Zapraszamy wobec tego na rozmowę z zawodnikiem polskiej czołówki skoków przez przeszkody odbytą przed jego startem w sobotnim konkursie DR lubelskich zawodów. W zaciszu przedziału socjalnego swojego koniowozu Jarosław Skrzyczyński podzielił się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat zawodów rozgrywanych w Lublinie i tych mających się rozegrać w Warszawie. Zdradził swoje plany nie tylko na najbliższą przyszłość ale także pokazał chyba w nowym świetle kilka spraw związanych z polskimi skokami. Być może dzięki temu szczeremu wyznaniu wielu z nas spojrzy w nowy sposób na stare tematy. Może dzięki tej rozmowie uda się nam zrozumieć mechanizmy rządzące nie tylko polskim jeździectwem.

 

Czego oczekuje Pan po starcie w zawodach CSI2* Cavaliada Lublin 2013?

Przede wszystkim chciałbym sprawdzić mojego konia Crazy Quick. Wydaje mi się, że będzie to dobry koń na Dużą Rundę. To będzie dla niego pierwsze doświadczenie w takich konkursach. Myślę, że wszystko będzie dobrze, ale z końmi zawsze jest jakiś pierwiastek niewiadomej. Przyjechałem do Lublina z trzema końmi. Można powiedzieć, że trzema młodymi końmi. Dwa pokazały się z dobrej strony a niedługo przekonamy się jak pójdzie trzeciemu (Crazy Quick).

Po lubelskim turnieju czeka mnie podroż do domu, zmiana koni i kolejna podróż, tym razem do Warszawy, na trzeci turniej Cavaliady.

 

Czego wobec tego oczekuje Pan po zawodach rozegranych w hali warszawskiego Torwaru?

Do Warszawy zabieram jak powiedziałem zupełnie inne konie. Dwa starsze, Balouzino i Zazou HBC, które pozwolą mi, mam nadzieję, na powalczenie. Trzecim koniem będzie Chronos 27 i mam nadzieję, że wejdzie on udanie w większe konkursy. Jednak to ta pierwsza dwójka weźmie na siebie główny ciężar walki o być może zakwalifikowanie się do Finału Pucharu Świata.

 

Pozwoli Pan, że kwestię finałowych zmagań w PŚ zostawimy na dalszy moment naszej rozmowy. Chciałbym poprosić teraz o kilka słów na temat wyjazdu jaki czeka Pana w kolejny weekend.

W sumie to nie potrafię za dużo powiedzieć w tym temacie. Wiem tylko to, że jadę na 4-gwiazdkowe zawody rozgrywane w Niemczech w miejscowości Braunschweig. Są to zawody CSI4* Löwen Classics. Widziałem propozycje i materiały reklamowe tych zawodów i powiem tylko tyle, że są to duże zawody. Jak będzie w Niemczech będę mógł powiedzieć dopiero na miejscu. Zabieram na ten wyjazd konie Crazy Quick, Zazou i Balouzino, czyli moje najlepsze trzy konie. Myślę, że pokażemy się tam całkiem przyzwoicie. Na pewno będziemy walczyć o jak najwyższe miejsca. To obiecuję solennie.

 

Jakie ma Pan plany po niemieckim wypadzie?

Cóż, po powrocie do kraju sezon halowy powoli się będzie kończył. Zostanie do rozegrania Halowy Puchar Polski w Michałowicach i będę się przygotowywał do startów na otwartych hipodromach. Nie wiem jeszcze z jakimi końmi pojadę do KJK Szary, ale mam dobrą stawkę i myślę, że wybiorę te, które pozwolą mi powalczyć o dobry wynik.

 

Jeśli Pan pozwoli to wrócę jeszcze do warszawskich zawodów. Jest Pan jedynym polskim zawodnikiem, który ma szansę na wywalczenie awansu do Finału PŚ. Niegdyś bywało inaczej. Jak Pan może to skomentować?

