Już od sobotniego poranka  przy stoliku VIP przypatrywał się wydarzeniom na płycie konkursowej John P. Roche – dyrektor Biura FEI odpowiedzialny za dyscyplinę skoków. Powodem wizyty tak wysokiego dygnitarza FEI nie były jednak same zmagania zawodników Ligi Europy Centralnej o prawo startu w światowym Finale Pucharu Świata, jaki odbędzie się w dniach 23 – 28 kwietnia 2013 roku w Göteborgu (SWE). Choć  John P. Roche z uwagą przyglądał się wydarzeniom na płycie głównej Torwaru, to głównym punktem jego wizyty w Warszawie było spotkanie z przedstawicielami federacji jeździeckich krajów.

O genezę tego spotkania zapytaliśmy Nemezjusza Kasztelana,
członka Zarządu PZJ odpowiedzialnego za kontakty zagraniczne.

 

 

Skąd to spotkanie podczas warszawskich zawodów?
Pomysł narodził się podczas poznańskich zawodów Cavaliady i dosyć spontanicznych rozmów z przedstawicielami federacji litewskiej, rosyjskiej i estońskiej, którzy w bardzo wyraźny sposób artykułowali swoje niezadowolenie ze sposobu traktowania ekip z dawnej Europy Wschodniej przez FEI podczas przyznawania ilości miejsc na takie imprezy jak IO czy finały PŚ. Podobnie według nich sprawa wygląda z dostępem, czy też swojego rodzaju selekcją do najważniejszych zawodów. Federacje te zwróciły się do pana Marka Zaleskiego, który już od wielu lat doradza federacji rosyjskiej, o skontaktowanie się z PZJ i zorganizowanie spotkania wszystkich ekip z grupy II i III według podziału FEI. Ponieważ my również podzielamy ten punkt widzenia, podjęliśmy się roli organizatora i gospodarza takiego spotkania. Korzystając z okazji jaką jest rozgrywanie Finałów PŚ Ligi Europy Centralnej zaprosiliśmy do hali warszawskiego Torwaru przedstawicieli wszystkich federacji jeździeckich, które reprezentują tę grupę. O skali zjawiska aż nadto dobitnie mówi fakt, że z bloku  reprezentującego ponad 60% populacji Europy do IO może awansować tylko 2. zawodników. Pomysł spotkania spotkał się z bardzo dobrym oddźwiękiem. Na 13 federacji, do Warszawy przyjechali przedstawiciele 9. Trochę rozczarowali swoją absencją Czesi i Słowacy.

Może mieli za daleko?
No tak, to mogło być przyczyną (uśmiech). Ale poważnie rzecz mówiąc, to federacje te nie przejawiały od początku żadnego zainteresowania tematem.

Skoro poważnie, to może ich naturalne powiązania z rynkiem niemieckim i austriackim były powodem tej postawy?
To chyba nie do końca tak jest. Prawdę mówiąc to my jesteśmy o wiele bliżej związani z rynkiem niemieckim jeśli odnosił się Pan do jeździectwa. Z tego co ja wiem, to jakieś wewnętrzne problemy i tarcia w tych federacjach są powodem ich takiej a nie innej postawy. Proszę spojrzeć na to, że nawet liczba zawodów międzynarodowych organizowanych przez te federacje nie przyprawia, mówiąc delikatnie, o zawrót głowy. W zasadzie wszyscy Czesi startują albo u nas albo w Europie. Ale wracając do tematu warszawskiego spotkania, to zaprosiliśmy do nas również dyrektora Biura FEI odpowiedzialnego za skoki, którym jest pan John Roche. Cieszy fakt, że przyjął on to zaproszenie, przyjechał do Warszawy i podczas spotkania na bieżąco odpowiadał na wszystkie nurtujące nas jako całą grupę problemy.

