Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w przypadku naszej narodowej federacji jeździeckiej  czyli PZJ, udało się osiągnąć jedność teorii i praktyki, czyli taki stan, w którym nic nie działa i nikt nie wie dlaczego.
Rozpoczynamy dzisiaj publikację cyklu artykułów, które pozwolą być może dojść do takiego stanu, kiedy jedność teorii i praktyki przyniesie sytuację w której wszyscy będziemy wiedzieli o co chodzi a mechanizmy rządzące PZJ zaczną działać prawidłowo.

Na początek przedstawiamy wizję przyszłego związku, jaka zrodziła się w głowie Pana Rinaldo Kieconia, który podkreśla, że nie zamierza pretendować do pełnienia jakichkolwiek funkcji w przyszłych władzach wykonawczych PZJ. 

    „Patrząc w przyszłość przez pryzmat polskiego jeździectwa i związanej z nim hodowli konia sportowego w Polsce marzę o tym, aby nastąpiło w końcu stworzenie wspólnej bazy przez PZJ i PZHK. By działania obydwu związków nie ograniczały się tylko do obsługi biurowej polskiego jeździectwa i hodowli koni. W marzeniach swoich widzę wspólną siedzibę i bazę obydwu związków, coś na kształt hipodromu narodowego stworzonego na przykład w oparciu o teren na Służewcu. Zamykam oczy i widzę najważniejsze zawody krajowe i zagraniczne zorganizowane w tym miejscu. By te i podobne marzenia o rozwoju polskiego jeździectwa mogły mieć choć cień szansy na ich realizację, potrzebujemy silnego związku, który mocnym głosem będzie artykułował potrzeby naszego środowiska wszędzie tam, gdzie wymaga tego sytuacja.

    Musimy sobie zdawać sprawę z faktu, że wszyscy ludzie związani z jeździectwem, począwszy od prezesa związku i na zawodniku startującym w niskich konkursach kończąc, chcą rozwoju jeździectwa, a szczególnie swojej dyscypliny. Wychodząc z tego założenia porzućmy wszelkie spiskowe teorie i nie twórzmy podziałów na „my” i „oni”. Uwagę tę adresuję w równym stopniu do wszystkich przedstawicieli tak zwanej „władzy”, jak i pozostałych osób. Nowe, wcale nie łatwe  czasy wymagają po prostu naszego nowego podejścia i nowego działania. Codzienna rzeczywistość, w której przyszło nam działać, uległa diametralnej zmianie. Sport jeździecki niemal w 90% jest już sportem zawodowym. To sytuacja zupełnie nieznana jeszcze 2 dekady temu.
Czy związek, czyli PZJ, jest nam w ogóle potrzebny? To podstawowe pytanie dosyć często pada we wszelkiego rodzaju dyskusjach dotyczących polskiego jeździectwa. Moim jednak zdaniem, odpowiedzieć na nie można tylko w jeden, twierdzący sposób. Przecież udział w międzynarodowej rywalizacji możliwy jest jedynie dzięki delegacji przez rodzimy związek jeździecki. To sprawa podstawowa. Warto by jednak zdawać sobie sprawę z dwóch kardynalnych kwestii. Pierwsza z nich to fakt, że Polski Związek Jeździecki tak naprawdę to nie tylko czy też głównie jego Zarząd, Komisje i działacze. To przede wszystkim wszyscy ludzie związani z jeździectwem, czyli organizatorzy imprez i zawodów, hodowcy, osoby związane z treningiem koni i jeźdźców, zawodnicy wszystkich jeździeckich dyscyplin, sponsorzy oferujący niemałe kwoty i w końcu widzowie, bez których spektakl, jakim są zawody nie ma większego sensu. Związek powinien działać na rzecz wszystkich wymienionych grup, czyli nas wszystkich. Drugą kwestią jest to, że my wszyscy powinniśmy być dumni ze swojego związku.

