Są też tacy, dla których koń i jeździectwo to sposób na utrzymanie zdrowia i kondycji. Sport, nawet jeśli uprawiany jest na poziomie amatorskim, silnie koresponduje z ambicją. Jest ona bowiem nieodzownym elementem nie tylko starcia z przeciwnikiem podczas zawodów, ale nawet każdego, codziennego treningu. Wszak bez woli walki o więcej formy nie byłoby mowy o jakichkolwiek postępach treningowych, a to zaprzeczałoby już samej idei treningu. W związku z tym uparcie walczymy z przeciwnościami losu i z samym sobą. U naszego boku w tej wyjątkowej odmianie sportu, jaką jest jeździectwo, stoi koń. Czasem nasze ambicje wręcz dodają mu skrzydeł, czasem jednak zupełnie nie współgrają z jego naturą, rodząc ogrom frustracji zarówno dla samego wierzchowca, jak i człowieka, a nadmiar frustracji prowadzi do wielu przykrych konsekwencji dla organizmu i jego otoczenia. Przyjrzyjmy się więc sytuacjom, w których ambicje jeźdźca stają się dla konia nie skrzydłami, ale powodem niepotrzebnego stresu, a niekiedy wręcz związanych z nim cierpień.

Równowaga na różnych poziomach

Cały świat dąży do pewnej harmonii. Do niej dąży również ciało człowieka, ciało zwierzęcia i rośliny. Już od dawien dawna człowiek ową harmonię zauważał i próbował się do niej zbliżyć fizycznie i duchowo. Chcąc ją łatwiej pojąć nadał jej nawet kształt i imię Harmonii w mitologii greckiej i Concordii w mitologii rzymskiej. Była to bogini symetrii i uosobienie ładu, zgody, łączności i porządku. Nie z przypadku była córką dwojga odmiennych od siebie bóstw – bogini miłości i piękna – Afrodyty oraz Aresa – boga wojny, konfliktu i zniszczenia. Harmonia bowiem, już nie bóstwo, a pewien status rzeczy, nie jest stanem danym lub wypracowanym raz na zawsze, ale takim, do którego organizm nieustannie dąży. Harmonia, zwana w tym przypadku również często równowagą, to określenie samopoczucia w danej chwili. Tak jak w organizmie wszystko nieustannie się zmienia, tak i oblicza harmonii płynnie przechodzą jedno w drugie. Głodne zwierzę będzie do poczucia równowagi potrzebowało jedzenia, najedzone natomiast odejdzie od spożywanego pożywienia. Harmonia przybierze więc różne oblicza i potrzebowała będzie różnych środków do ich osiągnięcia. I tak często właśnie ów Ares, bóg wojny, będzie siał zniszczenie jednego porządku, by osiągnąć piękno pod postacią Afrodydy, a owocem tych dwóch wzajemnie uzupełniających się światów będzie wspomniana bogini Harmonia.

Wyrazem dążności organizmu do równowagi są potrzeby. To one dają podwaliny wszystkim działaniom tak naszym, jak i zwierząt, w tym koni. Destrukcja jednego porządku każe nam wyjść ze strefy komfortu, czyli stanu, w którym organizm odczuwa równowagę. Lew nie wybiera się na polowanie dopiero wtedy, gdy słania się z głodu, lecz stara się ten stan wyprzedzić mając jeszcze spore zapasy energii. Dzikie konie też zamiast stać we względnie bezpiecznym miejscu i odpoczywać, decydują się na wędrówkę w poszukiwaniu nowych połaci zielonej trawy na długo przed tym, gdy zmusi je do tego odbierający siły głód.

To niesamowite jak blisko człowieka znajduje się koń i jak chętnie uczestniczy w jego świecie, pomimo zasadniczych różnic międzygatunkowych i w warunkach naturalnych często sprzecznych interesów. Na zdjęciu Werpan - wałach huculski, który zagląda przez okno do domu, starając się zapewne „pomóc” w pisaniu jednego z artykułów do Świata Koni.


