Jakiś czas temu do naszej Redakcji w paczce codziennych listów nadszedł list, którego najistotniejsze fragmenty publikujemy poniżej:
Droga Redakcjo,
Nazywam się Marzena (...), mam 16 lat i od czterech lat jeżdżę konno w XXX. Najpierw jeździłam w rekreacji a potem przeniosłam się do innej stajni do szkółki i przygotowywałam się zawodów skokowych. Zrobiłam tam brązową odznakę jeździecką. W zeszłym roku rodzice po moich długich namowach kupili mi konia. Szukaliśmy długo i w końcu znaleźliśmy wspaniałego wałaszka Joker. Ma on w tej chwili 7 lat i jest naprawdę wspaniałym koniem. Jeżdżę na nim już pół roku i coraz lepiej się z nim dogaduję. Jednak mam z nim jeden problem. Joker nie słucha mnie tak jakbym tego chciała. Rzuca głową, przyśpiesza mocno, tak że nie mogę go zatrzymać. W zeszłym roku jeździłam z panem Mariuszem. Ale po przeniesieniu się do stajni w X nie mam już instruktora i jeżdżę sama. Pomaga mi moja koleżanka Agnieszka, która jest bardziej doświadczona. Startuje w zawodach już w klasie P. Jednak nie możemy sobie poradzić z tym rzucaniem głową przez Jokera. Zwracam się więc z wielką prośba do Redakcji o to, żeby w Klinice Świata Koni jakiś trener podpowiedział mi jak ma postępować żeby Joker przestał się tak zachowywać. (…)
Pozdrawiam Marzena
Kolejną lekturę nadesłanego listu odbyłem razem ze Stanisławem Marchwickim*, doświadczonym zawodnikiem i trenerem jeździeckim, mającym w swoim trenerskim dorobku niezliczoną ilość sukcesów swoich podopiecznych z medalami Mistrzostw Polski włącznie oraz współpracującym z redakcją Świata Koni szkoleniowcem, prowadzącym już kilka razy zajęcia w klinikach Świata Koni.
Co mógłbyś, korzystając ze swojego przeogromnego doświadczenia, podpowiedzieć młodej czytelniczce Świata Koni?
Jak widzę, zwracasz się do mnie z kolejną sprawą zgłaszaną w listach do redakcji, w której nie mamy zbyt dużo konkretnych informacji. By dobrze dobrać środki służące rozwiązaniu tego typu problemów, najlepszym wyjściem jest zobaczenie w świecie rzeczywistym konkretnego jeźdźca i konkretnego konia. Dopiero wtedy można pokusić się o próbę naprawdę skutecznego rozwiązania problemu. Rozumiem jednak, że z powodów od nikogo z nas niezależnych takie rozwiązanie nie wchodzi w rachubę. By nie zostawić autorki listu samej sobie, bez próby nawet podpowiedzi, zasugerowałbym na początek wezwanie lekarza weterynarii opiekującego się stajnią i sprawdzenie zębów Jokera. Badanie tego typu powinno być przeprowadzane rutynowo raz do roku nawet wtedy, kiedy nie ma objawów, że może być coś nie w porządku. Nie zapominajmy, że profilaktyka i tak w końcowym rozrachunku jest tańsza niż późniejsze leczenie.
To, co mówisz jest prawdą. Jednak, czy sądzisz, że piłowanie ostrych krawędzi zębów Jokera całkowicie rozwiąże problem Marzeny?
Ależ ja wcale tego nie powiedziałem. Powiedziałem jedynie, żeby od tego zacząć. To pierwsze moje skojarzenie po wspólnym przeczytaniu listu od Marzenki. Dopiero po ewentualnym, jeśli jest to konieczne, tarnikowaniu zębów należy zająć się tematem dalej. Z mojego doświadczenia wynika bowiem, że problem rzucania przez konia głową to nie jest wyłącznie sprawa zębów czy niedopasowanie wędzidła. Trzeba jednak te proste kwestie wykluczyć na początku. Sądzę więc, że powodem takiego zachowania Jokera może być dosiad jego amazonki i brak u niej równowagi w siodle. Oznacza to, że Marzenka ma zależną od dosiadu rękę i łydkę. Sam doskonale wiesz, że to jest częsty problem początkujących jeźdźców. Brak równowagi i poczucia komfortu czy też bezpieczeństwa w siodle rekompensują łapiąc równowagę na wodzach. W liście, który dzisiaj przyniosłeś, wyczytałem zapowiedź tego właśnie problemu. Oczywiście nie jest moją intencją ujmowanie w jakikolwiek sposób umiejętnościom jeździeckim autorki nadesłanego listu.
