ich strategiczne znaczenie. Przy tworzeniu podziału w przypadku olimpijskich związków sportowych brane były pod uwagę m. in. takie kryteria jak poziom sportowy, zasięg, liczba możliwych do zdobycia medali, potencjał zawodniczy, potencjał w kadrze szkoleniowej, poziom organizacyjny pzs, baza szkoleniowa.
     Piękne to i spójne. Ale dlaczego ten system ma dotyczyć tylko sportowców? Czemu to ministrowie nie mieli by się odzwyczaić od tego, że będą opłacani za mierne działania? Za brak kreatywności? Dlaczego wysokie miesięczne apanaże i wszelkiej maści premie i nagrody przez nich pobierane są  całkowicie nieadekwatne do efektów ich pracy?
Bądźmy choć trochę sprawiedliwi i konsekwentni! Wymierzmy pani Minister i jej ludziom taką samą miarką jaką ona mierzy polskim sportowcom.
     Ja w ramach kreatywności podpowiadam pani Minister Joannie Mucha rozwiązanie całkowicie rewolucyjne, które wzbogaci polskie związki sportowe w niespotykany dotąd sposób. I zrobię to zupełnie za darmo. Proszę natychmiast zlikwidować swoje ministerstwo, rozpuścić na zieloną trawkę armię urzędników i doradców bez prawa do jakiejkolwiek odprawy oraz oddać obywatelom wyrywane z ich kieszeni pieniądze stwarzając jednocześnie mechanizm obligujący ich do wpłacenia tych kwot na wybrany przez siebie polski związek sportowy. My sami poradzimy sobie z kontrolą wydatków w naszych związkach sportowych (której do tej pory żadem minister nie realizował). Jestem pewien, że dzięki temu nastaną „złote” czasy dla polskiego sportu. Że na sukcesy na miarę naszych oczekiwań nie będziemy musieli zbyt długo czekać.