    O sponsorach mówi się w dyskusjach bardzo dużo: że bez nich niemożliwy jest rozwój jakiejkolwiek dyscypliny sportowej, przeprowadzenie zawodów i działanie samego PZJ. To banał, o którym wiemy wszyscy. Wydaje się też, że wiemy o tym, że powinni oni czuć się odpowiednio docenieni, wiedzieć, że są nam potrzebni. Dlatego moim zdaniem należałoby postawić daleko bardziej zasadne pytanie: jaki ten nasz związek ma być?
    Odpowiedź na to proste, zdawałoby się, pytanie już niestety taka nie jest. Działanie PZJ opiera się na jego 128-letniej tradycji, do której należy podejść z należnym jej szacunkiem. Jeździectwo jest przecież mocno w niej osadzone. Jednak na całym świecie i także w Polsce podlega ono ciągłym przemianom i rozwojowi. W ostatnich dwóch dekadach ubiegłego wieku i pierwszej dekadzie wieku XXI jest to bardzo burzliwy rozwój. W ślad za nim powinien pójść również rozwój naszego związku. To przecież bardzo naturalne. W moim więc odczuciu PZJ powinien być organizacją, instytucją zarządzającą, której nadrzędnym celem jest niesienie pomocy w codziennym życiu jego członkom, czyli nam wszystkim. Trudno mi mówić z daleko idącą precyzją o problemach innych dyscyplin jeździeckich, dlatego w swoich rozważaniach będę się odnosił do najbliższej mi dyscypliny - skoków przez przeszkody. Sądzę, że aspekty, o których będę mówił są na tyle uniwersalne, że nie będzie błędem twierdzenie, że w jakimś przybliżeniu odnosić się to może również do pozostałych dyscyplin jeździeckich.

    Wielką bolączką polskich skoków jest brak odpowiedniego woluminu środków finansowych, czyli mówiąc krótko – pieniędzy. Związek powinien je pozyskiwać w różny sposób, począwszy od ministerialnej dotacji na podpisywaniu umów sponsorskich kończąc. Oczywiście w tym co mówię nie odkrywam żadnej przysłowiowej Ameryki. To wszyscy zainteresowani wiedzą od lat. Niestety wiedza ta pozostaje w sferze nieosiągalnych marzeń. Nieosiągalnych w moim odczuciu dlatego, że nie da się tego zadania zrealizować w takim modelu działania naszej narodowej federacji jeździeckiej, gdzie praca centrali opiera się o społeczną pracę członków najwyższych władz wykonawczych. To niestety już nie te czasy, by mogło to być możliwe. Po pierwsze, model ten daleki jest od profesjonalizmu działania, którego wręcz dramatycznie domagają się warunki, w jakich przyszło nam działać. Po drugie, ciężko jest zastosować w praktyce jakąkolwiek odpowiedzialność za podjęte decyzje w stosunku do społecznie pracującego człowieka.

   Rozwiązaniem idącym w dobrym kierunku byłoby, według mnie, zastąpienie układu z 11-osobowym, społecznie pracującym Zarządem i realizującym jego ustalenia 11-osobowym składem biura PZJ, znacznie skromniejszym, bo 4-osobowym Zarządem oraz powołaniem przez Zjazd Sprawozdawczo-Wyborczy społecznej Rady Nadzorczej PZJ. Zasadniczą różnicą w moim widzeniu nowego związku byłby fakt, że wszyscy członkowie Zarządu byliby zatrudnieni przez związek. Dzięki jasnemu określeniu ich kompetencji i odpowiedzialności można by wtedy zredukować ilość pracowników biura pracujących w centrali.
    W skład takiego profesjonalnego Zarządu proponowanego przez Radę Nadzorczą i zatwierdzanego podczas Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego wchodziliby: prezes, sekretarz generalny, członek odpowiedzialny za szkolenie oraz manager odpowiedzialny za finanse. Pensja tego ostatniego musiałby być w jasny sposób powiązana z osiągniętymi przez niego efektami, czyli pozyskanymi dla związku pieniędzmi. Zresztą, dotyczyłoby to również pozostałych członków Zarządu, choć składnik ruchomy ich uposażenia powinien być w tym przypadku mniejszy.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w dyskusji o mojej wizji związku padnie pytanie o źródła finansowania takiego rozwiązania. Nie demonizowałbym jednak aż tak bardzo tego zagadnienia. Przecież związek zbiera niebagatelne kwoty z systemu rejestracji zawodników i koni, licencjonowania koni, zawodników, sędziów i kadry szkolącej czy systemu odznak jeździeckich. To w sumie są naprawdę nie tak małe kwoty. Do tego dochodzą również środki pozyskane z dotacji ministerialnej, która bywa tak kapryśna jak primabalerina. Zarząd musi więc generować odpowiednie przychody, od których będzie uzależnione również ich własne uposażenie. Zresztą, musimy nauczyć się patrzeć na pieniądze nie jako na cel działania, a raczej jak na środek do jego realizacji. Zadaniem Rady Nadzorczej w trakcie czteroletniej kadencji byłoby nadzorowanie pracy Zarządu, pilnowanie, by realizował on uchwały najwyższego organu władzy we wszystkich stowarzyszeniach, jakim jest Walne Zgromadzenie. Skład ilościowy i jakościowy takiego ciała powinien być ustalony w trakcie obrad Walnego Zgromadzenia z zachowaniem zasady prezentacji w niej każdego z działających WZJ. Mogliby w niej znaleźć swoją reprezentację przedstawiciele takich grup jak: szkoleniowcy, sędziowie, zawodnicy czy organizatorzy życia sportowego. Członkowie Rady Nadzorczej mogliby w ramach swoich kompetencji odwoływać członków Zarządu PZJ, których działania byłyby sprzeczne z uchwałami Walnego Zgromadzenia, mało efektywne lub pozostawały w w jawnej dysproporcji z wysokimi standardami moralnymi, jakimi powinien cechować się zatrudniony członek Zarządu PZJ.

