Kwestia udziału młodych koni w rywalizacji sportowej na zawodach jest w procesie ich szkolenia zagadnieniem podstawowym. Można wręcz powiedzieć, że bez udziału w zawodach, proces ten nie może się praktycznie odbywać.

 

Negatywne skutki wprowadzonych ograniczeń dotknęły gospodarki nie tylko europejskich krajów. W wielu z nich „przemysł koński” jest jedną z ważniejszych gałęzi. Tak jest na przykład w Niemczech.

 

Wzorzec niemiecki

Nasi zachodni sąsiedzi zdali sobie szybko sprawę z faktu, że brak możliwości udziału w zawodach negatywnie wpływa na poziom wytrenowania młodych koni, tak naprawdę powoduje również obniżenie ich wartości transakcyjnej.

By zminimalizować to zjawisko w Niemczech stosunkowo szybko zaczęto rozgrywać zawody, w których uczestnikami byli wyłącznie zawodowi jeźdźcy startujący na młodych koniach.

Zgodę na ich przeprowadzenie wydawały władze poszczególnych Landów, na terenie których leżą ośrodki organizatorów tych zawodów.

Wszystkie zawody rozegrano bez udziału publiczności. Uczestniczący w nich zawodowi jeźdźcy dalecy byli jednak od zachwytów. Doceniając samą możliwość startów z młodymi końmi podkreślali, że trudno nazwać zawodami sytuację, w której większość czasu na tych „zawodach” musieli spędzić w koniowozie. Rygorystyczne warunki rozgrywania tych zawodów specjalnych nie zezwalały bowiem na swobodne obserwowanie przejazdów innych zawodników i ich koni, co przed pandemią Covid-19 było wpisane w temat zawodów.

 

Niestety, wszyscy zostaliśmy zmuszeni sytuacją do „złożenia w ofierze” na ołtarzu koronowirusa czegoś dla nas ważnego i istotnego. Profesjonalni jeźdźcy niemieccy musieli złożyć na tym ołtarzu kilka czynników, które od zawsze stanowiły „wartość dodaną” każdych zawodów jeździeckich. Chodzi o swobodną wymianę swoich obserwacji pomiędzy profesjonalistami, obserwowanie koni konkurentów lub potencjalnych klientów w obrocie końmi etc.

Ostanie dni przyniosły kolejne informacje z niemieckiego „teatru jeździeckich wydarzeń”.

W trakcie ostatniego weekendu na konkursowych czworobokach w Nottuln, Wartenberg-Angersbach i Sharnebeck pojawili się również zawodnicy ujeżdżenia.

Ale to nie wszystko.

W dwóch miejscach w Szlezwiku-Holsztynie, w miejscowościach Schülp i Elmshorn rozegrano zawody w skokach przez przeszkody dla nieprofesjonalnych zawodników. W Schülp koło Rendsburga, w ośrodku jeździeckim Moltkestein, amatorzy startowali w 27 konkursach począwszy od czwartku 21 maja i skończywszy na niedzieli 24 maja.

Specjalne zezwolenie lokalnych władz landu Szlezwik-Holsztyn zostało wydane na 2 dni przed pierwszym startem. Startujący zawodnicy musieli wypełnić bardzo sztywne zasady uczestnictwa w zawodach. Na zewnątrz nie było obowiązku zakładania masek ochronnych. Jednak każda wizyta w pomieszczeniach zamkniętych, na przykład odwiedzenie toalety, wiązało się z koniecznością założenia maski.

Podobnie było na zawodach rozgrywanych od piątku 22 maja do niedzieli 24 maja w Elmshorn 

 

 

Westfalska Federacja Jeździecka zabiega o wypracowanie takich rozwiązań, które pozwolą już po 30 maja wrócić do sportowej rywalizacji również jeźdźcom amatorsko uprawiającym jeździectwo.

Bardzo szybko podobne działania podjęły stowarzyszenia jeździeckie z okręgu Warendorf i  Gütersloh, które zrzeszają łącznie około 60 klubów mających przeszło 10 tysięcy członków.

Biorąc pod uwagę dotychczasową skuteczność tego typu „oddolnych” inicjatyw należy się spodziewać, że niebawem i ta grupa jeźdźców będzie mogła uczestniczyć w sportowej rywalizacji.

Wszystkie te ciała współpracują ściśle z władzami poszczególnych Landów w opracowaniu optymalnych na daną chwilę rozwiązań, które pozwolą na organizację zawodów z jednej strony i zachowanie maksimum bezpieczeństwa epidemiologicznego z drugiej.

Zawody w Niemczech mają jak na razie status imprez narodowych, a można by nawet powiedzieć, że regionalnych. Startują w nich bowiem na ogół zawodnicy stacjonujący w niezbyt dużych odległościach od miejsca ich rozgrywania.

Dzięki temu ograniczono do niezębnego minimum konieczność przemieszczania się na znaczne odległości, co z pewnością sprzyja profilaktyce epidemiologicznej.

Pomimo tego, że na obecną chwilę nie ma w Niemczech żadnych kategorycznych przesłanek mówiących o możliwościach powrotu sportu do formuły sprzed pandemii koronowirusa, to nasi zachodni sąsiedzi z optymizmem patrzą w tegoroczną przyszłość.

Większość mistrzostw landowych przewidziana jest do rozegrania na jesieni tego roku. 

