Na początek krótkie spojrzenie na lubelskie zawody od strony sportowej. Na 11 rozegranych konkursów Polacy triumfowali aż w 9 z nich!
   Z pewnością znajdą się tacy, którzy zarzucą tym zawodom słaby poziom zagranicznych gości, co ich zdaniem deprecjonuje osiągnięty wynik. Ja jednak daleki byłbym od takiego postępowania.
Po pierwsze Lublin jest nowym miejscem na jeździeckiej mapie międzynarodowych zawodów rozgrywanych w naszym kraju. To naturalne, że na międzynarodowe uznanie swojej marki musi przez kilka lat popracować. Tak jak zrobiły to wcześniej Leszno  czy Poznań. Kolejne, udane edycje tych zawodów będą najlepszą drogą. Po drugie, nauczmy się cieszyć drobnymi sukcesami, bo tylko w ten sposób możemy dojść do tych większych. Początek i to udany mamy za sobą. Teraz potrzebujemy tylko równie udanych kontynuacji.

   O sportową ocenę zawodów CSI2* Cavaliada Lublin 2013 poprosiłem trenera selekcjonera polskiej ekipy, Pana Rudigera Wassibauera: „Polscy zawodnicy pokazali się w Lublinie z naprawdę dobrej strony. W wielu konkursach wygrywali i zajmowali wysokie lokaty. Oczywiście nie we wszystkich, ale w ich większości. Specjalnie spektakularne było sobotnie zwycięstwo Jarka Skrzyczyńskiego podczas sobotniego konkursu Dużej Rundy. Cieszy postawa na tych zawodach i zwycięstwo w Finale Średniej Rundy Mściwoja Kieconia. Jak wiemy rok temu stracił swojego podstawowego konia. Jednak dzięki determinacji i ciężkiej pracy powraca teraz ze stawką naprawdę obiecujących, młodych koni. Myślę, że w niedalekiej przyszłości będzie to bardzo silny zawodnik. Rozmawiamy przed konkursem GP i mam nadzieję na kolejne w nim zwycięstwo polskiego zawodnika. W tej chwili Jarek jeździ naprawdę fantastycznie i myślę, że kolejnym koniem będzie walczył o zwycięstwo. Łukasz Wasilewski to jeden z naszych mocnych punktów. Marek Lewicki to doskonały jeździec, który pokazuje tutaj naprawdę dobrą jazdę i pracę. Szkoda, że Michał Kazimierczak nie dysponuje w tej chwili koniem na duże konkursy, bo prezentuje naprawdę dobrą formę. Nowa klacz Mściwoja jest w mojej ocenie jeszcze za młoda, żeby mógł on myśleć o zwycięstwie w konkursie GP. Liczę jednak, że para ta pokaże dobra jazdę. Liczę ten na to samo w wykonaniu Łukasza Appela, który osiąga coraz lepsze  i lepsze wyniki. I choć nie jest teraz członkiem czołowej czwórki, to jego postawa w Poznaniu pokazała, że ciągle się rozwija. Są tez oczywiście dobrzy zawodnicy spoza granic Polski. Gerfried Puck z Austrii, Ales Opatny z Czech czy Natalia Simonia z Rosji. Mam jednak nadzieję na polskie zwycięstwo w tym konkursie.”

   Jak się okazało, marzenia trenera się spełniły. Po bardzo emocjonującym konkursie w przebiegu podstawowym i dramatycznej rozgrywce zwycięstwo w konkursie GP zanotował Polak – Marek Lewicki. Lwi pazur pokazał walczący za każdym razem o zwycięstwo Łukasz Wasilewski. Tak na marginesie małżeństwo Lewickich z pewnością będzie miło wspominać swoją wizytę w Lublinie.
Na zakończenie sportowej oceny zawodów w Lublinie chciałbym zauważyć, że podobnie jak podczas CSI2* w Łodzi w listopadzie ubiegłego roku, tak i teraz naszym zawodnikom udało się zdobyć sporo punktów zaliczanych do Longines FEI Ranking. To kolejny, niebagatelny sukces tej imprezy, który potwierdza moją tezę, że potrzebujemy bardzo tego typu zawodów (chodzi o obsadę międzynawową).

   Zawody tego typu co Cavaliada to jednak nie tylko sam, czysty sport. To również cała otoczka z nimi związana. To również ocena samej organizacji imprezy, która idzie w świat dając nam powód do dumy lub do wstydu.
„To bardzo miłe do rozgrywania takich zawodów miejsce. Lubelskie zawody są jednymi z najlepszych jakie zostały zorganizowane w Polsce. Oczywiście jest jeszcze Poznań, Leszno i Warszawa, ale chcę powiedzieć, że jestem bardzo zaskoczony entuzjazmem i ilością lubelskiej publiczności. Zaskoczony pozytywnie oczywiście. Każdego dnia trybuny były pełne. To naprawdę doskonała reklama jeździectwa.” tak widział lubelskie zawody Rudiger Wassibauer.

