W piątek 4 stycznia 2013 roku na oficjalnej stronie internetowej naszej narodowej federacji jeździeckiej pojawił się następujący komunikat:

- Sportowcy (posiadający licencje FEI i /lub PZJ) , konie (posiadające licencje FEI i/lub PZJ) i osoby oficjalne ( sędziowie, delegaci techniczni, gospodarze toru, stewardzi, lekarze weterynarii posiadający numer identyfikacyjny FEI i/lub PZJ) nie mogą brać udziału w nieautoryzowanych przez FEI i/lub PZJ zawodach. Jeśli zawodnik, koń lub osoba oficjalna weźmie udział w takich nieautoryzowanych zawodach to taka osoba lub koń nie będą mieli prawa udziału w autoryzowanych przez FEI i lub PZJ zawodach międzynarodowych i krajowych przez okres sześciu miesięcy od daty ich zakończenia . Nieautoryzowane Zawody to takie , których nie ma w kalendarzu FEI i nie są autoryzowane przez Narodową Federację.
- Od 1 stycznia 2013 FEI wprowadza przepis , że za jazdę bez lub w nieprawidłowo zapiętym kasku każdy zawodnik na zawodach będzie mógł być ukarany żółtą kartką, jeśli nie zareaguje na upomnienie. Szczegółowe przepisy dotyczące , kiedy i kto ma obowiązek nosić kask zawierają przepisy dyscyplin.


     Pierwszy z akapitów dotyczy kontrowersyjnej sprawy udziału zawodników, koni i osób oficjalnych (sędziów, stewardów, gospodarzy torów, delegatów technicznych i lekarzy weterynarii) w „zawodach nieautoryzowanych przez "FEI i/lub PZJ”. Sprawa w polskim wydaniu dosyć dziwna, by nie powiedzieć, że kuriozalna. Pojawia się bowiem bardzo restrykcyjny zapis dyscyplinarny z bardzo poważnymi sankcjami, w którym brakuje jasnego i jednoznacznego zdefiniowania pojęcia „zawodów autoryzowanych”. Niby wszyscy wiedzą, że w Polsce chodzi o tzw. „zawody towarzyskie”. Jednak to czego się można domyśleć lub domniemywać to jedno, a  precyzyjne określenie o jakie zawody może chodzić to drugie.
     Od chwili ogłoszenia komunikatu na stronie PZJ odbyłem wiele rozmów z osobami „oficjalnymi" i nie tylko, z których wyłonił obraz „zawodów autoryzowanych” jako tych umieszczonych w kalendarzu.
Można by śmiało przyjąć tą interpretację gdyby nie jeden, poważny myślę, problem. Otóż w kalendarzu „FEI i/lub PZJ” z pewnością nie znajdziemy żadnych zawodów regionalnych umieszczanych w kalendarzach poszczególnych WZJ.  Z tak skonstruowanego na stronie PZJ  komunikatu wynika więc, że wymienionym w jego treści zawodnikom, koniom i osobom oficjalnych nie wolno brać w nich udziału pod groźbą kary półrocznej absencji w „autoryzowanych” zawodach. Kuriozalne, prawda?


     „Ależ to oczywisty nonsens. Wyniki zawodów szczebla regionalnego są od lat uznawane przez PZJ do wszelkiego rodzaju rankingów czy nadawania klas sportowych. W związku z tym są one autoryzowane przez PZJ.” powiedział w rozmowie telefonicznej przewodniczący KS PZJ – pan Tomasz Mossakowski.
A ja się pytam na jakiej podstawie? Przecież nigdzie nie ma definicji zawodów autoryzowanych. W tej sytuacji pogląd pana Tomasza Mossakowskiego to tylko jedna z wielu możliwych interpretacji tego zagadnienia. Nie lepsza i nie gorsza od nich. No, chyba, że przewodniczący KS PZJ stoi na stanowisku, że Roma locuta, causa finita


     Trwa właśnie pierwszy weekend nowego 2013 roku. W kilku zapewne miejscach naszego pięknego kraju miały się odbyć mniejsze czy większe zawody towarzyskie w którejś z jeździeckich dyscyplin. Od kilku lat w przeprowadzenie angażowani są licencjonowani przez PZJ sędziowie i gospodarze toru, startują na młodych lub po kontuzjach koniach licencjonowani przez PZJ zawodnicy. Zapewne i w ten weekend tak miało się stać.
Jednak w piątek pojawił się na stronie internetowej PZJ wspomniany wcześniej i zacytowany komunikat. Co ci ludzie mają zrobić, jak się zachować?

     „Komunikat musieliśmy zamieścić. FEI nie daje nam w tej kwestii żadnego wyboru czy innej możliwości. Jeśli ktoś chce w najbliższym czasie wziąć udział w zawodach towarzyskich to musi się liczyć z podanymi w komunikacie konsekwencjami. Celowo nie precyzowaliśmy w nim pojęcia zawodów autoryzowanych przez PZJ. Myślę, że tak jest lepiej. Na funkcji przewodniczącego KS PZJ zostałem zatwierdzony podczas piątkowego zebrania Zarządu PZJ. Nie da się w 15 minut opracować sensownego rozwiązania tego problemu. W ciągu miesiąca opracujemy metodę autoryzacji zawodów towarzyskich, tak by mogły być wpisywane do kalendarza i nie generować przy tym dodatkowych kosztów. Jest tutaj kilka koncepcji, które musimy wnikliwie przeanalizować również z prawnikami. Ta autoryzacja może też odnosić się do już odbytych zawodów.” powiedział w rozmowie telefonicznej Tomasz Mossakowski.

