Rozmowa z Markiem Gawlikiem, od 1 kwietnia 2020 roku pełniącym obowiązki prezesa stadniny koni w Janowie Podlaskim.

 

Stadnina Koni w Janowie Podlaskim wróciła na czołówki mediów z dwóch powodów:

  • nowego  (czwartego już w ciągu czterech lat) zarządzającego stadniną i
  • niestety – z powodu doniesień o fatalnej sytuacji w stadninie, nie tylko finansowej ale również dotyczącej dobrostanu zwierząt.

 

O tym co dzieje się za zamkniętą (czasowo z powodu koronawirusa) bramą stadniny, o planach na „nowe rozdanie” rozmawiamy z Markiem Gawlikiem. Kim jest nowy prezes stadniny?

 

Z wszechwiedzącego Internetu:

Pełniącym obowiązki będzie człowiek spoza branży, 45-letni Marek Gawlik. To doświadczony menedżer, który ma za sobą wieloletnią karierę w międzynarodowych korporacjach. Jest przewodniczącym Polsko-Saudyjskiej Rady Biznesu – jak zaznacza, tę funkcję pełni społecznie; jest także wiceprezesem Międzynarodowej Izby Handlowej Ukrainy. Przez wiele lat jeździł konno i miał swoje konie. Jednak w branży "koniarskiej" jego nazwisko nikomu nic nie mówi.

 

 

Czy chciałby Pan dodać coś od siebie do tej wizytówki?

Marek Gawlik: Mogę dodać, że pracowałem ponad 20 lat w największych korporacjach światowych, w tym 8 lat na Ukrainie, gdzie sytuacja firmy również była wymagająca, tak jak dziś stadniny w Janowie. Mam doświadczenie w zarządzaniu przedsiębiorstwami, gdzie wyzwania dla menedżera są ponad standardowe w zakresie trudności i rzeczy do porządkowania.

 

 

Czy wiedział Pan czym przez lata była janowska stadnina i jak jest tam dziś? Co skłoniło Pana do przyjścia do Janowa właśnie teraz?

Wiedziałem czym jest Janów, to jest nasza "Mekka", nasza  - czyli wszystkich osób, które są związane z koniarstwem; dla każdej osoby, która jeździ konno, hoduje konie lub po prostu je lubi wizyta w Janowie jest punktem obowiązkowym. Byłem kilka razy z rodziną, to miejsce nas urzekło. Trudno mi było domyśleć się co zastanę tu teraz. To miejsce to jest historia konia arabskiego w Polsce, to zaszczyt zarządzać takim miejscem, ale jest to duże wyzwanie. Wydaje mi się, że jeśli mówimy o stadninie to myślimy głównie o koniach, natomiast to jest przedsiębiorstwo, które składa się nie tylko z koni, które są wizytówką i na tym się wszyscy skupiają, ale to również miejsce gdzie mamy bydło i ponad 1700 ha ziemi – pola uprawne, łąki. Z mojej perspektywy to jest przedsiębiorstwo, którym należy zarządzać kompleksowo. Zdecydowałem, że moja obecność może wnieść coś dobrego dla tego miejsca.

 

 

Jakie były pierwsze dni i pierwsze decyzje?

Jak popatrzyłem na wyniki i wielozadaniowość, uznałem że osoba która zarządza tym miejscem, powinna otoczyć się wysokiej jakości specjalistami. W moim przypadku jedną z pierwszych decyzji było zaproponowanie współpracy pani Annie Stojanowskiej, dołączenie jej do projektu związanego z zarządzaniem stadniną. Bardzo cieszę się, że pani Anna przyjęła zaproszenie i zdecydowała się w nim uczestniczyć.

