Już jutro rozpocznie się tegoroczny Finał FEI Nations Cup w Barcelonie, w którym nie zabraknie polskich akcentów.

 

Na hipodromie ośrodka Real Club de Polo w ten weekend zobaczymy wiele par zaliczanych do najlepszych na świecie w dyscyplinie skoków przez przeszkody. Po konkursach kwalifikacyjnych, które zostały w tym sezonie rozegrane na trzech kontynentach i w 12 państwach, prawo startu w Barcelonie uzyskało 18 zespołów. Obok gospodarzy, Hiszpanów, w walce o zwycięstwo udział wezmą ekipy: Belgii, Brazylii, Egiptu, Francji, Holandii, Kolumbii, Irlandii, Japonii, Meksyku, Niemiec, Norwegii, Portugalii, Szwajcarii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Włoch i USA. W nie jest łatwo z tej grupy wytypować zwycięzców. Do grona faworytów z pewnością zaliczają się Belgowie, którzy wygrali w ubiegłym roku a w tym zdobyli złoto podczas Mistrzostw Europy. W tym zespole wystartują dwa urodzone w Polsce konie – ogiery MJT Nevados S pod Gregorym Wathelet oraz Quel Homme de Hus pod Jerome Guery. W ekipie Szwajcarii wystartuje m.in. lider światowego rankingu Steve Guerdat, ale nie zabrał on do Barcelony swojego najlepszego konia, jaką bez wątpienia jest klacz Bianca. Jednym z koni, jakie zgłosił Martin Fuchs, aktualny Mistrz Europy, jest wałach Silver Shine, na którym startował wcześniej Jarosław Skrzyczyński. Natomiast w zespole Norwegii zobaczymy wyhodowanego w Polsce wałacha Carvis, którego dosiadać będzie Hege C. Tidemandsen.
W jutrzejszym pierwszym konkursie, który rozpocznie się o godzinie 14:00, wystartują wszystkie zespoły. Osiem najlepszych zakwalifikuje się do niedzielnego Finału, pozostałe ekipy wezmą udział w sobotnim Challenge Cup.

Siedem zespołów walczy o coś jeszcze – ostatni wolny „bilet” dający prawo startu podczas przyszłorocznych Igrzysk Olimpijskich w Tokio. I ta walka będzie dla nich ważniejsza niż zwycięstwo w samym finale. A stoczą ją pomiędzy sobą ekipy Egiptu, Kolumbii, Irlandii, Włoch, Portugalii, Hiszpanii i Norwegii. O tym, który zespół ją wygra, okaże się w niedzielę.

 


Lista zgłoszeń: TUTAJ

Zdjęcie: FEI/Łukasz Kowalski