Jedni mówią, chyba troszkę patrząc na naszą codzienność przez „różowe okulary”, że w Polsce w tej chwili jeździ konno 300 000 osób. Bardziej realne rachunki mówią o grupie trzykrotnie mniejszej. Nie wdając się w specjalną polemikę z jedną czy drugą grupą, można chyba śmiało stwierdzić, że konie i jazda konna zdobywają jednak coraz szerze rzesze zwolenników.

 

I to jest z pewnością dobre z wielu społecznych względów, których rozważanie jednak sobie darujemy.


W kolejnym spotkaniu ze Stanisławem Marchwickim, doświadczonym zawodnikiem oraz trenerem jeździeckim, mającym w swoim trenerskim dorobku niezliczoną ilość sukcesów swoich podopiecznych z medalami Mistrzostw Polski włącznie i współpracującym z redakcją Świata Koni szkoleniowcem, prowadzącym już kilka razy zajęcia w klinikach Świata Koni, jak również osobą parająca się kupnem i sprzedażą koni chciałem porozmawiać o jeździeckich początkach. O tym tym jaki model wejścia w świat koni i jeździectwa jest dzisiaj wskazany.


Jak zacząć swoją przygodę z jeździectwem. Dokonać niezbędnych zakupów sprzętu, to jest ubrań z dobrze widocznymi metkami topowych na rynku firm zajmujących się produkcja odzieży jeździeckiej, rzędu końskiego, czyli „wypaśnych” modeli profesjonalnych siodeł, na których startuje światowa czołówka i oczywiście samego konia o pochodzeniu najlepszych z najlepszych?


Oj widzę, że dzisiaj zaczynasz mocno. Nie wiem, kto doprowadził cię do tak dużego poziomu sarkazmu, który wyczuwam już w pierwszym pytaniu. Sprawa nie jest w mojej ocenie wcale tak prosta i jednoznaczna, jak zdaje się sugerujesz. Sposób w jaki zaczniemy swój kontakt z jazdą konną jest na dłuższą metą niezbyt istotny. Popatrzmy na to zagadnienie może poprzez jakąś analogię. Czy żeby nauczyć się jeździć na nartach trzeba od razu zakupić kompletny sprzęt narciarski? Na każdym stoku działają przecież wypożyczalnie sprzętu narciarskiego, gdzie można skorzystać z fachowej porady w doborze nart, deski czy czego tam jeszcze potrzeba. Inną sprawą jest to, że ubiór narciarski trzeba chyba zapewnić sobie we własnym zakresie. Dopiero kiedy ktoś zorientuje się, że jazda na nartach czy desce snowboardowej to jest to czym chce dalej się zajmować, może pokusić się o kupno swojego kompletnego sprzętu.


Tak, przyznaję się, że trochę przerysowałem to pierwsze pytanie, żeby pobudzić Cię do dyskusji. Chodzi mi o to, żebyśmy spróbowali, jeśli się da to zrobić, nakreślić sobie w naszej rozmowie najbardziej optymalny model postępowania dla wszystkich, którzy chcą rozpocząć swoja przygodę z końmi. Spróbujmy może odpowiedzieć sobie na pytanie czy jazda konna, sport jeździecki są wyłącznie dla ludzi bogatych?


Jeśli pozwolisz, wrócę zatem do tematu. Myślę, że odpowiedź na to ostanie pytanie nie jest potwierdzająca. Oczywiście sprzęt jako taki jest ważny. Musi on spełniać określone parametry. Być bezpieczny dla konia i jeźdźca. Ale zostawmy w tej chwili te rozważania. Zamiast tego odpowiedzmy sobie na pytanie kto tak naprawdę zaczyna jeździć konno? Pierwsza grupa to małe dzieci. Niedawno rozmawialiśmy o tym na jakich koniach powinny te dzieci zaczynać. Czy na dużych koniach, czy też lepiej by było gdyby swoje początki powinny mieć na kucach. Doszliśmy wtedy do konkluzji, że kuce są znacznie lepszym rozwiązaniem. No może powiem inaczej. To ja taką tezę postawiłem, na podstawie swojego doświadczenia w pracy z końmi i ludźmi. Nie wiem czy tak do końca, na 100 procent przekonałem cie do niej.


Myślę, że spokojnie możemy przyjąć, że uległem mocy tych argumentów.