Istotnie szansa na awans jest. By jednak tak się stało będę musiał naprawdę dobrze pojechać te zawody przez wszystkie dni rywalizacji. Na pewno jest to realne. Rodzi się jednak pytanie dlaczego moi koledzy czy koleżanki nie zgromadzili odpowiedniej ilości punktów by włączyć się do tej walki o awans? Proszę zresztą spojrzeć również na moją sytuację. Przecież gdyby udział w tym finale był moim priorytetem to z pewnością bym przykładał większą wagę do startów dających punkty i pewnie w Warszawie startowałbym z dużo większym dorobkiem punktowym. Mógłbym powiedzmy pojeździć trochę na wschód i postartować w konkursach PŚ. Tam jak wszyscy wiemy czasem wystarczy po prostu być, by wzbogacić swoje konto punktowe.

 

Wygląda więc na to, że udział w Finałach PŚ przestał być priorytetem dla zawodników polskiej czołówki. Dlaczego?

Mechanizm jest prosty. To czysta kalkulacja sportowa. Proszę spojrzeć na to z takiego oto punktu widzenia: nawet jak się nasz zawodnik zakwalifikuje do tych finałów, to co on może tam szukać? To samo dotyczy również i mnie. Po pierwsze nie mam w tej chwili aż tak dobrego konia, na którym mógłbym powalczyć jak równy z równymi o dobre miejsce w klasyfikacji końcowej takiego finału. Mam stawkę dobrych koni, ale dobrych na poziom, na którym startujemy my jako Polacy. Czyli na poziom 3. gwiazdek. Zresztą, tak teraz myślę, że moje konie może i by mogły podołać takiemu wyzwaniu, ale mówiąc szczerze mnie brakuje odpowiedniego objeżdżenia w takich dużych zawodach. System pucharowy pozwala zawodnikom z naszej ligi kwalifikować się do finałów w startach na poziomie 3. gwiazdek. Czasem czterech, ale na te zawody jest nam Polakom niezmiernie trudno się dostać. Tymczasem finały są zawsze rozgrywane na poziomie 5 gwiazdek. Tu nie chodzi o to, że teraz się uskarżam i próbuję zawczasu wytłumaczyć ewentualny słaby wynik gdyby mi się udało zakwalifikować do finału. Chciałbym po prostu wszystkim sympatykom skoków w Polsce pokazać pewien mechanizm. Proszę mi wierzyć, różnica między zawodami 3 i 5-gwiazdkowymi jest kolosalna. To prawdziwa przepaść. Pierwsza kwestia to poziom technicznej trudności stawianych 5-gwiazdkach parkurów. Już sama wysokość robi wrażenie. Dodajmy jeszcze do tego pozostałe elementy jak dystanse i najazdy. Drugim elementem jest stawka startujących zawodników. Co by ktoś nie mówił, to start w gronie najlepszych zawodników na świecie to duże i stresujące przeżycie. Człowiek wtedy naprawdę bardzo, ale to bardzo chce się pokazać z jak najlepszej strony. To usztywnia i na ogół prowadzi do głupich, prostych błędów.

 

Dlaczego wobec tego będzie Pan się starał zakwalifikować do tych finałów podczas startu w Cavaliadzie Warszawa 2013?

Sprawa wygląda tak, że będę się starał zakwalifikować do finału i jeśli tak się stanie to tam pojadę. Chcąc jednak być uczciwym nie mogę obiecać, że osiągnę tam jakiś spektakularny wynik. Jak mówiłem - mnie i moim koniom brakuje objeżdżenia na takim poziomie jak tam się będzie jeździło. Gdym powiedzmy przez rok mógł startować na poziomie 4. i 5. gwiazdek, wtedy myślę, że oczekiwania na dobry wynik i podjęcie realnej walki z najlepszymi byłoby w moim zasięgu. W sytuacji takiej jaka jest, pojadę tam ciułać kolejne doświadczenia. Tak to wygląda.

 

Jak Pan wobec tego widzi możliwość przełamania tej bariery niemożności?

