Enklawa równości
   W czasach PRL-u warszawiacy tłumnie odwiedzali wyścigi, bo można było na nich dać upust nie tylko hazardowej i alkoholowej żyłce, ale poczuć się człowiekiem wolnym. Tylko tu można było bez większego ryzyka krzyknąć: złodzieje!!!!, jeśli się komuś coś nie podobało. Tylko tu dygnitarze partyjni, urzędnicy, wojskowi, milicjanci, aktorzy i pisarze zachowywali swe incognito w anonimowym tłumie. Po przekroczeniu jednej z bram toru traciły znaczenie rangi i dystynkcje. Wszyscy byli równi wobec wyścigowego losu.
Literackie tropy

   Piewcą uroków Wielkiej Warszawskiej był nieżyjący już rdzenny pisarz warszawski Zdzisław Umiński, który w swym dorobku pozostawił m.in. uroczą opowieść "Stawka na pechowego konia". Dzięki jej lekturze możemy bliżej poznać atmosferę miasta, które budziło się do życia po wojennym kataklizmie. Rozpoczęcie sezonu w 1946 roku na Służewcu było jednym z przejawów powrotu do normalności. Wiele stron poświęciła Wielkiej Warszawskiej Joanna Chmielewska, autorka wielu bestsellerów, w tym powieści "Wyścigi". Dzięki niej wiadomo, że na koniach należy przede wszystkim grać "na pochodzenie". Czyli tu pochodzić, tam pochodzić i zdobyć dzięki temu dobre "cynki". Powstał też scenariusz pod roboczym tytułem "Wielka Warszawska" autorstwa Jana Purzyckiego, scenarzysty filmów: "Wielki Szu" , "Piłkarski poker" i serialu "Złotopolscy". Jednak do tej pory nie znalazł się reżyser, który by się odważył zmierzyć z żywiołem, jakim są wyścigi.

Dobry dzień na wyścigowy debiut
   Podobno na wyścigach najczęściej wygrywają ci, którzy są na nich pierwszy raz. Nie ma więc chyba lepszego dnia na debiut na torze, jak dzień, w którym jest rozgrywana Wielka Warszawska. Oprócz niej odbędą się także inne emocjonujace gonitwy o nagrody: Mosznej (1600 m), Cardei (1200 m) oraz Ministerstwa Rolnictwa (1400 m).

Islander

źródło: www.torsluzewiec.pl