„W idealnym świecie konie miałyby swobodę prowadzenia własnego życia, a ludzie nie stawialiby im wymagań. Konie zasługują na to, by żyć zgodnie z naturą. Jeśli spojrzymy uczciwie na nasze relacje z końmi, musimy przyznać, że decyzję o udziale w jeździe konnej podejmuje wyłącznie jedna strona, z niewielkimi korzyściami dla strony drugiej.”

 

Tak właśnie widzą nasz świat przedstawiciele organizacji PETA (People for the Ethical Treatment of Animals – Ludzie na rzecz Etycznego Traktowania Zwierząt), najstarszej chyba i największej organizacji zajmującej się prawami zwierząt.

Czy w takim postrzeganiu szeroko rozumianego jeździectwa jest pokazana obiektywna prawda o nas i naszych koniach?

Poszukajmy odpowiedzi na to pytanie.

 

 

Obrazki w sprawie

W ich pierwszej grupie widzimy konie uczestniczące w zawodach jeździeckich i moment, w którym koń odmawia swojemu jeźdźcowi skoku lub przestaje podążać w konkretnym kierunku. Do niedawna razy bata, mocne uderzenia ostrogi lub ostróg, mocne szarpanie wodzami to była typowa i częsta reakcja zestresowanego zawodnika.
Do niedawna. Dzisiaj takie zachowania wywołują natychmiastową reakcję publiczności i członków komisji sędziowskich. Publiczność głośnym buczeniem i gwizdami przywołuje agresywnego w reakcjach jeźdźca do porządku. Sędziowie sięgają po dostępne w przepisach FEI kary, począwszy od kar finansowych, poprzez żółtą kartkę i na dyskwalifikacji kończąc.

 

Kolejna grupa to krótkie filmy publikowane w mediach społecznościowych. Pokazują na przykład „profesjonalistę” prezentującego swój kunszt w zajeżdżaniu młodych koni. Jego dobre samopoczucie nie znajduje na załączonych filmach swojego uzasadnienia. Bije z nich za to całkowity brak profesjonalizmu i bądźmy szczerzy bezgraniczna wręcz głupota jeźdźca. Przerażające sceny z filmów nie wynikają z chęci krzywdzenia koni przez jeźdźca, ale z braku jego umiejętności jeździeckich. Dlaczego wobec tego zabiera się za pracę z młodymi końmi? To dobre pytanie. Niestety musi chyba pozostać bez odpowiedzi.

 

Trzecia grupa to wszelkiego rodzaju fotorelacje z zawodów jeździeckich. Dzisiaj „fotografem” zostaje się niezwykle łatwo. Trzeba kupić mniej lub bardziej profesjonalną lustrzankę i już. Uzyskanie akredytacji „photo” to „mały pikuś”. Organizator chętnie umożliwia stosunkowo szerokiej grupie młodych ludzi wejście na trybuny bez konieczności zakupu biletu wstępu w zamian za tasiemcowe galerie ze zdjęciami z imprezy. Im więcej, tym lepiej.
Tylko czy na pewno ta zasada wyjdzie na dobre i organizatorom i samemu jeździectwu?
Wiele przypadkowych zdjęć umieszczanych w galeriach nie pokazuje wcale piękna naszego sportu. Przeciwnie, stanowi jego antyreklamę. Wiele zdjęć niezbyt szczęśliwie wybranych przez autora pokazuje nie do końca prawdziwy obraz i sugeruje brak harmonii konia i jego jeźdźca. Są oczywiście i takie, które wiernie oddają chwilę gdy ręka jeźdźca staje się zbyt mocna czy agresywna, kiedy ostroga zbyt mocno działa. Ich publikacja nie poprawi tej sytuacji!
Z pewnością jednak publikacja tych obrazków napędzi spiralę protestów „obrońców praw zwierząt”.