Nie mam jakiejś gotowej recepty. Wątpię czy ma ktokolwiek. Wydaje mi się jednak, że w PZJ powinien być ktoś, kto będzie załatwiał starty dla członków kadry na takich zawodach jak mówiłem. Nawet powiedzmy ograniczmy to na początek do 4. gwiazdek dla 2 – 3 zawodników. Po pięciu, dziesięciu takich startach musi przyjść lepszy wynik naszych jeźdźców w startach indywidualnych i drużyny. Pewnie na początku trzeba by korzystać z instytucji stolika sponsorskiego czy jakiś umów zawartych pomiędzy federacjami, ale po tym jak zaczniemy być wyżej notowani powinni nas już dopuszczać bez tych metod. Moim zdaniem moglibyśmy wtedy oczekiwać postępu i sukcesów na dużych imprezach.

 

Jak dobrze rozumiem, to PZJ powinien zapewnić powiedzmy trzem zawodnikom Kadry 10 startów w zawodach 4-gwiazdkowych w ciągu roku, korzystając z możliwości jakie daje stolik sponsorski. Skąd jednak brać na to środki finansowe w dobie wieszczonego powszechnie kryzysu finansowego Związku?

Nie wiem. Ja jestem od pracy z końmi i startów na nich. Staram się to robić najlepiej jak potrafię. Być profesjonalistą w tym co robię. Niech inni postępują podobnie. Skoro wzięli na swoje barki jakieś zadania, to niech się z nich wywiążą. Ja nie oczekuję od prezesa czy zarządu PZJ by mi szukali koni, mówili jak mam z nimi pracować, pomagali w prowadzeniu mojej stajni. Ja robię swoje. Znam się na tym chyba nie najgorzej i sam zdecydowałem, że chcę to robić. Oczekuję, że inni będą podchodzili do swojej pracy podobnie.

 

Odejdźmy może od tych ogólnych tematów wracając do Pana osoby. Jakie ma Pan plany i oczekiwania od sezonu startów na otwartych hipodromach?

Nie mam jakiś konkretnych planów czy celów związanych ze startami w sezonie otwartym. Jest oczywiście start w ME rozgrywanych w Danii, ale jeszcze za wcześnie żeby stawiać jakieś konkretne cele typu minimum czy maksimum związane z tym startem. Kwalifikację do ME już mam. Ma ją zresztą jeszcze kilku polskich zawodników. Niemniej jednak chciałbym zakwalifikować się w tych zawodach do 30-ki, a może nawet do finału. To byłby myślę super.

 

W jaki sposób wobec tego będzie się Pan przygotowywał do tego startu?

No cóż, jest ułożony ramowy plan startów zawierający udział zawodników Kadry Narodowej w zawodach rangi 4 czy 5 gwiazdek na wschodzie. Są to zawody w Kijowie, powinniśmy też pojechać na 5 gwiazdek do Doniecka czy na 4 gwiazdki do Linzu.

 

Nie jest więc tak źle jak Pan poprzednio mówił?