     Przyznam, że ciężko mi zrozumieć i znaleźć dobre strony w tworzeniu regulacji, która używa jakiegoś pojęcia bez jego jasnego sprecyzowania. Nie widzę w tym nic dobrego. Mało, powiem nawet, że mnie to przeraża.
W ten właśnie sposób tworzy się zamiast prawa niby-prawo, w którym interpretacja nieprecyzyjnych zapisów przypisana jest do „dzierżących władzę”.
Jeśli więc słyszę takie słowa z ust człowieka mającego przez najbliższe 4 lata przewodzić grupie odpowiedzialnej za tworzenie i przestrzegania regulacji prawnych (przepisy i regulaminy) to najzwyczajniej w świecie się boję.
Tak ma wyglądać nowa jakość działania PZJ? Uznawanie „do tyłu” zawodów towarzyskich za autoryzowane?
To proponuje pan Tomasz Mossakowski jako przewodniczący KS PZJ. Oczywiście na dzisiaj nie wiadomo według jakiego klucza. Więc zawodnicy, konie i osoby oficjalne, którzy wezmą w nich udział muszą się liczyć z faktem, że jakieś zawody z tych czy innych względów tej autoryzacji nie otrzymają.
Jak widać pojęcie vacatio legis jest całkowicie obce Zarządowi i KS PZJ. Dlaczego? Przecież to bardzo stara praktyka, często stosowana od wieków przez twórców DOBREGO PRAWA.
Nie umiem znaleźć sensownej odpowiedzi na to pytanie.

     Zasłanianie się wymogami FEI jakoś do mnie nie przemawia. W Stambule zgromadzeni delegaci byli uprzejmi w ferworze emocji stworzyć prawny bubel. Zupełnie nie zastanawiając się nad konsekwencjami tego zapisu na samym dole „jeździeckiej drabinki”. Zapatrzeni w wielkie kwoty, wielkie nazwiska zapomnieli, że do poziomu zawodów 4 i 5 gwiazdkowych zaczyna się dochodzić startując w najniższych konkursach. Powołując się na autoryzację zawodów zapomnieli podać jej definicję. Być może jednak nie zapomnieli. Może było to celowe działanie, by w zależności od sytuacji uznawać jedne zawody za autoryzowane a inne nie?
Co daje mi asumpt do takiego myślenia?  Ot choćby casus skróconej przed IO w Londynie dyskwalifikacji za stosowanie dopingu arabskich zawodników.  Pokazuje to, że w FEI nie ma jednych reguł dla wszystkich. Dla bogatych są inne.
Czy w ten sposób ma działać PZJ? Mój PZJ, z którym chcę się utożsamiać?
Nie! Na takie coś nie ma i nie będzie mojej zgody!

     Pewnym optymizmem w przedmiotowej kwestii napawa mnie stanowisko prezesa Łukasza Abgarowicza. Na pytanie jak pogodzić treść zamieszczonego na stronie internetowej PZJ komunikatu z deklarowaną przed wyborami potrzebą poszerzania bazy jeździeckiej tak powiedział: „Musieliśmy powiadomić naszych członków o treści zapisu ze Stambułu. Tego wymagał zdrowy rozsądek, żeby nasi zawodnicy i osoby oficjalne nieświadomie nie narażali się na sankcje. Zgadzam się jednak, że w naszym komunikacie zabrakło choćby obowiązującej interpretacji jakie zawody można uważać za autoryzowanie. To dosyć niefortunne. Postaram się spowodować, żeby jak najszybciej na naszej stronie znalazła się taka interpretacja, która pomoże nam wszystkim do czasu opracowania jasnej definicji zawodów autoryzowanych i reguł jakimi na autoryzacja mają się rządzić. Naszą intencją jest włączenie do tej grupy zawodów towarzyskich bez zwiększania kosztów tych zawodów zarówno dla organizatorów jaki ich uczestników. Musimy jednak to zrobić bardzo rozważnie by z jednej strony wypełnić oczekiwania FEI w tym zakresie i z drugiej strony  nie „wylać dziecka z kąpielą. To w tej chwili najpilniejsze zadanie stojące przez panem Tomaszem Mossakowskim i jego zespołem.  Myślę, że podczas lutowego spotkania zarządu PZJ będziemy mogli przyjąć stosowne rozwiązanie. Do tej pory bardzo wszystkich proszę o wyrozumiałość i tolerancję. Nie jest nasza intencją krzywdzenie kogokolwiek. Po prostu pewne rozwiązania narzuca nam FEI jaki swojemu członkowi. W takiej samej sytuacji są tez inne narodowe federacje. Część z nich, jak na przykład niemiecka, już wcześniej uporały się w pewien sposób z tym problemem obejmując swoim zasięgiem coś na kształt zawodów towarzyskich (u nich nazywanych zawodami amatorskimi). Mamy więc na kim się wzorować.

     Czy stanie się jak powiedział prezes PZJ i w ciągu najbliższych dni nowego tygodnia pojawi się jakieś uzupełnienie podanego komunikatu?
Zobaczymy. Z pewnością będzie to dobry sprawdzian sprawności działania nowych władz PZJ i tego na ile ich czyny pokrywać się będą z głoszonymi deklaracjami. Bo jak wiadomo obiecać można wiele.



Sławomir Dudek