„Jak cię widzą, tak cię piszą” mówi mądrość ludowego przysłowia. Skoro sami budujemy obrazy takie jak wyżej opisane, to nie dziwmy się, że tak jesteśmy odbierani i budzimy takie reakcje. A jakie?

  

Druga strona medalu

W roku 2021, tuż przed rozpoczęciem zmagań Letnich Igrzysk Olimpijskich Tokio 2020 na łamach niemieckiego dziennika, Frankfurter Rundschau ukazał się wywiad z panią Janą Hoge, pracującą w niemieckim oddziale Peta Deutschland eV.

Przeznaczeniem konia nie jest przewożenie ludzi, ani żadnego innego ciężkiego ładunku. (…) Jeśli kochasz swojego konia, staraj się nie nawiązywać bliskiego kontaktu ze zwierzęciem poprzez jazdę konną, ale poprzez pracę z ziemi, spacery lub ćwiczenia poprzez zabawę.

 

To recepta made by PETA na jeździectwo XXI wieku. Warto chyba w tym miejscu słów parę poświęcić tej organizacji, bo doskonale ilustruje to zasadę działania w niemal wszystkich organizacjach tego typu.

 

PETA to międzynarodowa organizacja powstała w Norfolk w stanie Wirginia w USA w 1980 roku. Jej podstawową działalnością jest mówiąc najprościej walka o prawa zwierząt. Według informacji pochodzącej z jej oficjalnej strony internetowej liczebność członków i sympatyków PETA wynosi 9 milionów!(ww.peta.org/about-peta/)

 

To niezła armia aktywistów. W większości ludzi młodych i wrażliwych ale niedoświadczonych czy też nie mających wiedzy, podatnych na emocje. Ale o tym nieco więcej w dalszej części tekstu.

 

Przekonajmy się jakie akcje podejmowane są przez PETA oraz inne organizacje o podobnym lub nawet takim samym profilu działania.
Jak można przeczytać w artykule redakcyjnym foxnews.com pt. „PETA Tells Kids to Run From Daddy”, opublikowanym na internetowej stronie kanału w dniu 13 stycznia 2015 roku: w 2007 roku, w USA, PETA w ramach akcji promującej wegetarianizm opublikowała film pt. „Twoja mamusia zabija zwierzęta”. Plakat reklamujący film adresowany do dzieci przedstawiał stereotypową gospodynię domową w fartuchu kuchennym, która z sadystycznym grymasem twarzy szlachtuje nożem trzymanego za uszy królika. Na kolejnym plakacie zatytułowanym „Twój tata zabija zwierzęta” pokazano wędkarza szlachtującego złowione ryby. Po głosach oburzenia, PETA wyjaśniła, że w ten sposób pomagają dzieciom zmienić nawyki żywieniowe oraz poznać „prawdę”. Jaką prawdę?
W artykule redakcyjnym bbc news pt. „Anti-milk ad campaign will continue” opublikowanym 4 września 2001 roku, przeczytać można o tym, że PETA uznaje za szkodliwe picie mleka. Prowadząc tę kampanię sparodiowano film zachęcający dzieci do picia mleka pt. „Got Milk”(Pij mleko) i zatytułowano swój film „Got beer” (Pij piwo). Przekonywano dzieci, że picie mleka powoduje otyłość, choroby serca, trądzik młodzieńczy, wywołuje nowotwory oraz udar mózgu.
Picie piwa przez nieletnich nie było źródłem jakichkolwiek problemów...
Kampania kontynuowana była pomimo wyroku nakazującego jej przerwanie wydanego przez Urząd ds. Standardów Reklamy (ASA).
Jednak to nie promowanie wśród dzieci alkoholizmu czy epatowanie przemocą stanowią największą kontrowersję związaną z PETA. Jak wynika z treści artykułów: „PETA kills more than 95 percent of pets in its care” pióra Alex Myers opublikowanego 24 lutego 2012 roku przez portal dailycaller.com oraz „PETA zabija tysiące zwierząt pod sztandarem etycznego traktowania” opublikowanego 29 lutego 2012 roku przez www.tokfm.pl jak też „Największa na świecie organizacja praw zwierząt zabiła dziesiątki tysięcy zaadoptowanych psów i kotów! Etyczny okazał się gaz...” pióra Roberta Wyrostkiewicza, opublikowanego 25 marca 2019 roku na www.swiatrolnika.info, na każde 2–3 tysiące zwierząt odbieranych co roku przez działaczy tej organizacji około 85% jest zabijanych. PETA podaje, że uzasadnieniem dla tych eutanazji jest stan zdrowia zwierząt. Tak więc są to „słuszne i postępowe” eutanazje. Nie to co jakieś zabijanie u jakiegoś farmera.
Nie lepiej wcale wygląda ta kwestia u innych organizacji prozwierzęcych. Odbierane właścicielom z bardziej lub mniej prawdziwych powodów zwierzęta bardzo często lądują w schroniskach „bez zabijania” lub „z ograniczonym wstępem”. Jakże pięknie i szlachetnie.
Jednak schroniska te okazują się bardzo zwodnicze. Przebywające w nich zwierzęta w sytuacji kiedy nie zostaną szybko adoptowane, spędzają w klatkach całe lata. Powoduje to, że stają się wycofane i apatyczne lub przeciwnie, bardzo agresywne. To dodatkowo zmniejsza ich szanse na adopcję wydłużając ich pobyt w klatce i powodując przepełnienie schroniska. W innych, „bezklatkowych” schroniskach walki członków stada czy rozprzestrzeniające się szybko choroby stanowią codzienność i powód wielu padnięć. Czy los odebranych właścicielom zwierząt staje się w tych warunkach lepszy? Jednak do schronisk prowadzonych przez większość fundacji fanatyczni wyznawcy PETA nie zaglądają. Nie krytykuje się przecież „sióstr i braci w wierze”.