Cieszę się wobec tego. Ale wróćmy do bieżącego tematu. Myślę, że jednym z olbrzymich plusów szeroko rozumianego jeździectwa jest fakt, że jest ono otwarte dla szerokiej rzeszy ludzi w całym przedziale wiekowym. To sportowe jeździectwo również mieści się w tej definicji. Oczywiście trudno mówić czy oczekiwać spektakularnych sukcesów w sytuacji kiedy ktoś zacznie swoja przygodę ze sportem jeździeckim w wieku powiedzmy po 30 roku życia, kiedy ma już dobrze ustabilizowana sytuacje materialną. Ktoś taki pewnie medalu olimpijskiego w sportach jeździeckich nie zdobędzie. Ale z pewnością może liczyć na emocje startów w niższych konkursach i mieć z tego całe mnóstwo zadowolenia i radości. Jak wiesz, od wielu lat powtarzam, że mamy to szczęście, że ta pasja może człowiekowi towarzyszyć przez bardzo długie lata i wielu formach. Bardzo żałuję, że na co dzień tak rzadko o tym pamiętamy.


I teraz wrócę do tego powiedziałeś na początku. Jeśli taki trzydziestoparoletni świeży adept jeździectwa, mając ugruntowaną sytuacje finansową zdecyduje się na naukę jazdy konnej i zacznie od kupna markowych ciuchów, markowego sprzętu czy nawet od kupna odpowiedniego do tego celu konia, to co w tym złego?


Może złego nic w tym nie ma. Ale są tacy, którzy by takie zachowanie nazwali snobizmem.


No i dobrze. Niech sobie będzie i snobizm. Ale powiedz tak szczerze, komu to przeszkadza? A niech sobie ktoś, kogo stać na to kupi konia i super sprzęt na niego i dla siebie. Przecież łatwiej nauczyć się jeździć konno dosiadając dobrze dobranego do tego celu konia, siedząc w wygodnym i bezpiecznym dla konia siodle itd itd. Kogo boli fakt, że ktoś robi to nie z czystej i platonicznej miłości do koni, tylko z chęci zaimponowania w swoim najbliższym otoczeniu? Przestańmy w końcu być tak trochę na pokaz „bardziej święci od papieża”. Mam taką moją prywatną radę do tych wszystkich oburzonych tymi sytuacjami: zamiast narzekać i utyskiwać, że kogoś stać na to na co was nie stać, starajcie się pokazać takim snobom całe piękno jeździectwo, piękno obcowania z końmi. Zaraźcie ich swoją pasją, jeśli ona jest tak naprawdę autentyczna. To ciągłe narzekanie na bogatych snobów w jeździectwie stało się za bardzo męczące, a narzekający być może oprócz tego, że są snobami, niestety biednymi, to przy okazji też mogą okazać się hipokrytami.


Pamiętajmy, że taka osoba generuje niezły ruch wokół jeździectwa. Dzięki niej handlowcy mają możliwość sprzedać ubiory, sprzęt jeździecki, ktoś sprzeda im konia, kto inny będzie prowadził jazdy, ktoś przymnie konia do hotelu, zatrudnienie znajdzie podkuwacz i lekarz weterynarii a i sprzedawca paszy nie będzie narzekał.


Czy nie uważasz, że powinniśmy wszyscy starać się przyciągnąć do koni i do jeździectwa jak największą ilość bogatych ludzi, nawet i snobów, bo wtedy choćby łatwiej będzie pozyskać sponsorów na zawody regionalne? Zacznijmy w końcu myśleć pozytywnie. I tą zmianę myślenia, wydaje mi się, że dobrze by było gdybyśmy wszyscy zaczęli od siebie samych.


Prosiłeś o szczerość i szczerze odpowiadam, że masz całkowicie rację. W wielu krajach Europy Zachodniej, do których tak chętnie się wszyscy odwołujemy, taki snobizm napędza wiele dyscyplin sportowych, bez czego z pewnością by one nie mogły funkcjonować. Zgadzam się też z tym, że modę na jeździectwo powinniśmy wszyscy kreować wokół siebie na miarę naszych indywidualnych możliwościowi.


