Informacje o tym podaliśmy tutaj.

Zgodnie z tym co podano w komunikacie kandydaci na stanowisko menadżera mogą do 15 grudnia składać swoje aplikacje zawierające CV i list motywacyjny wraz z koncepcją kierowania konkurencją oraz propozycją składu osobowego komisji lub zespołu doradczego.
W stosunku do kandydatów  zarząd PZJ ponownie nie określił żadnych ramowych wymagań w stosunku do kandydatów na to stanowisko. O uzasadnieniu takiego kroku można przeczytać w wywiadzie, jakiego udzielił nam prezes Michał Szubski w obszernym wywiadzie, który opublikowaliśmy 8 listopada 2015 roku (TUTAJ).

Decyzję o powołaniu na stanowisko menadżera konkurencji skoki zarząd PZJ podejmie kolegialnie w obecności przedstawiciela Ministerstwa Sportu i Turystyki.

Korzystając z krótkiego pobytu w Polsce pana Zbigniewa Kaczorowskiego, który w obecnej kadencji był członkiem zarządu oraz przez pewien czas trenerem Kadry Narodowej skoczków, zapytaliśmy o to czy zamierza ubiegać się o stanowisko menadżera konkurencji skoki.

Jest Pan na krótko w Polsce i trafił Pan na dosyć gorący okres w Polskim Związku Jeździeckim. Zarząd poinformował o ogłoszeniu konkursu na stanowisko menadżera konkurencji skoki przez przeszkody. Czy złoży Pan swoją aplikację?

Faktycznie jestem w tej chwili w kraju i z zaciekawieniem obserwuje wydarzenia. Nie zamierzam jednak składać swojej aplikacji na żadne stanowisko w Polskim Związku Jeździeckim. Nie chciałbym jednak, żeby ktoś odebrał to jako moje obrażenie się na Związek czy tym bardziej polskie jeździectwo. Tak nie jest. Te sprawy są mi dalej bliskie, ale ... No właśnie. Ja już raz do takiego konkursu przystąpiłem, złożyłem swoja aplikację i zostałem przy tym ośmieszony. Uważałem, że wtedy z trójki, która złożyła swoje aplikacje miałem najwięcej atutów. Nie mam tu na myśli trenowania, tylko prowadzenia zawodników, zarządzania Kadrą Narodową. Przypomnę, że doprowadziłem siedmiokrotnie do udziału prowadzonych prze mnie zawodników w Finale Pucharu Świata czy do udziału w Igrzyskach Olimpijskich. Grzegorz Kubiak startował w Finale PŚ pięciokrotnie i raz wziął udział w Igrzyskach Olimpijskich oraz dwukrotnie w Finale Pucharu Świata startował Łukasz Jończyk. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że zrobiłem to w komfortowych warunkach, kiedy były zabezpieczone na takie działania odpowiednie środki. Ja jednak powiem, że to właśnie dowodzi, że potrafię takimi środkami efektywnie zarządzać. Oprócz tego by to osiągnąć trzeba było mieć odpowiednie wyniki sportowe oraz prowadzić odpowiednia „politykę” startową, czyli wiedzieć gdzie startować by zdobyć odpowiednie punkty do odpowiednich klasyfikacji. A więc z funkcji menadżera wywiązałem się dobrze i co najważniejsze skutecznie. Pracując w Garo udało mi się zorganizować szkolenie dla zawodników tego klubu u Ludgera Beerbauma. Myślę, że nie można było znaleźć w tamtym czasie lepszej opcji. Życzę, i to naprawdę szczerze, wszystkim menadżerom zajmującym się organizacją sportu jeździeckiego w Polsce, żeby powtórzyli moje osiągnięcia. Kiedy ogłoszono wyniki konkursu na stanowiska menadżera konkurencji skoków zwracałem uwagę panu Sekretarzowi Generalnemu, Łukaszowi Jankowskiemu, że pan Marek Kaźmierczak nie spełnia warunków ogłoszonego konkursu bo po pierwsze ma poważny konflikt interesów oraz po drugie nie ma odpowiedniego doświadczenia zawodowo-sportowego. Mówiłem otwarcie o tym, że jeśli był wcześniej uzgodniony człowiek, który miał wygrać ten konkurs, to trzeba było odpowiednio napisać warunki konkursu. Tak, żeby się nie ośmieszyć i nie ośmieszyć osób składających swoje aplikacje. Tymczasem komisja oceniająca aplikacje złożone przez mnie, Olgierda Kuleszyńskiego i Marka Kaźmierczaka nie była w mojej opinii do tego zadania przygotowana. Chciałbym usłyszeć czy osoby głosujące za panem Markiem Kaźmierczakiem przeczytały ogłoszone wcześniej warunki konkursu. W mojej opinii osoby te powinny otwarcie wziąć teraz na siebie odpowiedzialność za swoje działanie. Według mnie zasadnym jest pytanie czy nadają się one do pełnienia jakichkolwiek funkcji szkoleniowych w jeździectwie. I dzisiaj mówię stanowczo, że nie może być tak, że ktoś kogoś nie lubi i tą antypatie przenosi na istotne dla działania Związku pole. Sympatie i antypatie powinny pozostać prywatnymi opiniami a działanie każdej osoby w Związku powinno być merytoryczne. Realizując głoszoną przez cały bez wyjątku skład osobowy Zarządu transparentność i uczciwość działań proszę o upublicznienie wyników głosowania tej komisji.

