Obiecaliśmy wtedy wrócić do sprawy by podać więcej szczegółów.  Prezes PZJ, pan Michał Szubski nie chciał komentować kwestii zwolnienia pana Konrada Rychlika i zatrudnienia pana Wojciecha Jachymka do czasu wydania oficjalnego stanowiska Zarządu.

Udało się nam jednak porozmawiać z panem Konradem Rychlikiem o kulisach jego odejścia z PZJ.

Co się takiego stało, że po długich latach pracy dla polskiego jeździectwa zakończył pan swoją z nim przygodę i zrezygnował z pracy w PZJ?

Pozwoli pan, że odpowiem troszkę szerzej. W piątek 2 października, kiedy zakończyliśmy przenoszenie biura do nowej siedziby Polskiego Związku Jeździeckiego kończyłem prace około godziny 17-tej. Zanim wyszedłem zostałem poproszony na rozmowę przez pana Łukasza Jankowskiego. W pokoju czekał już na mnie nowy dyrektor biura, pan Wojciech Jachymek. Obydwaj panowie zakomunikowali mi, że w poprzednim tygodniu, w piątek, na ostatnim zebraniu Zarządu PZJ, jego członkowie debatowali nad sprawą pisma nadesłanego przez WLKS Krakus w sprawie Polskiej Ligi Jeździeckiej. Zarząd obciążył mnie pełną winą za zaistniały w PLJ bałagan. Domyśliłem się wcześniej o co chodzi i zapytałem wprost czego obydwaj panowie ode mnie oczekują. W odpowiedzi usłyszałem pytanie czy nie chcę o tym porozmawiać. Mówiąc szczerze nie chciałem, bo z pewnymi osobami niechętnie rozmawiam. Takiej też odpowiedzi udzieliłem. Na to pan Jankowski wyjął dokument jakoby przeze mnie przygotowany, na którym było napisane, że ja, Konrad Rychlik proszę o rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron bez konieczności świadczenia pracy w okresie trzymiesięcznego wypowiedzenia oraz koniecznością wykorzystania zaległego urlopu.

Wygląda na to, że zgodził się pan z taką oceną Zarządu, że zamieszanie w PLJ to pana wina i dlatego podpisał przygotowany dokument.

Absolutnie nie zgadzam się z tym. Podpisałem ten dokument z zupełnie innych powodów. W pewnym momencie zawahałem się czy go podpisać. Przez chwilę zaświtała mi myśl, żeby nie ułatwiać zadania i dochodzić swoich praw w Sądzie Pracy. Szybko mi jednak przeszło bo … nie chcę rozdrapywać bolącej rany. To zawsze kończy się ubrudzeniem każdej ze stron. A tego nie chcę.

Jednak opowiada Pan otwarcie co się stało?

No tak, ale to jednak nie to samo. Dzisiaj odebrałem wszystkie dokumenty, tak żeby nie spotkał mnie już żaden przejaw ludzkiej życzliwości w PZJ. Zabrałem swoje rzeczy i .. i jestem w domu.

Wróćmy jednak do sprawy PLJ. Czy czuje się pan odpowiedzialny za to co się stało?

Nie. Nie czuje się odpowiedzialny ani winny. Jak sam pan wie doskonale były dwa regulaminy PLJ. W pierwszym wiek uczestników Brązowej Rundy, bo głównie o to chodzi, został określony na 9-12 lat. Potem zmieniono treść i układ Regulaminu i określono wiek uczestników Brązowej Rundy na 9 – 11 lat. Na podstawie pierwszej wersji zostały zatwierdzone propozycje początkowych zawodów. Zmiana regulaminu nie była nagłośniona. Mało tego, nawet nam pracownikom nie przekazano w żaden specjalny sposób informacji na ten temat. Dopiero w późniejszym czasie, po pierwszych zawodach sprawa wypłynęła.

A może pan odpowie na pytanie, na które dotąd nie dostałem odpowiedzi, kto jest autorem pierwszej i drugiej wersji Regulaminu PLJ?

Nie mam konkretnej wiedzy w tej kwestii. Z tego co wiem to autorem jest pan Łukasz Jankowski. Ale nie to raczej domysły niż konkretna wiedza. Nie znam też powodów wprowadzenia ograniczenia wiekowego 9-11 lat zamiast 9-12 lat. Nie wiem na skutek czyjej interwencji to nastąpiło. Wiem tylko tyle, że pan Stanisław Helak wnioskował o zmianę zapisu drugiej wersji Regulaminu PLJ i powrót do przedziału 9-12 lat. Jednak członkowie zarządu nie godzili się na to. Byli w tej kwestii bardzo pryncypialni. Jak nigdy.

Zmieńmy może temat. Jak długo pan pracował w PZJ?

No cóż to było 15 lat.

Patrząc wstecz nie szkoda ich panu? Nie czai się w głowie obawa co dalej w PZJ?

Nie, nie szkoda. To były raczej dobre lata. Bywało oczywiście różnie. Jak to w pracy. Jednak ogólnie obraz tych 15 lat mam pozytywny. Lubiłem tę pracę i starałem się wykonywać jak najlepiej. Szkoda mi raczej tego w jaki sposób zostałem potraktowany na koniec. Czuję się jak kopnięty pies. Wyrok na mnie zapadł na zasadzie sądu kapturowego. Bez mojej obecności Zarząd osądził i skazał mnie nie dając szansy na obronę. Wydaje mi się to nie w porządku. W porządku byłoby zaproszenie mnie i wysłuchanie moich racji. Dlatego właśnie nie chciałem w piątek rozmawiać z Dyrektorem Biura i Sekretarzem Generalnym. To byłaby kolejna fikcja. Wyrok już zapadł i nic co bym powiedział nie zmieniło by go.  Pyta pan o moje obawy o przyszłość PZJ. A czy ja je powinienem mieć? Nie ma ludzi niezastąpionych. Moje obowiązki przejęła Joanna Gębarowska, która zajmowała się do tej pory rajdami i woltyżerką. O fakcie tym dowiedziała się od Kasi Skrzyczyńskiej, której tę informację przekazał pan Marek Kaźmierczak. To doskonała ilustracja warunków organizacji pracy Biura PZJ. Pracownik dowiaduje się z zewnątrz o zakresie swoich obowiązków. Pomimo tego, że Sekretarz Generalny siedzi w tym samym pokoju. Mimo tego, że zatrudniono nowego Dyrektora Biura.  Nie chcę ani dalej ciągnąć tego wątku ani go komentować. Oczywiście obiecałem Joannie pomoc we wszystkim co będę mógł pomóc. To bardzo solidna osoba i oczywiście sobie poradzi. 

Dziękuje za rozmowę

Ja również dziękuję za rozmowę i za lata współpracy. 

 

UWAGA:

Po autoryzacji i ukazaniu się niniejszego tekstu skontaktował się z nami pan Konrad Rychlik, z prośbą o sprostowanie jednej informacji podanej w opublikowanej rozmowie. Podanie nazwiska pani Katarzyny Skrzyczyńskiej jako osoby informującej panią Joannę Gębarowską o przejęciu nowych obowiązków wniknęło z nieporozumienia. To nie ona była tą osobą. Informacja ta została  przekazała przez mężczyznę, którego nazwiska Konrad Rychlik nie może ujawnić.

 

Tematowi Polskiej Ligi Jeździeckiej poświęcony jest artykuł w najnowszym, październikowym numerze miesięcznika Świat Koni. O tym co się wydarzyło przeczytacie na stronie 68 a artykule pt. "Finał niekompetencji."