Zapraszamy do krótkiej rozmowy z Dawidem Kubiakiem na temat tegorocznego sezonu i planów na sezon przyszły zawodnika i jeździeckiego trenera. Zobaczcie jak ocenia on tegoroczne starty swoje i swoich podopiecznych oraz co myśli o najbliższej przyszłości.

 

Jak oceniasz kończący się właśnie sezon startów?

Pomimo tego, że cały ten sezon był trochę dziwny z powodu covidowych sytuacji ja oceniam go w miarę pozytywnie. Dużo ciekawych koni doszło do mojej stawki. Kilka z tych, które dosiadałem już wcześniej rozwinęło się na tyle, że mogłem pojechać na nich wyższe konkursy. I choć ktoś mógłby powiedzieć, że ranking Polskiego Związku Jeździeckiego nie jest zazwyczaj za bardzo istotny, to ja jednak cieszę się, że udało mi się wrócić w nim do pierwszej dziesiątki. Cieszę się również z mojego powrotu do Kadry Narodowej. Najpierw z jednym tylko koniem, Estorilem, ale na dniach dojdzie do tego pewnie również Flash.

Faktem jest, że przy tym dziwnym sezonie, w którym między innymi zabrakło konkursów Pucharu Narodów, to bycie w Kadrze Narodowej, jest jakby trochę połowiczne, ale powiedzmy sobie uczciwie: bycie w Kadrze Narodowej zawsze cieszy i jest potwierdzeniem, że sprawy idą w dobrym kierunku. Przynajmniej ja tak to odbieram. Dla mnie jest to po prostu budujące.

I choć by się wydawało, że w dobie pandemii imprez jeździeckich na świecie ubywa, to my w Polsce mamy dosyć pracowitą końcówkę tego dziwnego roku. Ostatnio mieliśmy nawet sporo startów. Za tydzień jadę na zawody do Budapesztu. Mam nadzieję, że będzie to wyjazd po punkty do Pucharu Świata. W grudniu wystartuję jeszcze na zawodach, które odbędą się w Sopocie.

 

A jak widzisz przyszłoroczne starty?

Co do planów na sezon przyszły, to nie można raczej niczego oczekiwać czy uzgadniać na sztywno. Jak wszyscy wiemy czy czujemy, sytuacja jest dosyć z jednej strony niepewna i dynamiczna. Z drugiej jednak strony trudno niczego nie planować, nie oczekiwać, czy mówiąc inaczej, trudno nie wyznaczać sobie jakiś celów, do których się dąży.

Mam kilka fajnych, obiecujących koni, z którymi chciałbym walczyć w krajowych imprezach międzynarodowych.

Na tych zawodach (rozmowa odbyła się podczas Memoriału Generała Michała Gutowskiego, rozgrywanego w Lesznie) cieszy mnie bardzo powrót Anastacii. To były jej pierwsze zawody po dłuższej przerwie i jestem ze startów na niej zadowolony. Dobrze pokazał się również koń pana Janusza Błaszczaka, wyhodowany w Belgii - Lavisto Star. Zaczął on już chodzić konkursy zaliczane do Longines Rankings pod belgijskim zawodnikiem Mikem Van Olst. Jeśli więc Anastacia utrzyma swój normalny poziom to będę miał w przyszłym sezonie 4 konie, z którymi będę mógł powalczyć o punkty do światowego rankingu. Co prawda w tej chwili jest w mojej stawce jeszcze piąty taki koń, jest nim klacz Firebridge TAG, na której zdobyłem punkty rankingowe w Ciekocinku, ale myślę, że ten koń, którego właścicielem jest DIM S.A do końca roku się sprzeda.

Mam nadzieję, że któryś z tej czwórki koni rozwinie się w przyszłym roku na tyle, żeby stać się moim podstawowym koniem na wysokie konkursy. Jak powiedziałem, daje mi to nadzieję na dobre starty, na międzynarodowych zawodach rozgrywanych w kraju, a jeśli któryś z tej stawki rozwinie się na tyle, że będę mógł realnie myśleć o wyjazdach poza granice Polski.

Liczę także na to, że w przyszłym sezonie będą rozgrywane zawody CSIO, a więc będą starty w konkursach Pucharu Narodów i uda mi się pojechać mój 10. taki konkurs. Do tej pory 9 razy startowałem w polskiej ekipie i myślę, że fajnie by było w końcu zaliczyć okrągłą ilość takich startów.

 

W Kadrze Narodowej czekał już na Ciebie tata, Grzegorz Kubiak. Czy w przyszłym roku będziecie w tej Kadrze rywalami czy partnerami?