    Pewnie teraz narażę się wielu osobom, ale uważam, że by usprawnić pracę związku w tak zwanym terenie oraz obniżyć koszty uprawiania jeździectwa na niższych poziomach należy zastąpić niezależne WZJ agendami wojewódzkimi PZJ. Z jednej strony, dzięki temu rozwiązaniu pieniądze, jakie wpływają do tej pory do WZJ i rozchodzą się w nie zawsze racjonalny sposób, mogłyby wspierać działanie Kadry Narodowej we wszystkich dyscyplinach i kategoriach wiekowych. Jak wszyscy wiemy, uczestnicząc w zawodach dowolnego szczebla startujący zawodnik ponosi koszty związane z opłatami startowymi oraz opłatą organizacyjną. Każdy start w dowolnym konkursie byłby „opodatkowany” kwotą 1 lub 2 zł odprowadzaną do centralnej kasy związku. Kwota ta nie zwiększałaby obciążeń zawodnika w stosunku do dotychczasowego modelu, a jedynie w niewielkim w końcu stopniu zmniejszyłaby wpływy do kasy organizatora zawodów. W zamian wszystkie dane z zawodów byłyby dostarczane do jednej bazy danych federacji, która byłaby podstawą do ogólnego rankingu zawodników i była dostępna dla każdego organizatora zawodów w Polsce. Taki system działa w Niemczech i tam doskonale się sprawdza. Dlaczego nie miałoby tak to wyglądać również w Polsce?

    W ślad za tym działaniem powinno pójść zlikwidowanie sztucznego, według mnie, podziału na jeździeckie zawody sportowe szczebla regionalnego i ogólnopolskiego. Uważam, że wszystkie zawody nie wpisane do kalendarza imprez międzynarodowych powinny być zawodami krajowymi, niezależnie od tego, czy będą to konkursy klasy LL czy CC. To organizator zawodów powinien decydować o tym, jakie konkursy chciałby przeprowadzić na swoich zawodach. Oczywiście należy opracować ogólne założenia, które będą limitowały takie parametry jak godziny rozpoczęcia i zakończenia zawodów, maksymalną dzienną  ilość startów i inne szczegóły techniczne. Sama ranga zawodów byłaby uzależniona od łącznej sumy premii finansowych, jakie zdoła organizator zgromadzić. Od tego, jak atrakcyjną ofertę dla startujących zawodników przygotuje, zależeć będzie frekwencja jeźdźców na jego zawodach. Naturalne w takim modelu jest zróżnicowanie kosztów uzyskania licencji zawodnika w zależności od jej poziomu. Posiadacze licencji III nie powinni opłacać ją tak samo jak ich koleżanki czy koledzy legitymującymi się licencjami I. W strukturach tak widzianego WZJ byłoby miejsce dla społecznej działalności miejscowych działaczy oraz dla jednego pracownika opłacanego przez PZJ.
Co zyskamy dzięki takiemu rozwiązaniu?
    Z pewnością dużą transparentność działań oraz możliwość kontroli i niemal natychmiastowego reagowania, gdy sprawy zaczną przybierać niezbyt korzystny kurs.
To byłoby ewidentne poszerzenie i rozwój demokracji w naszym jeździeckim wydaniu.

Co do rankingu krajowego, o którym wspomniałem, to tak rozumiany i prowadzony jeden ranking krajowy będzie obejmował wszystkich startujących w Polsce jeźdźców. Każdy zawodnik biorący udział w sporcie kwalifikowanym, a więc ten, który uzyska licencję III, jeśli idzie o skoki przez przeszkody, będzie ujęty w takim krajowym rankingu. Do opracowania szczegółowego pozostaje skonstruowanie systemu handicapu, który będzie premiował starty w wysokich konkursach. Na przykład za bezbłędny przejazd w konkursie z wysokością przeszkód 100 cm naliczono by 1 pkt rankingowy, a za taki sam przejazd w najwyższym konkursie - 50 pkt. To oczywiście tylko z grubsza propozycja ukazująca ideę. Zyskiem z takiego rozwiązania będzie, według mnie, napędzanie dążenia do podnoszenia swoich jeździeckich kwalifikacji i starty w wyższych konkursach. Te z kolei pozwolą na zdobywanie większej ilości punktów i podnoszenie swojej pozycji w rankingu. Widok swojego nazwiska na pozycji, powiedzmy 1000, rodzi naturalną chęć, by zobaczyć je na pozycji 500, potem wyżej, wyżej i dalej, np. w pierwszej setce.

