Jeśli prześledzimy tegoroczne starty naszej drużyny seniorów, to wydaje się, że udział Igora Kawiaka w zespole na ME nie podlega żadnej dyskusji?

Igor jest takim rodzynkiem w naszej ekipie. Został wyszkolony we Francji przez doskonałych szkoleniowców Marcela Rozier, dwukrotnego medalisty olimpijskiego, przez Thierry Pommela. Mistrza Świata, Rogera Yves Bosta. Miał więc możliwość współpracy z najlepszymi trenerami światowego jeździectwa. Ma fantastyczne konie i fantastyczną psychikę. Bo Igor jest zawodowcem z krwi i kości. Człowiekiem, który wie po co wjeżdża na parkur. Mimo młodego wieku jest już obwieszony medalami. Już jako junior dwa razy wraz z drużyną zdobywał medale Mistrzostw Europy i przede wszystkim zdobył indywidualnie srebrny medal podczas Mistrzostw Europy Młodych Jeźdźców. To jest już poważny bagaż doświadczeń, który daje Igorowi pewność na parkurze, niezbędną podczas startu w Mistrzostwach Europy w kategorii seniorów. Jego koń Centino du Ry zdobywał wcześniej doświadczenie pod Hubertem Bourdy. Jest to koń dokładny o dużych możliwościach. Choć jest to ogier, a one zawsze maja swoje „za uszami” i potrafią wyciąć jakiś numer. Myślę jednak, że w przypadku konia Igora jest to w tej chwili mało prawdopodobne. Dwa lata jazdy Igora na tym koniu pokazały, że para ta się dobrze dotarła. Centino wierzy Igorowi a Igor jemu. Myślę, że jest to bardzo, bardzo solidny punkt naszej ekipy. Ponadto niewyobrażalnie dużym atutem tej pary jest jej objeżdżenie w zawodach 4 i 5 gwiazdkowych w Europie Zachodniej. Nie możemy pominąć faktu, że codzienny poziom tego jeździectwa jest wyższy niż u nas w kraju. To również kwestia poziomu hodowli. Proszę popatrzeć na tą francuską, niemiecką, holenderską czy belgijską. Reasumując jazda w tym tyglu wielu wspaniałych jeźdźców i i koni pozwala osiągnąć wyższy poziom. To naturalne.

Wydaje się, że w ekipie na ME nie powinno zabraknąć Łukasza Wasilewskiego.

Tak, zdecydowanie to jest słuszna teza. Nie chcę oczywiście wchodzić w kompetencje trenera Kadry narodowej. Jednak jeśli miałbym wskazać dzisiaj stu procentowego pewniaka, który dojedzie do celownika końcowego i skończy Mistrzostwa Europy, to z pewnością byłby nim Łukasz Wasilewski. Nie można zapominać, że Łukasz i Wavantos mają bagaż doświadczeń z Mistrzostw Europy rozgrywanych w Madrycie. Pierwszy start na Mistrzostwach Europy jest zawsze wielkim stresem. To jednak bardzo specyficzny i wyjątkowy championat. Para ta ma również za sobą wspaniały przejazd w Barcelonie, kiedy polska drużyna walczyła o awans do Top Ligi. Do tego dobre przejazdy w konkursach Pucharu Narodów w Kopenhadze i Budapeszcie. Łukasz jest swojego rodzaju ewenementem. Jest samoukiem, który pnie się w drabince powoli, ale skutecznie i ciągle. Z pewnością brakuje mu trochę techniki, ale nadrabia te braki niezwykle skutecznie walecznością. Łukasz jest dla mnie fantastycznym zawodnikiem a Wavantos dzielnym koniem. Widać, że stara się siedzieć jak najbardziej spokojnie na górze. A właśnie ten spokój w dojeździe do przeszkody jest tej parze bardzo potrzebny. Myślę też, że Łukasza stać na takie sprężenie się żeby pokazać wszystkim, że w pełni zasługuje na wyjazd na Mistrzostwa Europy. Wyjazd bez żadnego „kredytu” od kogokolwiek. Ta już objeżdżona para będzie na pewno mocnym punktem polskiego zespołu. Wierzę, że przy dobrej dyspozycji psychicznej Łukasza i dobrej dyspozycji fizycznej jego konia może być w Danii bardzo dobrze.

W tegorocznej ekipie znalazło się dwóch Łukaszów. Ten drugi to stosunkowo młody zawodnik Łukasz Koza.