 

W 2021 roku wpadka organizatorów zawodów pięcioboju nowoczesnego podczas konkursu skoków przez przeszkody na IO Tokio 2020 okazała się „Świętym Graalem” dla organizacji walczących o dobrostan zwierząt. W sierpniu 2021 roku, Niemieckie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt - Animal Welfare Association, złożyło skargę karną przeciwko niemieckiej zawodniczce pięcioboju Annice Schleu i jej trenerce Kim Raisner, oskarżając obydwie o okrucieństwo wobec zwierzęcia oraz pomoc i podżeganie do tego podczas zawodów jeździeckich. W odpowiedzi na to zgłoszenie prokuratura w Poczdamie, właściwa dla miejsca zamieszkania oskarżonych po przeprowadzonym śledztwie w sprawie okrucieństwa wobec zwierząt oraz podżegania do niego, skierowała do sądu akt oskarżenia. Na szczęście w niemieckim sądzie właściwie oddzielono prawdę i fałsz w tej sprawie. Obydwie kobiety zostały od stawianych zarzutów uwolnione.
By zamknąć tę sprawę trzeba powiedzieć, że to nie było tak, że nie było nikogo winnego wydarzeniom jakie rozegrały się na olimpijskiej arenie. Dziwnym jednak trafem internetowy hejt podsycany świętym oburzeniem organizacji prozwierzęcych skupił się na ofiarach tego wydarzenia. Niemiecka zawodniczka straciła w nim złoty medal olimpijski i twarz. Jej trenerka twarz a dyscyplina pięcioboju nowoczesnego próbę jazdy konnej. Faktyczni winni w tej przykrej sprawie, czyli KO IO w Tokio oraz osoba, która dostarczyła do tego konkursu nieprzygotowane konie, po wygaszeniu ognia w olimpijskim zniczu, spokojnie przeliczyli czy kasa w ich portfelu się zgadza. Ot logika i sprawiedliwość w wydaniu obrońców praw zwierząt.

