Pani Natalia Kozłowska została wybrana na menadżera parajeźdzaiectwa, a Pan Maciej Wojciechowski na menadżera skoków. Ostatecznie w konkursie na stanowisko w konkurencji skoków wystartowali też Pani Marta Zając i Pan Rudolf Mrugała.

Zapraszamy na krótką rozmowę z Panem Maciejem Wojciechowskim:

 

Gratulacje z okazji mianowania. A może bardziej stosowne byłoby wyrazy współczucia z tej okazji?

Myślę, że nie ma co popadać w jakieś dziwne stany z tym współczuciem. Przecież mianowanie to nie kara czy wyrok. To efekt tego, że podjąłem świadomą decyzję zgłaszając swoją aplikację na konkurs. Myślę, że sytuacja dojrzała do tego, żeby wszystkie osoby na poważnie zaangażowane w polskie skoki poczuły odpowiedzialność za naszą konkurencję. Ale o tym powiem troszkę więcej za chwilę. Czy jest jednak już dzisiaj powód do składania mi gratulacji? Poczekajmy może z tym do chwili aż swoim działaniem pokażę czy na te gratulacje zasłużyłem. Uprzedzę pewnie kolejne pytanie i powiem od razu, że jeśli za rok wrócimy do tego tematu, to będę wiedział czy należą mi się gratulacje czy nagana. Oczywiście cieszę się z wygranego konkursu. Ale to dopiero początek drogi. Zaledwie pierwszy krok.

 

Co zatem skłoniło Pana do zgłoszenia się do konkursu na menadżera konkurencji skoków? Czy praca szkoleniowca przestała sprawiać Panu satysfakcję?

To dobre pytanie. I kluczem do odpowiedzi na nie jest słowo: odpowiedzialność. Do tej pory pracowałem jako szkoleniowiec i mówiąc szczerze praca ta dawała mi nie tylko materialne podstawy do codziennego życia, ale też bardzo dużą satysfakcję. Bardzo chwalę sobie współpracę z moimi zawodnikami. Czerpię z niej naprawdę wiele satysfakcji i nie zamierzam z tego rezygnować.  To ważne dla mnie, żeby nie tracić kontaktu z prawdziwym życiem sportowym, z tym co mnie kształtuje. Mówię to szczerze, bez żadnych fałszywych tricków czy pułapek. Zresztą wielokrotnie spotykaliśmy się na zawodach, trzy razy nawet udało nam się współpracować w ramach Kliniki Świata Koni. Mówię to po to, żeby dać jasny sygnał, że nie musiałem wcale sięgać po to stanowisko, bo nie miałem za co opłacić swoich rachunków. Tak nie jest. Czułem jednak, że nadszedł czas, żeby dać z siebie coś więcej. Nie można bez końca kontestować z boku naszej rzeczywistości. Coraz większe i głębsze podziały w naszym środowisku, postawa „my i oni” z każdej ze stron z pewnością nie służą nikomu. Żadnej z wielu stron tworzących dzisiejszą rzeczywistość w polskich skokach oraz samym skokom czy w ogóle polskiemu jeździectwu. Jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało, to powiedziałem sobie, że muszę spróbować zmienić ten obraz. Zrobić coś, co zakończy wojenną retorykę i zaczniemy w końcu wszyscy myśleć o sporcie i działać dla jego dobra. Od razu jednak chciałbym powiedzieć coś według mnie bardzo ważnego: nic się nie zmieni jeśli reszta środowiska nie podjedzie do tematu w podobny sposób. Ja sam z pewnością nie jestem w stanie zmienić za dużo. Bez wsparcia w  środowisku zawodników, trenerów, właścicieli koni i ośrodków jeździeckich nie da się tego zrobić.

 

No właśnie, jeden człowiek pewnie nie jest w stanie za dużo zmienić. Ale o zespół, czyli skład Komisji Skoków chciałem zapytać nieco później. Tymczasem chciałem dowiedzieć o jakim modelu pracy konkurencji skoków Pan myśli? Przejmuje Pan obowiązki w dosyć burzliwej atmosferze.

Trochę już o tym powiedziałem, ale oczywiście rozwinę nieco tą kwestię. Jednym z moich głównych celów będzie wyciszenie gorącej atmosfery, która wcale nie służy pracy sportowej. Przed nami Nowy Rok 2016 i nowy sezon sportowy. Wymaga to ustawienie spokojnego dialogu z zawodnikami, tak aby postawić jasne i możliwe do osiągnięcia cele a potem realizować założone plany. Na tym właśnie praca w sporcie polega. Nikomu niepotrzebne napięcia powodują brak koncentracji nad realną pracą. Jestem praktykiem, szkoleniowcem. Znam to doskonale z dotychczasowej pracy. Mam nadzieję, że poparcie jakie uzyskałem wśród zawodników i nie tylko, pozwoli na przygotowywanie się do kolejnych zawodów i realizowanie w spokoju planów sportowych. Chciałbym, żeby modelem mojej pracy była współpraca a nie „władanie” i wydawanie poleceń. Jestem człowiekiem dialogu.