O czym więc rozmawiano w kuluarach zawodów CSI Cavaliada Warszawa 2013?
Nie chciałbym wdawać się specjalnie w szczegóły, bo całe spotkanie trwało przeszło 3 godziny, gdzie każdy miał okazję do pełnego i swobodnego wypowiedzenia się na nurtujące go tematy. Niemniej jednak jednej z podstawowych kwestii, którą jest temat kwalifikacji olimpijskich nie udało nam się w ogóle ruszyć z miejsca. Według zapewnień Johna Roche w poniedziałek (11 marca 2013 roku) na stronie internetowej FEI zostaną opublikowane całkowicie nowe zasady olimpijskich kwalifikacji. W tej sytuacji jeden z naszych podstawowych punktów w dyskusji stracił niejako swoją aktualność. Trudno bowiem rozmawiać o czymś czego jeszcze nie ma. Przepisy te zostały już napisane, choć jeszcze ich nie znamy. Nasz gość nie dał się namówić na zdradzenie choćby w zarysie ich treści. Tak więc nasze spotkanie odbyło się albo o tydzień  za wcześnie albo o tydzień za późno. Podczas spotkania otwarcie i szczerze mówiliśmy o wszystkich konkurencjach jeździeckich, od ujeżdżenia po reining. Muszę przyznać, że w porównaniu z innymi, nasza federacja ma bardzo szerokie spektrum działania. Zajmujemy się wszystkimi konkurencjami, co dla niektórych kolegów z innych federacji było sporym zaskoczeniem. Oczywiście główny nacisk kładziony jest na skoki i ujeżdżenie, jako, że są to wiodące konkurencje na całym świecie. Efektem tego spotkania jest wzajemna umowa jego uczestników dotycząca integracji Europy Wschodniej. Chcemy stworzyć pewną siłę na forum FEI jak i również na forum EEF (Europejskiej Federacji Jeździeckiej), która mówić będzie jednym głosem. Wszyscy byliśmy zgodni co do tego, że jeśli 9 czy 11 federacji wystąpi z jednym, wspólnym stanowiskiem, że jeśli nie będziemy pracować przeciwko sobie, to głos ten będzie znaczył więcej i w FEI będą musieli się z nim bardziej liczyć. Od teraz będziemy wszyscy wspólnie mocniej występować w obronie naszych interesów. Powinno to poprawić dostęp naszych zawodników do poważnych imprez jeździeckich.

Przywołał Pan tutaj kolejną organizację jeździecką, z powstaniem której wiązaliśmy niegdyś duże nadzieje. Chodzi mi o EEF, czyli Europejską Federację Jeździecką, która jak do tej pory moim zdaniem mocno rozczarowuje. Czy to ciało jest w stanie, w  skuteczny sposób poprzeć aspiracje krajów byłej Europy Wschodniej?
Zgadzam się z Panem w 100 procentach. Ja również jestem mocno rozczarowany działaniem EEF i mam wątpliwości co do skuteczności ich działań mających wzmocnić kraje naszego regionu. Myślę, że podziela te obawy wielu przedstawicieli federacji goszczących w Warszawie. Z tego też powodu ta chęć integracji i wspólnego działania FEI niejako siłowo wymusiło podział krajów naszego regionu i przypisało do trzech rożnych grup. Oczywiście zwrócimy się również do EEF by poparła nasze starania. Zrobimy to jednak jednym, wspólnym i mocnym głosem, a nie jak do tej pory pojedynczymi, słabymi głosami. Musimy jednak wszyscy zdawać sobie sprawę, że to FEI jest tym ciałem, gdzie zapadają wiążące nas decyzje. Tam też musimy skupić nasze skuteczne działanie. Jak żartował szef ekipy litewskiej, „jeśli naprawdę będziemy zdolni do wspólnego działania, to siła jaką reprezentujemy spowoduje, że weźmiemy Lozannę szturmem”.

Ciekawy jestem jaka była reakcja Johna Roche na tę siłę, którą zobaczył podczas warszawskiego spotkania?
Reakcja pana Johna Roche pokazała, że dostrzegł nie tylko same problemy zgłaszane podczas spotkania, ale również i chyba naszą determinację w dążeniu do zmiany. Z wieloma argumentami się zgadzał, choć podkreślał, że na poziomie 4. czy 5. gwiazdek nie jesteśmy jeszcze w stanie nawiązać równorzędnej walki z zawodnikami Europy Zachodniej czy innych części świata. Zapewnił jednak zgromadzonych o jego pomocy dla naszych starań. Zwłaszcza, że federacje rosyjska czy ukraińska, za którymi stoją olbrzymie środki finansowe, zgłaszały mocne oczekiwania na pomoc ze strony FEI.