Potrzeby mają różny wymiar. Dotyczą rozmaitych sfer życia – począwszy od jedzenia i picia, przez prokreację do potrzeby uznania. I wcale w tym względzie nie różnimy się bardzo z końmi od siebie. One również odczuwają potrzebę uznania w stadzie, wtedy bowiem czują się wartościowe, a co za tym idzie – nie zostają z niego wykluczone, co w naturze oznaczałoby śmierć. Czyż nie widać tu jasnej analogii do naszej ludzkiej potrzeby bycia częścią społeczności – czy to w pracy, szkole czy w domu? A potrzeba ruchu, walki? My dbamy o swoją kondycję, bo poświadcza nam nasze kompetencje nie tylko czysto fizyczne, ale również ambicjonalne, potwierdzając, że jesteśmy w stanie podołać mentalnie wysiłkowi. A konie? Konie manifestują swoją sprawność, gdyż od niej zależy ich przetrwanie w naturze. To właśnie te potrzeby w gruncie rzeczy są podwalinami jeździectwa – ludzkie ambicje i końska chęć do ruchu.

Różne poziomy równowagi znajdują również klarowne odwzorowanie w jeździe konnej. Jeździectwo pozwala praktycznie namacalnie zobrazować ową równowagę. Jest ona wszak podstawą samego jeździectwa. Poszukujemy przecież równowagi w dosiadzie, w stępie, kłusie, galopie, w zgięciu i w skoku. Można by tu bardzo długo wymieniać. Mało tego, przechodząc z jednej równowagi w drugą, tę pierwszą musimy zaburzyć. Wyobraźmy sobie, że jedziemy po linii prostej. Używane przez nas pomoce działają symetrycznie. Zarówno koń znajduje się w równowadze, jak i my – względem konia oraz samych siebie. Chcąc skręcić używamy odpowiednich ku temu pomocy w postaci zmiany ustawienia dosiadu, łydek oraz wodzy. Te „nowe” pomoce wykraczają poza równowagę poruszania się konia na wprost. Destabilizują ją wręcz, prowokując tym konia do zmiany kierunku ruchu. Gdy zmiana ta zostanie osiągnięta, pomoce te znów zostają, podobnie jak przy poprzednim ruchu „stare pomoce”, odpowiednio zrównoważone.

Frustracja

Jak już wspomniano, kierunkiem i jednocześnie motywacją na drodze organizmu do harmonii są potrzeby. Co się jednak dzieje, kiedy potrzeby nie zostają zaspokojone? Pojawia się frustracja. Zarówno u człowieka, jak i u konia. Potrzeba wiąże się z wyzwoleniem określonej energii. Gdy potrzeba nie zostaje zaspokojona, energia ta zamiast działać budująco, zaczyna organizm niszczyć poprzez postępującą destabilizację.

Frustracja to przykre odczucia towarzyszące niemożności zaspokojenia potrzeby lub realizacji danego celu. Wywołują ją też negatywne odczucia wywołujące u danego osobnika stan dyskomfortu takie jak między innymi ból, lęk czy nuda. Mechanizmy te warunkowane są instynktownie, niezależnie od organizmu. W pewnych sytuacjach próbuje on jednak przeciwdziałać frustracji stosując różnego rodzaju mechanizmy. Wśród nich, zarówno w świecie ludzi, jak i zwierząt (w tym koni), znajduje się rezygnacja. Człowiek, który swoje szanse na osiągnięcie danego celu określa na zerowe lub bardzo małe, niekiedy z niego rezygnuje. U koni dzieje się podobnie. Zamknięcie w ciasnej, niekomfortowej przestrzeni wywołuje u konia strach i prowokuje go do mniej lub bardziej panicznych prób wydostania się na zewnątrz. Jeżeli jednak jego próby są nieskuteczne, po pewnym czasie rezygnuje z nich. Podobnie dzieje się niekiedy w trakcie pracy pod siodłem. Jeżeli jeździec oddziałuje na konia w sposób niepoprawny lub stawia przed koniem zbyt duże wymagania wywołując u niego dyskomfort, koń zaczyna się mniej lub bardziej buntować. Jeśli człowiek pomimo tego w dalszym ciągu nie odpuszcza wspomnianego działania, zwierzę przestaje stawiać czynny opór znieczulając się na czynności wykonywane przez człowieka. W każdym ze wspomnianych przypadków niezaspokojenie potrzeby i rodząca się frustracja wywołują chroniczny stres, a ten ma bardzo niekorzystny wpływ na organizm.

