Czekając na medalowe rozdanie 33. edycji ME, która już w sierpniu rozegra się w Strzegomiu, przypomnijmy osiągnięcia polskich zawodników w historii tych zawodów.
Pierwsze mistrzostwa Europy odbyły się w 1953 roku w Badminton w Wielkiej Brytanii. Wystartowało w nich 40 jeźdźców z 6 krajów. Jednak Polacy na swój pierwszy udział w zawodach tej rangi musieli poczekać jeszcze cztery lata. W 1957 roku w Kopenhadze wystartował Jan Kowalski na Litaworze, zawody ukończył na 13. miejscu. Już dwa lata później w brytyjskim Harewood drużyna biało-czerwonych niemal otarła się o medalowe podium, kończąc rywalizację z czwartą lokatą.
Marian Babirecki i Volt
Pierwszym i jak dotąd jedynym Polakiem, który stanął na najwyższym podium ME był Marian Babirecki na koniu Volt. W Moskwie, wówczas jeszcze Związku Radzieckim w 1965 roku pokonał 38 rywali i wywalczył złoty medal. Mimo że po ujeżdżeniu był dopiero czternasty, świetny przejazd crossu i bezbłędny parkur zapewniły mu zwycięstwo. W Kronice RP zachował zapis filmowy z tego wydarzenia: (TUTAJ)
Babirecki zyskał miano najwszechstronniejszego zawodnika w historii powojennego jeździectwa w Polsce. Odnosił sukcesy nie tylko w skokach, ujeżdżeniu i WKKW, ale także w słynnej Wielkiej Pardubickiej (w 1956 zajął drugie miejsce). Po zakończeniu kariery sportowej wyjechał na Kubę, gdzie trenował reprezentację jeździecką tego kraju. Po paru latach, gdy całkowicie wycofał się z jeździectwa pracował w swym wyuczonym zawodzie technologa drewna. Uprawiał też płetwonurkowanie. Podczas jednego z treningów zginął tragicznie w Atlantyku.
Medaliści z Horsens
Na kolejny sukces polscy kibice czekali do 1981 roku, kiedy to europejska czołówka wkkwistów rywalizowała w Horsens w Danii. Biało-czerwoni wywalczyli brązowy medal w klasyfikacji drużynowej. Twórcami tego sukcesu byli: Mirosław Szłapka na Erywaniu, Jan Lipczyński na Elektronie, Krzysztof Rafalak na Dajaku oraz Mirosław Ślusarczyk na Ekranie.
Dla Jana Lipczyńskiego, wtedy 24-latka, były to pierwsze zawody rangi mistrzowskiej. – Na początku lat osiemdziesiątych Polacy zaczęli odnosić sukcesy na arenie międzynarodowej, jadąc na te mistrzostwa byliśmy bojowo nastawieni, ale nie postrzegaliśmy siebie w roli faworytów – wspomina. – Udział w ME był dla nas ogromnym przeżyciem. Przejechanie crossu tej rangi nawet na doświadczonych wkkwistach robiło ogromne wrażenie. Formuła rozgrywania zawodów WKKW w tamtych czasach była zupełnie inna. Próba terenowa miała inną skalę trudności, inny dystans, który zbliżał się nawet do 30 kilometrów, inne były także wymiary przeszkód, skakało się wielkie „wagony”. Obecnie trudność crossu polega na zadaniach technicznych, a nie rozmiarach, dzięki czemu zwiększyło się bezpieczeństwo zawodników i koni. Wtedy to wyglądało zupełnie inaczej. Trudność crossu określała wielkość przeszkód, a upadki nie były rzadkością.
– Wymiary niektórych przeszkód były tak duże, że zdarzało się, że już po oficjalnym oglądaniu próby terenowej były zmniejszane – wspomina Krzysztof Rafalak, który również debiutował w Horsens w zawodach rangi mistrzowskiej. – Startowałem jako ostatni zawodnik z ekipy. Po tym, jak Mirkowi Ślusarczykowi nie powiodło się na crossie, czułem presję, że muszę zrobić wszystko, aby ukończyć swój przejazd, żebyśmy mogli być klasyfikowani jako drużyna.
Aż siedem drużyn narodowych startujących w tej rywalizacji nie dotrwało do końca zawodów, udało się to zaledwie sześciu ekipom.
- To były wymagające zawody. Czterdzieści procent koni ich nie ukończyło. Szczególnie trudne były dwie przeszkody: zwodzony most i triple bar; na nich popełniano najwięcej błędów – wspomina Mirosław Szłapka, który rok przed mistrzostwami w Horsens wystartował w Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie, podczas których zajął szóste miejsce. – Mając jednak w pamięci wysoki poziom trudności moskiewskiego crossu, ten w Horsens był dla mnie sprzyjający; pofałdowany teren przypominał ten z Białego Boru, w którym mieliśmy zgrupowanie przed mistrzostwami. I w przeciwieństwie do Moskwy był uczciwszy dla koni.
Mirosław Szłapka w klasyfikacji indywidualnej zajął piątą lokatę. Po próbie ujeżdżenia dwóch sędziów przyznało mu drugie miejsce, a trzeci 19. Gdyby oceny były bardziej wyrównane miałby szansę na podium.
Brązowy medal w Mistrzostwach Europy Seniorów to największe drużynowe osiągnięcie polskiego WKKW w okresie powojennym. - Po zdobyciu medali towarzyszyła nam euforia, mieliśmy poczucie, że tworzy się historia – mówi Jan Lipczyński. – Kiedy emocje i presja opadły, czuliśmy ogromną radość – dodaje Krzysztof Rafalak.
Fot. Jan Lipczyński na Elektronie na trasie krosu podczas Mistrzostw Europy w WKKW rozegranych w 1981 roku w Horsens w Danii / archiwum prywatne Jana Lipczyńskiego