Wybitna postać belgijskich rajdów długodystansowych dobitnie przekonała się o tym, że kłamstwo ma krótkie nogi i może mieć długie i kosztowne konsekwencje w postaci 20 miesięcy zawieszenia oraz łącznej kary finansowej w wysokości 12 000 franków szwajcarskich.

 

 

61-letni Pierre Arnauld to wielka postać belgijskich rajdów długodystansowych, z którymi związał się 35 lat temu. Przez wiele lat był czołowym zawodnikiem belgijskiej reprezentacji w tej jeździeckiej konkurencji. Dwukrotnie organizował w Belgii Mistrzostwa Europy oraz raz Mistrzostwa Świata w rajdach długodystansowych. W latach 2011 – 2014 był członkiem Komisji Rajdów FEI. Cały czas jest aktywnym trenerem koni rajdowych. Można powiedzieć, człowiek-ikona.

A jednak ta ikona została ukarana przez Trybunał FEI karą 20 miesięcy zawieszenia oraz grzywną w wysokości 5 000 franków szwajcarskich oraz obciążona kosztami postępowania w wysokości 7 000 franków szwajcarskich.

Powodem do tak dotkliwej kary był fakt sfałszowania przez Pierrea Arnaulda paszportów FEI kilku belgijskich koni. Fałszerstwo polegało na użyciu przez Arnaulda starej pieczątki używanej wcześniej przez lekarza weterynarii FEI, dr Wijnendaele. Pieczęć i podpis tego lekarza potwierdzały, że dr Wijnendaele zaszczepił konie, choć faktycznie tego nie zrobił.

Wydaje się to nieprawdopodobne, a jednak okazało się to prawdą.

 

Przyjrzyjmy się nieco bliżej tej sprawie.
Dr Wijnendaele jest obywatelem Belgii oraz 4* lekarzem weterynarii FEI, jak również 3* lekarzem leczącym FEI dla konkurencji długodystansowych rajdów konnych. Do września 2005 roku był zarejestrowany jako lekarz weterynarii praktykujący w Belgii. Później przeniósł swoją praktykę poza Belgię.

W kwietniu 2020 roku dr Wijnendaele odkrył, że paszport FEI belgijskiego konia zawierał jego nazwisko i pieczątkę, mimo że data wpisu była o wiele lat późniejsza niż jego wyjazd z Belgii. W tej sytuacji dr Wijnendaele przeprowadził dalsze dochodzenie i odkrył inne przypadki, w których jego stara pieczątka została wykorzystana w paszportach FEI. O fakcie tym poinformował FEI.
W FEI wdrożono postępowanie wyjaśniające, które wykazało 4 przypadki nieuprawnionego użycia pieczątki lekarza weterynarii, dr. Wijnendaele. Wszystkie dotyczyły koni przebywających w belgijskiej stajni Pierrea Arnaulda i przez niego trenowanych.
W tej sytuacji do Trybunału FEI wniesiono sprawę przeciwko Pierre Arnauldowi, zarzucając mu potencjalne przestępstwo fałszowania oficjalnych dokumentów FEI, narażenia koni na niebezpieczeństwo poprzez kontakt z nie zaszczepionymi zwierzętami oraz znęcania się nad końmi, ponieważ zwierzęta, których paszporty zostały fałszywie ostemplowane, były narażone na ryzyko zarażenia się chorobami, ponieważ nie zostały zaszczepione zgodnie z Przepisami Weterynaryjnymi FEI. We wniosku przedłożonym Trybunałowi FEI zarzucono Arnauldowi, że stał za dwoma udokumentowanymi przypadkami koni, które miały w paszportach po jednym fałszywym wpisie, jednym przypadkiem konia mającego w paszporcie dwa sfałszowane potwierdzenia szczepienia oraz jednym przypadku sfałszowanej strony dotyczącej podania koniowi leków.

Adwokat Arnaulda, Maître Philippe Lévy, linię obrony swojego klienta oparł o jego wieloletnie zaangażowanie w sport rajdowy i fakt, że przez wszystkie te lata Arnauld nigdy nie był przedmiotem żadnych skarg ani sankcji.

 

Sam Pierre Arnauld nie zaprzeczył, że dokonał tych wpisów. Jest jednak mocno przekonany, że sprawa przeciwko niemu była prowadzona przez ludzi, którzy byli zazdrośni o jego osiągnięcia w sporcie lub chcieli go skrzywdzić z powodu oddzielnych sporów, które z nim toczą. Podał szczegóły nieporozumień lub sporów, które miał ze świadkami FEI w tej sprawie. Jako powód podjęcia tych działań, Arnauld wskazał, że niektórzy ludzie w środowisku rajdowym chcieli podważyć jego perspektywy objęcia funkcji przewodniczącego Komisji Rajdów FEI.
Ponadto, w swoim piśmie Arnauld zapewnił, że w maju 2010 roku dr Wijnendaele dobrowolnie przekazał mu swoją pieczątkę i nastąpiło to w obecności kilku świadków. Arnauld wyjaśnił również, że uzgodniono przy przekazaniu pieczątki, że każde jej użycie miało wiązać się z powiadomieniem dr Wijnendaele. Według Arnaulda doszło do 6 takich przypadków i za każdym razem użycie pieczątki było zatwierdzane przez dr Wijnendaele przez telefon.
Pierre Arnauld twierdził, że używanie przez niego pieczęci nie może zostać uznane za oszustwo, ponieważ dr Wijnendaele udzielił mu pozwolenia na jej używanie. Ponadto, wszystkie konie, których to dotyczy, zostały w rzeczywistości zaszczepione. Nie doszło więc do złego traktowania koni ani do oszustwa.

