Niedawno informowaliśmy o znacznym awansie w światowym rankingu jaki zanotowali polscy zawodnicy niezwykle trudnej i wymagającej konkurencji WKKW.
Oto krótka rozmowa z jednym z nich, najwyżej od lat klasyfikowanym Polakiem w rankingu FEI dla konkurencji WKKW, Pawłem Spisakiem:
W ostatnim notowaniu rankingu FEI zanotował Pan dosyć spory skok do przodu i jest Pan w tej chwili na 83 pozycji. Przesunął się Pan aż 56 miejsc.
Bezwzględnie miałem dobry sezon. Mam na myśli to, że osiągałem dobre wyniki. Naturalną konsekwencją tego faktu są punkty do światowego rankingu prowadzonego przez FEI. W efekcie moja pozycja jest w nim całkiem przyzwoita jak na obecna chwile. Co mogę więcej powiedzieć? Bardzo się cieszę z tego wszystkiego, bo jakiś czas nie miałem przyjemności rywalizowania na tym wyższym poziomie. Dysponowałem po prostu stawką zbyt młodych koni na takie starty. Teraz, myślę, że od jakiś 3-4 lat to pierwszy rok, w którym część stawki moich koni na tyle dorosła, że pozwala mi na podjęcie takiego wyzwania, czyli na starty na poziomie 3 gwiazdek. Wyszło to naprawdę dobrze i bardzo się z tego cieszę. Cieszę, e stawka moich młodych i obiecujących koni pozwoli mi w najbliższych latach powalczyć o dobre lokaty.
Czy jest w Pana stawce jakiś koń, który wziął na siebie największy ciężar walki o awans w światowym rankingu?
Chce powiedzieć, że nie miałem jakiegoś wcześniejszego planu czy zamiaru nakładania głównego ciężaru walki o ten awans w rankingu na jakiegokolwiek konia z mojej stawki. To wyszło niejako siłą rzeczy, samo przez się w trakcie sezonu. Mechanizm jest tu prosty. Konie, które zaczynają lepiej startować pokazują mi, że możemy razem startować więcej i w trudniejszych próbach. W ten sposób one same ten ciężar na swoje barki biorą. Tym koniem był w tym sezonie Banderas. Mam tego konia od 6-latka. Z każdym sezonem pokazywał mi on, że ma on spore predyspozycje do tego by stać się klasowym koniem. Jego pierwszy rok startów na poziomie 3 gwiazdek potwierdził wcześniejsze nadzieje i oczekiwania. Zaczęliśmy sezon może bez spektakularnych wyników, ale końcówkę sezonu Banderas miał bardzo dobrą. Cenne dla mnie jest to, że cały sezon Banderas chodził bardzo równo. Tak naprawdę to właśnie tym cechom zawdzięczam to, że mogłem awansować.
Panie Pawle, jeśli mogę to chciałem zapytać Pana o kwestię niedalekiej już przyszłości, czyli Pana szanse na awans do Igrzysk Olimpijskich Rio 2016.
Temat mojego potencjalnego, olimpijskiego statu wygląda w ten sposób, że rozpoczynając tegoroczny sezon nie stawiałem sobie żadnych konkretnych celów. A już na pewno, nie zakładałem, że skutecznie będę walczył o olimpijski awans za wszelką cenę. Przed sezonem miałem młode konie i dzisiaj mam nadal młode konie. Byłoby to z mojej strony naprawdę wielka głupotą, gdybym dla koni, które jeszcze nie startowały na dużych zawodach planował jako cel zdobycie kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich. Przed sezonem naprawdę nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po pierwszych ich startach w poważniejszych imprezach. Cieszę się, że sezon wyszedł naprawdę dobrze. Szczególnie Banderas wyszedł bardzo dobrze w 3-gwiazdkowyh zawodach. Dzięki temu miałem 3 bardzo dobre wyniki, które mnie wysoko plasują w rankingu olimpijskim. Wygląda to w tej chwili tak, że żebym wystartował na przyszłorocznych Igrzyskach Olimpijskich muszę mieć 4 bardzo dobre wyniki. Na dzień dzisiejszy mam już 3i. W planach miałem jeszcze jeden start w tym roku na zawodach w Ravennie. Tam byłaby okazja do zdobycia tego brakującego oczka. Wspólnie z trenerami, właścicielem Banderasa i osobami, z którymi teraz współpracuję podjęliśmy decyzję, że jednak w tym roku nie pojedziemy na te zawody. Start ten byłby takim trochę szaleństwem. Szaleństwem całkowicie niepotrzebnym. Koń w tym sezonie startował bardzo dobrze i jak na tak młodego konia dość sporo. I mimo tego, że wizja Igrzysk Olimpijskich stała się bardzo, bardzo realna, a ten kolejny start mógł bardzo dużo dać, to jednak podjęliśmy chyba bardzo rozsądna decyzję. Ryzyko było po prostu za duże. Start w Rawennie mógłby bowiem bardzo dużo zepsuć. Decyzja ta nie przekreśla szansy na nasz start w Rio w przyszłym roku. Jest jeszcze na to czas. Planujemy, że o olimpijski awans walczyć będziemy wiosną przyszłego roku we Włoszech lub Portugalii. Jeśli uda nam się wystartować tak jak w tym roku, to nasz udział w Igrzyskach Olimpijskich nie będzie tylko marzeniem. Stanie się bardzo realny.