Początki w siodle nie są łatwe. Skoro konie wykazują się cierpliwością w stosunku do nas, my też okażmy cierpliwość im. One nie tylko uczą się wykonywania naszych poleceń, ale przede wszystkim uczą się naszego świata. A przecież nie potrafią czytać książek ani zadawać pytań.


Okazuje się, że podobnie jak stres frustracja w pewnych okolicznościach ma również pozytywne strony. Postrzega się ją bowiem jako czynnik wpływający w istotny sposób na rozwój osobowości, zwłaszcza w odniesieniu do młodych osobników. Jest to swego rodzaju okazja do zmierzenia się z przeciwnościami losu i weryfikacja swojej kondycji psychicznej. Weryfikacja powodująca niekiedy konieczność zmiany nastawienia do danego problemu.

Negatywne skutki frustracji

Zbyt silna lub przedłużająca się frustracja niesie z sobą jednak bardzo poważne konsekwencje powodując coraz większą destabilizację organizmu. Początkowo dotyka ona sfery psychicznej, później również fizycznej. Brak spełnienia potrzeb czy brak lub niedostateczne uznanie w grupie to jedne z powodów narastającej frustracji. Jeśli zajrzymy w biografię ludzi, którzy zapisali się w historii wyjątkowo źle, łatwo dostrzeżemy, że w wielu momentach ich życia to właśnie frustracja wychodziła na pierwszy plan, bez wątpienia potęgując jeszcze ich zbrodnicze skłonności.