Jak wobec tego powinna autorka listu postąpić, by jak najszybciej i najlepiej uporać się z opisanym problemem?
No cóż, Ameryki pewnie nie odkryję, jak powiem, że powinna się jak najszybciej odnaleźć w swoim rejonie i zwrócić się do jakiegoś profesjonalisty, doświadczonego trenera czy instruktora, który pomoże postawić właściwą diagnozę. Od razu chciałbym uprzedzić sugestie, że chciałbym w najprostszy sposób zepchnąć problem na barki kogoś innego. Tak nie jest. Uważam jednak, że to najlepsza i najszybsza droga.
Faktycznie, to chciałem powiedzieć. I choć zgadzam się z tym, co mówisz, to myślę jednak, że możemy w trakcie naszej rozmowy pokusić się o wskazanie Marzenie jeszcze innych alternatyw, dając jej tym samym większe szanse na pozytywne rozwiązanie jej problemu.
Tak, oczywiście. Nie poprzestaniemy na tej najprostszej metodzie. Chcąc być jednak uczciwym w stosunku do autorki listu chciałbym podkreślić, że to najlepsza droga. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że niestety jest to związane z kosztami dodatkowymi i choćby z tego powodu nie zawsze możliwe do realizacji. Szczerze mówiąc to ubolewam nad faktem, że uprawianie jeździectwa w naszym kraju niestety wiąże się z coraz większymi kosztami. Kiedy ja zaczynałem swoją przygodę z końmi i sportem jeździeckim, wszystko było chyba prostsze. Zdaję sobie doskonale sprawę, że bariera ekonomiczna może determinować w poważnym stopniu możliwości. To jednak jest chyba temat na całkowicie inną rozmowę. Przejdźmy zatem do konkretów w sprawie zgłoszonej w liście do redakcji. Na początek chciałbym powiedzieć, czego Marzenka robić nie powinna. Otóż, jak już mówiłem wcześniej, nie powinna łapać równowagi na wodzach. Każdy koń będzie się bronił przed mocnym działaniem ręki jeźdźca. Najczęściej reakcją obronną konia jest zachowanie opisane w liście, czyli ucieczka, zadzieranie głowy lub obydwa zachowania razem.
Skoro autorka listu dowiedziała się, czego robić nie powinna, to może warto też powiedzieć to, co robić powinna?
Coś widzę, że jesteś dzisiaj mało cierpliwy. Pamiętaj, że jeździectwo to domena ludzi cierpliwych. Będzie za chwilę i o tym, co Marzenka robić powinna. Otóż powinna jeździć na Jokerze tak, żeby był on luźny, w naturalnym ustawieniu, z bardzo delikatną ręką. Tak, żeby nie wywoływać u konia buntu. Mówiąc inaczej, powinna jeździć tak, jakby zaczynała pracę na młodym koniu. Na początku Marzenka powinna pracować dużo na prostych odcinkach. Żadnego siłowego stawiania na pomoce czy przepychania przez wędzidło. Powinna działać tylko łydka pilnująca ruchu do przodu. Ten sposób jazdy, stosowany regularnie i konsekwentnie, powinien przynieść poprawę. Uprzedzając Twoje kolejne pytanie o to, co robić, jeśli okaże się, że na Jokerze nie da się w ten sposób jeździć we wszystkich chodach, chciałem powiedzieć, że taki scenariusz jest całkiem realny. W takiej sytuacji nie należy się specjalnie załamywać, tylko pracować w opisany przez mnie przed chwilą sposób w stępie. Kiedy uzyskamy zadowalające rezultaty w postaci spokojnego, niebuntującego się, nieszarpiącego głową i nieuciekającego konia, możemy przejść do chodu wyższego, czyli kłusa. Kiedy i w kłusie wszystko ułoży się poprawnie, Marzenka będzie mogła zacząć pracę w galopie. Kiedy tego typu praca w naturalnym ustawieniu konia na prostych odcinkach i w trzech podstawowych chodach nie będzie sprawiała już żadnego problemu, można będzie przejść do kolejnego etapu, czyli pracy w zakrętach. Marzenka powinna pamiętać o złotej zasadzie „czym mniej ręki w prowadzeniu konia, tym lepiej”. Dzięki temu uzyska efekt taki, że Joker nabierze zaufania do jej ręki i przestanie reagować na jej sygnały zadzieraniem głowy i ucieczką. Można powiedzieć, że osiągnie połowę sukcesu. Dlaczego mówię o połowie? Ano dlatego, że pozostanie jeszcze postawienie konia na pomocach. Bardzo pomocnym ćwiczeniem, które Marzenka powinna wykonywać w trzech podstawowych chodach, jest tak zwane żucie wodzy z ręki. Joker powinien nauczyć się dzięki temu rozluźnienia i schodzenia z głową w dół. Marzenka powinna próbować jeździć konia w nieco dłuższych liniach, tak żeby koń obniżał szyję od uszu poprzez grzbiet i aż do zadu był wygięty i rozluźniony. Truizmem z mojej strony będzie pewnie przypomnienie, że tylko taka praca może pomóc w uzyskaniu rozluźnionego konia, który będzie mógł rozwijać swoje mięśnie, co z kolei pozwoli na jego zbieranie w drugim etapie pracy. Warto jednak nie zapomnieć o tej zasadzie i nie śpieszyć się nadmiernie, chcąc uzyskać konia zebranego. Opuszczenie podstawowego etapu szkolenia konia z pewnością nie przyspieszy tej drogi i z pewnością negatywnie odbije w trakcie późniejszej jazdy. Pracując dużo z ludźmi często obserwuję niezbyt dobre obrazki, kiedy koń nie jest gotowy do stawianych mu zadań, a mimo to ambicja jeźdźca czy właściciela konia pcha go zbyt wcześnie w niektóre sprawy. Zaczyna się, mówiąc brzydko, dłubanie w końskim pysku i szukanie coraz to bardziej siłowych rozwiązań. Tymczasem powinno się cofnąć i wrócić do etapu, o którym przed chwilą mówiłem. Znowu pokuszę się teraz o wyprzedzenie ewentualnego pytania i powiem, że nie potrafię określić przedziału czasowego dla tej pracy, o której przed chwilą mówiłem. To jest bardzo indywidualne. Jedne konie uczą się szybciej, inne dłużej. Dużo zależy od warsztatu samego jeźdźca.
Wspomniałeś o warsztacie jeźdźca. Co powinna zrobić pisząca do redakcji amazonka w sytuacji, kiedy to niedostatki jej warsztatu są powodem opisanych problemów? Czyli mówiąc inaczej, jeśli jej ręka nie jest niezależna, jeśli to głownie na niej opiera się iluzoryczna równowaga Marzeny w siodle?
No cóż, sądzę, że w tej chwili trochę bawisz się ze mną, bo doskonale znasz odpowiedź na to pytanie. Nie ma nic nagannego w tym, że ktoś zaczynający swoją przygodę z jazdą konną nie dysponuje prawidłową równowagą w siodle. Zaczyna wtedy od zajęć prowadzonych na lonży i w miarę bezpiecznych warunkach wyrabia sobie podstawowe nawyki. Chciałbym tutaj podkreślić jedno słowo: prawidłowe podstawowe nawyki. Co jednak zrobić, kiedy po 4 latach jazdy nabrało się nawyków, ale niestety są one nieprawidłowe? Kiedy po czterech latach jazdy jeździec nie dysponuje niezależną od dosiadu ręka i niezależna łydką? Tutaj mamy już pewien problem. Ale spokojnie. Sprawa nie jest stracona. Wymaga tylko więcej pracy. Trzeba wrócić po prostu do miejsca, gdzie kiedyś w przeszłości został popełniony błąd i zrobić to raz jeszcze, ale tym razem poprawnie. I tutaj wracamy do podanej przez mnie jako pierwszej metody rozwiązania problemu Marzenki, czyli do kontaktu z profesjonalistą, trenerem lub instruktorem. Jeśli nie jest to możliwe, to powinna skorzystać z pomocy swojej koleżanki ze stajni, jak dobrze pamiętam ma na imię Agnieszka i wrócić do zajęć na lonży. Wszystkie te ćwiczenia wykonywane na lonży to stara, najlepsza metoda na znalezienie przez jeźdźca równowagi w siodle i wyrobienia sobie niezależnego dosiadu. Nie ma naprawdę nic złego w takim powrocie. To żaden wstyd. Uważam nawet, że czasem bardzo doświadczonym jeźdźcom przydałby się taki powrót. Jak długo powinna trwać taka praca? Odpowiedź tutaj jest stosunkowo prosta. Tak długo, dopóki Marzenka nie poczuje się bezpieczna siedząc w siodle na końskim grzbiecie. Bo jak sam wiesz doskonale, osoba bojąca się o swoją równowagę w siodle natychmiast łapie ją na wodzach. A nam przecież chodzi o uniknięcie tej sytuacji. Wyraźnym sygnałem, że praca na lonży przyniosła pożądany skutek jest sytuacja, kiedy jeździec w siodle zachowuje równowagę bez kontaktu jego rąk z wodzami przy wszystkich przejściach między poszczególnymi chodami. Kiedy podczas przejścia z galopu do stępa nie leci na końską szyję i nie leci do tyłu podczas przejść w górę. Przejścia te powinny być inicjowane przez jeźdźca przy delikatnej pomocy osoby trzymającej lonżę. Poza tym domyślam się, że wspomniana w liście koleżanka startuje w konkursach skoków w klasie P. Posiada więc już brązową i srebrną odznakę jeździecką PZJ oraz zdała egzamin licencyjny. Powinna więc być w stanie pomóc autorce listu, gdyby okazało się, że zachowanie Jokera wynika z jej braków w wyszkoleniu jeździeckim.
Jednakże nie widząc konkretnej pary możemy równie dobrze zrobić też założenie, że Marzena siedzi na koniu prawidłowo. Ma dobrą równowagę w zakrętach i nie przeszkadza specjalnie swojemu wierzchowcowi.
Oczywiście możemy założyć i taki scenariusz. Z opisu zamieszczonego w liście można też wysnuć wniosek, że Joker pomimo swojego wieku 7 lat nie przyjął właściwie pomocy jeźdźca. Że w odpowiedzi na sygnał łydki swojej amazonki kurczy się lub po prostu boi się tego sygnału. To zresztą bardzo częsty obrazek, który jak wiesz, nietrudno zaobserwować podczas zawodów regionalnych. Zresztą nie tylko. Mówiąc wprost, ucieczka głowy Jokera w górę, niekontrolowane przez amazonkę przyśpieszanie – to typowe symptomy braku akceptacji pomocy. Z listu wynika, że Marzena pracuje ze swoim koniem od pół roku. Sądzę więc, że jeśli Joker ma problemy z prawidłowym przyjęciem łydki i wędzidła jeźdźca, to problemy te powstały znacznie wcześniej. Niemniej jednak obrazek jazdy Marzenki na Jokerze może być taki, że koń nie akceptując pomocy swojej amazonki zaczyna uciekać. Skoro to robi, to Marzenka go przytrzymuje, być może nawet zbyt mocno czy brutalnie. W odpowiedzi Joker przestaje iść do przodu, na co jego amazonka odpowiada mocnym sygnałem łydki i otrzymujemy w ten sposób samonapędzający się destrukcyjny mechanizm. Brak jest postępów w dogadywaniu się wzajemnym pary koń i jego jeździec.
Przyznam, że opisałeś to tak sugestywnie, że niemal widzę ten obrazek przed oczyma. Co powinna w tej sytuacji zrobić autorka nadesłanego do redakcji listu?
Po pierwsze, nie może przerwać pracy nad doskonaleniem swojego dosiadu i niezależnych pomocy. W jeździectwie, niezależnie od uprawianej jego formy, jest to czynność stała. Wielcy mistrzowie, których podziwiamy wszyscy podczas relacji telewizyjnych z największych na świecie imprez takich jak mistrzostwa świata czy igrzyska olimpijskie też ciągle pracują i doskonalą swój dosiad. Właśnie dlatego, że tak robią, są podziwiany jeźdźcami. Wróćmy jednak do tego, co powinna robić Marzenka. Jak już powiedziałem, pracować nad swoim dosiadem i niezależnością pomocy. Co to znaczy niezależna od dosiadu ręka? Otóż, jest to taka ręka jeźdźca, która niezależnie od tego, co robi jeździec, będzie w stępie podążać za ruchem głowy konia. W dwutaktowym chodzie po przekątnej, czyli w kłusie, koń nie pracuje głową, ale ręka pozostając w kontakcie powinna być stabilna, oferując koniowi miękki kontakt. W galopie w końcu koń najbardziej pracuje głową. I tutaj ręka jeźdźca powinna być taka, by tej pracy nie przeszkadzać. Koń nie może być hamowany w ruchu głowy przez sztywną, martwą rękę jeźdźca. Kiedy głowa konia idzie do przodu, to w ślad za nią ma podążać ręka jeźdźca. Kiedy głowa konia wraca, wraca i ręka jeźdźca. Nie może być takiej sytuacji, kiedy jeździec wysunie rękę do przodu, tak na wszelki wypadek, żeby nie ciągnąć konia. To wszystko, co tutaj opowiadam, brzmi z pewnością bardzo ładnie. Jednak pamiętać trzeba, że takiego stanu, o jakim przed chwilą mówiłem, nie osiąga się ot tak sobie. Podstawą jest ciągła praca nad sobą. Co jeszcze mógłbym podpowiedzieć Marzence i wszystkim osobom, które z jakichkolwiek powodów nie pracują z trenerem czy instruktorem odnośnie pracy nad swoją niezależną ręką? Starajcie się jeździć tak, żeby to koń zabierał wam waszą rękę.
Nadesłany do redakcji list nie zawiera szczegółów, dzięki którym w naszej rozmowie moglibyśmy próbować skonkretyzować rady skierowane do jego autorki. Myślę jednak, że poruszyliśmy w naszej rozmowie wszystkie możliwe scenariusze. Co jednak mógłbyś powiedzieć w małym podsumowaniu Marzenie i wszystkim osobom, które mają podobne problemy?
Czy rozważyliśmy wszystkie możliwości? Nie ryzykowałbym aż tak kategorycznego stawiania sprawy. Jak wiesz, w naszych rozmowach powtarzam ciągle, że nie ma dwóch takich samych koni. Podobnie jest z ich jeźdźcami. Dlatego rozwiązywanie podobnych jak ta zgłoszona w liście spraw nigdy nie jest takie samo. Dopiero obserwując konkretną parę w konkretnych warunkach można dzięki doświadczeniu postawić sensowną diagnozę. Każdy przypadek ma inną genezę i inne zapewne środki jego rozwiązania. Mam jednak jedną ogólną uwagę do wszystkich mało doświadczonych jeźdźców: kiedy pojawią się problemy, ich źródeł szukajcie zawsze najpierw u siebie. Bo z mojego, myślę, że całkiem sporego doświadczenia wynika, że to właśnie braki w wyszkoleniu skutkują ucieczką konia, zadzieraniem głowy lub innymi, niepożądanymi zachowaniami. Jeśli już do nich dojdzie, to nie można się załamywać i odpuszczać pracy nad sobą. Właśnie w takich momentach potrzebna jest spokojna i konsekwentna praca. Jeśli jest to możliwe, to dobrze by było pracę tę oprzeć o doświadczonego profesjonalistę.
* Stanisław Marchwicki – absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, dyplomowany trener jeździectwa II klasy, Halowy Mistrz Polski z 1995 r., Halowy I Wicemistrz Polski z 1996 r., zwycięzca rankingu PZJ w skokach w 1996 r., trener wychowawca wielu medalistów MP oraz członków Kadry Narodowej MP Juniorów. Jeździec doskonale pracujący z młodymi końmi, czego efektem są zwycięstwa podczas finałów MPMK w skokach we wszystkich kategoriach wiekowych.
Szukaj
Zaloguj się