Zaraz zaraz, to nie jest do końca takie proste. Co prawda 5 gwiazdek na wschodzie czy zachodzie to jest zawsze 5 gwiazdek. Wysokość 150 czy 160 cm jest taka sama w Moskwie czy w Aachen. Jednak proszę wziąć pod uwagę, że w Moskwie na zawodach 5-gwiazdkowych startują ci sami zawodnicy co na ogół startują na 3. gwiazdkach. Zwycięstwo naszej drużyny w zeszłym roku w konkursie PN podczas moskiewskich zawodów jest z pewnością sukcesem. Sukcesem jednak, który należy prawidłowo odczytać. Który mówi, że jesteśmy w stanie wygrać z równorzędnym przeciwnikiem na parkurach o stosunkowo dużym poziomie trudności technicznej. Nie chcę poruszać tutaj kwestii jakiś ułatwień stosowanych przez organizatorów. To praktyka czasem stosowana zarówno na wschodzie jak i zachodzie Europy. Wszędzie są kamery telewizyjne i sponsorzy, którzy chcieliby widzieć jak najniższe wyniki zwycięzców w sponsorowanych konkursach. Naprawdę możemy sobie darować wszelkie rozważania na ten temat. To nie stanowi żadnego problemu. Problem leży w tym, o czym już mówiłem. W konkurencji z jaką przychodzi się nam zmierzyć podczas tych zawodów. Zmienia się więc diametralnie ciśnienie pod jakim startujemy. Mówię to na podstawie swojego własnego doświadczenia i swoich odczuć. Wiem, że ci czołowi zawodnicy są też normalnymi ludźmi. Też się mylą, też mają lepsze i gorsze dni. Można więc z nimi powalczyć, da się z nimi wygrać. Tak naprawdę oni nie zawsze jeżdżą tak dużo lepiej od polskich zawodników. Są po prostu znacznie lepiej objeżdżeni w takich konkursach. Ale ta wiedza ucieka gdzieś do kąta kiedy wyjeżdżam na parkur konkursu, w którym startują ci najlepsi. Jak już mówiłem, chęć osiągnięcia dobrego rezultatu jeszcze polskich zawodników blokuje. Te sytuacje nie są dla nas chlebem powszednim. Ale to już mówiłem, nie ma więc sensu powtarzać jeszcze raz tego samego.

 

Przyznam, że trochę mnie zaskakują te słowa wypowiedziane z ust zawodnika, który startował w tych prestiżowych, 5-gwiazdkowych konkursach. Można z nich wysnuć wniosek, że do dogonienia światowej czołówki brakuje nam tylko większej ilości startów w prestiżowych zawodach. A co z mitem o tym, że w Polsce nie ma koni na takie starty?

Szczerze mówiąc wniosek ten byłby chyba zbyt dużym uproszczeniem. Owszem startowałem w takich zawodach. Ale to były raczej epizody, jak choćby te związane z udziałem naszej drużyny w rozgrywkach Top Ligi. Kiedy będą one regułą to pozwoli to na osiągnięcie tego o czym już mówiłem. Co do sprawy stawki naszych koni, to po części mit ten jest prawdziwy. Naprawdę klasowych koni mamy w Polsce kilka. Można by je policzyć jak myślę na palcach jednej ręki. Tylko bardzo proszę, żeby mnie Pan nie namawiał do ich wymienienia. Nie chciałbym nikogo urazić. Nie o to przecież chodzi. Mamy po prostu kilka koni, które mogłyby z powodzeniem startować w tych najpoważniejszych zawodach. Choć trzeba sobie zdawać sprawę, że nie są to konie tej najwyższej, topowej klasy. Powiedzmy taki drugi garnitur, który jednak pozwala na nawiązanie walki z tym pierwszym.

 

Przychodzi mi na myśl w tej chwili kwestia klaczy Quintera, na której tak udanie Pan startował oraz konia znanego w Polsce ze startów pod młodym zawodnikiem, Markiem Wacławikiem, którego dzisiaj dosiada Ludger Beerbaum. Zwłaszcza ten ostatni przypadek pokazuje, że w Polsce bywają konie wybitne i tylko my nie bardzo potrafimy je wykorzystać czy też wylansować. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?

Mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić tylko w pewnej części. Niestety sport jeździecki, w tym dyscyplina skoków, w tym najwyższym wydaniu to nie taki prosty świat. To układ wielu wzajemnych powiązań i wielkich pieniędzy. Przyjrzyjmy się sprawie konia Zinedin. To z pewnością klasowy koń, ale… Proszę mi powiedzieć na ile w tym całym szumie związanym w tej chwili z tym koniem jest marketingu a ile jego faktycznej klasy? Jest to niewątpliwie koń dobry. Moim zdaniem to nie jest jednak taki wybitny koń, jakby wynikało to z doniesień prasowych i tych wszystkich newsów. Miesięcznik KWPN robi z niego w tej chwili wielką nadzieję rasy. Jest długi artykuł, jest zdjęcie na okładce, każdy jego start jest odtrąbionym sukcesem. Za tym całym zamieszaniem, niejako w cieniu, stoi stacja ogierów Ludgera Beerbauma i jak się dowiedziałem 400 kryć w tym sezonie. Każde z nich warte 2000 Euro. Nie trzeba być chyba geniuszem ekonomicznym żeby przemnożyć te dwie wielkości. Osiągnięty wynik stanowi chyba dostateczne uzasadnienie tego całego szumu wokół Zinedina. Będzie więc prezentowany jako olimpijska nadzieja swojego jeźdźca, choć wcale nie musi tam pojechać. Po prostu przez rok, dwa będzie przynosił swojemu właścicielowi duży zysk z krycia. Tak właśnie działa zachodnioeuropejski rynek koński. Proszę spojrzeć na różnicę z tym co dzieje się w Polsce. Gdyby został w kraju, pokryłby może 100 a może nawet 150 klaczy. Każde krycie po powiedzmy 1500 zł. Różnica między kwotą 3,2 miliona i 0,225 miliona zł. mówi o prawdziwym dystansie jaki nas dzieli od czołówki światowej.  I tutaj chciałbym powrócić do Pana tezy.  Prawda jest taka, że nas po prostu najzwyczajniej nie stać na wypromowanie naszych nawet wybitnych koni. Nie jesteśmy sami, mam na myśli polskich zawodników, bez pomocy z zewnątrz zapewnić tym wybitnym koniom starty w największych zawodach. Poza tym nie zawsze zawodnik jest właścicielem konia, na którym startuje. Jeśli więc przychodzi taki moment, że zgłasza się chętny po niego i jest to zawodnik światowej czołówki to taki koń zostaje sprzedany. Bo kwota jest na ogół znaczna a polski właściciel nie jest w stanie sfinansować jego startów w Aachen, Londynie, Paryżu czy Calgary. To brutalna ekonomia decyduje o tym scenariuszu.

 

Co może Pan powiedzieć o szansach naszej drużyny w nowej formule Pucharu Narodów? Czy dzięki niej mamy większe szanse na jakiś spektakularny sukces na międzynarodowej arenie?

Tak naprawdę to nie specjalnie zmieniła się nasza sytuacja. Nowy system rywalizacji drużyn jest podobny do tego z czym mamy do czynienia w PŚ, czyli startach indywidualnych. Znowu my walczymy o kwalifikację do wielkiego finału w swojej dywizji, czyli między sobą na poziomie 3. gwiazdek. Możemy nawet wygrać w naszej dywizji Europa2. Tak jak wygraliśmy poprzednio naszą ligę. Nic to jednak nie zmieni. Ci wielcy nadal będą ścigać się między sobą w zamkniętym dla nas kręgu zawodów 5-gwiazdkowych. Finał będzie rozgrywany na ich poziomie. Znowu w przypadku awansu będziemy dla nich kelnerami. To nie jest ani sprawiedliwe ani służące wyrównywaniu szans czy poziomów o czym głośno zapewnia FEI. Tak naprawdę to zamknięty świat wielkiego sportu i wielkich pieniędzy. Oczywiście mamy dobrą drużynę i myślę, że każdy z jej członków zrobi wszystko, żeby ekipa uplasowała się jak najwyżej. Nawet podczas finałowych zmagań. To tylko sport i zawsze może się trafić jakiś szczęśliwy zbieg okoliczności. Ale przecież my mamy swoje nadzieje, kibice w Polsce swoje oczekiwania i trudno to wszystko oprzeć o jakieś przypadki. To nie tak powinno wyglądać.

 

A jak? Przecież jak już sobie powiedzieliśmy udział polskich zawodników w zawodach rangi 5 gwiazdek wiąże się z potrzebami finansowymi, na których pokrycie nie mamy w PZJ środków.