Jakie to ma odniesienie do koni? Dosyć duże. Stawiamy bowiem przed nimi codziennie wiele zadań do wykonania, jednocześnie piętrząc trudności w zaspokojeniu naturalnych potrzeb, między innymi swobodnego ruchu na otwartej przestrzeni, towarzystwa innych koni, a niekiedy nawet stałego dostępu do paszy. Oczekujemy, że będzie dobrze funkcjonował w realiach, jakie mu stworzyliśmy, ale przede wszystkim, że będzie wykonywał powierzone przez nas zadania, w dodatku często niezgodne z jego naturą. Zapominamy przy tym, że już sama „pokojowa” relacja z człowiekiem jest dla konia wyzwaniem, wymagającym od niego niejako uciszenia głosu swojego instynktu. Należymy przecież do dwóch nie tylko różnych, ale przeciwstawnych sobie światów. My – ludzie jesteśmy drapieżnikami i choć natura nie stworzyła nas jako typowych mięsożerców, to przejawiamy w swoim wyglądzie i zachowaniu pewne ich cechy. Pokazuje to choćby samo ustawienie oczu na głowie, które u człowieka znajdują się z przodu i spojrzenie koncentrują na wybranym punkcie, którym w naturze byłaby na przykład ofiara. U koni natomiast, jako zwierząt uciekających, wypukłe niczym obiektyw gałki oczne zlokalizowane są po bokach głowy i zagarniają jak największą przestrzeń. Koń stawia więc niejako pod tym względem na ilość, a nie na jakość. Jest więc u niego w tej materii zupełnie na odwrót niż u człowieka. Koń, podobnie jak inne zwierzęta uciekające, odczuwa naturalny lęk przed drapieżnikiem. Fenomenem jest więc to, że nie tylko dał się tak bardzo oswoić, ale również zaczął bardzo intensywnie i blisko z człowiekiem współpracować, a nawet się z nim zaprzyjaźnił. Tymczasem zadania, jakie przed koniem stawiamy, często gwałcą jego potrzeby i pierwotne wzorce zachowań warunkowane instynktami. Pobyt w przyczepie do przewozu koni czy dosiadanie przez jeźdźca zalicza się właśnie do takich sytuacji. Podane przykłady bowiem w istotny, a często wręcz całkowity sposób, zabierają koniowi możliwość swobodnego ruchu, a w związku z tym również ewentualnej ucieczki w reakcji na grożące niebezpieczeństwo. Okazuje się jednak, że jeżeli w odpowiedni sposób zaznajomimy konia z miejscami i czynnościami tego typu, to nie tylko nauczy się on z nimi i w nich normalnie funkcjonować, ale jeszcze odnajdzie w tym przyjemność. Przecież nie sposób nie odnieść wrażenia, że wiele koni w trakcie jazdy i po jeździe odczuwa zadowolenie. Co więcej, jeżeli z jakichś przyczyn nie są użytkowane wierzchowo, choć do tej pory były, to nawet przy zapewnieniu możliwości swobodnego ruchu na pastwisku czy wybiegu w grupie koni, sprawiają wrażenie jakby brakowało im dawnej aktywności. Koń bowiem stworzony jest do ruchu, a jego układ nerwowy do stymulacji poprzez nowe problemy i zadania. W naturze jest to konieczność ucieczki przed drapieżnikiem, znalezienia pożywienia, znalezienia partnera reprodukcyjnego czy wreszcie wychowania potomstwa w pełnym niebezpieczeństw świecie. W niewoli natomiast koń energię przeznaczoną na to przez organizm zużywa na aktywność jeździecką. Wszystko jednak musi przebiegać w zgodzie i z poszanowaniem jego naturalnych uwarunkowań. W przeciwnym razie rodzi się frustracja i stres. Bardzo często niestety wynikają one z braku właściwej oceny możliwości konia i czasu potrzebnego na wdrożenie nowych elementów. Brakuje więc niezbędnych w jeździectwie rozwagi, cierpliwości i wyczucia. Niestety nie do rzadkości należą sytuacje, w których ambicje jeźdźca przekraczają możliwości konia i stają się przyczyną narastającej frustracji zarówno u człowieka, jak i zwierzęcia. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jeździec prosi konia o wykonanie pewnego zadania na ujeżdżalni. Koń niestety, z różnych względów, nie jest w stanie podołać wyzwaniu i nie wykonuje poprawnie polecenia. Jeździec ponawia prośbę o wykonanie danego manewru. Koń w dalszym ciągu nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom. Mimo to człowiek wielokrotnie jeszcze próbuje wymusić na koniu realizację swoich zamiarów treningowych. Tworzy się w takiej sytuacji błędne koło. Irytacja człowieka zmniejsza bowiem jeszcze jego cierpliwość. Koń wyczuwa negatywne ludzkie emocje i zaczyna odczuwać lęk, który dodatkowo usztywnia jego ciało i zmniejsza koncentrację na wykonywanym zadaniu. Poirytowany człowiek widzi, że koń coraz gorzej odpowiada na stosowane pomoce jeździeckie, w związku z tym z jeszcze większą nieustępliwością próbuje wymusić na zwierzęciu prawidłowe wykonanie zadania. Taka sytuacja prowadzi zwykle do zaburzenia relacji pomiędzy człowiekiem i koniem, do zniechęcenia obojga, a niekiedy również bywa przyczyną niekontrolowanego uwolnienia negatywnych emocji na przykład w postaci bryknięcia konia, utraty nad nim kontroli przez jeźdźca i czasem finalnie nawet upadku.

 

Frustrująca dla konia może być nie tylko praca w siodle, ale również z ziemi. Na zdjęciu powyżej koń idzie na lonży względnie zrelaksowany niosąc swobodnie ogon i lewe ucho spokojnie kieruje w stronę człowieka. Na zdjęciu poniżej natomiast w wyniku braku zrozumienia poleceń osoby lonżującej koń się usztywnia, kładzie uszy i zaczyna nerwowo machać ogonem.

 

Tymczasem frustracja, zwłaszcza ta, która jest zbyt silna, powtarzająca się lub trwająca zbyt długo, powodować może agresję i apatię. Czym są wymienione terminy i co oznaczają w kontekście sfrustrowanego konia?