Są też dobre wieści z Bundeschampionatu rozgrywanego rokrocznie w Warendorfie. Największa impreza jeździecka w Westfalii ma się odbyć w nieco zmienionej formie. Jak potwierdził już teraz dyrektor turnieju Markus Scharmann, impreza odbędzie się na przełomie sierpnia i września 2020 roku i zostanie podzielona na dwa weekendy.

 

Wzorzec polski?

Czy jednak możemy wprost przenieść niemieckie wzorce na nasz polski „grunt”?

Odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta, by można pokusić się o proste „tak” lub „nie”.

Jest bowiem sporo różnic dzielących niemieckie i polskie jeździectwo.

Pierwszą z nich jest oczywiście skala. Najlepiej chyba ją zilustruje porównanie zarejestrowanych w obydwu narodowych federacjach jeździeckich jeźdźców i koni w ostatnim „normalnym” roku, czyli w roku 2019. Otóż w Niemieckim Związku Jeździeckim zarejestrowano w ubiegłym roku 3793 sportowych jeźdźców i 9321 koni. W Polskim Związku Jeździeckim w 2019 roku zarejestrowano rekordową ilość 810 jeźdźców oraz 1649 koni. Uśredniając wynik można powiedzieć, że jest to stosunek 5 do 1. Gdyby jeszcze do tego porównać ilość środków finansowych zaangażowanych w uprawianie sportów jeździeckich w Niemczech i w Polsce, to okazałoby się pewnie, że współczynnik ten drastycznie by wzrósł na korzyść naszych zachodnich sąsiadów.

Jednak olbrzymia dysproporcja skali nie jest jedyną istotną różnicą dzielącą niemieckie i polskie sportowe jeździectwo. Wydaje się, że jeszcze istotniejsza jest różnica struktury, w której większość zarejestrowanych w Niemieckim Związku Jeździeckim jeźdźców jest profesjonalnymi zawodnikami, a większość zawodników zarejestrowanych w Polskim Związku Jeździeckim nimi nie jest.

Czy ta różnica jest z jakiegoś powodu istotna i co niesie z sobą?

Po pierwsze przywrócenie zawodów dla profesjonalnych jeźdźców w Niemczech było uzasadniane powrotem do pracy pracowników, którym pandemia „zabrała” warsztat pracy. W przypadku jeźdźców amatorsko uprawiających którąkolwiek z jeździeckich konkurencji trudno było użyć takiego argumentu. Przecież w ich przypadku to „tylko” hobby.

 

Argumentacja ta okazała się skuteczną drogą do zrobienia „wyłomu” w niemieckim systemie ograniczeń wprowadzonych w związku z Covid-19. „Wyłomem” przez który „przepchnięto” nieco później możliwość startu również dla amatorów i młodzieży. Nie bez znaczenia był w tej sytuacji fakt, że profesjonalni niemieccy jeźdźcy pokazali, że bez problemu potrafią się podporządkować wszystkim wymogom postawionym przez władze landu, w którym rozgrywano zawody. Nie było problemu z brakiem na zawodach gastronomii, z koniecznością przebywania w koniowozie poza ściśle określonym czasem na rozprężenie przed startem i samym startem, z zachowaniem wymaganego dystansu pomiędzy koniowozami i pomiędzy ludźmi, ani ilością zawodników podczas oglądania parkuru przed konkursem. Nie było problemu z wcześniejszymi opłatami wnoszonymi zdalnie czy z brakiem ceremonii zwycięzców konkursów. W ostatni weekend w Niemczech dostosowali się do tego również biorący udział w zawodach amatorzy.

 

Co czeka nas w Polsce?  Trudno w przededniu publikacji odpowiednich rozporządzeń przewidywać ze 100% pewnością. Jednak wygląda na to, że z możliwości udziału w pierwszych zawodach będą mogli skorzystać jeźdźcy profesjonalni i amatorzy. Czy wobec tego możemy liczyć na podobną jak w ich przypadku dyscyplinę startujących w przestrzeganiu nałożonych ograniczeń i warunków?

 

Ten aspekt wydaje się, że będzie największym ryzykiem zawodów jeździeckich. Każdy, kto bywał na jeździeckich zawodach w Polsce przed pandemią Covid-19 doskonale wie, jak ciężko było na nich utrzymać dyscyplinę. Listy startowe zmieniały się niezliczoną ilość razy przed samym konkursem, a często i podczas przebiegu (czego nie powinno się już tolerować). Utrzymanie przez stewardów określonej wcześniej liczby koni jednocześnie pracujących na placu treningowym graniczyło na ogół z cudem. Czekanie na wjazd, na plac konkursowy wyczytywanego przez spikera zawodnika trwało czasami wiele minut. Hasło „zawody są dla nas, zawodników, a nie dla sędziów” powtarzane było pewnie częściej niż słowa „proszę”, "dziękuję” czy „przepraszam”.

Czy mimo to jutro, kiedy w końcu będziemy mogli startować to się zmieni i wszyscy zrozumieją powagę sytuacji? Serce chciałoby w to wierzyć, lecz rozum kierowany doświadczeniem chłodzi nieco ten entuzjazm.

W jednym jednak chyba udało nam się dobrze naśladować niemieckie wzorce: oddolne naciski połączone z działaniem naszej narodowej federacji jeździeckiej dotarły do decydentów w ministerstwie sportu i turystyki oraz ministerstwie sportu. Dotarły na tyle skutecznie, że chyba dostrzeżono w nich nie tylko „niszowość” naszego sportu, ale również jego wyjątkowość.