Ma Pan już za sobą olimpijskie starty z jednej strony... Z drugiej czy zdaje Pan sobie sprawę, że jako dyscyplina sportowa polskie jeździectwo bardzo potrzebuje olimpijskiej obecności?
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego faktu. Wiem, że mój kolejny udział w Igrzyskach Olimpijskich wiele osób w środowisku jeździeckim traktuje jak „być albo nie być”. To się czuje. W ostatnim czasie w tej kwestii zaczęła się tworzyć spora presja. Może nie są to bezpośrednie naciski, ale próby przekonanie mnie do tego, żeby ten mój potencjalny start olimpijski był dla mnie kwestią najważniejszą. Ja jednak myślę,że najważniejsze jest w tym wszystkim zachowanie zdrowego rozsądku. Decyzja o niestartowaniu we Włoszech była przejawem właśnie takiego zdrowego rozsądku. Chcę wyraźnie powiedzieć, ze Igrzyska Olimpijskie są ważne. Ważne dla mnie i nie tylko. Ale jestem trzykrotnym olimpijczykiem i myślę, że forsowanie kolejnego startu w tym roku byłoby bezsensownym posunięciem. Sam start w Igrzyskach jest oczywiście wartością samą w sobie i z pewnością jest marzenie każdego sportowca. Jak powiedziałem już trzy razy te marzenia się spełniły. To doświadczenie pozwala mi w tej chwili na bardzo racjonalne podejście do tego tematu. Dla mnie jako sportowca ważne jest żebym mógł w kolejnym olimpijskim występie poprawić swoje poprzednie osiągnięcia. Na pewno Banderas daje mi nadzieję na spełnienie tego warunku. To nie jest koń, na którym mogę na Igrzyskach tylko wystartować, ale swoją klasą pozwala mi on na podjęcie walki o dobrą lokatę. Natomiast podkreślę raz jeszcze: to jest jeszcze młody koń.
Ta nadzieja na osiągnięcie dobrego wyniku w Rio to medalowa nadzieja? Ponoć każdy sportowiec nosi w swojej torbie olimpijski medal.
Nie. Jestem realistą. Myślenie o olimpijskim medalu jest zbyt abstrakcyjne. Umówmy się, jest wielu zawodników, którzy przez cały czas startują na bardzo wysokim poziomie, wygrywają poważne zawody, maja na swoich szyjach medale z Mistrzostw Świata czy Europy a medalu olimpijskiego nie maja w swoim dorobku. Gdybym ja dzisiaj powiedział, że jeśli pojadę do Rio, to pojadę po medal, to byłoby to nic więcej jak czyste szaleństwo. Patrząc realnie to ciężko jest mi dzisiaj powiedzieć w jaki wynik w przypadku mojego olimpijskiego awansu bym celował. Przecież jeszcze 3 miesiące temu naprawdę nie myślałem, że będę się do olimpijskiego awansu przymierzał na poważnie. Powiem to może w ten sposób: bardzo się cieszę, że mam młode i ciekawe konie. Cisze się, że dzięki temu mogę się rozwijać, stawiać kolejne kroki na mojej jeździeckiej drodze. Staram się nie ulec presji czy pokusie szybkiego sukcesu. W jeździectwie to jest zgubna droga. Poza tym wszystkim trzeba w jeździectwie patrzeć na możliwości i potrzeby swojego partnera czyli konia. Tutaj działanie im wbrew zamiast sukcesu przynosi klęskę. Rozumiem, że w sytuacji kiedy pojawiła się szansa na olimpijski awans to trzeba po nią sięgnąć. I ja zamierzam to zrobić. Nie zamierzam jednak robić tego „na wariackich papierach”, za wszelka cenę, kosztem konia.
Czy jest Pan wobec tego marzycielem z „głową w chmurach” czy bardziej twardo stąpającym „po ziemi” realistą?
Jestem realistą z marzeniami, który dąży do ich spełnienia lub marzycielem realnie spełniającym swoje marzenia.
Dziękując za krótką rozmowę życzę wobec tego realnego spełnienia.
Ja również dziękuję.
Szukaj
Zaloguj się