   Trudno się dziwić tej ocenie bowiem w lubelskim powietrzu czuło się przez wszystkie dni niezwykłe pokłady życzliwości. Dla mnie kwintesencją tych zawodów był niedzielny występ Lubelskich Czaderek. Drogie Panie, CZAPKI Z GŁÓW przed Wami za Wasze poczucie humoru, brak kompleksów i pokłady pozytywnej energii, którą przekazałyście widzom i startującym w konkursie GP zawodnikom.

   Z pewnością są sprawy, które w kolejnej edycji organizatorzy będą musieli zmienić czy poprawić. Kwestia cateringu należy z pewnością do jednej z nich. Widzowie, zawodnicy czy osoby oficjalne nie mogą tracić tak dużo czasu w oczekiwaniu na realizacje swojego zamówienia. Jest jeszcze kilka drobiazgów technicznych, które mogły trochę uprzykrzać życie, ale ogólny obraz jest więcej niż pozytywny. W mojej prywatnej ocenie w skali od 0 do 6 wystawiam zawodom CSI2* Cavaliada Lublin 2013 ocenę 5+.
By lepiej zrozumieć fenomen tego miejsca o krótką rozmowę, tak na gorąco zaraz po zakończeniu zawodów poprosiliśmy dyrektora projektu Cavaliada, Pana Dominika Nowackiego.

Co Pan czuje kiedy dopiero co rozbrzmiały ostatnie dźwięki rundy honorowej po zakończeniu zawodów Cavaliada Lublin 2013?

DN - Miejsce nadaje się idealnie na tego typu imprezy. Ilość koni, które zostały przyjęte do tych zawodów, spowodowała, że jednocześnie walka na parkurze była bardzo emocjonująca a same konkursy nie były zbyt długie i męczące zarówno dla publiczności jak i startujących zawodników.  Wszystko w programie szło dość rytmicznie i sprawnie. Wielkim plusem była dla mnie postawa publiczności lubelskiej, która jeszcze dwa miesiące wcześniej jawiła mi się jako największy znak zapytania. Okazało się jednak, że panujący tutaj „duch wschodu” spowodował, że publiczność reagowała bardzo spontanicznie i żywiołowo. Energia płynąca z publiczności w kierunku parkuru powodowała, że jak mówili mi sami zawodnicy, dreszcz im przechodził po plecach jak cała trybuna owacyjnie przyjmowała osiągnięte przez nich wyniki. Bratek Kwiatek powiedział mi, że mimo tego, że w Poznaniu trybuny były ze trzy razy większe, to jednak w Lublinie emocje publiczności najbardziej mu się udzieliły. Jestem szczęśliwy, że cały czas idziemy krok w krok ze Światem Koni, który nas wspiera w działaniu. Że komunikacja ze środowiskiem poprzez stronę internetową  jest niemal wzorcowa.

Czy nie jest to czasem nadmiar kurtuazji z Pana strony?

Ależ nie! To naprawdę nie chodzi o kurtuazję czy słodzenie rzeczywistości. Taka jest prawda! Założyliśmy, że chcemy dotrzeć w tym rejonie Polski do wszystkich, którzy kochają konie i oceniliśmy, że Świat Koni jest najlepszą platformą do osiągnięcia założonego celu. Ze względów budżetowych, o których nie chciałbym teraz rozmawiać, ograniczyliśmy działania outdoorowe czy inne działania promocyjne i wycelowaliśmy naszą aktywność w tym zakresie do grona mieszkańców regionu, które według nas jeździectwem się już interesuje. Mimo iż wydawało się to dosyć ryzykowne, bo sport jeździecki w regionie, a zwłaszcza skoki, nie jest zbyt silny, nie ma tutaj tradycji rozgrywania takich imprez, zdecydowaliśmy się na taki krok używając najlepszego jaki tylko jest narzędzia, czyli współpracy ze Światem Koni. Wydaje się dzisiaj, że należałoby uścisnąć dłoń Pana Roberta Pytlińskiego, dziękując za fakt, że współpraca ze Światem Koni jest „po drodze” misji Cavaliady.

Czy możemy poznać, choćby z grubsza, statystyki sprzedaży biletów?