Drugi punkt to była zmiana na stanowisku koniuszego (red. Artura Bieńkowskiego zastąpił Krzysztof Semeryło), poprzedni koniuszy sam zdecydował i poprosił o to, żeby mógł się realizować w innych obszarach. Znający pana Artura wiedzą, że on lubi robić zdjęcia, ma taką duszę artystyczną, w związku z tym uznaliśmy, że taki twardy, codzienny porządek związany z utrzymaniem koni jest dla niego mniej ciekawy niż obszar turystyki, który zdecydowaliśmy rozwijać przy stadninie w Janowie.

Kolejna decyzja to zmiany zastępców koniuszego i ustawienie prac w stadninie. I to był początek.

 

 

Wiemy, że nie jest Pan hodowcą, do współpracy w sprawach hodowlanych związanych z końmi namówił pan Annę Stojanowską, a co z innymi działami?

Tak to prawda, nie jestem hodowcą, ale w moim przypadku zarządzanie przedsiębiorstwami, które mają misję, a nie zapominajmy, że Janów to jest miejsce z misją, gdzie mamy utrzymać pewne linie i genotyp, wymaga trochę innego podejścia – tak samo jak w szpitalach czy w ośrodkach naukowych. Dla mnie jest istotne, żeby – co mówiłem wcześniej – osoba zarządzająca umiała otoczyć się specjalistami. My mamy ponad 470 koni, ponad 600 sztuk bydła, które przynoszą codzienny pieniądz. I tu rodzi się pytanie czy zarządzający ma być bardziej hodowcą koni, czy osobą znającą się na bydle. Ale z mojego doświadczenia w wielu krajach i posiadanej wiedzy (studia skończyłem w USA i Holandii) wynika, że do tego typu przedsiębiorstwa potrzeba osoby potrafiącej zarządzać oraz otaczać się najwyższej klasy specjalistami.

 

 

Jak na dziś oceniacie państwo stan hodowli?

Mam to szczęście, że o odpowiedź na takie pytania mogę poprosić panią Annę Stojanowską; gdybym ja się wypowiadał byłoby to nietaktowne. Pozwolę sobie zostawić to pytanie bez odpowiedzi, ze wskazaniem na panią Anię, która oceni to lepiej niż ja.

 

 

Wiem, że załoga przyjęła pana z pewną rezerwą, ale po pierwszych decyzjach uwierzyli, że chce pan coś zrobić, że może tym razem się uda – to dobrze rokuje. Jak pan to widzi?

Jak przyjęła mnie załoga? – oczywiście że z rezerwą, załoga przyjęła kolejnego prezesa – jestem czwartym w krótkiej perspektywie czasowej, część przyjęła pozytywnie z nadzieją, a część jeszcze pewnie z oczekiwaniem jakie zmiany ich jeszcze czekają.

 

 

A jakie zmiany czekają załogę?

Na pewno jestem osobą, która dużo wymaga, ale również potrafi docenić osoby, które oddają się swojej pracy i podzielają wspólną misję i wartości, które ma stadnina i które wiedzą, że stadnina to nie jest przedsiębiorstwo jak każde inne, że szczególnie dzisiaj, patrząc co się dzieje w mediach, jesteśmy miejscem, na które cała Polska patrzy z zainteresowaniem i pewną ciekawością. W związku z tym wszyscy – nie ważne czy to prezes, koniuszy czy masztalerz, hodowca bydła czy pracownicy biurowi – wszyscy pracujemy na wizerunek stadniny. Czystość, odpowiedzialność za zwierzęta, dbałość o zdrowie tych zwierząt, sumienność to jest to, co powinno cechować pracownika i liczy się tutaj każdy szczegół – od noszenia stroju roboczego, do podejścia do zwierząt. Mamy to szczęście, że na moje zaproszenie, po artykułach w Rzeczypospolitej i Gazecie Wyborczej, odwiedzili nas przedstawiciele Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach, przeprowadzając badania zdrowia naszych zwierząt - czekamy na wyniki.  Jednym z naszych zadań na dziś jest dołożenie wszelkich wysiłków, aby Janów był w dalszym ciągu wizytówką Polski na świecie, żeby przyjeżdżali tu hodowcy, kupcy i turyści – o tym nie możemy zapominać.

 

 

Powiedział pan o klientach, kupcach – jest szansa na ich powrót, czy będzie aukcja w tym roku?

Aukcja będzie, jest pytanie w jakiej formie, jakie ograniczenia w związku z koronawirusem będą znoszone, jakie zaostrzone – oby nie. Natomiast pewnie aukcja nie odbędzie się w takiej formie jak miało to miejsce rok czy dwa lata temu; może być kłopotliwe zapewnienie udziału publiczności. Aukcja powinna się odbyć, podejmujemy działania organizacyjne i logistyczne – czego wyrazem była m.in. moja dzisiejsza wizyta na komendzie policji w sprawie zapewnienia bezpieczeństwa, organizacji ruchu - działania może mniej widoczne, ale konieczne, o tym trzeba myśleć z wyprzedzeniem. Trzeba przy tym myśleć o społeczności lokalnej, która jest bardzo istotna; ja chciałbym, żeby janowska stadnina mocniej otworzyła się na mieszkańców Janowa, dlatego że Janów czerpie korzyści ze stadniny, a stadnina może czerpać korzyści z Janowa – miejsca z długą i bogatą historią. Uważam, że każdy prezes stadniny powinien nawiązać dobrą relację „z panem, wójtem i plebanem” dla wspólnego dobra. Ja tak staram się robić – przedstawiam się i pytam co możemy razem zrobić; cieszy mnie to, że wszyscy okazali się być otwarci dla wspólnego celu i rozwoju – razem możemy zrobić dużo dobrego dla regionu, a marka Janów Podlaski będzie miała jeszcze większą wartość.

 

 

Po tym „bilansie otwarcia”, ocenie stanu bieżącego czas na odkrycie kart – pana plan naprawczy dla stadniny. Jak chce pan przeprowadzić stadninę w lepszą przyszłość, a wiemy, że dziś, również ze względu na „coronavirusa”, czasy są bardzo trudne.

To nie jest plan naprawczy, to jest plan działania i plan rozwoju stadniny. Tak jak wspominałem wizytówką stadniny są i powinny być konie – nazywamy się Stadnina Koni w Janowie Podlaskim i przez ten pryzmat społeczeństwo na nas patrzy. To co już zrobiłem, to zapewniłem dobrą paszę, dobre siano, opiekę weterynaryjną, kowali – zadbałem o dobrostan; to powinien robić każdy na tym stanowisku. Co się tyczy pozostałych dwóch działów – dla mnie jest to czysta matematyka. O ile w przypadku hodowli koni jest to sztuka, sam koń jest dziełem sztuki, chociaż jego właściwa budowa powinna spełniać pewne standardy, to jednak jego ocena jest często subiektywna. Natomiast zarządzanie stadem bydła to są procesy związane z tym, że liczymy ilość wody, paszy którą krowa powinna mieć; to są procesy chowu od cielaka przez pierwiastka do dorosłego osobnika, to są badania wydajności stada – ile i jakiej jakości daje mleko? Skupiamy się na jakości, bo nasz odbiorca mleka jest wymagający, a poza tym od jakości zależy cena mleka i nasze wpływy. Dla mnie jest to proces matematyczny, możemy to włożyć do modelu i mieć prawdopodobne wyniki. Przy właściwym prowadzeniu procesów, mamy relatywnie dużą pewność jaki wynik osiągniemy.

Co się tyczy kolejnego obszaru, który dla mnie jest matematyką, aczkolwiek z niewiadomymi bo w dużym stopniu zależy od czynników zewnętrznych np. od pogody, to jest obszar hektarów gleb i prowadzonych na nich upraw. My powinniśmy potrafić się sami wykarmić. Relacja produkcji własnej do kupowanej na zewnątrz determinuje rentowność  i funkcjonowanie w kolejnych miesiącach. Tu też można obliczyć co i ile siać, i zbierać; ale i tu trzeba iść na kompromis – bo  koszenie traw powinno odbywać się w różnych okresach ze względu na tę specyfikę posiadanych zwierząt.