Agresja jest rodzajem zachowania, którego celem jest spowodowanie szkody fizycznej lub psychicznej. Może być ukierunkowana na zewnątrz, gdy agresywny osobnik atakuje elementy swojego otoczenia. Może być również nakierowana do wewnątrz, to znaczy przeciwko samemu sobie. W takich przypadkach mamy do czynienia na przykład z autoagresją. Spójrzmy na przykład na konia, z którym człowiek pracuje z ziemi i wymaga od niego pracy w zbyt dużym zgięciu głowy i szyi. Zgięciu, które nie wynika z biomechaniki ruchu ciała zwierzęcia i energii wychodzącej z zadu, która przepływając przez głowę konia wraca z powrotem do zadu, wysyłającego ją znowu do przodu, ale z mechanicznego zastosowania pomocy w postaci na przykład zbyt ciasno zapiętych wypinaczy. Mają one w tym przypadku wymusić na koniu siłowe zgięcie w potylicy. Użycie ich w taki sposób, zamiast pomagać koniowi znaleźć właściwy kierunek i być dla niego oparciem, ogranicza w istotny sposób jego ruch i zadaje fizyczny ból. Nie ma to nie tylko nic wspólnego z zebraniem, w którym owe zgięcie jest wisienką na torcie wynikającą z pracy całego ciała, ale wręcz jest jego zaprzeczeniem i zniechęca konia tak do wykonania niezrozumiałego dla niego zadania, jak i do pracy z człowiekiem w ogóle. Koń nie rozumie, o co chodzi w całym ćwiczeniu. Z jednej strony go poganiają, z drugiej – ograniczają jego ruch na przód. Energia z jego zadu nie jest, w zgodzie ze sztuką, zamykana przez wędzidło po to, by mogła krążyć po ciele, ale jest wręcz przez wędzidło przecinana. Koń próbuje uwolnić się z potrzasku, w jakim się znalazł, naprzemiennie zadzierając głowę do góry, a niekiedy również próbując stawać dęba i zmniejszając energię poruszania się do przodu lub wręcz odmawiając ruchu naprzód. Wywołuje to poirytowanie i frustrację u człowieka, który intensyfikuje działanie pomocy popędzających przybierając w ten sposób postawę agresora, w której z mowy ciała koń dostrzega gesty charakterystyczne dla drapieżnika. Z uwagi na to, że nie jest w stanie uwolnić się od negatywnych bodźców, odczuwa frustrację. Człowiek również jest sfrustrowany zaistniałą sytuacją i nie odpuszczając zwiększa jeszcze działanie pomocy. Koń zaczyna wpadać w panikę. Próbuje uciec od działających nań negatywnych czynników, czując się ofiarą gonioną przez drapieżnika. Zapomina już nawet o próbach prawidłowego wykonania zadania, którego i tak nie rozumie. W pewnym momencie cała sytuacja przybiera moment krytyczny i koń, przyparty do muru, zaczyna się bronić kopiąc zadnimi kończynami albo w skrajnych sytuacjach zwraca się przeciwko człowiekowi próbując atakować kończynami piersiowymi niejednokrotnie stając przy tym dęba. Pamiętajmy, że koń z natury nie jest agresywny wobec drapieżników, czyli w tym przypadku ludzi. Zawsze wybiera ucieczkę zamiast bezpośredniego starcia. Jeśli jednak dochodzi do takowego, to znak, że problem sięga bardzo głęboko i nie daje koniowi innego wyjścia poza atakiem.