Poza tym, jak mówiłem zgłaszałem moje uwagi na temat uczciwości przeprowadzonej procedury wyboru menadżera panu Sekretarzowi Generalnemu PZJ, panu Jankowskiemu. Bo chyba to on powinien pilnować trzymania się procedur i ogłoszonych wcześniej warunków konkursu. Tymczasem odnoszę wrażenie, że stał się on jednym z głównych architektów takiego, a nie innego przeprowadzenia konkursów. Bo podobnie sprawa wyglądała w przypadku obsadzenia stanowiska trenera Kadry Narodowej. 

Dlatego nie zamierzam ponownie zgłaszać swojej aplikacji na jakiekolwiek stanowisko związkowe dotąd, dopóki u jego steru będą ci sami ludzie. Ci sami ludzie, którzy mnie w początkach tego roku w mało elegancki sposób ośmieszyli. Są osoby, które namawiały mnie wtedy żebym stanął do tego konkursu, twierdząc zgodnie, że się do tego nadaję. Proszę spytać je jak głosowali. W takim powiedzmy szczerze dwulicowym towarzystwie się jakoś nie widzę.

Czy dobrze rozumiem, że nie złoży Pan swojej aplikacji z powodu braku zaufania do Zarządu PZJ, który będzie ją później oceniał?

Zdecydowanie tak. Nie mam za grosz zaufania do osób, które nigdy ze sportem jeździeckim nie były związane. Z całą odpowiedzialnością mówię dzisiaj, że osoby, które są dzisiaj w zarządzie PZJ nigdy nie uprawiały sportu na poziomie wyczynowym, a w przypadku jeździectwa jest to niezwykle potrzebne. Sport jeździecki to specyficzna dyscyplina. Choć jest wiele opinii, że sport pozostaje zawsze sportem, bez względu na uprawiana dyscyplinę. Myślę, że sport jeździecki jest troszkę inny niż piłka nożna, siatkówka, koszykówka czy z dyscyplin indywidualnych lekka atletyka. W jeździectwie, jak nigdzie indziej na wynik pracuje nie tylko człowiek, ale również i koń, który ma swoje specyficzne uwarunkowania, możliwości i ograniczenia. Kto tego nie wie, nie czuje, nie ma co szukać w zarządzie Polskiego Związku Jeździeckiego. Ktoś, kto nie wie jak to jest przez wiele godzin dziennie tłuc swoje cztery litery w siodle w upale, deszczu czy mrozie, nie wie jak wyglądają wyjazdy na zawody, jak się przekracza granice państwowe, jak może zajmować się kierowaniem takiego związku sportowego? A jeśli się nie mylę, to Polski Związek Jeździecki jest związkiem sportowym. No chyba, że w ostatnim czasie coś się w tej kwestii zmieniło? Uważam więc, że taka osoba w zarządzie Związku powinna być. Oprócz menadżerów, lekarzy, nauczycieli czy kogokolwiek jeszcze, taka osoba według mnie w zarządzie być powinna. Osoby,która przeszła trudna drogę od juniora potem do seniora, następnie poprzez działacza do menadżera. Rok temu, w listopadzie Delegaci na Zjazd PZJ uznali, że nikt taki nie jest potrzebny w składzie zarządu Związku. Po roku chyba widać,że to nie był dobry krok.

