Jako piąty na trasie maratonu pojawił się Ireneusz Kozłowski, któremu w Akwizgranie towarzyszą luzacy: Agnieszka Dębicka, Karolina Bugajska i Leszek Piotrowski. Niestety był to przejazd z góry skazany na słaby wynik. Przyczyną był problem zdrowotny podstawowego konia - klaczy Kalina Jagodne. Tuż po konkursie ujeżdżenia pojawiła się opuchlizna na jednej z kończyn i mimo, że sama w sobie jest niegroźna, to wykluczyła konia ze startu w maratonie. Trzeba było posiłkować się koniem Kabaret Jagodne, który nie ma żadnego doświadczenia w maratonach. Do tej pory brał udział tylko w konkursach ujeżdżenia i zręczności. Jego debiut w maratonie wymusił także zmianę miejsca w dyszlu innego podstawowego konia. Wszystko to działo się w bardzo szybkim czasie, nie było więc miejsca na opracowanie nowej strategii, na dopasowanie się do nowej sytuacji. Trzeba było pojechać jak można najlepiej, powalczyć dla drużyny, aby uzyskać klasyfikację zespołową. A przecież każdy przejazd na takiej imprezie to nowe doświadczenia, zarówno dla powożącego, jego ekipy jak i dla tych młodych koni.
Udział w Mistrzostwach Europy w Akwizgranie to pierwszy start pana Ireneusza w tej niemieckiej mekce jeździectwa. Zapytany o wrażenia, powiedział:
"Jestem pierwszy raz w Aachen, wiedziałem gdzie jadę, wiedziałem, że niemieckie Aachen jest tym, czym Wimbledon dla tenisistów, tym czym La Scala dla śpiewaków operowych. Wspaniała atmosfera, ogromna ilość publiczności na każdym konkursie, perfekcyjne przygotowanie, absolutny światowy top..."

Należy tu podkreślić, ogromną różnicę doświadczenia pomiędzy zawodnikami. Ci, którzy tu powożą i zajmują czołowe lokaty, to zawodowcy zajmujący się tylko tym sportem od 20 czy 30 lat. Polska ekipa dopiero zbiera doświadczenie w tej, jakże wymagającej dyscyplinie.
Ostatecznie wynik Pana Ireneusza to 216,86, co okazało się niestety najsłabszym wynikiem maratonu. Po trzech konkurencjach Pan Kozłowski zajął przedostatnie 36. miejsce, wyprzedzając reprezentantkę Portugalii.
W tym miejscu, korzystając z okazji, Pan Ireneusz chciałby złożyć podziękowania swoim luzakom, lekarzowi ekipy i Panu Jackowi Jantonowi - głównemu sponsorowi, jak również podziękować za wsparcie właścicielowi marki Fair Play, Polskiemu Związku Jeździeckiemu i swojej ukochanej rodzinie: żonie Natalii, córce Helence i synowi Antkowi.
Drugim i ostatnim naszym reprezentantem był Piotr Mazurek ze swoimi luzakami Julią Gierałtowicz, Krzysztofem Leszczyńskim i Mirosławem Górnym oraz czwórką gniadych koni rasy SP, który zakończył maraton z wynikiem 144,30, co dało 27. pozycję w tej konkurencji, a ostatecznie pozwoliło na zajęcie 28. miejsca w klasyfikacji indywidualnej.

Również dla Piotra były to oczywiście główne zawody sezonu, konie bardzo dobrze zniosły podróż, a warunki zapewnione tu przez organizatorów można śmiało nazwać doskonałymi. Przyjeżdżając do Aachen na Mistrzostwa Europy celem całego zespołu Mazurka było jak najlepsze zaprezentowanie koni, ich dobrej jakości, a także sposobu pracy z nimi. Nie było oczekiwań odnośnie zajęcia konkretnego miejsca, ponieważ trudność tych zawodów jest ogromna, a doświadczenie tu startujących jest bardzo duże. Nie ma tu przypadkowych ekip. Jest to poziom światowy.
Zapytany o trudności w maratonie, Pan Piotr najbardziej obawiał się rozwiązań technicznych na przeszkodach nr 1, nr 5 i nr 8. Przeszkodę nr 5 mało kto pokonał bezproblemowo. Bardzo dobrze ocenia natomiast swój przejazd w ujeżdżeniu. Uważa, że to jeden z lepszych przejazdów w tym roku, jednakże w ocenie Pana Mazurka, został on bardzo surowo oceniony. Uzyskał wynik 62,06 %, ale to tylko podkreśla światowy poziom imprezy. Bardziej problematyczna okazała się zręczność powożenia, gdzie ciężko było wejść w dobry rytm przejazdu. Błędy pojawiły się w pierwszej, teoretycznie łatwiejszej części przejazdu. Dodatkowym utrudnieniem była bardzo wyśrubowana norma czasu. Konie muszą być "idące do przodu", ale jednocześnie pozostawać pod stu procentową kontrolą powożącego.
Drużynowo nasza ekipa (w okrojonym składzie - tylko dwóch startujących) zajęła ostatnie miejsce. Złoty medal, tak jak i w skokach, powędrował do pomarańczowej reprezentacji Holandii (rezultat drużyny 327,510), srebro do reprezentantów gospodarzy (rezultat 331,630), a brązowy medal przypadł ekipie belgijskiej (rezultat 359,970).
W klasyfikacji indywidualnej zwycięzcą został Niemiec Michael Brauchle, przed dwoma reprezentantami Holandii: IJsbrandem Chardon i Koosem de Ronde.
Podsumowujące te bardzo trudne i wymagające zawody rangi mistrzowskiej należy przyjąć za sukces, że udało nam się wystawić drużynę, która walczyła także rok wcześniej - podczas Mistrzostw Świata we francuskiej Normandii. Niestety brak jest w Polsce trzeciego zawodnika, który mógłby stanowić kolejny jej filar. Brakuje też w Polsce trenera oraz koordynatora, a także odpowiedniego systemu szkolenia. Posiadamy bardzo dobre konie - jest to potencjał do wykorzystania. Jesteśmy potęgą jeśli chodzi o produkcję bryczek i sprzętu do dyscypliny powożenia. Jednakże nie przekłada się to na poziom powożenia zaprzęgami czterokonnymi. Ogromnym problemem naszych zawodników jest brak doświadczenia na światowych arenach. Startując na "krajowym podwórku" wyjeżdżamy za granicę aby walczyć z najlepszymi. W powożeniu zaprzęgami parokonnymi brakuje tzw. klasy średniej, która pomogłaby zawodnikom przejść stopniowo na wyższy poziom. Bolączką tego sportu są także finanse, które decydują m.in. o stawce koni jaką dysponuje dany zawodnik i o ilości zagranicznych wyjazdów. Mistrzostwa Europy w Akwizgranie pokazały gdzie jesteśmy w tym sporcie i czego nam brakuje. Podglądajmy najlepszych, uczmy się od nich, zbierajmy doświadczenie zarówno dla powożących, jak i dla koni.
Szukaj
Zaloguj się