Oczywiście dokładne dane będą nieco później. Jednak na gorąco mogę powiedzieć, że w piątek byliśmy zmuszeni do zamknięcia sprzedaży biletów o godzinie 17-tej bo wszystkie bilety się sprzedały. W sobotę jeszcze wcześniej. Dzisiaj, w niedzielę, widać było na trybunach trochę pustych miejsc. Może to świadczyć o tym, że sam sport nie jest jeszcze na tyle silnym elementem, żeby wypełnić trybuny do ostatniego miejsca. W dni kiedy zaoferowaliśmy widzom, myślę, że udany program uzupełniających pokazów, okazało się, że potrzeby znacznie przewyższały możliwości hali targowej w Lublinie.

Jak Pan ocenia to wydanie Cavaliady od strony spektaklu sportowego?

Nie chciałbym wchodzić w kompetencje trenera Wassibauera czy innych ludzi związanych ze sportem, ale w mojej ocenie konkurs GP w Lublinie był najbardziej emocjonujący ze wszystkich rozegranych w ramach Cavaliady. Emocje narastały w trakcie konkursu. Takiej reżyserii nie powstydziliby się najlepsi spece od horrorów. Najpierw polskim zawodnikom nie udawało się zakwalifikować do rozgrywki i nagle Marek Lewicki i Łukasz Wasilewski notują bezbłędne przejazdy.  No a potem cudowna jazda Marka w rozgrywce! To był po prostu majstersztyk, super-show.

Jak ma Pan plany na najbliższą przyszłość?

No cóż, pojechać do stolicy i przeprowadzić kolejną edycję Cavaliady w hali Torwaru (później to już marzy mi się pojechać gdzieś odpocząć, gdzieś gdzie mój telefon milczy i gdzie nie ma szans odczytać e-maili - uśmiech). Myślę, że formuła cyklu Cavaliada Tour pokazała, że jest tym czego polskie jeździectwo naprawdę potrzebuje. To olbrzymie koło zamachowe, które może pomóc w popularyzacji i rozwoju samego sportu jeździeckiego jak i branży jeździeckiej. Na trybunach pojawiają się nie tylko pasjonaci skoków przez przeszkody ale wszyscy, którzy interesują się końmi. Sądzę, że nasza wspólna propozycja, zbudowania z Szymonem Tarantem (w oparciu o jego doświadczenie), Halowego Pucharu Polski, który rozgrywany byłby w ramach CAVALIADA TOUR, był doskonałym pomysłem. Jestem przekonany, że ten pomysł się obronił. Trybuny pełne kibiców, media a co najważniejsze frekwencja polskich zawodników, dowodzi niezbicie, ze projekt ten stanowi doskonałą ofertę. Niestety, nie udało nam się przekonać do tego poprzedni Zarząd PZJ.
Odpowiadając na Pana pytanie powiem, że gdyby dotyczyć miało przyszłości Cavaliady, powiedziałbym, ze potrzebuje jeszcze jedno dobre wydarzenie w cyklu i konsekwentne promowanie idei rankingu cyklu. Jestem absolutnie przekonany, że taka formuła rozgrywek buduje kibiców, buduje wartość sportową polskich zawodników, buduje rynek wszędzie tam gdzie dociera Cavaliada. Dowodem tego właśnie jest Cavaliada Lublin. Te pełne trybuny przez 3 dni to nic innego jak program popularyzacji jeździectwa.


W kolejnym pytaniu chciałbym powrócić do miejsca rozgrywania zakończonych właśnie zawodów i zapytać jak ocenia Pan współpracę  z lokalnym środowiskiem jeździeckim?

Bardzo się cieszę, że Pan o to zapytał. Jestem „grubo” zbudowany postawą Lubelskiego Związku Jeździeckiego i Lubelskiego Związku Hodowców Koni. Ich stopień zaangażowania i forma w jakiej podeszli do współpracy, mówiąc szczerze przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Naprawdę w tej całej budowli przyłożyli kilka grubych cegiełek. Była to ich strony ogromna serdeczność i gigantyczne wsparcie dla nas. Wsparcie, którego nikt z widzów nie widzi. Nie zdradzę chyba żadnej tajemnicy jeśli powiem, że robienie takiej imprezy w Lublinie z oddalonego o ponad 500 kilometrów Poznania to trudna sztuka. Jednak dzięki pomocy lokalnej było to o wiele łatwiejsze. Chciałoby się by wszędzie było takie zrozumienie wartości tego eventu dla rozwoju jeździectwa i realizacji zadań związków jeździeckich. Nawet na poziomie PZJ. Panowie, serdecznie Wam dziękuję!

A ja serdecznie dziękuję za chwilę rozmowy.

Ja również dziękuję za rozmowę i współpracę.