 

W styczniu 2022 roku Peta Deutschland eV. wysłała list do Przewodniczącego MKOL Thomasa Bacha domagając się wycofania konkurencji jeździeckich z programu Letnich Igrzysk Olimpijskich. Powodem do tego działania był materiał jaki kilka dni wcześniej wyemitowała niemiecka stacja RTL, w którym zarzucono Ludgerowi Beerbaumowi barowanie koni. Złożono też zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa (okrucieństwo wobec zwierząt) przez Ludgera Beerbauma. W lutym 2022 roku po serii ataków na sport jeździecki PETA zaatakowała również hodowlę koni. Przedmiotem ataku stało się sportowe małżeństwo państwa Müller. Ona to niemiecka zawodniczka uprawiająca ujeżdżenie. On to międzynarodowa gwiazda piłkarska, zawodnik FC Bayern Monachium i niemieckiej reprezentacji. W ich stajni Müller-Gestüt Gut Wettlkam w Otterfing nieopodal Monachium 10-letni, kasztanowaty ogier D'avie kupiony za niebagatelną sumę 2 milionów Euro, uległ kontuzji podczas przygotowań do sezonu krycia. Jak poinformowali w mediach społecznościowych sami zainteresowani, koń pośliznął się i przewrócił podczas pierwszej próby krycia. Większość komentujących tę informację przekazywała wyrazy współczucia i życzenia dla ogiera szybkiego powrotu do zdrowia.
Jednak niezawodna jak zwykle w takich przypadkach specjalistka od wszelakich spraw związanych z końmi w niemieckim oddziale PETA, Jana Hoger była uprzejma powiedzieć:

To okrutne, że tak zwani miłośnicy koni zmuszają zwierzęta, którymi się opiekują, do udziału w nienaturalnych aktach seksualnych, aby czerpać z nich jak największe zyski. Obrażenia, których D'avie doznał pod nadzorem Lisy i Thomasa Müllerów, były możliwe do uniknięcia i niepotrzebne. (…) Problem ze zwierzętami wykorzystywanymi dla zysku polega na tym, że wiele rzeczy jest po prostu legalnych. W nowoczesnym świecie konie muszą mieć możliwość prowadzenia życia odpowiedniego dla swojego gatunku - bez cierpienia, przymusu i presji.

Pisaliśmy o tym więcej TUTAJ

 

Historia wyścigów konnych jest niemal tak stara jak wspólna historia człowieka i konia. Na jej kartach zapisane jest wiele zdarzeń. Są również i te niezbyt wzniosłe jak śmierć konia na torze. Wszystkie te bolesne przypadki stają się dzisiaj doskonałą pożywką dla działaczy organizacji prozwierzęcych. Formy nacisku na organizatorów to na ogół pikiety w czasie gonitw. Niestety, bardziej radykalni aktywiści poszli jednak dalej. Wtargnęli ze swoimi protestami na tory wyścigowe czy na place konkursowe zawodów jeździeckich w trakcie gonitw i trwania konkursów. Wydaje się to wielkim błędem. Zachowania takie niosą za sobą wielkie zagrożenia dla zdrowia i życia zarówno koni jak i dosiadających je ludzi. Czy naprawdę walcząc o prawa zwierząt trzeba to robić ryzykując ich zdrowie a może nawet w skrajnych wypadkach i życie?

 


Dobroć serca czy wyrachowanie i zimna kalkulacja?

Co tak naprawdę napędza wielką armię wolontariuszy i inspektorów organizacji prozwierzęcych? Co popycha ich do bardzo zapalczywego działania w wyniku którego z żarem w oczach odbierają właścicielom ich zwierzęta? Bardzo często wiele warte owe koty, psy czy konie.

 

Czynnikiem, który pcha szerokie rzesze głównie młodych ludzi do aktywnego działania w organizacjach prozwierzęcych jest jak najbardziej pozytywna chęć niesienia pomocy zwierzętom w przypadkach skrajnych, kiedy ich właściciel okazuje się być zwykłą kanalią.