Czy padły zatem jakieś konkrety z jego strony?
Mamy jego zapewnienie, że przy rozdawaniu „wilde cart”  na duże zawody możemy liczyć na jego dużą pomoc. Według jego słów, nie zawsze nasze narzekania na nie zapraszanie naszych zawodników na imprezy 4- czy 5-gwiazdkowe, żądania wykupywania stolików sponsorskich wynikały wyłącznie ze złej woli organizatorów tych zawodów. Oczywiście, wiem o tym, że żaden z organizatorów nie powie w oficjalny sposób, że handluje „dzikimi kartami” by wzbogacić swój budżet. To jest tajemnica poliszynela. Niemniej jednak, jak powiedział John Roche, FEI na każdą taką imprezę dysponuje swoim pakietem „dzikich kart”, które może nam przyznać. Musimy jednak o nie wystąpić! Według niego, narzekamy na brak możliwości startów naszych zawodników w tych zawodach ale dopiero w ubiegłym sezonie 2 lub 3 razy wystąpiono z naszej grupy o takie karty. Wszystkie prośby zostały pozytywnie rozpatrzone.

Przyznam, że to całkowicie rewolucyjna informacja! Okazuje się, że „dzikie karty” przez cały czas czekały na polskich, rosyjskich, litewskich, łotewskich, czeskich czy estońskich zawodników i tylko ich nieudolne federacje nie potrafiły z tego dobrodziejstwa skorzystać. Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.
Z pewnością sprawa nie jest taka prosta jak Pan to, chyba nieco ironicznie, ujął. Jak pewnie wszyscy wiemy oficjalnym stanowiskom zawsze towarzyszą te mniej oficjalne, nieformalne sygnały. One z pewnością mówiły „nie pchaj się tutaj, to nie twój świat” czy wręcz sugerowały, że stolik sponsorski jest jedyną drogą by wpisać na listy startowe zawodnika ze swojej federacji. Niemniej jednak musimy również trochę uderzyć się w piersi i powiedzieć, że sami, we wszystkich federacjach, dawaliśmy argumenty do ręki FEI i organizatorom tych zawodów. Gdybyśmy dzisiaj mogli powiedzieć, że wystąpiliśmy do FEI o dzikie karty „x” razy i za każdym razem nam odmawiano, to sytuacja byłaby jednoznacznie czysta. Tymczasem prawda jest taka, że nie występowaliśmy. Trudno w tej sytuacji dziwić się, że FEI sięga po argument „my chcemy, ale wy nie wykazujecie żadnego działania w tym kierunku, my wam otworzyliśmy furtkę, przez którą nie zechcieliście przejść”.

Rozumiem, że po spotkaniu na Torwarze, możemy o tym mówić wyłącznie w czasie przeszłym? Że od tej pory wszystkie, a szczególnie polska federacja jeździecka nie zawaha się przed wystosowaniem prośby do FEI o „dzikie karty” dla naszych najlepszych zawodników?
Jasna i wyraźna deklaracja w kierunku całej grupy ze strony Johna Roche padła. Oczywiście z zaznaczeniem przez niego, żeby w każdej federacji zastanowiono się wcześniej czy zawodnicy i ich konie są gotowi na podjęcie rywalizacji na tym poziomie. Może na początek poprosić o dziką kartę na zawody 3- lub 4-gwiazdkowe. Oczywiście my to rozumiemy. Nie zamierzamy pchać juniora na zawody 5-gwiazdkowe, który w Polsce startuje na poziomie 130 cm. Jest przecież granica zdrowego rozsądku, której nie należy przekraczać. Wysłaliśmy przedstawicielowi FEI wyraźny sygnał, że godzimy się na nieprzekraczanie granicy w żadną stronę. Pewnie bym nieco przesadził mówiąc, że spotkanie odbyło się w przyjacielskiej atmosferze, niemniej jednak przesadą nie będzie powiedzenie, że odbywało się w atmosferze wzajemnego zrozumienia. Bardzo dobre wystąpienie w trakcie spotkania miał rosyjski zawodnik Vladimir Beletskiy. Twarde, można powiedzieć suche fakty jakie przedstawił, nie wszystkim zebranym przypadły do gustu. Jednak trudno było się z nimi nie zgodzić. To było naprawdę bardzo dobre wystąpienie.

Co to trafione i rzeczowe wystąpienie rosyjskiego skoczka przyniosło konkretnego?
Przede wszystkim uznanie przez wszystkich zgromadzonych jego racji oraz zapewnienie pomocy w poprawie sytuacji. Wskazano nam drogę ułatwiającą dostęp do zawodów gdzie do tej pory nie udawało nam się startować.

Czy tą drogą jest wyłącznie system „dzikich kart” z puli FEI?
Na razie tak. Ale nie ma co się teraz boczyć na to rozwiązanie. Najpierw zacznijmy z niego korzystać by sprawdzić jakie korzyści ta droga przyniesie. Jeśli okażą się one niewystarczające to będziemy wspólnie z innymi federacjami szukać kolejnych rozwiązań.

O czym jeszcze oprócz dostępu do wysokogwiazdkowych zawodów dyskutowano w hali warszawskiego Torwaru?
Kolejnym tematem do dyskusji wzbudzającym w naszym gronie sporo kontrowersji była kwestia rankingu i punktów rankingowych. Regulacje FEI spowodowały, że zawodnicy naszej grupy startując w zawodach na terenie Europy Zachodniej nie mogą zdobywać punktów do rankingu. Tymczasem zapraszani do nas zawodnicy z Ligi Europy Zachodniej z ochotą przyjeżdżają do nas zgarniając lwią cześć z puli punktów rankingowych. Nierówność w traktowaniu i konieczność zmiany tego stanu bije w oczy każdego. By jednak te zmiany nastąpiły musimy stworzyć pewne regulacje w Lidze Europy Środkowej i stworzyć jakieś sensowne, stałe reguły.

Jeśli dobrze pamiętam, to na niektórych zawodach rozgrywanych w Lidze Europy Zachodniej  zawodnicy z Ligi Europy Centralnej mogli zdobywać punkty rankingowe.
Tak, to prawda. Wiele zależało w tej kwestii od organizatora i jego woli. I dlatego chcemy by ten system uległ zmianie. Nie chodzi nam przecież o dowolność a raczej o stworzenie jasnych i co ważniejsze stałych reguł gry. Tworząc plan przygotowawczy musimy wiedzieć, czy jakiś start może oprócz samych walorów szkoleniowych przynieść szansę na zdobycie punktów do rankingu. Wróćmy jednak do tego jakich zmian byśmy oczekiwali. Otóż chcielibyśmy takiej sytuacji aby zaproszeni do nas goście z LEZ nie zabierali punktów zawodnikom z LEC.

Widzę tu jednak pewną sprzeczność. W celu podniesienia prestiżu zawodów rozgrywanych w naszym kraju staramy się by na listach startowych pojawiały się nazwiska jak najwyżej sklasyfikowanych w rankingu zawodników. Z pewnością jednak taka stawka będzie dominować przy podziale puli punktów rankingowych. Poza tym mocna obsada przyciąga publiczność oraz daje możliwość znalezienia punktu odniesienia, gdzie aktualnie znajduje się nasze jeździectwo. Restrykcje dla zawodników z LEZ pozbawią polskich organizatorów zawodów tych możliwości.
No tak. Do Leszna na dwutygodniowy cykl zawodów jesiennych przyjeżdża na ogół bardzo mocna obsada. Kilku zawodników z pierwszej setki rankingu i jeszcze więcej z drugiej to naprawdę mocna obsada. Magnesem są doskonałe warunki startowe dla koni i nie ukrywajmy 4 konkursy dające punkty rankingowe w każdych zawodach cyklu. Nie bójmy się powiedzieć, że w nadziei gości z LEZ są to „łatwe punkty”.  Oczywiście konkurencja między zawodnikami to dobra i nawet pożądana rzecz. Dlatego cieszymy się kiedy na zawody do Polski przyjeżdżają wysoko klasyfikowani zawodnicy. Musimy jednak szukać jakiś kompromisów. Jedną z proponowanych przez wschodnie federacje opcji jest ograniczenie, nazwijmy to kwotowe czy jak ktoś woli, procentowe dla zawodników z LEZ. My chcemy, żeby oni do nas przyjeżdżali, nawet po te „łatwe punkty”. Nie mogą jednak zaganiać ich wszystkich. Musimy w tej kwestii wypracować wspólnie z innymi federacjami LEC jakiś sensowny kompromis.