Apatia z kolei jest stanem, w którym obserwuje się zmniejszoną wrażliwość na bodźce docierające do organizmu zarówno te fizyczne, jak i psychiczne. Jest ona właściwa dla wielu stanów obniżonego samopoczucia na przykład w wyniku choroby. Dlatego opiekun będący równocześnie uważnym obserwatorem konia zwykle jako pierwszy niepokojący sygnał spowodowany przez chorobę, dostrzega u konia posmutnienie i zmniejszoną interakcję z otoczeniem. Apatia może być również skutkiem silnego urazu psychicznego i fizycznego, a za taki można poczytywać również niewłaściwe metody treningowe nieadekwatne do możliwości fizycznych i poziomu wyszkolenia konia lub same w sobie, po prostu złe i niezgodne ze sztuką jeździecką. Apatia jest również jednym z objawów depresji, która występuje nie tylko u ludzi, ale również u zwierząt, w tym u koni. Depresji poświęcono cały artykuł w numerze 10/2015 Świata Koni. Apatia może być również odpowiedzią na przedłużającą się frustrację. Powróćmy do przykładu konia omawianego przy okazji agresji. Jeżeli takie treningi będą się powtarzały, zwierzę straci całkowicie motywację do dalszych prób, a bombardowane negatywnymi emocjami popadnie w apatię. Wbrew pozorom nie jest to wcale rzadki widok, gdy w stajni koń po jeździe – zamiast ochoczo parskać i demonstrować swoim zachowaniem rozluźnienie i komfort wynikający z dawki ruchu – stoi ze zwieszoną głową, gdyż z jakichś względów nie był w stanie podołać stawianym mu zadaniom, przez co stał się obiektem złości i niekiedy również agresji ze strony człowieka.

Od czego zależy rozmiar frustracji?

Niezrozumienie frustracji zwiększa jej siłę. PRAWDA!

W aspekcie koni najistotniejszą rolę odgrywają tu niezrozumienie frustracji i obecność frustracji w przeszłości. Zazwyczaj my – ludzie – bardziej obawiamy się i stresujemy problemami, których nie tylko na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie rozwiązać, ale których również nie możemy zrozumieć. Łatwiej bowiem dotrzeć do celu drogą, której kierunek znamy niż błądzić we mgle i na oślep próbować różnych rozwiązań. Osoby, które pracują nad swoim ciałem, doskonale zdają sobie sprawę, jak jest to trudne. Kiedy nasz umysł chce wykonać daną czynność i jednocześnie nie potrafi uzyskać zadowalającej odpowiedzi, budzi się niepokój i frustracja. Zwłaszcza, że to wszystko dzieje się przecież w naszym ciele, które jak się okazuje, nie zawsze jest całkowicie posłuszne umysłowi. Doświadczają tego odczucia między innymi sportowcy czy wokaliści. W tej grupie są również jeźdźcy. Wystarczy przecież cofnąć się do czasów, gdy rozpoczynali oni swoją edukację jeździecką słysząc co chwilę polecenie opuszczenia pięty w dół. Pięta niestety po opuszczeniu szybko wracała do poprzedniej nieprawidłowej pozycji. Ciężko było im nad tym zapanować, gdyż ciało samoczynnie zadzierało piętę ku górze. Do tego dochodziło jeszcze polecenie również tyczące się stopy: „palce do konia”. To, w połączeniu z uciekającą piętą, wydawało się początkowo nie tylko trudnym do wykonania zadaniem, ale do tego niezrozumiałym, pomimo tłumaczenia instruktora, że to właśnie opuszczenie pięty i przystawienie palców do konia da ciału prawidłowe oparcie w strzemionach i zrównoważy dosiad. Pomimo zrozumienia słów wypowiadanych przez nauczyciela, sens ich treści u wielu osób stawiających na grzbiecie konia swoje pierwsze kroki budzi zdziwienie i brak faktycznego zrozumienia zasadności takiego postępowania. Dopiero później dostrzegą oni, że faktycznie taka pozycja pozwala osiągnąć stabilność w siodle i daje możliwość oddziaływania na konia we właściwy sposób. Zanim jednak do tego dojdą, kolejne nieudane próby będą wywoływały w nich frustrację, zwłaszcza że sens tych czynności nie do końca będzie dla nich czytelny i zrozumiały.