    Najbardziej paląca potrzeba, jaka rysuje się przed szeroko pojmowanym środowiskiem jeździeckim, to jego konsolidacja. Jak już wspominałem, PZJ to są wszyscy ludzie związani czy to profesją, czy swoją pasją z końmi i jeździectwem. Czując tą wspólnotę musimy w świadomy sposób wybierać swoich przedstawicieli na Walne Zgromadzenie pytając ich o ich wizję związku przed nominacją. Oni z kolei powinni przed oddaniem swojego głosu w wyborach członków Rady Nadzorczej kierować się tymi samymi kryteriami.
    To jedyna droga, według mnie, do tego, by - jak mówiłem wcześniej - każdy z nas był dumny z tego, że jest częścią PZJ. Musimy też mieć tę pewność, że zatrudniając ludzi będą oni działali w imię naszego wspólnego dobra, a nie swojego partykularnego  interesu. Wszystkie działania związku muszą być transparentne i jawne. Nie widzę powodu, dla którego wszyscy zainteresowani nie mogą poznać uchwał Zarządu, wyroków Komisji Prawa i Dyscypliny, pokontrolnych wniosków Komisji Rewizyjnej. Wszystkie te rzeczy powinny być natychmiast publikowane na internetowej stronie związku. Wszystkie osoby związane z zarządzaniem i nadzorem nad pracami związku, a więc profesjonalni członkowie Zarządu, społeczni członkowie Rady Nadzorczej, Komisji Prawa i Dyscypliny, Komisji Rewizyjnej i pozostałych struktur powoływanych w miarę potrzeby, muszą zdawać sobie sprawę, że na czas pełnienia swojego mandatu zobligowani są, by zapomnieć o koleżeńskich powiązaniach i układach. Ktoś mógłby powiedzieć, że to truizm, że podobne życzenia można było formułować na przestrzeni ostatnich lat w stosunku do każdego składu osobowego Zarządu PZJ. To prawda. Ale dopiero w sytuacji, kiedy my wszyscy będziemy płacić pensje 4 członkom Zarządu, możemy egzekwować w realny sposób to, o czym teraz powiedziałem. Opłacany pracownik może materialnie odpowiadać za podejmowane przez siebie decyzje. Społeczny działacz nasze narzekania może przez 4 lata swojej kadencji ignorować. Zasada, że za dobrze wykonaną pracę należy dobrze zapłacić jest aż do bólu prawdziwa. To najlepsza z możliwych motywacja do efektywnej pracy. Społecznie działający członkowie zarządu muszą przecież żyć, płacić swoje rachunki, utrzymać na odpowiednim poziomie swoją rodzinę. Gdzie wtedy znaleźć pasję i motywacje do działania? Jak wtedy oczekiwać czystości intencji i działań? Czy takie oczekiwania są w ogóle uczciwe? To nie często pewnie zadawane sobie pytania. A szkoda.

   Zdaję sobie doskonale sprawę z kilku aspektów proponowanych przez mnie zmian. Po pierwsze, nie zakładam, że posiadłem monopol na jedynie słuszną koncepcję. Jestem gotów podjąć merytoryczną dyskusję z każdym, kto zechce ją prowadzić na argumenty. Po drugie, uważam, że zapewne wiele osób może zaproponować całkiem interesujące swoje przemyślenia i wizje przyszłego związku. Ważne jest to, by zacząć rozmawiać o tym otwarcie i odpowiedzialnie. Moje przemyślenia i wnioski opieram na posiadanym doświadczeniu w pracy szkoleniowej z ludźmi i końmi. Na doprowadzeniu do międzynarodowego poziomu dwukrotnego Mistrza Polski w skokach w kategorii Seniorów. Na tej podstawie sadzę, że sterowanie naszym związkiem należy powierzyć osobom obdarzonym przez ogół zaufaniem. Demokracja jako forma wyłaniania władz związku jest dobra i wskazana. W samym jednak procesie wykonawczym daleko bardziej efektywna jest swojego rodzaju „dyktatura” profesjonalizmu. Kompetencja działania i jego uczciwe rozliczanie powinny stać się standardem Polskiego Związku Jeździeckiego”.

Cykl artykułów pochodzi z miesiecznika Świat Koni.
Powyższy artykuł opublikowano w grudniu 2011 roku.