To bardzo świetnie, że tak młody zawodnik jak Łukasz Koza dostaje taką szansę. Zasłużył sobie na nią absolutnie bez żadnych uwag. El Camp jest koniem nieprawdopodobnych możliwości. Oczywiście obydwojgu brakuje jeszcze rutyny w wielkich parkurach. Ale przecież kiedyś trzeba zacząć, prawda? Łukasz był w tym roku uczestnikiem każdego Pucharu Narodów polskiej ekipy i to bardzo dobrze, że trener Kadry daje mu takie szanse. Wszystko to dzieje się trochę szybko, ale gdzieś taki zawodnik musi zdobywać ostrogi, które upoważniają go do jazdy w takich championatach jak Mistrzostwa Europy.  Znając jego waleczność i spore w końcu doświadczenie, wierzę, że  Łukasz Koza jest członkiem ekipy, który na pewno dojedzie do celowników końcowych, a jego doświadczenie nabyte w tym roku w Danii zaprocentuje w kolejnych championatach. Czy będą to Mistrzostwa Świata czy też Mistrzostwa Europy. Moim zdaniem, jeśli tylko jest taka szansa, to zawsze w ekipie powinien się znaleźć taki przyszłościowy zawodnik jak Łukasz. To doskonała inwestycja na przyszłość. Proszę zobaczyć, że tak robią niemal wszystkie ekipy.

Kolejnym zawodnikiem zgłoszonym przez Polski Związek Jeździecki do udziału w tegorocznych Mistrzostwach Europy jest Piotr Morsztyn. Jakie atuty według Pana ma para Morsztyn i Osadkowski Van Halen?

W moim odczuciu Piotr jest specjalnym zawodnikiem. Darzę go sympatią z racji dawnej współpracy i łączą mnie z nim przyjacielskie stosunki. Może dlatego chciałbym rozdzielić tą parę i zająć się osobno jej składnikami. Osadkowski Van Halen jest koniem nieprawdopodobnych wręcz możliwości. Pokazał już, że potrafi fantastycznie przejść trudne parkury.
Piotr Morsztyn, można by powiedzieć, że jest urodzony do wygrywania. Ma po prostu takie predyspozycje i charakter prawdziwego fightera. Z każdej sytuacji potrafi się podnieść i nawet niepowodzenia przekuwać na sukces. To niezwykle cenna i nieczęsto spotykana cecha.
Może nieco martwic prezentowana ostatnio dyspozycja Piotra, który nie może się technicznie odnaleźć. Chciałoby się oglądać nieco inny obrazek, w którym Piotr poprawił by troszeczkę swoją technikę, co niewątpliwie przekuło by się na nieco lżejszą prace Van Halena. Bo tak naprawdę to jest fenomenalny koń dosiadany przez fenomenalnego jeźdźca. Potrzeba jeszcze troszkę pracy by stworzyli oni fantastyczna parę. Wierzę jednak, że bogate doświadczenie Piotra, bo dwukrotnie uczestniczył na Jokerze w Mistrzostwach Europy, wygrywał wiele konkursów Grand Prix i uczestniczył w wielu konkursach Pucharu narodów, pozwoli by pokazał się w Dani z jak najlepszej strony.

Ostatnim ze zgłoszonych do udziału w Mistrzostwach Europy polskich zawodników jest Radosław Zalewski, który można by powiedzieć, że przebojem wdarł się do polskiej czołówki już w zeszłym roku. Do Danii pojedzie wraz ze swoim niedużym, siwym Duke of Carnival.

Radek Zalewski i Duke of Carnival to para, która weszła do składu polskiej drużyny w sytuacji kontuzji podstawowego konia Andrzeja Lemańskiego. Nie mogę zbyt dużo powiedzieć o tym koniu. Widziałem go tak na świeżo, ostatnio w holenderskim Geesteren. Jak zwykle jeździł tam na swoim bardzo przyzwoitym poziomie. Wiem również, że przeszedł trudny konkurs Grand Prix w Poznaniu na zero. To zawodnik, który na tym koniu ma przejazdy z jednym czy dwoma błędami. Nie znam jednak tak naprawdę waleczności i prawdziwej wartości samego konia. A imprezy takie jak Mistrzostwa Europy, czyli na najwyższym poziomie trudności, wymagają udziału koni walecznych, które umożliwią zawodnikowi dojechanie do końcowych celowników. Wtedy drużyna ma możliwości dalszej walki. Potknięcie jednego z koni robi wyłom, który stawia ekipę w trudnej sytuacji. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że nasi zawodnicy na ogół poruszają się w konkursach 145 – 150 cm. Podczas europejskiego championatu będzie to wysokość 150 – 160 cm.  Tutaj właśnie jest ten element niewiadomej w odniesieniu do konia Duke of Carniwal, o którym tyle mówię.
Jeśli idzie o samego zawodnika, to już od dwóch lat jeździ duże konkursy i co ważne, prawie wyłącznie na zachodzie. Dysponuje naprawdę dobrą techniką i muszę przyznać, że podoba mi się bardzo jego lekkość prowadzenia konia, jego przegląd sytuacji i wyczucie rytmu na parkurze. To bardzo poważne atrybuty.