A teraz spróbujmy zestawić ten przykład z koniem. Rozpoczynamy naukę chodów bocznych. Zaczynamy działać na konia pozornie sprzecznymi poleceniami. Chcemy przecież, by ruszył w bok, ale jednocześnie, by poruszał się do przodu. Nie od razu udaje się koniowi zrozumieć cel działania pomocy i popełnia on wiele błędów. Jeżeli jednak jeździec jest cierpliwy i stosuje bardzo precyzyjne wskazówki, koniowi w końcu udaje się odnaleźć właściwą drogę. Cierpliwość oznacza również nieoczekiwanie na natychmiastowe zrozumienie przez konia zadania, ale robienie przerw i dostrzeganie u konia nawet najmniejszych oznak prób odpowiedzi na stawiane przed nim wymagania. Tylko w taki sposób, małymi krokami, konsekwentnie kształtujemy koński umysł, ciało i naszą relację. Zawsze bierzmy pod uwagę fakt, że koń to nie człowiek i nie potrafi zrozumieć wielu rzeczy, z którymi się do niego zwracamy. Często nie tylko nie rozumie celu, jakiemu służyć ma dane zadanie, ale również nie wie, w jaki sposób ma odpowiedzieć na konkretne stosowane przez nas pomoce. To niezrozumienie, które okraszone jest ciągłymi wymaganiami staje się powodem frustracji, której często niestety towarzyszy również lęk. Z tego względu musimy pamiętać, jak ważne jest stopniowanie trudności, które pozwala rozłożyć na czynniki pierwsze stosowane przez nas pomoce. Jeżeli koń zrozumie właściwie każdy ze „stopni wtajemniczenia”, będzie dla niego naturalnym wejście na kolejny poziom. Każda z nawet najdrobniejszych pomocy musi być zawsze precyzyjna i czytelna. Chaotyczne stosowanie wielu pomocy przypomina próbę złożenia wyrazu z wszystkich liter alfabetu, podczas gdy wystarczyłoby ich tylko kilka. Każda kolejna litera nie pomaga, a wręcz przeciwnie – zaciemnia tylko obraz, a dokładniej kształt i sens danego wyrazu. Mówmy więc do konia poszczególnymi wyrazami, a nie całym alfabetem. A czasem, gdy będzie on tego potrzebował, przeliterujmy nawet ten wyraz. Nikt przecież z nas nie opanował od razu sztuki czytania. Najpierw musiał poznać każdą z liter z osobna.

Powtarzalność frustracji potęguje ją. PRAWDA!

Powtarzalność frustracji potęguje jeszcze jej siłę i związane z nią stany agresji i apatii. Po ustaniu działającego bodźca i powrocie do równowagi po pewnym czasie frustracja mija. Kiedy jednak negatywne zdarzenie powtarza się lub nie ustępuje, organizm uznaje to doświadczenie za permanentne i dyskomfort przybiera na sile, gdyż nie ma nawet perspektywy, by złe doświadczenie zostało przerwane.

 

Ambicje jeźdźca czasami nie współgrają z jego aktualnymi możliwościami będąc powodem frustracji zarówno dla niego jak i dla jego wierzchowca.


 Przeanalizujmy najczęstsze przyczyny nadmiernych wymagań wobec konia.

„Papier sam skacze”. FAŁSZ!

Niedostateczne możliwości fizyczne

Problem ten dotyka wszystkich grup koni użytkowanych sportowo lub rekreacyjnie. Przykładów można mnożyć w nieskończoność. Są to na przykład sytuacje, w których zakupiony ze świetnym rodowodem źrebak, z myślą o tym, że będzie dobrze skakał, w myśl nie zawsze trafnego powiedzenia, że „papier sam skacze”, po osiągnięciu odpowiedniego do treningów wieku i stopniowego zwiększania obciążeń pokazuje, że wcale do świetnych skoczków nie należy. Nie każdy z nas przecież, nawet jeśli pochodzi z rodziny sportowej, przejawia predyspozycje do uprawiania danej dyscypliny. W rekreacji też, a może nawet częściej, zdarzają się sytuacje, w których nasze ambicje próbujemy zrealizować z pomocą dostępnych środków, które nie zawsze są wystarczające. Tak też się dzieje, gdy amatorsko jeżdżący człowiek nagle pod wpływem choćby marzeń z dzieciństwa przypomina sobie, że zawsze chciał zostać skoczkiem. I te marzenia próbuje zrealizować na swoim koniu, który nie ma ku temu zdolności, ale jest przecież pod ręką. A nam ludziom ciężko jest niestety często znaleźć umiar w tym, co robimy i nie dostrzegamy niekiedy ewidentnych granic, które sygnalizuje koń.

