W tym roku wiosna smakuje i dla koniarzy nieco inaczej. Kalendarz mówi, że za nami już Dzień Świętego Jerzego, a więc rozpoczęcie otwartego sezonu jeździeckiego. Pogoda też sprzyja coraz częstszym wizytom w stajni i spędzaniu czasu na końskim grzbiecie. Pandemia koronawirusa wywróciła do góry nogami również świat osób związanych z końmi. Znaczne ograniczenia prawne jakie pojawiły się w tym czasie sprawiły, że uprawianie jeździectwa zostało w znaczący sposób ograniczone. Nic więc dziwnego, że wobec powrotu do względnej normalności, „apetyt na konie” połączony z goszczącą już w pełni wiosną, znacząco wzrasta. O czym pamiętać, aby po okresie najpierw zimy, a potem pandemicznych ograniczeń, wrócić udanie do pracy z koniem.

 

 

Praca z ziemi

Praca z ziemi to termin, który często jeszcze kojarzy się tylko z lonżą, długim batem i sprzętem mającym nauczyć konia noszenia swojego ciała w pożądany sposób. Tymczasem często zdajemy się nie dostrzegać, że wachlarz tego rodzaju pracy z koniem jest o wiele szerszy i warty większego docenienia niż to jakim obecnie go obdarzamy. Co więcej, nie ogranicza się on tylko do samego lonżowania. Praca z ziemi nie powinna być bowiem ukierunkowana tylko na ciało, ale i na to co dzięki niej możemy osiągnąć w sferze psychicznej zwierzęcia. Stojąc na ziemi mamy możliwość bardzo czytelnego i precyzyjnego wykorzystania mowy ludzkiego ciała. Jest to świetna okazja, by popracować nad jakością relacji z koniem. Kluczowym jej punktem powinien być wzajemny szacunek oraz ustalenie mądrego przywództwa człowieka. Bez tego w dalszym ciągu, często w najmniej spodziewanej chwili, wracać będziemy z problemami z koniem do punktu wyjścia. Błędem jest myślenie, że już sam fakt siedzenia na końskim grzbiecie i powodowania wierzchowcem jest dowodem tego, że to człowiek w tym tandemie jest szanowanym przywódcą. Doskonałym ćwiczeniem i jednocześnie sprawdzianem ról w relacji z koniem jest prowadzenie go na uwiązie. Spokojny, pewny krok konia jest w takiej sytuacji manifestacją zaufania do człowieka i traktowania go z szacunkiem jako przewodnika. O tym jak taka praca jest potrzebna świadczą choćby sytuacje, gdy jeździec pomimo braku większych trudności na koniu w siodle, ma z nim problemy podczas prowadzenia na uwiązie, kiedy zwierzę zachowywać może się nie tylko nieposłusznie, ale niekiedy wręcz niebezpiecznie. Pracując z koniem z ziemi na lonży, możemy się w wielu sytuacjach przekonać, że zwierzę często nie wymaga mniej lub bardziej skomplikowanych patentów, by poruszać się we właściwy sposób. Szczególnie kiedy dotyczy to rozluźnienia, które jest niezbędną podstawą do dalszych działań. Jak bowiem możemy konia rozluźnić jeśli czynimy to używając wobec niego presji fizycznej? Zanim założymy koniowi sprzęt mający zmusić go do ruchu w określony sposób, zastanówmy się czy jest to faktycznie niezbędne do osiągnięcia celu. Być może uda się osiągnąć zamierzony efekt pracą wykorzystującą metody naturalne, które nie kłócą się wcale z klasyczną szkołą jazdy, a jedynie się uzupełniają. Jeśli w którejś fazie pracy poczujemy, że faktycznie potrzebujemy pomocy któregoś ze sprzętów, dobrze przeanalizujmy jego działanie. Nawet na pierwszy rzut oka niepozorny sprzęt może bowiem mieć na konia bardzo silne działanie. Użyty fachowo może przynieść pożądany skutek, ale użyty bez dostatecznej wiedzy i zrozumienia istoty rzeczy, stać się może sprawcą poważnych problemów.