 

Bo czyż właściwą miarą naszego człowieczeństwa nie jest nasz stosunek do słabszych i zależnych od nas?

 

Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że tę ze wszech miar szlachetną intencję swoich szeregowych członków w dosyć cyniczny sposób ktoś wyzyskuje.

 

Początek roku w Polsce i w wielu nie tylko europejskich krajach to czas rocznych rozliczeń obywateli z „fiskusem”. To okazja, żeby przekazać cząstkę swojego podatku do organizacji pożytku publicznego. Wszystkie organizacje prozwierzęce są tak właśnie zarejestrowane. Rozpoczyna się więc walka o zdobycie jak największego kawałka z tego „tortu”. A gra idzie o naprawdę zawrotne kwoty idące w miliony złoty czy euro. Można się więc spodziewać wysypu apeli o pomoc okraszonych dramatycznym opisem i „strasznymi” zdjęciami lub filmami w mediach społecznościowych, prasie, radiu i telewizji.
Zapewne w jakimś nikłym procencie będą to przypadki autentycznie wymagające interwencji. Jak jednak pokazywało realne życie do tej pory, przytłaczająca większość to sztucznie rozdmuchane sprawy, które kończą się wielką niesprawiedliwością. Ktoś traci swój majątek, konie wcale nie poprawiają swojego losu (bardzo często po przejęciu przez fundację zostają wciągnięte w komercyjne jazdy). Jedynym wygranym w tej sprawie jest fundacja, beneficjent tego systemu.

 

Co dalej?

Obrażanie się i wytykanie braku elementarnej wiedzy merytorycznej członków – aktywistów organizacji prozwierzęcych jest najgorszym z możliwych wyjść z dzisiejszej sytuacji. Z pewnością nie tędy droga.
„Wyznawcy” wiedzą i tak lepiej, a uzmysłowienie im braku kompetencji tylko umocni ich „fanatyczną wiarę”, w imię której gotowi są zrobić wiele. Jak wiele? Przerabialiśmy to w 1975 roku w Kambodży, kiedy to formacja Czerwonych Khmerów Pol Pota wprowadzała jego wizję „szczęśliwego” społeczeństwa. Wprowadzony rękoma dzieci zmanipulowanych przez cynicznych lub „nawiedzonych” dowódców „Rok Zerowy” przyniósł dla tego kraju zamknięcie szpitali, szkół, fabryk, banków i likwidację pieniądza. Zdelegalizowano własność prywatną i religię a ludność miejską kolbami i lufami „kałachów” zapędzono do obozów pracy na wsi. W wyniku tego eksperymentu wymordowano w bestialski sposób 20 – 25 % ludności tego kraju.

Czy wobec tego wolno nam ulec i poddać się dyktatowi aktywistów ruchów prozwierzęcych? Nie, z pewnością to nie rozwiąże problemu i jest po prostu nie do zaakceptowania.

Wydaje się, że całkiem sporo spraw, które organizacje prozwierzęce wykorzystują do dyskredytowania jeździectwa, można by obrócić na jego korzyść, gdyby świadomość realiów z nimi związanych byłaby bardziej powszechna.

Co zatem zostaje? Może komuś wyda się to dziwne, ale musimy walczyć o właściwy odbiór i wizerunek jeździectwa nie poprzez eskalację wrogości i walkę z organizacjami prozwierzęcymi, ale poprzez współpracę z nimi i budowanie pozytywnego obrazu jeździectwa.