 

Czy Pana dotychczasowe doświadczenie trenera skutkować będzie tym, że będzie Pan swojego rodzaju „super trenerem”, który będzie mocno ingerował w to pole działania Kadry Narodowej? Będzie nadzorować merytorycznie czy warsztatowo prace trenera czy trenerów?

Absolutnie nie. W moim odczuciu rola menadżera jest całkowicie inną rolą niż rola trenera. Mam nadzieję, że moje doświadczenia szkoleniowca pomogą mi w kontaktach z innymi trenerami. Że będziemy mogli rozmawiać jednym językiem. Poza tym z pewnością pomoże mi to w lepszej ocenie wielu sytuacji i w szybszym oraz trafniejszym podejmowaniu niezbędnych decyzji.

 

Wróćmy może do kwestii zespołu, z którym chce Pan pracować. Czy ma Pan już taki zespół? Kto się w nim znalazł?

Menadżerem konkurencji skoków zostałem zaledwie kilka godzin temu. Proszę więc nie oczekiwać, że wszystko mam już poukładane na 100 procent, zapięte na ostatni guzik. Oczywiście przed rozstrzygnięciem konkursu przeprowadziłem rozmowy w tym temacie i mogę w tej chwili powiedzieć, że zespół nie będzie bardzo liczny. Myślę o małej grupie, której zasadniczy trzon, dwie osoby, już mam. Nie chciałbym jednak jeszcze podawać nazwisk. Proszę mi dać kilka dni na sfinalizowanie wszystkiego. Nie zamierzam trzymać tego w tajemnicy bez potrzeby. Ponadto w mojej pracy zamierzam bardzo ściśle współpracować z komisją zawodników, jaką zarząd PZJ powołał do życia.

 

Jak Pan widzi temat trener Kadry Narodowej i zatrudnianie na tym stanowisku zagranicznych szkoleniowców czy zawodników?

Temat ten wzbudza wiele kontrowersji. Moim zdaniem doświadczenia 2015 roku pokazały wyraźnie, że jest to nieco skomplikowana kwestia. Trudno tutaj wspierać się modelem pracy z innych dyscyplin sportowych, a zwłaszcza tych zespołowych. W przypadku seniorów model ten okazał się chyba całkowitym fiaskiem. Trudno tutaj o zatrudnienie kogoś cieszącego się powszechnym autorytetem zawodników jako szkoleniowiec. Wydaje mi się, że lepiej wykorzystać mniejsze środki na  system konsultacji w wybitnymi praktykami, uznanymi przez zawodników i wspólnie z nimi wybranymi szkoleniowcami. W przypadku młodszych kategorii wiekowych, a zwłaszcza dzieci, taka osoba jest jak najbardziej potrzebna. Myślę tutaj o zespole dwóch szkoleniowców. Jeden doświadczony z dobrym warsztatem i uznaną pozycją zajmujący się juniorami i młodymi jeźdźcami oraz drugi, młody, ale z jakimś konkretnym już dorobkiem i prawidłowym warsztatem i predyspozycjami do pracy z dziećmi. Układ taki pozwoli w mojej ocenie na właściwy rozwój i kontynuację. Znowu pewnie uprzedzę pytanie i powiem, że mam już takie dwa nazwiska. Nie zdradzę ich jednak w tej chwili. Po pierwsze dobrze by było, żeby osoby te dowiedziały się o tym nie z prasowych doniesień, a z osobistej rozmowy ze mną. Po drugie, w ostatecznym rachunku, to zarząd powołuje je na te stanowiska na wniosek menadżera. I to jest dobry model działania.

 

Czy chciałby Pan jeszcze coś dodać do tej krótkiej rozmowy?

Jeśli mogę, to chciałbym raz jeszcze powiedzieć, że bardzo dziękuję za wszystkie gratulacje jakie do mnie dotarty już dzisiaj i dodać, że mam nadzieję, że za rok okaże się, że na nie zasłużyłem. Chciałbym jednak jeszcze raz podkreślić po raz kolejny, że mianowanie nowego menadżera konkurencji skoków i moja osoba na tym stanowisku nie zamyka wszystkich trapiących nas tematów. To dopiero otwarcie nowej drogi. Wszyscy w naszym środowisku muszą zrozumieć, że przyszłość naszej konkurencji spoczywa również w ich rekach. Nie ma już czasu na czekanie aż inni za nas coś zrobią. Przyszłość naprawdę wiąże się z zaangażowaniem nas wszystkich i z umiejętnością twórczego nawiązywania dialogu. Nie mamy innej drogi. Dosyć mówienia, że zawodnicy są od jeżdżenia, trenerzy od trenowania. Bierzmy odpowiedzialnie sprawy we własne ręce. 

Poniżej archiwalny materiał wideo zarejestrowany w marcu 2014 roku - "Siodlarnia Świata Koni"