No właśnie o to chodzi. Ale pozwól, że wrócę znowu to kwestii poruszonej w pierwszym pytaniu. Nieco inaczej wygląda sytuacja jeśli weźmiemy pod uwagę grupę rozpoczynających naukę jazdy konnej dzieci. Wiem, że tutaj w wielu kwestiach mamy podobny punkt widzenia, bo przedyskutowaliśmy wspólnie na ten temat wiele godzin jeszcze w czasach kiedy razem pracowaliśmy w Łódzkim Klubie Jeździeckim. Jak wiesz w tej grupie kluczowa sprawą jest motywacja rozpoczynającego naukę jazdy konnej dziecka. W większości przypadków kiedy wypływa ona z samego dziecka, to jest ona na tyle głęboka, że dziecko przebrnie przez pierwszy, bardzo trudny okres szkolenia i w jeździectwie pozostanie na co najmniej kilka lat. Jeśli jednak motywacją są niespełnione z dzieciństwa ambicje któregoś z jego rodziców, to sam wiesz jak szybko się to potrafi skończyć. Powiedz jaki jest sens w tej sytuacji zaczynać od wielkich inwestycji w konia oraz sprzęt jeździecki dla niego i dziecka?


W tej sytuacji potrzeba zupełnie czegoś innego. Przyjedź i zobacz jak w naszej stajni zaczynają swoja przygodę z końmi zupełnie małe dzieci. Przyjeżdżają do nas nawet pięciolatki. Zaczynają od kontaktu z kucem i krótka oprowadzanką. Mają ponadto możliwość pogłaskać go, pobawić się w jego czyszczenie. To wspaniała okazja do poczucia zapachu konia i jego ciepła. Oczywiście takie dziecko samo nie jest w stanie ani osiodłać ani rozsiodłać kuca. Ale jest przy tych czynnościach, przygląda się jak to się robi. I powiedz mi po co rodzice takiego dziecka maja inwestować spore pieniądze w ubranie go w markowe ciuchy? Jeśli chcą, w porządku, ich prawo. Ale powiem z własnego doświadczenia, na ogół ten pierwszy okres nauki odbywa się bez takich ekstrawagancji. Jeśli takie małe dziecko wykaże zainteresowanie i będzie z ochota przychodziła dalej na zajęcia to popatrz jakie rodzice zyskują możliwości na robienie dziecku prezentów. Pierwsze w życiu bryczesy do konnej jazdy z pewnością na długo zapadną w dziecięcej pamięci.


Bywa czasem i tak, że dziecko bardzo nalega na to, żeby zaprowadzić je do stajni i koniecznie chce się uczyć jazdy konnej. Jednak w miarę kolejnych lekcji zamiast czuć się coraz pewniej zaczyna w nim narastać coraz większy strach. I mówię tutaj o sytuacjach, kiedy nie wynika to z popełnionego przez zbyt gorliwego instruktora błędu nadmiernych wymagań. Zapewne znasz z własnego doświadczenia takie przypadki.


Tak, oczywiście bywa tak jak mówisz. To niczyja wina. Po prostu takie dziecko nie zostanie jeźdźcem. Dobrze by było w takiej sytuacji, żeby ambitni rodzice potrafili się z tym faktem pogodzić. A z tym różnie bywa.


No bywa rożnie. Wiesz, to są przecież dziecięce marzenia i wyobrażenia. Potem w zderzeniu z twardym światem rzeczywistym może się zdarzyć, że prysną gdzieś i zginą. Ale kwestia rodziców i ich wpływ na dzieci uprawiające jeździectwo to chyba całkiem odrębny temat, który chyba nie warto teraz rozwijać. Zwłaszcza w sporcie jeździeckim zjawisko tak zwanego KOR-u potrafiło niegdyś i pewnie i dzisiaj też potrafi napsuć sporo krwi. Zostawmy jednak Komitet Oszalałych Rodziców na boku, może kiedyś wrócimy do tego tematu, choć szczerze mówiąc to chyba nie bardzo mam ochotę o tym mówić. Wróćmy do rozpoczynających naukę jazdy konnej dzieci. Z powodów o których mówiłem rodzice dzieci trafiających do naszej stajni słyszą, że na wstępie nie ma potrzeby by czynili jakieś inwestycje w sprzęt jeździecki. Co najwyżej mogą zakupić dla dziecka dobry atestowany kask jeździecki, żeby nie musiało korzystać z takiego „ogólnego” jaki my im dostarczymy. Powiedzmy, że ze względów higienicznych ma to swoje uzasadnienie. Pozostałe kwestie ubioru można spokojnie na początku tej drogi załatwić normalnym strojem sportowym czyli dresem, zwykła kurtka czy kamizelką,, w zależności od warunków pogodowych oraz butami bez obcasów i z gładką podeszwą. Podobnie postępują w wielu stajniach. Słyszałem zresztą jak sam wielokrotnie takich rad udzielałeś rodzicom. Jak widać nie jest chyba tak źle z naszym środowiskiem. Czas na inwestycje w ubiór jeździecki przyjdzie dopiero wtedy, kiedy dziecko już złapie i jak to mówimy „wsiąknie” w jeździectwo. Jeśli rodziców wtedy stać na tego wydatki, to proszę bardzo. Choć ja zawsze będą namawiał, żeby w miejsce droższego czy kolejnego ciuszka wykupić dodatkowa lekcję jazdy.