Czy zatem nie byłoby sensowne zorganizowanie przez kraje LEC cyklu zawodów nieco bardziej zamkniętych dla zawodników LEZ. Takich jakie odbyły się w ubiegłym roku w Łodzi czy w tym roku w Lublinie, gdzie polscy zawodnicy zdobyli dużo punktów do światowego rankingu. Pozostaje jednak pytanie jak zrekompensować organizatorom takich zawodów ograniczenie ilości zachodnich  gości? Zacznijmy może stosować te same metody i mechanizmy jakie w stosunku do nas stosują w Europie Zachodniej.
To niestety nie jest taki prosty układ „jak Bóg Kubie, tak Kubańczycy Bogu” (uśmiech). Choć w pewnej chwili faktycznie w dyskusji padł taki pomysł, to myślę jednak, że walcząc z izolacyjną polityką FEI nie możemy sami się izolować. Proszę zauważyć, że motywem przewodnim warszawskiego spotkania jest dopuszczenie nas do zachodnioeuropejskiego systemu. Porzućmy więc na dobre wszelkie pomysły budujące kolejne bariery. Jestem ostrożnym optymistą w kwestii powodzenia naszych aspiracji. Optymizm ten buduję na zapewnieniach jakie złożył podczas spotkania pan John Roche oraz na konkretnych krokach ze strony FEI. W tej chwili mamy taką sytuację, że to od naszej, czyli federacji w LEC, zależeć ma kształt w jakim będzie funkcjonowała nasza liga. To już nie FEI zadecyduje za nas czy będziemy dalej podzieleni na dwie sub-ligi, czy stworzymy jedną, łącząc grupę południową i północną. PZJ stoi na stanowisku, że dobrze byłoby utrzymać obecny model z dwoma sub–ligami i wspólnym finałem, który ostatecznie wyłoni zawodników awansujących do światowego Finału PŚ. Uzasadnienie wymagałoby chyba oddzielnego spotkania i omówienia. Generalnie chodzi o respektowanie prawa do zdobywania punktów rankingowych przez zawodników krajów południa w zawodach organizowanych u siebie. Podział na dwie sub–ligi wydaje się najlepszą metodą połączenia wszystkich interesów. Wróćmy teraz do poruszonej przez Pana kwestii ewentualnych rekompensat czy współfinansowania dla organizatorów zawodów, w których ograniczano by częściowo starty zawodników zachodnioeuropejskich. Idea przy zachowaniu jakiś warunków progowych piękna, ale niestety nie do zrealizowania przez najbliższe 2 lub 3 lata. Jeśli wszystkie ambitne zamierzenia jakie podjął nowy Zarząd PZJ się powiodą, może uda się ją wprowadzić w życie. Mam tu na myśli 2, 3 lub może 4 imprezy, które przy finansowym wsparciu Związku pozwolą polskim zawodnikom w znacznie większym stopniu uszczknąć z puli punkty rankingowe. Ale to znowu oddzielny i rozległy temat, nie związany bezpośrednio ze spotkaniem jakie odbyło się w sali Torwaru. Wracając więc do głównego tematu naszej rozmowy chciałem powiedzieć, że bardzo się cieszę z odzewu z jakim spotkała się nasza inicjatywa. Cieszę się z zaangażowania przybyłych delegacji oraz z potężnej chęci wyrażania przez wszystkich wspólnego dla wszystkich stanowiska. Proszę zauważyć, że mamy więcej niż bardzo dobre stosunki z federacją niemiecką, a jednak mimo to oczy nasze zwróciły się w kierunku wschodnim i południowym. Skoro FEI wrzuciła nas do tego koszyka, to koszyk ten zaczął w końcu dążyć do tego, by jako jedna siła artykułować i akcentować swoje  potrzeby. Co mnie również cieszy, to fakt, że od pozostałych federacji PZJ dostał kredyt zaufania stając się liderem całej grupy. To przodownictwo wyniknęło niejako samo z siebie. Nikt go w zasadzie nie forsował ani nie tworzył. To wyraz uznania dla naszej pozycji i zaangażowania w dążeniu do rozwoju jeździectwa. Z tego ogólnego tonu odstaje nieco delegacja węgierska, która trochę mocniej patrzy w kierunku federacji austriackiej, ale myślę, że to wynika trochę z historycznych i geograficznych uwarunkowań. Jednak nie było żadnego negatywnego sygnału z ich strony. W związku z tym jesteśmy szczęśliwi, że udało nam się osiągnąć consensus.