To są te podstawowe działy, które powinny być umiejętnie zarządzane. Ale na „koniec dnia” to konie są naszą wizytówką, muszą one wygrywać pokazy i osiągać dobre ceny na aukcjach.

 

 

I jeszcze jedno pytanie – po jednej z pierwszych rozmów z dziennikarzami, może ze względu na nieumiejętnie zadane pytanie lub fakt, że może nie chciał pan powiedzieć więcej, na plan pierwszy wybiła się informacja, że będzie pan rozwijał turystykę, jazdy konne itp. Czy w jakiejś przyszłości myśli pan o jazdach konnych, o stworzeniu przy stadninie ośrodka jeździeckiego?

Nie wiem jak długo tu będę, bo pani sekretarka przyniosła mi dokumenty mówiąc: ”tu pan musi coś podpisać, ale pamiętać że jak pana odwołają musi pan podpisać i ten drugi dokument”. Tak każdy prezes jest prawdopodobnie przygotowywany na to, że może się różnie zadziać, w końcu to spółka skarbu państwa. A tak na poważnie – tak ja mówiłem o tej turystyce. Powiem, że przyjeżdżając tu brakowało mi możliwości odbycia jazdy na stadninowych koniach. Jest to obszar, który pozostaje do zagospodarowania, jest w kręgu moich zainteresowań.

Ale są również inne rzeczy, których mi tu brakuje – stadnina ma bardzo dużo nagród, zdobytych na różnych pokazach, zawodach przez dziesiątki lat. One sobie „żyją swoim życiem z daleka od oczu innych”. Jak na nie patrzę jako osoba, która jest związana z końmi, z jeździectwem, uważam że są to rzeczy, które mogą być mocnym punktem każdej wizyty w stadninie. Do tej pory mogliśmy obejrzeć konie arabskie na pastwiskach – czas pokazać zdobyte nagrody, przepiękne siodła, puchary itp. Możemy pokazać bryczki i powozy i różne rodzaje podków i uprzęży. A z innych ciekawostek – biurko Dyrektora Krzyształowicza, stroje masztalerzy na przestrzeni lat i „opowiedzieć” całą 200-letnią historię janowskiej stadni, z której ludzie będą mogli się dowiedzieć i zrozumieć czym jest Janów i dlaczego zajmuje takie miejsce w Polsce i na świecie. I to jest taka rzecz, do której podchodzę mniej romantycznie, a bardziej pragmatycznie – mamy pomieszczenie, na razie w starym magazynie, gdzie będziemy robić ekspozycje czasowe; pewne rzeczy będą elementami stałymi, ale zmiana ekspozycji zachęci ludzi do powrotów do Janowa. Będziemy się starali, aby przewodnicy opowiadali naszą historię w sposób ciekawy. Chciałbym również, żeby schowane do tej pory wozy były elementem ekspozycji, a oprócz tego służyły do przejażdżek.

To co chciałbym jeszcze wprowadzić to tak jak np. w oceanariach ogląda się np. karmienie (wiem, że porównanie trochę odległe) żeby można było w pewnych godzinach zobaczyć konia arabskiego tak jak prezentowany jest na pokazach, z objaśnieniem podlegających ocenie sędziów elementów.

Te dwie proste rzeczy spowodują, że to miejsce będzie jeszcze bardziej atrakcyjne.

Musimy ostro wziąć się do roboty.

 

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę panu, wszystkim miłośnikom janowskiej stadniny, żeby drzwi stadniny nie zostały zamknięte i 200-letniej historii stadniny toczył się ciąg dalszy. Powodzenia!

Rozmawiała Alina Sobieszak