Odmiennego zdania jest lekarz weterynarii, dr Wijnendaele, który powiedział Trybunałowi FEI, że nie wie, co się stało z jego starą pieczątką. Po jego wyjeździe z Belgii, pieczątka stała się nieważna i bezużyteczna. Nie miał więc powodu by się zajmować tym, co się z nią stało. Stwierdził również, że nie dał nikomu swojej pieczątki i nigdy nie dał zgody Arnauldowi ani nikomu innemu na użycie swojej pieczątki.

 

Słowo przeciwko słowu i bezsporne fakty w postaci paszportów FEI koni z fałszywymi wpisami. Jak znaleźć obiektywną prawdę w tej sytuacji?

Trybunał FEI stanął na stanowisku że nie ma znaczenia czy Pierre Arnauld otrzymał pieczątkę od dr Wijnendaele czy ją sfałszował lub wszedł w jej posiadanie w inny jeszcze sposób. Bezspornym faktem jest to, że Arnauld lekarzem weterynarii nie jest.  W związku z tym nie miał żadnego legalnego tytułu do użycia pieczątki. Bez względu na to, czy otrzymał pozwolenie na użycie pieczątki lekarza weterynarii, czy go nie otrzymał, nie miał prawa dokonywać wpisu w oficjalnym dokumencie jakim jest paszport FEI konia. W tej sytuacji jego wpisy de facto są fałszerstwem oficjalnego dokumentu.

Trybunał FEI zwrócił też uwagę na wysoką rangę Pierrea Arnaulda oraz jego stanowiska kierownicze i odpowiedzialne w sporcie jeździeckim, widząc w tym dodatkowy czynnik obciążający Arnaulda. Postawa człowieka o takiej pozycji jest szczególnie istotna dla tego jak widzą sport jeździecki inni. Ich występki w szczególnie mocny sposób przynoszą nam wszystkim splendor lub hańbę.

 

Zdaniem Trybunału FEI:

Wszystko to ma wpływ na sankcje nałożone na oskarżonego. Jego czyn, który jest oszustwem podważa również zaufanie do systemów ustanowionych przez FEI w celu zapewnienia bezpieczeństwa koni (…). Trybunał stwierdza, że pozwany użył pieczęci dr Wijnendaele, dodając sfałszowany podpis w celu sfałszowania paszportów FEI koni, co niewątpliwie stanowiło oszustwo i zdyskredytowało FEI oraz sport jeździecki. (…) Trybunał stwierdza, że nie ma innego wiarygodnego wyjaśnienia faktów niż to, że wpisy w paszportach koni FEI przedłożonych przez FEI zostały dokonane przez pozwanego w celu oszukańczego twierdzenia, że konie otrzymały szczepienia od weterynarza FEI, podczas gdy w rzeczywistości tak się nie stało.

Sama strategia prawna Arnaulda polegająca na wielokrotnym kwestionowaniu legalności i obiektywizmu trybunału jest bardzo dziwna. Zwłaszcza, że jej autorem jest ktoś, kto swoim wieloletnim zaangażowaniem w sport jeździecki współtworzył te struktury. Ponadto Arnauld przyznał się na stosunkowo wczesnym etapie postępowania, że użył pieczątki dr Wijnendaele, choć w fakcie tym nie widział nic zdrożnego. Czy jednak od osób o tak wysokiej pozycji jaką zajmował Pierre Arnauld nie powinno się wymagać więcej niż od innych?

Czy przypadek z Belgii może się przydarzyć w innych krajach? Na przykład w Polsce?

 

Zapytaliśmy o opinię na ten temat doświadczonego hipiatrę, Piotra Szpotańskiego, który nam powiedział:

Znam samą postać jak również przypadek sprawy Pierrea Arnaulda. W patrzeniu na tę sprawę nie skupiałbym się na tym konkretnym środowisku czy kraju. Już wyjaśniam dlaczego. Pieczątki lekarzy weterynarii mają tę przypadłość, że czasami lubią się zgubić. Oczywiście nie same. Często w natłoku spraw i pospiechu zostawiamy je w stajniach. Najczęściej wracamy do stajni i pieczątka leży tam gdzie ją zostawiliśmy lub czeka zabezpieczona u właściciela stajni lub właściciela konia u którego byliśmy z wizytą. Czasem jednak jest inaczej. Nikt nie wie co się z nią stało. Ponadto dzisiaj naprawdę to nie jest problem, żeby wyrobić sobie pieczątkę o dowolnej treści. Mając wzór ze startych wpisów do paszportu, bardzo łatwo taką pieczątkę można duplikować. Przestrzegam jednak przed takimi pomysłami. Użycie takiej pieczątki jest przestępstwem. By pieczątka mogła „zadziałać” musi być potwierdzona podpisem lekarza weterynarii. Trzeba więc podrobić podpis hipiatry. Takie fałszerstwo to kolejne przestępstwo. Takie podrobione podpisy są łatwe do wykrycia przez lekarzy weterynarii sprawdzających paszporty. To nie jest duże środowisko i my na ogół znamy podpisy swoich koleżanek i kolegów. Warto o tym pamiętać zanim się zrobi coś głupiego.

 

Wygląda więc na to, że przypadek z Belgii może bez problemu wystąpić również w Polsce. Ale jak ostrzega Piotr Szpotański, wiąże się to z ponoszeniem odpowiedzialności karnej za przestępstwa ścigane przez Kodeks Karny. Czy warto aż tak ryzykować dla jednego więcej startu?
Chyba lepiej jednak zamiast wizyty w punkcie, gdzie produkują pieczątki, zadzwonić odpowiednio wcześnie do lekarza weterynarii i wykonać szczepienie w terminie.