Grzegorz Kubiak, olimpijczyk i multimedalista Mistrzostw Polski w skokach, niezwykle doświadczony jeździec. Mimo upływu kolejnych lat nie daje o sobie zapomnieć, walcząc o zwycięstwo w wielu konkursach Dużej Rundy.
Swój pierwszy złoty medal i tytuł Mistrza Polski w skokach przez przeszkody Grzegorz Kubiak zdobył w ubiegłym wieku, w 1985 roku, startując na niezapomnianym Gabonie.
Tak zaczęła się „era Kubiaka” w polskich skokach przez przeszkody.
Dwa kolejne lata, startując na innym epokowym koniu - Arcusie, zdobył medale srebrny i brązowy, by później dwa razy sięgać wraz z Arcusem ponownie po złoto. W 1990 roku dosiadając Planktona zdobył w Mistrzostwach Polski swoje drugie „srebro”. Tak więc, przez kolejne 6 lat Grzegorz Kubiak nie schodził z podium Mistrzostw Polski.
Dalej były medale złote zdobyte w 1993 roku na Kodeinie, w 1999 roku na Orkiszu oraz w roku 2004 kiedy startował na Djane des Fontenis oraz na Ritusie.
Medalową kolekcję Grzegorza Kubiaka uzupełnia srebro, zdobyte w 1994 roku wspólnie z Kodeiną oraz brąz zdobyty w 2005 roku wspólnie z Ritusem.
Kiedy Grzegorz Kubiak osiągnął już w sporcie jeździeckim niemal wszystko, kiedy spełniły się jego marzenia o wspólnych ze swoim synem startach w konkursach zaliczanych do światowego rankingu, wydawało się, że może już powiesić konkursowy frak w szafie i odpocząć. Zająć się pracą szkoleniową. Jak wielokrotnie mówił, pozostawić sportowe uprawianie jeździectwa w rękach swoich dwóch synów - Dawida i Michała.
Tymczasem mimo upływu kolejnych lat i wcześniejszych zapowiedzi, Grzegorz Kubiak w dalszym ciągu startuje. W swoich występach wielokrotnie miesza szyki znacznie młodszym faworytom, plasując się w czołówce konkursu.
Zapraszamy do lektury krótkiej rozmowy z Grzegorzem Kubiakiem.
Kilka razy ogłaszałeś, że kończysz już z karierą czynnego sportowca i zajmiesz się trenowaniem innych. Tymczasem ciągle można znaleźć Cię na listach startowych.
To prawda. Mówiłem tak. Prawdą jest również i to, że ciągle startuję. Bo dlaczego nie miałbym tego robić? Mam w tej chwili fajnego konia, więc startuję. Dochodzą jeszcze do tego jakieś młode, obiecujące konie. Myślę więc, że jeszcze jakiś czas będę startował. Oczywiście jak pozwoli na to zdrowie no i oczywiście również ochota. Poza tym zawody dzisiaj są coraz droższe i ciężko jest to wszystko pospinać. Jak się nie ma dobrego konia, to ciężko jest odegrać jakąś znaczącą część kosztów związanych ze startami. Kiedy więc pojawia się koń, który daje możliwość kończenia startów w wyższych konkursach na płatnych miejscach, to trzeba to wykorzystać. W tej chwili takim koniem jest dla mnie Szuler. Oczywiście to nie jedyny argument, który zadecydował o tym, że w dalszym ciągu startuję. Trenując innych, w moim przypadku nie tylko dorosłych ale głównie sporą grupkę młodzieży, trzeba od czasu do czasu pokazać im, jak to wygląda w praktyce na parkurze. To chyba normalne kiedy chce się posiadać u trenowanych jakiś autorytet. Mówiąc krótko, trzeba im czasami pokazać na parkurze trochę „ognia”, żeby trenowani czuli jakiś respekt i się lepiej rozwijali. Według mnie, tak to właśnie wygląda. Można ładnie jeździć i prezentować na parkurze ładny styl. Ale żeby powalczyć o zwycięstwo trzeba zaprezentować coś więcej, pokazać trochę „zęba”. Dalego myślę, że warto pokazać swoim podopiecznym, że skoro „stary człowiek może”, to również i oni mogą. Można więc na te moje starty spojrzeć jeszcze i z tej strony.
Na początku swojej wypowiedzi powiedziałeś, że jednym z warunków Twoich startów jest „ochota”. Możesz nieco bardziej rozwinąć ten wątek?