Wspominał Pan o swojego rodzaju inności czy mówiąc inaczej, specyfice Mistrzostw Europy. Na czym ona polega?

Tak, mówiłem o tym, bo tak jest w istocie. Zanim jednak przejdę do omówienia tej kwestii chciałbym dosłownie na chwilkę zatrzymać się nad jeszcze jednym zawodnikiem naszej ekipy. A właściwie nad tym, który z powodu losowego zdarzenia w niej nie wystąpi. Żal mi Andrzeja Lemańskiego, bo los już drugi raz go doświadcza przed startem w Mistrzostwach Europy. To niewątpliwie poważne osłabienie naszej ekipy. Przecież to zarówno koń jak i zawodnik dysponujący największym doświadczeniem. To w moim odczuciu taka ostoja, gwarancja przyzwoitego poziomu, który zawsze i w każdej ekipie na tego typu championatach jest niezbędny. Wielka szkoda, że tak się stało, ale musimy pamiętać, że specyfiką tego sportu są między innymi i takie sytuacje. Wróćmy jednak do europejskiego championatu. Przede wszystkim Mistrzostwa Europy mają bardzo poważny i prestiżowy tytuł. Dla każdego, kto po raz pierwszy pojawia się na tej imprezie to przeżycie uczące respektu. To wielki honor reprezentowania własnego kraju. Mówię to z własnego doświadczenia, bo uczestniczyłem w Mistrzostwach Europy jako jeździec oraz przygotowywałem trenowanych jeźdźców do udziału w tych zawodach. Wiem jak sam to mocno przeżywałem i jak przeżywali to oni. To pierwsza sprawa. Drugą jest fakt, że Mistrzostwa Europy są znacznie trudniejsze technicznie niż Mistrzostwa Świata. Może to zabrzmieć dla wielu miłośników jeździectwa nieco irracjonalnie, ale już uzasadniam moje stanowisko. W dyscyplinie skoków przez przeszkody poziom reprezentowany przez kraje Europy Zachodniej jest bardzo wysoki. Gospodarz Toru i sędziowie podczas europejskiego championatu odnoszą się więc do tych najlepszych. To z tego grona muszą wyłonić zwycięzców. Tymczasem na Mistrzostwa Świata przyjeżdżają, zgodnie z opracowanym przez FEI kluczem, przedstawiciele kontynentów, które są jednak od Europy słabsze. Tylko USA i Kanada reprezentują podobny poziom. To zdecydowanie obniża  średni poziom uczestników. Nie ujmując więc nikomu, gradacja w świecie jeździeckim jest taka, że najtrudniejsze są Igrzyska Olimpijskie potem Mistrzostwa Europy i dopiero dalej Mistrzostwa Świata. Tak więc championat czekający w sierpniu naszą drużynę to bardzo poważne wyzwanie. To impreza na której nie można liczyć na jeden udany start. Rozpoczyna się ona konkursem szybkości na wysokości 150 cm. To bardzo poważny start. By myśleć o dobrym wyniku trzeba przejechać ten konkurs nie tylko czysto ale również w doskonałym czasie. Wynik indywidualny i zespołowy  buduje się w trakcie każdego ze startów. Przypomnę ,że już pierwszy konkurs szybkości liczy się do punktacji też zespołowej. Dwa nawroty konkursu zespołowego drugiego dnia to już więcej niż Top Liga. Najlepszych będziemy potem oglądać w niedzielnym finale indywidualnym. Dla nie finalistów jest w sobotę konkurs GP 160 cm.,więc tutaj też nie jest łatwo.  Impreza jest więc na pewno bardzo poważna i bardzo prestiżowa. Z pewnością też nie ułatwia jeźdźcom startu, bo nakłada na nich wielką presję.

Czego według Pana możemy oczekiwać od wyjazdu naszej ekipy w sierpniu do Danii? Czy możemy marzyć o medalach w klasyfikacji drużynowej czy indywidualnej?