 

 

Spacer z koniem w ręce

Ta forma pracy z koniem, daje nie tylko wielką przyjemność z obcowania z koniem i przyrodą, ale jest również świetnym narzędziem treningowym na każdym etapie współpracy na linii koń-człowiek, nawet wtedy, gdy mówimy o wyczynie sportowym. Powodów dla których warto w taki sposób udawać się z koniem na wędrówki mniejsze i większe jest sporo. Przede wszystkim jest to trening i jednocześnie sprawdzian ułożenia konia, jego szacunku i chęci podążania za człowiekiem, co wiąże się z zaufaniem do niego. To doskonała okazja do pracy z ziemi z koniem w różnych okolicznościach, w tym nad poziomem koncentracji niezależnym od tego co dzieje się wokół. Wbrew pozorom czasem to zadanie okazuje się być znacznie łatwiejszym z siodła. Spacery z koniem w ręku pomagają również oswoić się z wieloma strasznymi ich zdaniem obiektami. Przewodnik stawiający swoje stopy tuż przed kopytami konia w miejscach budzących końską trwogę, pomaga zwierzęciu w zrozumieniu, że obiekt grozy w rzeczywistości jest jednak neutralny. Jest to szczególnie istotne w przypadku prac z młodymi końmi, a także z końmi płochliwymi i z problemami behawioralnymi, również tymi spowodowanymi błędami człowieka. Przygotowanie konia poprzez takie spacery do pewnego chodzenia w teren zanim jeszcze na jego grzbiecie pojawi się siodło, jest świetną bazą dla późniejszej pracy wierzchowej. Sprawdzi się też u koni z przeznaczeniem do zaprzęgu. Takie spacery to również dobre rozwiązanie dla koni, które z powodów zdrowotnych nie powinny dźwigać na swoim grzebiecie jeźdźca, a praca jest dla nich wskazana. Będą to głównie zwierzęta z problemami ortopedycznymi – ze schorzeniami grzbietu (przede wszystkim Kissing Spine Syndrome), ale również z kontuzjami kończyn i innych części ciała, gdy powrót do pracy wierzchowej w danej chwili jest niemożliwy lub wymaga stopniowego zwiększania obciążeń. Przede wszystkim jednak spacery z koniem w ręku to fantastyczna odmiana od tradycyjnych wyjazdów w teren czy pracy na ujeżdżalni i tym samym prawdziwy relaks dla konia i człowieka.

 

 Spacer z koniem w ręku, oprócz wartości szkoleniowej, jest przede wszystkim wspaniałą formą relaksu dla jeźdźca i konia. Nie zapominajmy jednak o podstawowych zasadach bezpieczeństwa, zakładając na głowę kask jeździecki.

 

 

Korekta siodła

Bardzo pozytywnym trendem jaki możemy zaobserwować wśród koniarzy jest zwracanie coraz większej uwagi na właściwe dopasowanie siodła. Coraz więcej saddlefitterów wyjeżdża więc w teren w celu dokonania fachowych pomiarów, a wiele siodeł pojawia się w pracowniach siodlarskich w celu dokładnego dopasowania do warunków anatomicznych konkretnego konia. Nie zapominajmy jednak, że ciało wierzchowca, podobnie jak i nasze, zmienia się cały czas. Wpływa na niego mocno przede wszystkim okres bez regularnej pracy jak i okres pracy wyjątkowo systematycznej. Dla wielu jeźdźców czas pandemicznych ograniczeń przedłużył nieco okres zimowego roztrenowania. Inni cieszyli się stajnią przydomową i z koniem pracowali, z racji zwiększonego czasu w domu, znacznie częściej i intensywnej. Na jeszcze innych, zaistniała sytuacja wymusiła zmianę sposobu treningu. Jedna i druga okoliczność może mieć znaczący wpływ przede wszystkim na muskulaturę ciała konia. W wysokim stopniu dotyczy to właśnie mięśni grzbietu. Dlatego też nie jest powiedziane, że siodło, które niegdyś pasowało idealnie na konia, równie dobrze sprawdzi się też pod tym względem teraz. Wiele problemów, które pojawiają się podczas pracy z koniem wynika właśnie ze źle dopasowanego siodła.

 


Każdy koń użytkowany wierzchowo powinien mieć codziennie kontrolowany przez właściciela stan grzbietu.

 

 