Czy to nie przemawia za tym,żeby Pan jednak próbował ponownie?

Nie, z pewnością to nie przemawia za tym bym ponowie złożył swoją aplikację. Fakt, że ktoś taki jest potrzebny, ba powiem więcej, niezbędny, nie oznacza, że muszę to być ja. Nie mam zaufania do tej ekipy, co przesądza o tym, że nie ma możliwości mojej z nimi współpracy. Ale ktoś związany ze sportem w tym gronie jest nie tylko potrzebny, ale wręcz niezbędny. Po to by ciało to mogło w końcu zacząć pracować kierując się przesłankami merytorycznymi a nie jak do tej pory wyłącznie emocjami.

Mam również uwagi do drugiego konkursu, do jakiego pod koniec ubiegłego roku stanąłem, czyli konkursu na trenera Kadry Narodowej. I znowu chciałbym być dobrze zrozumiany, nie chodzi mi bowiem o fakt, ze nie wygrałem tego konkursu. Chodzi mi oto, że ten konkurs nigdy nie został odwołany, a stanowisko trenera powierzono pojawiającemu się na scenie niczym królik z kapelusza Peterowi Geerinkowi. Nie chcę w jakikolwiek sposób oceniać dorobku szkoleniowego pana Petera Geerinka. Po prostu go nie znam i nie znam nikogo, kto taka wiedzę posiada. Ale nie o to chodzi. Ale może by zarząd opublikował aplikację wszystkich kandydatów, w tym oczywiście aplikację pana Petera Geerinka? Po co było publikować informację o konkursie, mydlić oczy środowisku uczciwością intencji, skoro już od jakiegoś czasu trwały negocjacje i dogadano się z Peterem Geerinkiem? Dlaczego mam uwierzyć, że ci sami ludzie co wczoraj zakpili z nas wszystkich, ci sami ludzie, co ośmieszyli składających wówczas swoje aplikacje, dzisiaj zachowają się uczciwie? Co się takiego zmieniło dzisiaj, że mógłbym im uwierzyć? Kto zaręczy, że dzisiaj nie mają oni już swojego człowieka na stanowisko menadżera konkurencji skoków, który nie będzie musiał nawet złożyć swojej aplikacji by zostać przez nich wybrany? Kto zaręczy nam wszystkim, że konkurs nie jest kolejną farsą, szopką, którą odegrają w dokładnie taki sam sposób jak w początkach tego roku? Przecież po wyborze nowego menadżera konkurencji skoków trzeba będzie znowu wybrać nowego trenera Kadry Narodowej, bo w komunikacie zarządu jest mowa o tym, że jego kontrakt wygasa z końcem roku.

Ale może kierujący Związkiem zamierzają przedłużyć ten kontrakt? Może od stycznia pan Geerink będzie działał jako trener polskiej Kadry kolejny rok? Bo przecież osiągnął na tym stanowisku wielki sukces, czyli wynik w indywidualnej klasyfikacji osiągnięty na Mistrzostwach Europy przez Jarosława Skrzyczyńskiego.