 

Jak to zrobić?
Po pierwsze my sami musimy wykazać się znacznie większą uwagą przy zamieszaniu w mediach społecznościowych filmów czy zdjęć z własnych dokonań lub takich samych materiałów z zawodów jeździeckich. Ilustruje to przypadek brazylijskiego zawodnika ujeżdżenia Leandro Aparecido Da Silva. Jego syn Kaio nakręcił film jak ojciec dosiada kucyka Pirulito i udostępnił go na platformie WhatsApp. Na filmie widać jak Leandro dosyć brutalnie „koryguje” kucyka oraz słychać śmiechy i żartobliwe komentarze nagrywającego tę scenę Kaio. Już następnego dnia po publikacji zawodnik zaczął otrzymywać w internecie groźby pod swoim adresem. Internetowa petycja domagająca się dla niego kary została podpisana przez 15 565 osób. W efekcie tego Brazylijska Federacja Jeździecka oraz FEI, która została powiadomiona o wydarzeniu 15 lipca przystąpili do działania. Co prawda Brazylijski Trybunał Sportu Jeździeckiego sprawę oddalił, ale FEI zaproponowało zawodnikowi 18-miesięczne zawieszenie oraz grzywnę w wysokości 2500 CHF. Leandro Aparecido Da Silva jednak kary nie przyjął. Po jego odwołaniu Trybunał FEI wydłużył okres zawieszenia do 3 lat oraz podwyższył zasądzoną karę do wysokości 5 000 CHF oraz obciążył jeźdźca kosztami w wysokości 2 000 CHF.


Pisaliśmy o tej sprawie TUTAJ

 

Po drugie do walki o właściwy wizerunek i akceptację społeczną dla jeździectw, a zwłaszcza dla spotów konnych, muszą bardzo aktywnie włączyć się sami zawodnicy. To oni swoim zachowaniem podczas startów kreują chyba najwięcej sytuacji, które mają bezpośredni wpływ na to jak postrzegają sport jeździecki ludzie nie związani z końmi. Oto przykład: niemiecki zawodnik konkurencji skoków Kevin Lemke, na stałe mieszkający w USA, podczas startów w Desert International Horse Park w stanie Kalifornia, próbował namówić konia Good Luck do współpracy przy pomocy sześciu soczystych razów bata. Skończyło się to nie tylko eliminacją z konkursu, ale jeszcze karą nałożoną przez Amerykańską Federację Jeździecką USEF 4 miesięcy zawieszeniem oraz grzywną w wysokości 4 000 Euro. Film z tym przejazdem został umieszczony w internecie przez, jak zwykle czujną w takich wypadkach, organizację PETA.

Skoro Lemke dokonał tego okrucieństwa wobec zwierzęcia publicznie, na oczach sędziów i innych uczestników, nie wykazując przy tym ani sekundy wahania, to nieuchronnie trzeba zadać pytanie, jak traktuje zwierzęta, gdy nikt nie patrzy? Dlatego nalegamy, aby organy ścigania i organizacje, do których należy Lemke, zbadały również, w jaki sposób jego treningi i szkolenie koni przebiegają za zamkniętymi drzwiami, kiedy nikt nie patrzy. podkreślili przedstawiciele PETA.


Pisaliśmy o tym TUTAJ

 


Drodzy zawodnicy, czasy kiedy podobne zachowania pozostawały bez reakcji ze strony sędziów, publiczności oraz federacji jeździeckich minęły bezpowrotnie. Na szczęście. Na nieszczęście jednak przyczyniacie się takim zachowaniem do tego, że obraz jeździectwa jaki dostarczany jest do ludzi z końmi nie związanymi nie budzi dobrych skojarzeń.

 

O ile media głównego nurtu niezbyt chętnie donoszą o tym co dobrego dzieje się w hodowli, czy w sporcie jeździeckim, to tego typu newsy są chętnie przytaczane. Bo na zwykłych sprawach nie zyska się wzrostu różnego rodzaju „słupków” (oglądalności czy klikalności).