Choroba

Pogoń za sukcesem związanym z uznaniem, ale także udowodnieniem sobie, że potrafię, w połączeniu z chęcią uzasadnienia poczynionych inwestycji, niekiedy staje się przyczyną ignorowania ograniczeń, jakie na wysiłek konia nakłada stan jego zdrowia. Jest to pogwałcenie praw zwierząt i jawna sprzeczność z kodeksem PZJ, ale choć jest to akt znęcania się nad zwierzęciem, nierzadko ma on miejsce. Z „pomocą” koniowi, a raczej nie jemu, a wynikowi, przychodzi niekiedy w takich sytuacjach doping mający zwiększyć wydolność organizmu między innymi przez uśmierzenie bólu.

Brak wystarczających umiejętności jeźdźca

Niestety nierzadko jeździeckie ambicje sięgają o wiele dalej niż jego aktualny warsztat i doświadczenie. Do tego zapominamy często, że w jeździectwie nie liczy się tylko technika, bo nawet gdy jest ona doskonała, ale brak w nas zacięcia, śmiało można nazwać – pedagogicznego, ciężko nam będzie osiągnąć cel. Dla konia bowiem musimy być swego rodzaju nauczycielem, jednocześnie cały czas ucząc się od niego. Brak umiejętności powoduje podejmowanie prób pójścia na skróty z wykorzystaniem różnego rodzaju patentów, co nigdy nie jest dla konia dobre i zawsze stanowi powód do frustracji, często niestety permanentnej.

Głównym czynnikiem kwalifikującym konia do konkretnej dyscypliny jeździeckiej są jego możliwości fizyczne. FAŁSZ!

Brak zwrócenia uwagi na uwarunkowania psychiczne konia

Konia często ocenia się pod kątem zakwalifikowania do danej dyscypliny dosyć jednostronnie. Zwykle jest to pryzmat czysto fizyczny i wspomniany wcześniej genetyczny (rodowodowy). Patrzymy na wzrost, ukątowanie łopatki, długość nadpęcia czy umięśnienie zadu. Zapominamy jednak niejednokrotnie o tym, że bardzo ważne są w tej kwestii również predyspozycje psychiczne. Powoduje to trudności treningowe i permanentny stres oraz frustrację dla konia i jeźdźca. I tak na przykład do ujeżdżenia trafiają czasem konie nadpobudliwe, od których wymaga się maksymalnego skupienia i opanowania, a na torach biegają konie zbyt wrażliwe, by podołać ciężkiemu treningowi wyścigowemu.

 

Najważniejsze w komforcie konia jest zapewnienie mu możliwości przejawiania jego naturalnych zachowań w postaci swobodnego ruchu i kontaktu z innymi końmi. To jest też najlepszy sposób na rozładowanie gromadzących się niekiedy w trakcie pracy frustracji.


To od nas zależy, czy jeździectwo będzie przyjemnością pełną motywujących wyzwań zarówno dla nas, jak i dla konia czy wręcz na odwrót – źródłem frustracji. Zatrzymajmy się zawsze nie tylko nad tym, czego chcemy, ale też nad tym, jakie posiadamy ku temu możliwości i jakie metody powinniśmy wdrożyć chcąc dojść do upragnionego celu. To my jesteśmy przewodnikami w parze koń-jeździec, to my odpowiadamy więc za komfort relacji i wspólnej pracy. Pamiętajmy o tym i zawsze starajmy się spojrzeć na problem nie tylko własnymi oczami, ale również oczami konia.


lek. wet. Eliza Anna Niemczycka