Powiem może w ten sposób: nie mam nic przeciwko temu, żeby być w konkursie drugim czy trzecim, jeśli przede mną będzie Grzegorz Kubiak i Michał Kubiak. To oczywiście nieco żartobliwe ujęcie tematu. Mówiąc jednak na poważnie, to nigdy nie miałem z tym problemu. Tata zresztą też go nie miał. Zdarzało mi się już być w Kadrze razem z nim. Raz nawet razem pojechaliśmy konkurs Pucharu Narodów. To było w Atenach. Warto by może przy okazji wyprostować często podawaną podczas zapowiedzi mojego startu na zawodach informację, że zadebiutowałem w konkursach Pucharu Narodów we wspólnym z Tatą starcie. Choć byłoby to fajne, ale niestety to nie jest prawda. Mój debiut to był start w konkursie Pucharu Narodów w Linzu, gdzie taty w składzie nie było. W Atenach startowałem razem z nim w ekipie polskiej i był to mój drugi start w PN.

 

A gdybyś to Ty miał dokonać wyboru, czy w ekipie pojedzie doświadczony i utytułowany „stary wilk” czy „młody gniewny”, to co byś wybrał?

(Śmiech) Nie jestem taki „młody”, bo mam 33 lata, a już w ogóle nie jestem „gniewny”. To po pierwsze. Po drugie, ta decyzja jednak nie należy do mnie. I dobrze. Abstrahując jednak od tego kto będzie tego wyboru dokonywał, to nie zapominajmy o tym, że nasz sport jest tego rodzaju sportem, że w podejmowaniu tego typu decyzji trzeba kierować się nie tylko racjonalnymi przesłankami, ale niezbędne jest również swojego rodzaju wyczucie. Nie zapominajmy też, że na parkurze walczy para, nie tylko sam człowiek. Ważne jest w jakiej formie jest konkretny koń i konkretny jeździec. Tak więc ja bym powoływał lepszego. Jeśli jesteśmy obydwaj w formie i nasze konie również, to bym powołał obydwu. Jeśli nie, to żadnego. Zresztą, na szczęście to nie moje dylematy, a Krzysztof Ludwiczak w roli trenera-selekcjonera pokazuje, że wie co robi. Nie ma więc potrzeby, żebym nawet w żartach wchodził w jego rolę.

 

Opowiedziałeś nam o Twoim sezonie i planach na przyszły jako zawodnika, a co ze szkoleniowcem jeździeckim Dawidem Kubiakiem?

To bardzo fajne pytanie. Jestem z tego sezonu „mega” zadowolony. Oczywiście największym sukcesem tego sezonu jest z pewnością medal Mistrzostw Polski Zuzi Prymek. Z Zuzią pracujemy rok i po tym czasie udało nam się sięgnąć po duży sukces. Ale powiem szczerze, że jestem zadowolony ze wszystkich moich podopiecznych. Włożyli w pracę ze mną dużo zaangażowania i są tego namacalne efekty. Bardzo fajne wyniki robi Weronika Minkiewicz. Ma na swoim koncie kilka konkursów Grand Prix na „zero', jak choćby we Wrocławiu i Dąbrówce. Mam nadzieje, że i tutaj w Lesznie to powtórzy (przyp. red - powtórzyła, zakwalifikowała się do 4-konnej rozgrywki konkursu GP). Jula Błaszczak wchodzi na etap regularnego osiągania dobrych wyników. Przede wszystkich w odniesieniu do stylu jazdy. Podobnie jest z Frankiem Jurzakiem. Nie ma jeszcze u nich bezpośredniego przełożenia na wynik, ale myślę, że jesteśmy tego bardzo blisko. Podobnie zresztą jest z pozostałymi członkami, w sumie bardzo dużej grupy pracujących ze mną. Zwracam dużą uwagę na to, by jeźdźcy pracujący ze mną prezentowali dobry styl i technikę jazdy. Wiem o tym, że jeśli starczy im wytrwałości, to efekty w postaci dobrych miejsc w konkursach przyjdą.

 

Jak w tym wszystkim znajdujesz czas dla siebie, czas na swoją prywatność?

Nie będę ukrywał tego, że tego czasu mam po prostu mało. Z pewnością za mało. Ale myślę, że jest to cena za dzielenie swojego życia ze swoją pasją. Nie wiem jak to opisać słowami, ale czuję naprawdę wielką satysfakcję, kiedy widzę jak cała grupa i poszczególni jej członkowie idą w dobrym kierunku. Jak się zmienia ich jazda i jak zmieniają się oni sami, jak się rozwijają. Myślę też, że mam to szczęście pracować z naprawdę ambitnymi jeźdźcami. Nie mogę więc zawieść ich zaufania do mnie i być mniej ambitnym jako ich szkoleniowiec. Będę więc w przyszłym sezonie robił wszystko, żeby sprostać tak wysoko zawieszonej poprzeczce. Będę się starał zrobić wszystko, żeby jeźdźcy pracujący ze mną pokazywali zawsze dobry styl i ambicję. Żeby prezentowali takie przejazdy w powtarzalny sposób. Żeby spełnili swoje medalowe ambicje podczas przyszłorocznych Mistrzostw Polski. Myślę, że ambicji i wytrwałości mi w przyszłym sezonie nie zabraknie. Jest wiele spraw wokół nas, które dzieją się w swoim rytmie i na co nie mamy w ogóle wpływu. Dlatego myślę, że nie ma co się nimi stresować. Trzeba ze spokojem i konsekwencją robić swoje.