Polscy sympatycy jeździectwa, a w szczególności skoków przez przeszkody mają ostatnio częstą okazję do oglądania na zawodach organizowanych w naszym kraju Franke Sloothaaka. Zauważyłem go również podczas krótkiej chwili spędzonej na spotkaniu delegatów federacji LEC z Johnem Roche. Czy gwiazda światowego jeździectwa wzięła czynny udział w spotkaniu?
Franke Sloothaak prowadzi kilku zawodników startujących w LEC PŚ. Stąd jego obecność na zawodach tej ligi. Podczas samego spotkania zachował się bardzo dyplomatycznie i powściągliwie, będąc raczej słuchaczem niż uczestnicząc w dyskusji. John Roche i Franke Sloothaak znają się od lat i zapewne w trakcie kuluarowych rozmów obydwaj panowie wymienili swoje poglądy na temat tego jak postrzegają LEC. Z pewnością jego spostrzeżenia i obserwacje uzupełniły u Johna Roche obraz przedstawiony przez zgromadzonych w sali konferencyjnej Torwaru gości. My zresztą mieliśmy okazję do takich rozmów z dyrektorem FEI. Nie ukrywajmy, pan Roche jest starym wyjadaczem i dyplomatą i z pewnością nie obiecał więcej niż musiał obiecać. Niemniej zostawił nam pewne pole działania i oczekuje teraz z naszej strony konkretnych decyzji. Pierwsze spotkanie oczywiście nie rozwiązało, bo nie mogło, wszystkich bolączek. Otworzyło jednak myślę furtkę przez którą będziemy od tej pory działać. Daliśmy sobie dwa tygodnie na zapoznanie się z propozycją nowego systemu kwalifikacji olimpijskich do IO Rio w 2016 roku i korespondencję mailową w tej sprawie. Na prośbę strony rosyjskiej, litewskiej i estońskiej sprawę będzie prowadził pan Marek Zaleski, reprezentując ich interesy. Chciałbym podkreślić, że PZJ będzie w dalszym ciągu reprezentował interesy polskie oraz będzie przewodził całej grupie.

Wypada zatem mieć nadzieję, że do Lozanny uda się wypracować wspólne dla całej grupy stanowisko i federacje krajów z LEC „zdobędą” to szwajcarskie miasto malowniczo położone nad brzegiem Jeziora Genewskiego. Tymczasem dziękuje bardzo za rozmowę.
Tak, poczekajmy na to co uda nam się wspólnym działaniem osiągnąć. Dziękuję również i mam nadzieję, że po Lozannie uda nam się pomówić już o konkretach.

 

Współprowadzącym warszawskie spotkanie był doskonale znany w polskim środowisku jeździeckim, członek obecnego składu Kolegium Sędziów PZJ – pan Marek Zaleski.

Również jego poprosiliśmy o krótką rozmowę na ten temat.

 

Jaka była idea, która doprowadziła do zorganizowania tego spotkania?
Głównym motywem jaki przyświecał temu spotkaniu była potrzeba wyartykułowania jednego, jasnego stanowiska Europy Centralnej i Wschodniej. Tak się stało, że w ostatnim czasie w wielu federacjach po wyborach jest wielu nowych prezesów i sekretarzy generalnych. Dobrze by ci wszyscy ludzie mogli się poznać w osobistym kontakcie. To dobra metoda zacieśniania współpracy. Chodzi o współpracę przede wszystkim przygraniczną, ale nie tylko, również tą między wszystkimi federacjami tej grupy.