No tak, jesteś trenerem i teraz przemówiła ukryta chęć podniesienia wagi treningu kosztem ciuchów,czyli wyglądu.


Nie, absolutnie nie zgadzam się z taką oceną. Nieważne z jaką formą jeździectwa mamy do czynienia, to jak wiesz, jest to domena ludzi eleganckich. No może inaczej powiem: powinna to być domena ludzi eleganckich. Z tego powodu na koniu zawsze powinniśmy prezentować się w stroju schludnym i czystym. Jednak, jeśli mamy sytuacje taką, że z powodów finansowych musimy dokonywać wyboru między droższymi ubraniami lub kolejną parą bryczesów czy kolejnego ciuszka jeździeckiego, to namawiam na zainwestowanie w siebie. Bo dodatkowa lekcja to nic innego jak inwestycja w swój jeździecki warsztat. W przypadku kogoś, kto zdecydował się sportowe jeździectwo to chyba przyznasz, że jest lepsze rozwiązanie. W sporcie nie ma raczej racji postawa „czego nie dojadę to dowyglądam”.


Wielokrotnie mówiłem o tym, że ubolewam nad tym, że uprawianie sportu jeździeckiego jest w Polsce tak drogie. Ja sam jestem z pokolenia, które by zacząć starty nie musiało dysponować wielkimi zasobami finansowymi, posiadać swoich koni itd. dzisiaj, po reinstalowaniu w naszym kraju systemu kapitalistycznego realia uprawiania tego sportu diametralnie się zmieniły. Nic na to nie poradzimy, tak po prostu jest i nie ma powrotu do tego co było. Dlatego trzeba jakoś sobie radzić w tych warunkach. Z pewnością tracimy ze sportu nie tylko jeździeckiego pewna grupę zdolnych, naprawdę utalentowanych sportowców, których potencjał mógłby przynieść nam medale na poważnych imprezach. Niestety nie ma jeszcze w naszym kraju rozwiniętego mecenatu, który mógłby zastąpić państwo z jego systemem klubów sportowych z okresu sprzed 1989 roku. Mówiliśmy już o tym przy okazji tematu roli i funkcji klubów sportowych w jeździectwie. Musimy mieć świadomość, że bez pieniędzy nie da się dzisiaj uprawiać żadnego sportu. Nie ma jeszcze w Polsce tych mechanizmów, które działają w Niemczech czy w Holandii i innych krajach Europy Zachodniej, dzięki którym wyławia się talenty, których rodzice, czy w ogóle rodzina nie są w stanie zapewnić odpowiedniego finansowania by talent ten mógł się rozwijać. Myślę, że te mechanizmy wcześniej czy później w Polsce powstaną. Po prostu tak to wygląda na całym świecie. Pasję mają również dzieci pochodzące z biednych domów. I jakoś na świecie powstają mechanizmy, które pozwalają tym dzieciom na realizację tych pasji. Wystarczy prześledzić życiorysy wielu czołowych sportowców nie tylko w jeździectwie.


To co powinniśmy robić do tego czasu?


Och, odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta: po prostu robić swoje. Po pierwsze nie piętnować bogatych rodziców, którzy angażują olbrzymie środki w to by ich utalentowane dziecko mogło uprawiać jeździectwo na najwyższym poziomie. Sam wiesz, że mamy takie przykłady. I powinniśmy tych rodziców hołubić jako środowisko i być im wdzięczni za to co robią. Poza tym każdy z nas może zacząć od drobnych spraw wokół siebie. Czasem drobny gest, bezinteresowna pomoc udzielona komuś mogą wiele zdziałać. Ja wiem , że dzisiaj trudno o bezinteresowność, bo każdy z nas swoje rachunki i musi je płacić. Wiem też jednak, że w wielu przypadkach w naszym środowisku mimo tego ta bezinteresowność występuje. O szczegółach nie za bardzo chciałbym teraz mówić, bo sprawa pieniędzy to zawsze jest delikatna kwestia. I mimo tego, że życie zmusza nas do tego, żeby ciągle oglądać się za zarobkiem, to potrafimy komuś poprowadzić trening bez opłaty, pomóc na rozprężalni przed startem, wsadzić na dodatkową lekcję czy pojechać sędziować na zawody bez diety sędziowskiej. Znasz to zresztą z autopsji.