Czasem koń prezentuje bogaty wachlarz objawów związanych ze źle dopasowanym siodłem, a czasem jedynym zauważalnym znakiem są białe włosy pojawiające się w wyniku ucisku wywieranego przez źle leżące siodło. Ucisk ten powoduje uszkodzenie cebulek włosowych, co skutkuje produkowanie przez nie włosa pozbawionego pigmentu. Co jest szczególnie istotne w kontekście wiosennego powrotu do pracy, zmiany te niekiedy zaczynają być widoczne dopiero na wiosnę lub jesień, kiedy konie zmieniają sierść, wcześniejsze objawy bywają niemożliwe do uchwycenia. Białe włosy mogą zniknąć podczas następnego linienia, o ile problem został rozwiązany. Jeśli nie znikają, to najwyraźniej siodło w dalszym ciągu jest poważnie niedopasowane do konia. Innymi objawami źle dopasowanego siodła są wyraźne otarcia i uszkodzenia skóry, opuchlizny widoczne utrzymujące się przez jakiś czas po rozsiodłaniu, zmierzwiona lub wytarta sierść, blizny lub zgrubienia w mięśniach albo skórze, a także zanik mięśni. Koń może ponadto przejawiać podczas siodłania opór, kręcić się przy wsiadaniu, niepokoić się podczas czyszczenia grzbietu i sprawiać wrażenie ogólnie opornego podczas prób włączenia go do pracy. Problemy mogą również pojawić się podczas podkuwania. Konie cierpiące z powodu niedopasowania siodła potrafią intensywnie brykać lub tarzać się, niekiedy nawet kładą się z jeźdźcem na grzbiecie, mogą również intensywnie przekopywać ściółkę w boksie oraz prezentować narowy i nałogi. Spośród wielu objawów źle dopasowanego siodła, które przewijają się podczas pracy, wymienić należy przede wszystkim niechęć do pracy, która może mieć tendencję do nasilania się w czasie, trudności z rozgrzaniem się lub rozluźnieniem, zablokowanie grzbietu, brykanie, powtarzające się stawanie dęba, problemy w wydłużeniu wykroku, potykanie się, nadmierna płochliwość i niemożność skupienia się na pracy, sztywność na łukach i trudności z utrzymaniem wyprostowania na liniach prostych, brak należytego impulsu, trudności z pracą w zebraniu i nieprawidłowa pod wieloma względami praca grzbietu czy nawet kulawizny. Pamiętajmy zatem, by sprawdzanie dopasowania siodła do konia odbywało się regularnie. Bierzmy pod uwagę również właściwe dopasowanie siodła do siebie. Ciało jeźdźca zmienia się bowiem dosyć szybko, a źle dopasowane siodło, skutkuje brakiem zrównoważenia człowieka, co w bardzo mocny sposób odbić może się nie tylko na komforcie konia, ale również na jego zdrowiu poprzez szereg powtarzających się urazów.

 


Wiosna to dobry czas na to, by dokonać regularnego sprawdzenia dopasowania siodła i ewentualnej korekty.

 

 

Kuć czy nie kuć?

Odpowiedź na to pytanie stanowi dylemat wielu jeźdźców, prowokując nieraz do burzliwych dyskusji. Faktem niezaprzeczalnym jest, że podkowa mocno ingeruje w funkcjonowanie kopyta uniemożliwiając przede wszystkim naturalny ruch struktur kopyta względem siebie podczas opierania kończyny o podłoże i jej unoszenia. Jeżeli więc jest to możliwe, koń powinien chodzić jak najczęściej boso. Pewną alternatywą dla podków, w sytuacjach wymagających ochrony kopyta, są coraz częściej pojawiające się na końskich nogach buty dla koni. Nie w każdym przypadku się one jednak sprawdzą, dlatego decyzja o tym czy wystarczą buty, czy konieczne będzie podkucie, powinna być gruntownie przemyślana. Są jednak takie okoliczności, które bardzo mocno przemawiają za tym, aby konia podkuć. Należą do nich przede wszystkim względy ortopedyczne, gdy podkowa ma pełnić funkcję korekcyjną. Jeśli do podkucia konia istnieją wyraźne wskazania nie należy za wszelką cenę bronić kopyt konia przed podkowami. W niektórych przypadkach bowiem brak właściwego podkucia może doprowadzić do kulawizny oraz do dolegliwości w innych częściach ciała. U koni stawiających w niewłaściwy sposób swoje kopyta, na przykład w wyniku ich bolesności, dochodzić może niekiedy między innymi do bólu grzbietu, a niekiedy nawet rozwoju Kissing Spine Syndrome. Ten ostatni pojawia się z powodu ciągłego poruszania się w spięciu i z „odwróconym grzbietem”, czego skutkiem jest zbliżanie się do siebie wyrostków kolczystych kręgosłupa i rozwój stanu zapalnego.

 


Bose kopyto z pewnością funkcjonuje w najbardziej naturalny sposób. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy podkucie konia jest koniecznością, a jego brak może mieć poważne konsekwencje dla zdrowia zwierzęcia.

 


Czasem trzeba wnikliwiej się czemuś przyjrzeć, czasem pójść nieco inną drogą, by w pełnym komforcie obu stron móc pracować z koniem. Wyobraźnia, konsekwencja i rozwinięta empatia, w każdym przypadku są niezbędne do wielowymiarowego sukcesu. To właśnie te cechy razem z budowaną przed dłuższy czas świadomością zjawisk i mogących rodzić się zagrożeń, pozwalają w pełni cieszyć się wspólnymi chwilami z końmi, bez względu na to czy mierzymy w złoty medal olimpijski czy spokojną, bezstresową przejażdżkę po okolicy.