No tak, mówiliśmy o tym, ale od tego tematu nie ma ucieczki. Powiem więc raz jeszcze, zawodnicy  są od jeżdżenia a od zdobywania finansów powinien być chyba związek. Ja mogę może tylko podpowiedzieć takie rozwiązanie jak opodatkowanie każdego startu, nawet w zawodach rangi regionalnej kwotą powiedzmy 5 zł z przeznaczeniem na KN w skokach. Pewnie się tym co powiedziałem narażę wielu ludziom, ale ten temat był już kilkukrotnie proponowany i ja widzę sens jego wprowadzenia w życie. Kwota tych 5 zł od każdego startu z pewnością nie zrujnuje nikogo i przy innych obciążeniach związanych z udziałem w zawodach pewnie nie zaważy o wycofaniu się z zawodów. To chyba bardziej bariera psychologiczna, że ktoś bawiący się sportem na wysokościach do 120 cm nie będzie finansował „fanaberii” Skrzyczyńskiego, który chce się „bawić” na wysokości 160 cm. Szanuję prawo każdego do samodzielnej decyzji w jakim zakresie chce uprawiać swoje jeździectwo, na jakim poziomie chce brać udział w zawodach. Jednak jak powiedziałem, te 5 zł od każdego startu jemu osobiście z pewnością wiele nie zaszkodzi, ale członkom KN pozwoli na np. udział w zawodach 5-gwiazdkowych. Każdy ze startujących w ZR z pewnością może się starać i być coraz lepszym. Tak dobrym, żeby trener to właśnie jego powołał do KN w miejsce np. Skrzyczynskiego. Zapewniam, że Jarosław Skrzyczyński bez względu na to czy będzie powołany do KN czy też na jego miejsce wskoczy ktoś inny, z przyjemnością zapłaci 5 zł od każdego swojego startu w zawodach rangi regionalnej i ogólnopolskiej. Myślę nawet, że większość startujących bez większych problemów by zaakceptowała to rozwiązanie pod jednym warunkiem, żeby mogli być pewni faktu, że te pieniądze faktycznie spożytkowane będą na potrzeby KN w skokach. Może warto, żeby ktoś się zajął nagłośnieniem tego pomysłu?

 

A co może nam Pan powiedzieć o tym czym jest dla Pana bycie członkiem Kadry Narodowej?

To z pewnością wyróżnienie i nobilitacja. Pamiętam czasy jak byłem młodym chłopakiem i marzyłem o tym, że kiedyś będę startował z orzełkiem na piersi. Z podziwem i dumą patrzyłem na startujących członków KN. To uczucie dumy mam do dzisiaj. Ale będąc dorosłym człowiekiem widzę, że poza dumą są jeszcze inne sprawy. Przydałoby się, żeby za powołaniem do KN stały jeszcze jakieś inne sprawy. W moim odczuciu powinien to być jakiś kontrakt zawarty z PZJ, który by precyzował prawa i obowiązki kadrowicza. Określał gdzie musi wystartować a gdzie może, tak żeby zrealizować wcześniejsze założenia.

Z pewnością realizacja opracowanego wcześniej planu starów jest dobrym pomysłem. Wiązać się to jednak powinno z kilkoma sprawami.  Związek może oczekiwać realizacji startów jakiegoś konia jeśli obejmie go jakimś programem. Myślę tu o sytuacji kiedy weźmie na siebie ciężar jego utrzymania, opieki weterynaryjnej. Będzie miał wtedy prawo dyktować warunki, mówić gdzie i kiedy zawodnik ma na takim koniu wystartować. Gdyby zawodnik nie wywiązał się z tych zobowiązań byłby zmuszony zapłacić jakąś karę finansową. Do tej pory Związek nie partycypował w kosztach w żaden sposób, płacąc wpisowe do zawodów i oczekując całkowitej dyspozycyjności. To było trochę, no powiedzmy, że jednak bardzo, nie w porządku. Jak już powiedziałem bycie członkiem KN jest dla mnie dużym przeżyciem. Jednak musi w tym układzie panować jakaś równowaga. Żeby wymagać trzeba też coś dawać.

 

Dziękuję bardzo za rozmowę i poświęcony czas.

Ja również dziękuję za możliwość wypowiedzenia. Może to o czym rozmawialiśmy przybliży nieco temat startów naszej reprezentacji i pozwoli lepiej zrozumieć te nie zawsze proste sytuacje.