To prawda. Takich zachowań, czy też gestów w naszym środowisku nie brakuje. Powiedz mi jednak proszę, kiedy wobec tego powinno się decydować na zakup swojego własnego konia?


No cóż, jestem również osobą, która zajmuje się oferowaniem klientom koni. Zapewne spodziewasz się z mojej strony odpowiedzi, że jak najczęściej. Ale ja, może to będzie zaskakujące, tak nie powiem. Powiem może coś, co będzie uniwersalną radą dla wszystkich przyszłych czy też potencjalnych właścicieli koni, bez względu na to, czy zakupu zamierzają dokonać dla siebie czy dla swojego dziecka. Otóż podstawowym kryterium powinno być to, czy kogoś na ten zakup stać. I nie ma na myśli samego zakupu konia, bo jak wiesz z naszym wielu poprzednich rozmów, nie ma czegoś takiego w obrocie końmi jak sztywna cena. W Polsce do transakcji dochodzi więc na bardzo zróżnicowanym poziomie ceny zakupu. Począwszy od pojedynczych tysięcy zł do ponad miliona Euro. Każdy jednak koń po samym zakupie wymaga dalszego inwestowania w niego. Już o tym wspominałem. Potrzebny będzie dla niego boks w jakiejś stajni, regularne wizyty podkuwacza, profilaktyka i opieka weterynaryjna, odpowiednia suplementacja i w przypadku koni sportowych niebagatelne koszty związane ze startami i transportem na zawody. I tutaj właśnie czai się niebezpieczeństwo, że może to okazać ponad bieżące możliwości jakiejś osoby. Zaczyna się wtedy cięcie kosztów, oszczędzanie, bardzo często odbywa się to kosztem konia, profilaktyki czy w ogóle opieki weterynaryjnej. Dlatego właśnie będę zawsze gorącym orędownikiem bardzo skrupulatnej analizy swoich możliwości zanim podejmie się decyzje o zakupie konia. Wiem, że to bardzo pragmatyczne podejście, a konie to przecież bardzo często kwestie niezwykle emocjonalne, ale myślę, że jesteśmy koniom winni właśnie takie podejście do tego tematu.


Doprawdy trudno się z tym nie zgodzić. Myślę, że powiedzieliśmy sobie już dostatecznie dużo o tym jak zaczynać swoja przygodę z jeździectwem. Czy możesz wobec tego pokusić się o jakieś krótkie podsumowanie tej naszej dzisiejszej rozmowy?


Cóż, nie za bardzo wiem co tutaj mamy podsumowywać. Powiedzieliśmy sobie o kilku kwestiach związanych z początkiem drogi. Czy jednak wszystko? Jak zwykle wydaje mi się, że moglibyśmy tak przegadać jeszcze kilka godzin. Ja uważam, że jeździectwo jest jedną z najwspanialszych dróg jakimi w życiu może iść człowiek. Brzmi pewnie troszkę górnolotnie, ale nic na to nie poradzę. Bo takie właśnie jest jeździectwo. Jeździectwo, które można uprawiać od bardzo wczesnych lat dziecięcych do … no cóż, sam nie wiem dokąd. Po prostu do końca. W pojęciu tym mieści się tak dużo, i każdy może znaleźć coś w nim dla siebie. Nie każdy musi być w nim Jarosławem Skrzyczyńskim, którego jestem fanem, czy Andrzejem Głoskowskim, doskonałym technikiem. Jest w nim przestrzeń do uprawiania innych, wspaniałych konkurencji jeździeckich czy dla sportu przez małe „s”. Jest przestrzeń dla wspaniałej sprawy jaką jest jeździectwo rekreacyjne czy turystyczne. Ważne jest to, żebyśmy wszyscy starali się wokół nas tworzyć dla jeździectwa dobrą atmosferę, dzięki której naukę jazdy konnej rozpoczynali będą kolejni zarażeni ta pasją. To ważne, żeby w dzisiejszych niezwykle wyczerpujących, zagonionych i bardzo stechnicyzowanych czasach coraz więcej ludzi znalazło odpoczynek w kontakcie ze wspaniałym zwierzęciem jakim jest koń.


Dziękuje bardzo za rozmowę.


I ja dziękuję.


Artykuł opublikowany w Świat Koni 2/2016