Jednak do tego nie potrzebujemy towarzystwa pana Johna Roche?
Oczywiście! Do tego celu wizyta pana Johna P. Roche nie była nam absolutnie potrzebna. Podczas spotkania poruszane były jednak problemy nurtujące jeźdźców z Europy Centralnej i Wschodniej. Są to całkowicie inne problemy niż te, które mają Niemczy, Anglicy czy Holendrzy. My nie jesteśmy tak bogaci, nie mamy tylu zawodów, więc musimy dogadać się w wielu sprawach. Jak choćby w tym, by w tych samych terminach nie było zawodów w sąsiadujących ze sobą krajach. Ale nie tylko. Generalnie chodzi o to, że jeden głos Europy Środkowej może stanowić pewną siłę na forum FEI. Rozproszone 13 głosów tej siły mieć nie będzie. Muszę powiedzieć, że jestem z tego spotkania, tak jak zresztą wszyscy jego uczestnicy bardzo zadowolony. Do tego stopnia, że padł wniosek, żebyśmy się spotykali w tym gronie raz w roku. Na spotkaniach tych możemy załatwiać problemy, które wielokrotnie możemy rozwiązać sami bez pomocy FEI czy EEF. Bardzo często są to sprawy stosunkowo małe, które można rozwiązać poprzez wzajemne dobre kontakty i zwykłe dogadanie między nami. Johm Roche został zaproszony na nasze spotkanie specjalnie. Nie ukrywajmy, to jest człowiek najdłużej pracujący w FEI, mający dużo do powiedzenia. Nie mówiąc o tym, że jest dyrektorem Departamentu Skoków i Dyrektorem Pucharu Świata. Siłą rzeczy więc, mimo chęci wielu naszych kolegów by mówić z nim o ujeżdżeniu, wkkw i innych dyscyplinach, to sprawy skoków przez przeszkody zdominowały rozmowy. Zresztą nie ukrywajmy faktu, że jest to najbardziej popularna i nośna dyscyplina jeździecka. Zaproszenie Johna było więc jak najbardziej na miejscu. Tym bardziej, że mogliśmy porozmawiać o sprawach PŚ, który nas wszystkich dotyczy. Są to kwestie samego Finału, ale też podziału na dwie sub–ligi czy to o czym wyraźnie mówili Rosjanie, czyli problemu kwalifikacji do konkursów GP zawodów organizowanych w naszym regionie. Zdarza się często, że zaproszeni do udziału w zawodach jeźdźcy z Europy Zachodniej pozbawiają miejsc i punktów zawodników LEC. Dochodzi więc do paradoksalnych sytuacji, kiedy to zawody kwalifikacyjne dla zawodników LEC nie dają możliwości zdobywania punktów zawodnikom tej Ligi. Proszę zauważyć, że my nie możemy analogicznie postąpić w przypadku zawodów kwalifikacyjnych LEZ. Ta droga jest dla nas zamknięta i nie ma mowy o tym, żeby się otworzyła. To zostało jasno i kategorycznie powiedziane. Dlatego też wspólnie ustaliliśmy pewne sprawy. Pan Wojciech Markowski będzie reprezentował interesy grupy krajów Europy Środkowej na forum dresażowym. Choć przyznać trzeba, że nie wszyscy zjawili się w Warszawie. Zabrakło Słowaków, Czechów i Słoweńców. Mimo tego większość, bo aż 9 z 13 krajów była na spotkaniu reprezentowana i podjęła wspólne działania. W ich ramach ja będę reprezentował interesy tej grupy w rozmowach na temat kwalifikacji olimpijskich i spraw związanych z dyscypliną skoków przez przeszkody.

Jakie praktyczne znaczenie mają te wspólne uzgodnienia poczynione podczas warszawskiego spotkania?
No cóż, trzeba zdawać sobie sprawę z faktu, że podczas forum sportowego FEI w Lozannie nie będzie czasu na to, by każdy z krajów Europy Środkowej mógł swobodnie prezentować swoje stanowisko. Poza tym, nawet jakby takie wystąpienie było realne, to byłoby to 13 rożnych, czyli mówiąc wprost słabych wystąpień. Dzięki temu, że doszliśmy do porozumienia w Lozannie zaprezentujemy jedno, mocne stanowisko, za którym będzie stała połowa krajów Europy.

A w tej połowie Polska zajęła pozycję lidera. Czy to wynika tylko z faktu, że będąc gospodarzem spotkania wymusiliśmy tę pozycję na innych?
Absolutnie niczego nie wymuszaliśmy. Po uzgodnieniu z prezesem Abgarowiczem prowadzącym spotkanie byliśmy ja i Nemezjusz Kasztelan, który w Zarządzie PZJ odpowiada za sprawy międzynarodowe. Staraliśmy się tak poprowadzić spotkanie, żeby nic nie narzucać zgromadzonym. To wolą zgromadzonych Polska stała się krajem wiodącym. Myślę, że to wynika z faktu, że tak naprawdę jesteśmy w jeździectwie tym liderem pod względem organizacyjnym, który organizuje najwięcej zawodów i pod względem sportowym. Nasza wiodąca rola w tej grupie jest naturalną konsekwencją tych faktów. Żadnego dyktatu w tej kwestii nie ma.