Odnoszę wrażenie, że trochę Pan żartuje lub kpi. A sytuacja niestety jest poważna. Wrócę na chwile do wyboru trenera Kadry. Zostawmy na boku sposób w jakim Peter Geerink został posadzony na tym fotelu. Zagranicznych szkoleniowców zatrudnia wiele polskich związków sportowych. To praktyka często stosowana w Polsce, w Europie czy na całym świecie. Ale proszę mi pokazać choćby tylko u nas w kraju drugi związek sportowy, w którym zagranicznemu trenerowi nie towarzyszą krajowi asystenci? To przecież naturalny układ, w którym uznany powszechnie na całym świecie szkoleniowiec  uczy swojego warsztatu szkoleniowców lokalnych. Taki schemat działania przynosi korzyści nie tylko samemu szkoleniowcowi, bo nie ukrywajmy, w świecie stawki dla takich trenerów są wcale nie małe, ale również przynoszą bardzo duże korzyści dla federacji, które ich zatrudniają. Taki trener uczy krajowych trenerów swojego warsztatu pracy, wprowadza ich na europejskie czy światowe „salony” szkoleniowców wyrabiając im tym samym pozycję i nazwisko. Czy tak właśnie było w tym roku w Polskim Związku Jeździeckim? Czy może mi Pan wskazać jakiego polskiego, powtarzam polskiego, szkoleniowca uczył swojego warsztatu trenerskiego pan Peter Geerink? A może dzięki tej postaci nasza federacja stała się bardziej popularna na międzynarodowym forum jeździeckiej społeczności w FEI? Może dzięki podpisanemu z nim kontraktowi o polskim jeździectwie zaczęło się głośno mówić w FEI, dostrzegać jego potrzeby i potencjał? Może Peter Geerink przez ostatni rok przeprowadził szereg warsztatów szkoleniowych dla polskich instruktorów i trenerów, co byłoby wspaniałą inwestycją w przyszłość polskiego jeździectwa?

Widzę, że udało się Panu nieco odwrócić role w tym wywiadzie. Ale niestety nie znam odpowiedzi na żadne z Pańskich pytań.

Nie było moją intencją odwracanie ról. Pytania, które przed chwilą zadałem, to niestety pytania retoryczne. Tak naprawdę wszyscy znamy odpowiedzi na nie. Nie ma żadnego znaczenia czy odpowiemy sobie głośno, czy wyłącznie po cichu, sami sobie. Zróbmy to jednak uczciwie. Bez zawiłych teorii względności o tym, że takie czasy, takie możliwości i tym podobne frazesy. I w moim odczuciu te odpowiedzi dają dosyć zatrważający obraz naszej rzeczywistości. Tych ciężkich, istotnych dla polskiego jeździectwa pytań można by jeszcze zadawać sporo. Każdy myślący samodzielnie członek naszej jeździeckiej społeczności może zrobić to sam. Ja to zrobiłem i mówiąc szczerze odpowiedzi jakich sobie udzieliłem nie zbudowały zbyt optymistycznego obrazu. Dlatego właśnie nie będę starał się o stanowisko menadżera konkurencji skoków. Nie będę tego robił dlatego, że „obraziłem” się na Polski wiązek Jeździecki. Bo się nie obraziłem. Ja po prostu dzisiaj nie widzę specjalnie nadziei, że w tym układzie personalnym jaki jest możemy zrobić coś pozytywnego. Możemy zacząć pracować merytorycznie a nie wyłącznie emocjonalnie, kierowani złymi emocjami i retoryką walki z przeciwnikami wszelkimi metodami, nie oglądając się na skutki.

Zasadnym więc wydaje się postawienie pytania jak to wszystko zmienić?

Oczywiście takie pytanie jest uzasadnione. Jednak odpowiedź na nie to dosyć długa sprawa i dosyć zawiła kwestia. Nie sądzę żebyśmy w krótkiej rozmowie zdołali się nawet zbliżyć się do sensownych odpowiedzi. Głębokie podziały będące prawdziwą zmorą naszej, jeździeckiej społeczności wymagają coraz pilniejszej, szerokiej dyskusji. To nie może być rozmowa dwóch czy trzech osób. Myślę, że wcześniej czy później musi do niej dojść. Dyskusje tego typu toczą się zresztą w wielu miejscach. W wielu stajniach. Podczas wielu zawodów. Może pora by w końcu wyszły one na wierzch? Ale to już zupełnie inna kwestia. Na pewno nie na dzisiejszą rozmowę.

Dziękuję wobec tego za dzisiejszą rozmowę

Ja również dziękuję.