A co tu rozwijać. Przecież to jest bardzo proste. Wydaje mi się, że jazda konna i starty w zawodach, by się tym parać zawodowo muszą sprawiać frajdę. Patrząc na to, co robią profesjonalni zawodnicy w jeździectwie trudno powiedzieć, że jest to praca jak każda inna. Według mnie, to tak nie działa. My nie chodzimy do pracy jak do fabryki czy biura, gdzie praca jest odtąd dotąd i potem do domu. Nie skłamię chyba jak powiem, że my żyjemy tym co robimy, a nasza praca jest naszą pasją. Przynajmniej dla większości z nas jak sądzę. Myślę, że 8-godzinny dzień pracy nas nie dotyczy.
Czy życie zawodowego zawodnika skoków to łatwe życie? Jakie niesie ze sobą ograniczenia?
Łatwe życie? A kto je ma? Każdy ma swoje, i niech tak zostanie. Nie mnie oceniać czyjeś życie. Nie jest chyba dla nikogo znającego choćby pobieżnie sportowe jeździectwo tajemnicą, że życie profesjonalnego zawodnika w jeździectwie to „życie na walizach”. Ale nie chcę, żeby ktoś odebrał to co teraz mówię jako użalanie się. Tak nie jest. Stwierdzam tylko dosyć obiektywny, jak mi się wydaje, fakt. Ale to wynika z wyborów jakie każdy z nas dokonał. Mam nadzieję, że tak jak w moim przypadku, były to świadome wybory. Dlatego też nie rozpatruję tego, czy życie zawodowego jeźdźca jest łatwe, czy trudne. Po prostu jest jakie jest. Faktem jest, że niesie ze sobą to, że trochę mało jest czasu na życie rodzinne, na dom. Brakuje go trochę żeby popracować z własnymi, młodymi końmi. Jak już jestem w domu, to sporo czasu poświęcam na pracę z juniorami i czasem go po prostu brakuje na inne sprawy. Ale w sumie nie narzekam. Powiem nawet, że cieszę się, że mam co robić i się nie nudzę. To chyba lepsze niż nadmiar wolnego czasu. Ale mówię o tym czysto teoretycznie, bo tak naprawdę nie wiem co to za uczucie, bo nigdy nie miałem nadmiaru wolnego czasu.
Zostawmy więc wolny czas na boku. Jak widzisz najbliższą przyszłość pary Szuler – Grzegorz Kubiak?
Trudno mi w tej chwili udzielić jakiejś konkretnej odpowiedzi. Po prostu nie wiem tego. Mogę powiedzieć, że Szuler bardzo fajnie i prawidłowo się rozwija. Myślę, że mamy szansę na naprawdę wysokie konkursy. W tej chwili zaczęliśmy starty w konkursach Longinesa, a więc na poziomie minimum 145 cm. I startujemy tylko w tego typu konkursach.
Jest koniem bardzo ambitnym oraz nieco za bardzo impulsywnym. Sam z siebie za bardzo „chce” i ciągnie do przeszkód. Nie wskoczył jeszcze na poziom 3 czy 4 gwiazdek. Potrzebuje jeszcze trochę „opatrzeć się” z wysokościami i trudnością techniczną tego typu konkursów. Dlatego spokojnie wprowadzamy go poprzez konkursy Longinesa na zawodach 2-gwiazdkowych. Co do planów na najbliższą przyszłość, to być może wystartujemy w tegorocznych Mistrzostwach Polski. Mam na myśli start, w którym będę mógł powalczyć o strefę medalową. Jeśli jednak dojdę do wniosku, że nasz wspólny start w Jakubowicach da możliwość zawalczenia jedynie o miejsce w pierwszej dziesiątce, to raczej tam nie pojedziemy. Od razu też chciałbym powiedzieć, że mój ewentualny start w tegorocznych Mistrzostwach Polski nie będzie miał na celu pokazywanie komukolwiek czegokolwiek. Ja naprawdę nie muszę już nikomu ani nawet sobie nic udowadniać. Chcę się po prostu dalej na placu konkursowym dobrze bawić. Być może komuś wyda się to nieco dziwne, że po tylu latach startów sprawia mi to dalej frajdę, ale tak jest naprawdę. Ja ciągle jeszcze czuję głód tego specyficznego uczucia, tej mieszanki stresu startowego i radości ze startu. Radości z wygranej. Co na to poradzę, że ciągle jestem głodny? Taki jestem i już się pewnie nie zmienię.
Dziękuję zatem za rozmowę i życzę kolejnego medalu mistrzowskiego w tym roku.
Nie będę dziękował, żeby nie zapeszyć. Bo odrobina szczęścia w imprezie takiej jak Mistrzostwa Polski pewnie się przyda. A może wystarczy tylko brak pecha? Zobaczymy. Czas szybko leci i ani się obejrzymy jak walka o medale rozpocznie się w Jakubowicach.
Grzegorz Kubiak - SZULER
Szukaj
Zaloguj się