Jakie wrażenia z tego spotkania wyniósł zaproszony John Roche?
Wyjeżdżając z Warszawy John Roche był bardzo zadowolony. Do Polski przyleciał na zaproszenie prezesa PZJ pana Łukasza Abgarowicza. Nie ukrywam, że zabiegałem o to zaproszenie bo wiem, że jest człowiekiem nie myślącym kategoriami wyłącznie zachodnimi. Poprzez swoją funkcję spotyka się z krajami dużymi, małymi, potęgami jeździeckimi i tymi z trzeciego świata. Dzięki temu łatwiej mu jest zrozumieć nurtujące nas problemy. Wiem też, że będzie rozmawiał o sprawach innych dyscyplin niż skoki z ich managerami w FEI zdając im rzetelne sprawozdanie z tego o czym mówiliśmy w sali konferencyjnej Torwaru. Z pewnością też przedstawi to o czym było mówione sekretarzowi generalnemu FEI. Bardzo ważne jest to, że nie odebrał naszego spotkania jako próby jakiegoś przewrotu w ramach FEI, jako działania separatystycznego czy próbę stworzenia czegoś na podobieństwo drugiej EEF. Bo tak naprawdę nikomu nie przyszło do głowy nic takiego, choć były na międzynarodowym forum takie głosy.

Ale sam fakt, że to potrzeba zrodziła warszawskie spotkanie dowodzi tego, że nie było do tej pory dobrej reprezentacji na forum FEI interesów państw Europy Centralnej. Nie uczyniła tego również EEF.
Problem polega na tym, że być może powinniśmy powrócić do tego, co na spotkaniu podkreślałem, że być może w ramach FEI powinna powstać grupa Europy Centralnej. Bo tak naprawdę kraje tego regionu zostały rozdzielone na trzy grupy. Część krajów włączonych jest do jednej grupy z Niemcami, Holandią i Anglią, część z Hiszpanią i Stanami a część z Azerbejdżanem, Kazachstanem i Uzbekistanem. Ta sytuacja nie jest zbyt szczęśliwa mówiąc bardzo oględnie. Jeśli my coś mówimy w ramach forum Grupy II, to tak naprawdę potęgi jeździeckie nie rozumieją o czym my mówimy. Tak jak nam trudno zrozumieć ich problemy.  Grupa II żyje więc problemami mocnych krajów a nie problemami Polski, które dla nich są przyziemne i nieistotne. Dlatego tak bardzo ważne jest to, żeby kraje Europy Centralnej rozbite na trzy grupy i tam marginalizowane przemówiły na forum FEI jednym mocnym głosem. Ten głos wtedy ma szansę się przebić.

Jak sobie dobrze przypominam, to po powstaniu EEF wiązaliśmy duże nadzieje na reprezentowanie interesów krajów Europy Centralnej. Tymczasem rzeczywistość pod tym  względem okazała się dosyć mocno rozczarowująca.
EEF powstała dla zupełnie innego celu niż prezentacja interesów krajów  Europy Środkowej. Poza tym musimy zrozumieć pewien mechanizm: na forum FEI liczą się narodowe federacje, które są członkami FEI. EEF jest tylko ciałem doradczym, bez prawa głosu. Często zdarza się, że wypracowanie jakiegoś stanowiska przez EEF nie ma żadnego związku z tym jaką decyzję podejmuje FEI. Zostawmy więc sprawę EEF, niech ta organizacja żyje swoim życiem, w którym mamy przecież swój udział. By mieć wpływ na decyzje podejmowane przez FEI trzeba działać na tym gruncie. Takim właśnie działaniem było warszawskie spotkanie.

Czy realne jest wobec tego stworzenie w strukturze FEI grupy krajów Europy Centralnej?
Przede wszystkim musiałyby tego chcieć wszystkie kraje tej grupy. Tymczasem federacje czeska i słowacka  tradycyjnie już mają inną politykę. Tutaj pewnie będzie z tą jednomyślnością problem. W moim odczuciu stworzenie takiej grupy byłoby najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich krajów Europy Centralnej. Z pewnością nie będzie to łatwe do osiągnięcia. Tymczasem cieszmy się z ustaleń warszawskiego spotkania i zgodności jaką podczas niego udało się osiągnąć. Jest to z całą pewnością krok w dobrym kierunku, który może zaprocentować już niedługo. Więcej będziemy mogli powiedzieć po spotkaniu w Lozannie.

Dziękuję zatem za rozmowę licząc na kolejną po Lozannie.
Ja również dziękuję.