 

Podczas rozgrywania w grudniu 2022 roku międzynarodowych zawodów Cavaliada Poznań, z inicjatywy dyrektora WTWK Służewiec, pana Dominika Nowackiego, odbył się panel dyskusyjny nt. wizerunku dla szeroko pojętego jeździectwa. Wzięli w nim udział członkowie zarządów PZJ, PZHK, PKWK. Inicjator tego spotkania powiedział:

Moją intencją było doprowadzenie do dyskusji w gronie osób mających mandat swoich środowisk, na temat ryzyka związanego z budowaniem wizerunku jeździectwa. Patrząc na to, co dzieje się na świecie przygotowałem prezentację o tym, czym dzisiaj jest wizerunek, gdzie są obecnie ryzyka wizerunkowe i jak dzisiaj zmienił się świat komunikacji. W tej chwili nie mamy do czynienia już tylko z klasycznie rozumianymi mediami, które miały wielki wpływ na kształtowanie prawa, opinii i reakcji społecznych. Teraz mamy do czynienia z bardzo rozproszoną i bardzo krytyczną rolą mediów społecznościowych. To one budują, bardzo skutecznie, reakcję społeczną. Jeździectwo czy też szeroko rozumiany sektor, który w Polsce końmi się zajmuje, musi przestać dryfować w tej przestrzeni. Musi zacząć w niej pisać swoje scenariusze, być może na nowo pisząc jakoby definicje wartości generowane przez więź człowieka z koniem. W mojej ocenie, nadal brak jest działań systemowych w efekcie czego żyjemy w rzeczywistości, w której szeroko pojęte środowisko „koniarzy” nie wychodzi naprzeciw wyzwaniom. Myślę, że próba wytłumaczenia przeciętnemu człowiekowi choćby tego, dlaczego w ogóle siada na konia, byłaby dobrym dla nas ćwiczeniem. Mogłoby to być fundamentem do budowania pozytywnego odbioru społecznego jeździectwa. Nie widzę niestety intencji włączenia się naszego środowisko do prac legislacyjnych w obszarach go dotyczących. Myślę, że to już jest naprawdę ostatnia chwila na to, żeby ciała, które mają mandat swoich środowisk związanych z końmi i jeździectwem wspólnie podjęły aktywne działania na rzecz budowania pozytywnego wizerunku jeździectwa oraz, co jest istotne, eliminowania nagannych postaw. Postaw, które mogą dzisiaj wywołać duże kryzysy wizerunkowe jeździectwa. Wydaje się, że obecnie największym wyzwaniem będzie dla środowiska jeździeckiego odważne zbudowanie na nowo definicji wartości dla jeździectwa.

 

Trudno nie zgodzić się z każdym słowem tej wypowiedzi. By słowa te nie okazały się kasandryczną wizją bardzo niedalekiej przyszłości musimy wszyscy wziąć się do pracy. Członkowie władz działających w szeroko rozumianym jeździectwie związków powinni wyjść naprzeciw wyzwaniom i zacząć aktywnie lobbować przy tworzeniu aktów prawnych. Powinni jak najszybciej wypracować procedury, które będzie można wdrożyć w przypadkach zagrożenia wizerunkowego.

 

Jeden z uczestników panelu, dr n. wet. Michał Kaczorowski, Oficjalny Delegat FEI, reprezentant Komisji Weterynaryjnej PZJ, z zamiłowania przyrodnik, powiedział:

Moim zdaniem, nade wszystko i pomimo wszystko, w dyskusji na temat szeroko pojętego dobrostanu zwierząt, w tym szczególnie koni, musimy bezwzględnie uwolnić się od atmosfery polaryzacji, stygmatyzacji i nieuzasadnionej presji. To nie wnosi nic dobrego ani tym bardziej konstruktywnego w budowaniu potrzebnego dzisiaj kompromisu. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem omawiania niezwykle istotnych zagadnień dla dzisiejszego jeździectwa w tym korelacji człowiek - koń , na „planecie teoria”. Zdecydowanie bardziej jest mi bliższa „planeta praktyka” . Uczestniczyłem wielokrotnie w opiniowaniu i ocenie zdrowia koniowatych zarówno w przypadku prób odbioru zwierząt z przesłanek tzw. wyższej konieczności, jak i w codziennej praktyce. Między innymi na dziesiątkach zawodów jeździeckich, które zabezpieczałem od strony lekarsko-weterynaryjnej. Co do zasady nie podlega dyskusji kwestia wychwytywania i piętnowania umyślnych, bądź nieumyślnych prób czy potencjalnych incydentów naruszania dobrostanu koni. Powstaje jednak pytanie czy ocenę dobrostanu i stanu zdrowia koni, może być dokonywana przez osoby niereferencyjne? Np. przez aktywistę w kamizelce z napisem „inspektor”?
W tak ważnej kwestii jak ww. ocena niezbędna przy odbieraniu konia, lub wyciąganiu ewentualnych konsekwencji w stosunku do zawodnika wydaje się, że należy oprzeć się na wiążących opiniach osób posiadających formalne kwalifikacje. Osób posiadających kompetencje na poziomie eksperckim.
Jak podkreślał Prezes Krajowej Izby Lekarsko Weterynaryjnej podczas II Kongresu Praw Zwierząt, to lekarze weterynarii w procesie kształcenia akademickiego, a następnie ustawicznego kształcenia, nabywają i posiadają takie kompetencje.
Z inicjatywy Komisji Weterynaryjnej PZJ doszło do roboczych spotkań z Głównym Lekarzem Weterynarii, Zastępcą GILW a także Prezesem KILW, gdzie omawialiśmy obecną sytuację, także w orbicie opisywanych powyżej zjawisk. W tym zagadnień formy i zadań sprawowanego nadzoru z ramienia urzędowych lekarzy weterynarii, lekarzy PZJ i wolnej praktyki, podczas zawodów jeździeckich od szczebla regionalnego przez ogólnopolskie do międzynarodowych. Pamiętajmy o tym, że lekarze weterynarii w codziennej pracy dotyczącej diagnostyki i leczenia koni użytkowanych w jeździectwie, w sposób rzetelny pracują nad implementacją zasad i metod ochrony zdrowia i dobrostanu zwierząt. Stanowią również merytoryczne wsparcie dla szeroko pojętego środowiska zainteresowanych realną ochroną dobrostanu zwierząt, a także w zakresie inicjatyw legislacyjnych dotyczących zarówno nowelizacji istniejących aktów prawnych, jak też tworzenia nowych, obejmujących między innymi tematykę ochrony dobrostanu zwierząt.

Czy uda nam się obronić obrosłą wielowiekową tradycją wspólną z końmi historię? Czy może wspólna droga, jaką zaczęliśmy ponad 35 wieków temu znajdzie swój kres jutro?
Dzisiaj, dzięki ciągłym badaniom naukowców i pracy praktyków, lekarzy weterynarii, wiemy znacznie więcej o końskim organizmie i końskiej psychice. Pozwala to na rozwój jeździectwa nie tylko sportowego, ale również i tego całkowicie rekreacyjnego. Dzięki postępowi technologii dostęp do tej wiedzy jest coraz powszechniejszy i lepiej rozumiemy konie oraz ich potrzeby.

 

A jednak to wszystko może się okazać mało istotne w zderzeniu z agresywną retoryką organizacji prozwierzęcych i bierności środowisk jeździeckich.
Jak nic nie zrobimy, to już za kilka lat jedynym sportem konnym może być rozgrywanie konkursów jeździeckich w ramach e-sportu. Wielowiekową tradycję i umiejętności jeździeckie zastąpi wtedy sprawność obsługi jakiegoś joysticka czy innego manipulatora komputerowego.

 

A konie? No cóż, kiedy zabraknie ich użytkowników w świecie realnym to jedyną dla koni alternatywą stanie się rzeźnicki hak a potem wpisanie na listę gatunków zwierząt już w naszej codzienności nieobecnych. To jednak dla organizacji takich jak PETA i im podobnych nie stanowi problemu. Będzie jeszcze kilka gatunków do prowadzenia krucjaty, by strumień kasy nie przestał płynąć ....