Nie jestem trenerem Kadry Narodowej i nie chciałbym w niegrzeczny sposób wchodzić w jego kompetencje. Tak sformułowane pytanie powinno być raczej do niego adresowane. Pozwolę sobie jednak odpowiedzieć w ten sposób: po pierwsze za wizerunek jeźdźca i konia odpowiada trener. Musi więc sobie odpowiedzieć na pytanie czy ten czy inny koń jest przygotowany do takiego startu mentalnie i fizycznie. Uważam, że przed tegorocznymi Mistrzostwami Europy w polskiej ekipie jest pod tym względem wszystko właściwie pozapinane. Nie ma przypadkowych nominacji . Nie ma sytuacji braku czwartego członka drużyny czy braku zawodnika rezerwowego. Przeciwnie, oprócz powołanych na start w Dani zawodników w kraju pozostaje spora grupka innych, przyzwoicie prowadzących konie. Nie ulega wątpliwości, że obserwujemy znaczy postęp polskich jeźdźców.  Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że dzieli nas spory dystans do poziomu tych 5 gwiazdek, do poziomu Superligi. Nie wdając się w szczegóły natury finansowej czy politycznej, trzeba go dostrzec i szukać metod na jego skracanie. Od razu chciałbym powiedzieć, że nie będzie to proces ani szybki, ani łatwy. Co oczywiście nie oznacza, że niemożliwy do osiągnięcia. Najwięcej i najszybciej możemy zyskać poprzez reorganizację czy też poprawę organizacji pracy. Wracając do oczekiwań przed Mistrzostwami Europy, to w moim odczuciu dużym sukcesem byłoby ukończenie tej imprezy całym zespołem kiedy wyniki oscylowały by wokół granicy 8 pkt. karnych. W konkursie szybkości 1 - 2 zrzutki, w zespołowym konkursie, gdzie na pewno będzie stało bite 160 cm, dwie zrzutki byłyby wymarzonym ideałem. Musimy być po prostu świadomi tego, że przejechanie takiego parkuru w takim towarzystwie z dwoma zrzutkami to już jest bagaż doświadczeń i kapitał zbierany na przyszłe Puchary Narodów, na przyszłe Mistrzostwa Europy i Świata i oby nam się poszczęściło  na Igrzyska Olimpijskie również. Może mówienie o tym, o zdobywaniu kolejnych doświadczeń jest dla kibiców  banałem, ale taka jest  obiektywna prawda o naszym sporcie. Rozumiem, że kibice  czekają na jeździeckiego Małysza, Janowicza, Kubota czy Radwańską. Proszę jednak zwrócić uwagę jak długo  tenis, skoki narciarskie czy dzisiaj kolarstwo czekały na swoje 5 minut. My w jeździectwie mieliśmy już też  swoje 5 minut. Janek Kowalczyk to nie tylko jego złoty medal olimpijski. To  również jego doskonałe występy w Aachen. To również były starty Mariana Kozickiego. No cóż dzisiaj świat włożył w jeździectwo ogromne pieniądze i nieprawdopodobny profesjonalizm. Poczynając od hodowli koni i na treningu kończąc. Doprowadziło to do stworzenia pewnego systemu pracy. Różnice w zasadzie nie są istotne. Jeden siedzi w skoku bliżej konia, inny nieco dalej. Chcąc z nimi dzisiaj konkurować musimy siłą rzeczy odrobić pewne zaległości. I to się w polskim jeździectwie dzieje. Proszę pójść na parking dzisiejszych zawodów ogólnopolskich. Przecież tam stoją samochody do przewozu koni takie jak wszędzie na świecie. Kiedyś tego nie mieliśmy. Piękne stajnie które w Holandii czy w Niemczech stoją co kilka, czy kilkanaście kilometrów pojawiły się również w Polsce. Pewnie, że jest ich mniej. Ale są. Są przepiękne prywatne ośrodki z wygodnymi halami. To wartości, które zbliżają nas do europejskiego i światowego jeździectwa. By jednak przenieść to na konkretne wyniki w europejskim championacie musi upłynąć trochę czasu. Musi się to przetrawić, muszą to do ręki dostać odpowiedni ludzie. Wtedy nasze medalowe oczekiwania przed Mistrzostwami Europy będą uzasadnione. Tymczasem musimy zadowolić się kolejnymi oznakami postępu. Czyli wynikami na miarę naszych obecnych możliwości. Zamiast więc nadmiernie rozdmuchiwać medalowe oczekiwania warto wyciągać wnioski z kolejnego udziału naszego zespołu w prestiżowej imprezie i pracować. Pracować metodycznie nad kolejnymi sukcesami.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję.