W niedzielę w Aachen  Ludger Beerbaum poinformował, że kończy swoją długą i pełną sukcesów sportową karierę.  Krótko po ceremonii dekoracji najlepszych par konkursu Rolex Grand Prix na parkur w Aachen wjechał Ludger Beerbaum. I tylko niewielka grupa osób wiedziała co się wydarzy. Nawet jego najbliżsi współpracownicy byli zaskoczeni decyzją reprezentanta Niemiec.

 

 

Tegoroczny start podczas CHIO w Aachen był dokładnie 35 w karierze Ludgera Beerbauma. A umożliwiła to mu „dzika karta” otrzymana od organizatorów zawodów. Sam zawodnik chciał pożegnać się z wyjątkową publicznością w Aachen i z pewnością jest to najlepsze miejsce by zakończyć międzynarodową karierę. Karierę, która była przepełniona ogromnymi sukcesami. Ale też i momentami, które w pewnym stopniu te sukcesy przyćmiły.

 

O zakończeniu kariery Ludger Beerbaum wspominał już kilkukrotnie. W 2016 roku poinformował, że nie będzie już startować w kadrze Niemiec. I od tamtej pory skupił się bardziej na startach w ramach LGCT i na rozbudowie i prowadzeniu swojego ośrodka w Riesenbeck. Na początku marca doznał poważnej kontuzji podczas zawodów w Doha/QAT (TUTAJ), ale wrócił do zdrowia i do startów. W Aachen kilkukrotnie pokonywał parkury bezbłędnie i wyjeżdżał do dekoracji. W Rolex GP miał na klaczy Mila tylko błąd na rowie z wodą.

 

Jako jeździec mam za sobą wspaniałą karierę, mogłem zobaczyć cały świat, startować na największych imprezach, odnosić sukcesy. Teraz nadszedł czas by zrobić miejsce młodszym zawodnikom. Cieszę się, że to właśnie w Aachen mogę się pożegnać, w otoczeniu tak wspaniałej publiczności. To nie była łatwa decyzja, ale to jest najlepszy moment by ją podjąć. W dalszym ciągu moje życie będzie związane z końmi. Jazda jest tak ogromną i ważną częścią mojego życia, że nie mogę z niej tak łatwo zrezygnować. Dlatego też w dalszym ciągu będę zajmować się szkoleniem młodych koni i czasami wystartuję w mniejszych zawodach. – powiedział Ludger Beerbaum, który jak widać jeszcze co jakiś czas założy swój szary frak.

 

Już jako junior Ludger Beerbaum zdobywał medale na Mistrzostwach Niemiec i Mistrzostwach Europy. W 1985 roku rozpoczął pracę w stajni Paula Schockemöhle. Poczas Igrzysk Olimpijskich w Seulu zdobył złoty medal zespołowo. I co ciekawe wystartował wtedy na wałachu The Freak, pożyczonym od innego niemieckiego zawodnika Dirka Hafemaister’a. Cztery lata później podczas Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie wywalczył złoty medal indywidualnie na klaczy Classic Touch. Łącznie w czasie swojej kariery Ludger Beerbaum zdobył na IO cztery medale – 3 złote i 1 brązowy. Natomiast na Mistrzostwach Świata i Europy wywalczył 7 medali – 4 srebrne i 3 brązowe. Więcej o jego karierze można przeczytać w artykule, który został opublikowany na łamach miesięcznika Świat Koni, a który zamieszczamy poniżej.

 

Ludger Beerbaum prowadzi ośrodek Riesenbeck International, który organizuje zawody oraz szkolenia. W 2021 roku odbyły się tam Mistrzostwa Europy w skokach przez przeszkody, w tym roku o medale ME walczyć będą zawodnicy ujeżdżenia i paraujeżdżenia. W Riesenbeck znajduje się także stacja ogierów, proponująca hodowcom najlepsze i sprawdzone sportowo geny. Beerbaum jest też bardzo aktywny jako trener, który wspomaga nie tylko zawodników ze swojej stajni, ale też prowadzi różnego rodzaju szkolenia w Riesenbeck i za granicą. Więc jak widać mimo zdecydowanie mniejszej ilości startów Ludger Beerbaum na nudę w kolejnych latach z pewnością nie będzie mógł narzekać.


 

 

 

Artykuł opublikowany w lutowym wydaniu miesięcznika Świat Koni w 2017 roku.

 

O jeden tytuł za mało 

Opisując życie i karierę Ludgera Beerbauma można by napisać książkę, a nawet dwie. Niestety tyle miejsca nie mamy. Będzie więc w dużym skrócie, z naciskiem na początki. Dla większości jeźdźców i miłośników jeździectwa jest on ogromnym autorytetem – jeździec, trener, menadżer, biznesmen i hodowca. Od ponad 30 lat w ścisłej światowej czołówce, sam wyszkolił kilku innych, którzy sięgnęli już w swojej karierze po medale i olimpijskie laury. Wygrał (prawie) wszystko, a mimo to dalej jest żądny sukcesów i ma głowę pełną pomysłów. A wszystko zaczęło się od osła. 

No nie, może nie do końca tak było. Wiele lat temu w niemieckich mediach krążyła opowieść o tym, jak to późniejszy Mistrz Olimpijski, mając kilka lat, uczył się jazdy konnej na… ośle. Piękna historia, może nawet zbyt piękna, aby była prawdziwa. Ale w życiu młodego Ludgera Beerbauma rzeczywiście przez moment pojawił się długouchy zwierz: „Ale siedziałem na nim może trzy razy”. Jeden z dziennikarzy dodał kilka to i owo od siebie i puścił opowieść w świat, która co prawda brzmiała jak bajka, ale dokładnie tym była. 

A prawda wyglądała tak, że Horst Beerbaum chciał, aby jego najstarszy syn nauczył się jeździć konno. On sam był zarządcą w gospodarstwie rolnym hrabiego Metternicha i jeźdźcem z zamiłowania. Co prawda, rzadko wsiadał na konia, zazwyczaj tylko podczas jesiennego Hubertusa. Duża ilość obowiązków nie pozwalała mu na częstsze uprawianie swojego hobby. W wolnych chwilach angażował się on w działalność klubu w Adelebsen, który powstał w 1969 roku również z jego inicjatywy. I to tam właśnie zaprowadził któregoś dnia ośmioletniego wówczas Ludgera, chcąc zaszczepić w nim miłość do koni i jeździectwa. Pierwsza wizyta w stajni nie zachęciła jednak młodego chłopca do koni. Grupa młodych adeptów jeżdżących w hali była mocno krytykowana przez instruktora, który krzycząc starał się nauczyć ich czegokolwiek. I mimo że Ludger nie bał się wchodzić na najwyższe drzewa, konie wzbudzały w nim ogromny respekt. Więc szukał on za każdym razem wymówek, aby nie iść na jazdy. O wiele chętniej spędzał on swój czas na boisku grając w piłkę nożną lub pełniąc funkcję ministranta w kościele.

Jednak z czasem młody chłopak zaczął spędzać więcej czasu w stajni. A to za sprawą kolegi Bernda, którego ojcem był wymagający instruktor oraz niedużego fiorda, który stał w stajni klubowej. Chłopcy wspólnie zajmowali się czworonogiem, czyścili go, chodzili na spacery, zaprzęgali go do bryczki i wspólnie na nim jeździli. Mały koń był ich przyjacielem, z którym spędzali swój wolny czas. I wtedy powoli coś zaczęło się dziać. Ludgerowi powoli zaczynały się podobać lekcje jazdy, odkrywał w sobie coraz większe zainteresowanie, ale i talent. Więc i na efekty nie trzeba było długo czekać. Nadszedł czas na pierwsze zawody i start w konkursie „Reiterwettbewerb”*. A w tym wystartował on na wyhodowanej w Polsce klaczy DUNJA, która należała do hrabiego Metternicha. Cała rodzina – mama Mathilde, tato Horst i rodzeństwo Ruth, Monika i Markus – kibicowali mu. Młody chłopiec zajął trzecie miejsce, ku niezadowoleniu swojego instruktora – jego syn był czwarty. Minęły dwa miesiące i nadeszły kolejne zawody, kolejny start i pierwsze zwycięstwo. Dunja i Ludger powoli stawali się zgranym zespołem, polska klacz dobrze wykonywała swoje zadanie jako koń-nauczyciel. I to dzięki niej młody chłopak zaraził się tym, co powoduje chorobę przez wielu uznawaną za praktycznie niewyleczalną – końskim wirusem. Ku wielkiej radości taty Horsta. 

Przyszedł czas na pierwszy prawdziwy konkurs w skokach przez przeszkody. Zawodnik i koń byli dobrze przygotowani do niego, godziny spędzone na placu szybko pokazywały postępy. Początek parkuru doskonały, pierwsze 3 przeszkody para pokonała w dobrym stylu i galopowała do kombinacji. A tu nagle na drodze stanęła im przeszkoda z numerem 6 – tę też pokonali bezbłędnie. Choć trzeba ją było ominąć. Zabrzmiał dzwonek sędziego, bim-bam, eliminacja. Dobrze, że na zawodach była mama Mathilde, która w ramionach pocieszała zdruzgotanego i płaczącego chłopca. Ludger jeszcze kilka miesięcy później budził się w nocy, ta sytuacja śniła mu się wielokrotnie. 

Na szczęście nie miała ona większego wpływu na jego dalszą karierę, która powoli nabierała tempa. Startował on w dalszym ciągu na koniach hrabiego Metternicha. Rodziny nie było stać na zakup własnego konia. Swoje pierwsze skórzane oficerki otrzymał on dopiero w 1982 roku, gdy miał już na koncie dwa srebrne medale Mistrzostw Niemiec. „To nie był dla mnie wielki problem. Szybko w tym czasie rosłem, więc nawet nie opłacało się kupować takich butów” – powiedział kilka lat później. 

 

 

Ogier Goldfever należał do najlepszych koni Ludgera Beerbauma. Oprócz wielu zwycięstw w konkursach GP i medali na IO i ME para ta zdobyła też dwa tytuły Mistrza Niemiec (2000 i 2001). Na zdjęciu w roku 2001 w Münster. fot.: z arch. autorki

 

Paul Schockemöhle

Aby znaleźć się na szczycie, nie wystarczy czasami talent i pracowitość, trzeba mieć też trochę szczęścia i w odpowiednim czasie trafić na odpowiednich ludzi lub jak w tym przypadku – na odpowiedniego konia. Ludger Beerbaum miał 15 lat, kiedy trafiła do niego klacz WETTEIFEERNDE (Wolfsburg – Duden II) należąca do znajomego Horsta Beerbauma. Ludger od początku był nią zachwycony: „W całej okolicy nie było tak klasowego konia”. Pierwszy duży sukces para ta odniosła w 1981 roku podczas Mistrzostw Niemiec Juniorów, gdzie zdobyła srebrny medal. Ludger był „niesamowicie dumny” z osiągniętego wyniku. Taki sam krążek zdobył on podczas MN w kategorii młodych jeźdźców w 1982 i 1984 roku. Te wyniki dały mu miejsce w kadrze na ME 1984, gdzie wraz w Wetteifeernde zdobyli dwa brązowe medale – indywidualnie i zespołowo. Jego talent i umiejętność docenili zarówno Gerd Wiltfang, u którego Ludger spędzał wakacje, jak i Hermann Schridde, ówczesny trener kadry Niemiec, ale też i Paul Schockemöhle, który złożył mu ofertę nie do odrzucenia.

Po maturze w 1983 roku Beerbaum dostał się na studia ekonomiczne, którymi jednak nie był zachwycony. I w tym momencie w jego życie wkroczył właśnie Schockemöhle, który chciał kupić dla jednego ze swoich klientów Wetteifeernde. Gdy Ludger zajęty był obliczaniem, jak dużą otrzyma prowizję od sprzedaży klaczy, Schockemöhle dołożył „wisienkę na torcie” i powiedział: „Jak chcesz, możesz z nią przyjechać do Mühlen i przez jakiś czas jeszcze na niej jeździć”. Oferta pracy w stajni, w której jeździli Franke Sloothaak, a wcześniej Eddie Macken i Albert Voorn, była jak spełnienie marzeń, w końcu Schockemöhle nie składa takich propozycji każdemu. Po wielu rodzinnych naradach decyzja o przeprowadzce została podjęta. Ludger musiał jednak obiecać mamie, że po roku wróci na studia. Obietnicy nie dotrzymał…

Paul Schockemöhle w tym czasie sam był jeszcze aktywnym zawodnikiem i miał plan, aby stworzyć ze swoich jeźdźców ekipę na Puchary Narodów. Ludger miał mu w tym pomóc. Otrzymał on dwa klasowe konie do jazdy: wałacha LANDLORD (Landgraf I – Aldato) i wałacha WIENER DOMSPATZ (Wienerwald – Domspatz), ale oprócz nich jeszcze 12-14 innych koni do codziennej pracy, bez luzaka. Po latach Beerbaum przyznał, że nie jeździł ich wszystkich codziennie, ale tak wszystko organizował, że wszyscy byli przekonani o tym, że te 16 koni dobrze pracowało każdego dnia. Za co otrzymywał pochwały od samego szefa, co wprawiało go jednak w małe zakłopotanie. 

Pracowitość, zaangażowanie, ambicja i spryt – to cechy, dzięki którym Ludger szybko stał się ulubieńcem Schockemöhle. Już w pierwszym roku pracy w Mühlen spełniło się to, o czym marzy wielu zawodników – start w konkursie Pucharu Narodów. Ten pierwszy miał miejsce w 1985 roku w Dublinie, a partnerem Beerbauma był wałach SALONIKI. W tym samym roku Beerbaum startował jeszcze 6 razy w konkursach Pucharu Narodów – nie tylko w Europie, ale i w Kanadzie oraz w USA. W 1987 r. w Manheim Ludger Beerbaum zdobył swój pierwszy medal Mistrzostw Niemiec w kategorii seniorów – brązowy na początek. Startował tam na Wiener Domspatz i musiał uznać wyższość swojego szefa – Paul Schockemöhle zwyciężył na niezapomnianym wałachu Deister. Ten wynik dał 24-letniemu zawodnikowi w kadrze na Mistrzostwa Europu w St. Gallen. Nie był to jednak udany start. Opady deszczu spowodowały, że podłoże praktycznie nie nadawało się do niczego, Beerbaum w dwóch nawrotach PN „uzbierał” ponad 31 pkt. 

Rok później Ludger bogatszy w doświadczenie zwycięża na Landlordzie w Mistrzostwach Niemiec i dostaje się do olimpijskiej kadry. Igrzyska Olimpijskie w Seulu rozpoczynają się jednak dla niego pechowo. Landlord doznaje kontuzji i nie może wystartować. Jednak dla trenera kadry, Herberta Mayera, jak i dla Paula Schockemöhle, jedno jest jasne – nie mogą zrezygnować z takiego zawodnika. Podjęta zostaje decyzja o tym, że 25-latek wystartuje na koniu rezerwowym, wałachu THE FREAK (Lucky Boy xx – Banko). Na koniu tym przez lata startował Hugo Simon z Austrii, a później kupił go Dirk Hafemeister, który w Seulu miał również swojego konia nr 1, klacz Orchidee. Ludger miał możliwość krótkiego treningu na parkurze na swoim zastępczym koniu i wszyscy czekali na jego ostateczne zdanie. Po ostatniej przeszkodzie podnosi on kciuk w górę, w ostatnim momencie dokonano zmiany na listach. 

W konkursie zespołowym Niemcy startowali z numerem 13 – później miało się okazać, że wcale nie takim pechowym. Ludger i The Freak wjeżdżają na parkur jako pierwsi, cała drużyna z niecierpliwością obserwuje ich przejazd. Mimo 25 lat był on już doświadczonym jeźdźcem – a to dzięki dużej ilości koni, jaką codziennie jeździł. Jak duże znaczenie to miało, okazało się na olimpijskim parkurze. Pierwszy nawrót kończą z 0,25 pkt za przekroczoną normę czasu. Sensacja wisi w powietrzu! Wyniki pozostałych zawodników dają ekipie prowadzenie po pierwszym nawrocie. W drugim nawrocie The Freak robi jedną zrzutkę na ostatniej przeszkodzie. Wolfgang Brinkmann i jego Pedro kończą z wynikiem 1 pkt, Dirk Hafemeister na Orchidee ma dwie zrzutki. Ale łączny wynik daje zespołowi taką przewagę nad innymi, że ostatni w zespole, Franke Sloothaak na wałachu Walzerkönig, nie musi nawet startować. Marzenie Ludgera o olimpijskim złocie spełnia się w wieku 25 lat. 

W 1989 roku doszło do rozłamu – drogi Beerbauma i Schockemöhle rozeszły się w jednej chwili. Poszło o kobietę, a dokładnie o żonę Paula Schockemöhle, Bettinę. Wiadomość o romansie spowodowała natychmiastowe zwolnienie Ludgera. Przez dwa tygodnie czekał on na ewentualne oferty. Kilka się pojawiło, ale jedna okazała się na tyle interesująca, że postanowił przenieść się na drugi koniec Niemiec, do położonej w Bawarii miejscowości Buchloe. 

Tam znajdowała się mała stajnia sportowa, której właścicielami byli Alexander Moksel i Rodo Schneider. Dwóch biznesmenów przeczytało o zmianie sytuacji życiowej „najlepszego jeźdźca w kraju” i postanowili oni do niego zadzwonić. Ludger miał za zadanie poprowadzić ich stajnię oraz trenować dwóch zawodników: Ralfa Schneidera i Elmara Gundela. Ale jedno z pierwszych zadań brzmiało – znaleźć i kupić 3-4 klasowe konie, tak aby Ludger nie stracił kontaktu z czołówką. Tylko że nie jest łatwo takie konie kupić. Ludger dostał do dyspozycji 9-letniego wałacha GRAND PLASIR (Grannus – Madras I), 8-letnią klacz ALMOX GAZELLE (po Goldrausch) i 11-letniego wałacha KANDELIAN (po King of Diamond). Nie były to konie z najwyższej półki, ale pozwalały na międzynarodowe starty. Ludger na jakiś czas wypadł z kadry, ale powrócił do niej rok później, przed Światowymi Igrzyskami Jeździeckimi w Sztokholmie. On i Gazelle znaleźli się w zespole, który wywalczył srebrny medal zespołowo, ale sam Ludger nie może zaliczyć tego startu do udanych. Mało doświadczona, 9-letnia klacz, w pierwszym nawrocie zrobiła 5 zrzutek, startu w drugim jej już oszczędzono. Jedna z niemieckich gazet napisała o tym starcie: „Bez wątpienia najlepszy jeździec na najmniej utalentowanym koniu”. 

I wtedy przyszła ona – właśnie na takiego konia Ludger czekał. Mowa o 8-letniej wówczas klaczy CLASSIC TOUCH (Caletto II – Landgraf I). Beerbaum zauważył ją podczas zawodów krajowych. Swoimi rundami Classic Touch zrobiła na wielu tak ogromne wrażenie, że zainteresowany jej kupnem był m.in. Jan Tops, jeżdżący wtedy dla meksykańskiego milionera Alfonso Romo. Rodo Schneider działał szybko – wieczorem klacz była już jego własnością. Miał na niej jeździć Ralf Schneider, ale szybko stało się jasne, że oboje byli jeszcze zbyt „zieloni” na wspólną pracę. Przejął ją więc Ludger, ale i on w pewnym momencie znalazł się pod ścianą – Classic Touch miała swój własny styl i wyjątkowy charakter. To, co wyróżniało „niemiecką szkołę jazdy”, według której Beerbaum – czyli całkowite podporządkowanie się konia, 100% posłuszeństwo i koncentracja na jeźdźcu – w pracy z nią nie miał szans na powodzenie. Musiał więc zmienić swoje podejście do treningów, dał jej więcej wolności i samodzielności, wędzidło zamienił na hackamore, a w domu prawie nie skakał na niej, bo była ona „zbyt gorąca”. Classic Touch szybko się odwdzięczyła. Pierwszy duży konkurs para ta wygrała w październiku 1991 roku – Grand Prix w Londynie/Wembley, później doszło zwycięstwo w Pucharze Świata w Goeteborgu. Beerbaum zakwalifikował się wtedy do Finału PŚ w Del Mar, ale postanowił oszczędzić tę młodą jeszcze klacz i wystartował tam na wałachu RUSH ON (Report I – Rivale), na którym zajął 6 miejsce. Dla Classic Touch miał on inny plan – Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie. Rodo Schneider ten plan zaakceptował po jednym warunkiem – po ewentualnym starcie na igrzyskach na klaczy będzie jeździł Ralf Schneider. Na Mistrzostwach Niemiec w 1992 roku Classic Touch i Ludger nie robią żadnego błędu i zdobywają mistrzowski tytuł. Zawodnik coraz bardziej wierzył, że ma szansę na zdobycie medalu w Barcelonie. Co prawda niewielką, ale ma. Kontuzje podstawowych koni pozostałych zawodników były dużym osłabieniem ekipy, co potwierdziło się w pierwszym nawrocie Pucharu Narodów. Ludger zachowuje zimną krew i przeprowadza swoją 9-letnią klacz bezbłędnie przez olimpijski parkur. W drugim nawrocie trzech pierwszych jeźdźców „zarabia” łącznie 32,5 pkt. Ostatnia nadzieja na lepszy wynik była w Ludgerze i jego klaczy, ale i ta skończyła się dość szybko – dokładnie na trzeciej przeszkodzie. Podczas skoku pęka pasek nosowy od hackamore. Classic Touch zaczyna pędzić bez kontroli dookoła placu, Ludger ratuje się zeskokiem z niej i wtedy ona natychmiast się zatrzymuje. Załamany Ludger Beerbaum wyprowadził klacz z areny, myśląc o tym, że to koniec ich wspólnej olimpijskiej przygody, ale się mylił. Dobry występ w pierwszym nawrocie PN dał mu 44 miejsce w klasyfikacji i możliwość startu w konkursie indywidualnym. W pierwszej rundzie finału tylko dwie pary nie robią błędów: Piet Raijmakers z Holandii na klaczy Ratina Z i Ludger na Classic Touch. I to on startował z ostatnim numerem w drugim nawrocie. Nikt przed nim nie ukończył z zerowym wynikiem. Również Raymakers, który za bardzo postawił na dokładność i ukończył swój przejazd z wynikiem 0,25 pkt. Beerbaum wiedział, że jeśli pojedzie „na zero”, będzie Mistrzem Olimpijskim. W pełni skoncentrowany przeprowadził swoją fenomenalnie skaczącą klacz przez trudny olimpijski parkur – i to bezbłędnie. Jego radość po przekroczeniu linii mety nie miała końca. To znaczy miała – po powrocie do domu. Dwa dni później przyszedł czas na rozmowę z właścicielem konia i Classic Touch trafiła pod Ralfa Schneidera. Ten nie był zbytnio szczęśliwy z zaistniałej sytuacji – „Dla wielu byłem tym, który rozdzielił mistrzowską parę”. Ale umowa to umowa. Ludger próbował w dyplomatyczny sposób wpłynąć na zmianę decyzji szefa – przecież z Classic Touch mógłby jeszcze wiele osiągnąć w kolejnych latach. Pod Ralfem Schneiderem klacz ta wielokrotnie plasowała się w konkursach Grand Prix i Pucharu Świata, a w 1997 roku została sprzedana do Holandii, gdzie przez dwa lata startował na niej Piet Raijmakers. 

Alexander Moksel miał wyrzuty sumienia z powodu zaistniałej sytuacji i obiecał Ludgerowi, że dostanie on „innego konia”. Tak, tylko gdzie znaleźć kolejną mistrzynię olimpijską. Jak się okazało, wcale nie trzeba było długo szukać.

 

Ludger Beerbaum i Chiara podczas Mistrzostw Świata w 2014 roku, fot.: Anna Pawlak

 

 

Ratina Z

Pewnej nocy, w okresie kiedy Beerbaum przeżywał jeszcze rozstanie z Classic Touch, zadzwonił do niego telefon – po drugiej stronie Alexander Moksel z wiadomością dnia: Paul Schockemöhle kupił Ratinę Z. Taka informacja pojawiła się w teletekście. Dwa dni później w ten sam sposób panowie dowiedzieli się, że Schockemöhle jednak Ratiny nie kupił – nie przeszła ona badań weterynaryjnych. Ale przecież koń, który kilka tygodni wcześniej zdobył dwa medale na igrzyskach olimpijskich (złoty zespołowo i srebrny indywidualnie) nie może być przecież aż tak chory? Miała kosztować 2 miliony marek – zawrotna suma za „chorego” konia. Weterynarz, który pojechał przebadać klacz w imieniu Moksela stwierdził, że klacz ma co prawda problemy z kolanami, ale nie powinno jej to zbytnio przeszkadzać, więc ją kupiono. 

Ludger Beerbaum był wtedy na zawodach w Donaueschingen, ale przez telefon kontrolował, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Dzwonił do Leona Melchiora, właściciela stadniny w Zangersheide i do Pieta Raijmakersa, by upewnić się, że Ratina przyjedzie w swojej ulubionej derce, że będzie miała swoje ulubione ochraniacze i kantar. Po powrocie z zawodów pełen ekscytacji wsiadł po raz pierwszy na nią – i był bardzo zadowolony z tego, co zobaczył i poczuł. Ale im dalej w las, tym więcej drzew – im więcej Ludger od Ratiny wymagał, tym z coraz większym oporem się spotykał. Były momenty, kiedy chciał się poddać, ale z drugiej strony jego duma i ambicja na to nie pozwalały. Spędził godziny na rozmowach z innymi jeźdźcami, obejrzał wszystkie nagrania przejazdów tej klaczy. I powoli doszedł do wniosku, że jeśli chce z nią osiągnąć sukcesy, musi pozwolić być jej sobą: „W pewnym sensie skapitulowałem”. Ratiny nie dało się do niczego zmusić. Zmiana nastawienia i sposobu jazdy na Ratinie spowodowała, że para ta zaczęła odnosić pierwsze sukcesy, a było ich później naprawdę wiele. Zwycięstwa w konkursach Grand Prix i Pucharu Świata m.in. w Londynie, Stuttgarcie, Berlinie, Rotterdamie, Amsterdamie i w Zurichu. W 1993 roku Ratina i Ludger zwyciężają w Finale Pucharu Świata w Goeteborgu. Podczas Mistrzostw Świata w Den Haag Beerbaum i Ratina Z zdobywają złoty medal zespołowo i zajmują 4 miejsce indywidualnie. Był to ostatni sukces w barwach stajni w Buchloe. 

 

Ratina Z – najlepsza klacz w historii skoków przez przeszkody. Tu podczas Mistrzostw Europy w Mahnneim/GER w 1997 roku, gdzie Ludger Beerbaum zdobył na niej dwa złote medale. fot.: Małgorzata Żółtańska

 

 

Riesenbeck

Problemy finansowe właścicieli stajni w Buchloe spowodowały, że Ludger Beerbaum i Ralf Schneider założyli własny biznes i przejęli dużą część koni. Początkowo Beerbaum przeniósł się z nimi do ośrodka w Warendorfie, gdzie siedzibę ma Niemiecka Federacja Jeździecka. Później powstał nowy ośrodek w Riesenbeck, na terenie gospodarstwa, które należało do wujka Ludgera. W końcu był on „na swoim”, zbudował wszystko tak jak chciał i zaczął prowadzić swój biznes. Ale w tym całym zamieszaniu musiał się on też przygotować do igrzysk w 1996 roku. Podczas zawodów w Aachen Ratina prezentowała świetną dyspozycję zwyciężając zarówno w konkursie Grand Prix, jak i w Pucharze Narodów. W Atlancie Ratina po raz kolejny potwierdziła swoją klasę – w konkursie zespołowym oba nawroty pokonała bezbłędnie przyczyniając się do zdobycia złotego medalu. Jednak radość nie trwała długo – wieczorem klacz stała w boksie na trzech nogach, a to oznaczało koniec marzeń o powtórzeniu sukcesu z Barcelony – zdobyciu tytułu Mistrza Olimpijskiego indywidualnie. W 1997 roku Beerbaum i Ratina Z są ponownie w doskonałej formie i podczas Mistrzostw Europy w Manheim zdobywają dwa złote medale. Po raz ostatni ta „najlepsza klacz w historii” zaprezentowała się na parkurze podczas zawodów CHIO w Aachen w 1999 roku. W konkursie Grand Prix zajęła jeszcze 5 miejsce, po czym uroczyście ją pożegnano do dźwięków piosenki Glorii Gaynors „I am what I am”. Swoje ostatnie lata spędziła ona oczywiście w stajni Ludgera, gdzie zasnęła na zawsze 22 grudnia 2010 roku w wieku 28 lat. 

 

Goldfever, Champion du Lus, Gladdys i inne

Ludger Beerbaum uchodzi w środowisku jeździeckim jako perfekcjonista pod każdym względem. Jest on jednym z niewielu jeźdźców, którzy od dekad znajdują się w ścisłej czołówce światowej. Zawdzięcza to nie tylko talentowi i pracowitości, ale również dzięki umiejętności dostosowania się do swoich koni. Mówi się o nim, że jest specjalistą od trudnych koni. Ale przecież większość wybitnych koni to z jednej strony geniusze, a z drugiej szaleńcy. Przykłady Classic Touch i Ratiny Z to potwierdzają, ale również inne ważne konie w jego karierze miały w sobie mniejszą lub większą ilość „wariactwa”. Ogier GOLDFEVER (Grosso Z – Galvano) o mało nie stracił przez to swojej „męskości”. On bardziej interesował się tym, co się dookoła dzieje niż tym, co się od niego wymaga. W kuluarach mówiono o jego wyjątkowej niechęci do ogiera Cento, na którym startował w tym samym okresie Otto Becker – podczas częstych wspólnych dekoracji obaj panowie musieli być jak najdalej od siebie. CHAMPION DU LYS (Laeken – Largny) był zupełnie inny – spokojny i zrównoważony, a do tego odważny – dwukrotnie (1998 i 2003) Ludger wygrał na nim Derby w Hamburgu - a do tego 60 innych konkursów. Klacz GLADDYS S (Grandeur – Apart) była, według samego Beerbauma, mieszanką Classic Touch i Ratiny Z. Szalona, ale żądna zwycięstwa, bojąca się szczególnie fleszy aparatów fotograficznych. W pokonaniu tego strachu pomogły jej światła drogowe, które umieszone przed jej boksem co jakiś czas błyskały w ciągu dnia. Wałach NERON DE LA TOURELLE (Darco – Blickfanger) był natomiast koniem, którego pokłady energii nieraz przyprawiały zawodnika o ból głowy. Małe ilości paszy treściwej i wysiłek krótko przed zawodami ułatwiały trochę pracę z nim. Natomiast RUSH ON potrafił wygrać wszystko – jeśli akurat chciał. Bo jeśli nie chciał, to nawet Ludger nie potrafił go przekonać. PS PRIAMOS (Pilot – Direx) był chyba najłatwiejszym koniem z nich wszystkich – na tym niedużym pięknie malowanym kasztanie Ludger Beerbaum zdobył złoto zespołowo podczas WEG w 1998 roku. W karierze Beerbauma niewiele było momentów, kiedy nie miał on klasowych koni – Figaro’s Boy, It’s me, Coupe de Couer, L’Espoir, All Inclusive NRW, Gotha FRH, kupiony w Polsce ogier Zinedine, Chiara, Casello czy 18-letni obecnie Chaman – każdy z nich w odpowiednim momencie spełnił swoją rolę zdobywając czy to medale czy zwyciężając w najważniejszych konkursach na świecie: „Każdy z moich koni odegrał w moim życiu ogromną rolę. Każdy z nich w swoim czasie dał z siebie wszystko”. A gdy zaistniała taka potrzeba, potrafił on oddać nawet te najlepsze z nich swoim uczniom.

 

Swój ostatni medal olimpijski Ludger Beerbaum zdobył w Rio de Janeiro na wałachu Casello, fot.: Anna Pawlak

 

 

Kuźnia talentów

PS Priamos przez kilka lat służył Marco Kutscherowi jako „koń-profesor”, zawodnik ten dołączył do zespołu Beerbauma w 1999 roku. Zdobyte na tym koniu doświadczenie w dużym stopniu przyczyniło się do sukcesu 6 lat później – Kutscher wygrał dwa złote medale na ME. Podobna sytuacja była również w przypadku koni Coup de Couer i Gotha FRH – na obu tych koniach z ogromnym powodzeniem startował Henrik von Eckermann ze Szwecji. Ci dwa jeźdźcy po kilkunastu latach pracy w „Ludger Beerbaum Stables” podjęli decyzję o usamodzielnieniu się, ale w dalszym ciągu współpracują oni z Beerbaumem, który dba o innych – Philipp Weishaupt jest już u niego 14 lat – w tym czasie 3 razy startował w Finale PŚ i wygrał wiele konkursów Grand Prix. W lutym 2012 roku do zespołu dołączył 27-letni obecnie Christian Kukuk, który coraz częściej widywany jest na najpoważniejszych imprezach, ale nie tylko nimi Ludger Beerbaum się zajmuje. Swój czas poświęca też jeźdźcom, którzy przyjeżdżają do Riesenbeck na kilka tygodni lub miesięcy po to, by się nauczyć nowych rzeczy. Z takiej możliwości skorzystali kilka lat temu również Grzegorz Kubiak i Łukasz Jończyk. 

 

Interesy i biznesy

Posiadanie w stajni takich ogierów jak Goldfever i Champion du Lys zainicjowało Ludgera Beerbauma do stworzenia własnej stacji ogierów. Dzisiaj ma on w swojej ofercie ponad 20 klasowych reproduktorów z najlepszych linii skokowych i ujeżdżeniowych, już sprawdzonych w sporcie lub stojących na początku swoich karier. Dwa lata temu otwarto jeden z projektów, którego pomysłodawcą był Ludger Beerbaum. Zmodernizowano istniejący wcześniej ośrodek, który słynął wcześniej z zawodów zaprzęgowych i powstało centrum szkoleniowe „Riesenbeck International”, w którym odbywają się zawody, pokazy hodowlane i szkolenia. Ale na tym nie koniec – Beerbaum od wielu lat mocno angażuje się w rozwój jeździectwa w Chinach, gdzie również w jego inicjatywy odbywają się co roku zawody na stadionie olimpijskim „Bird’s Nest” w Pekinie. Chińscy zawodnicy są też częstymi gośćmi u Ludgera, a ten regularnie lata do Chin, aby szkolić ich na miejscu. Jakiś czas temu wpadł on również na pomysł, aby wypuścić na rynek pasze dla koni – w ten projekt mocno zaangażowany jest jego syn Alexander.

Na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie Ludger Beerbaum zdobył swój ostatni medal w karierze. Wtedy zapowiedział on koniec występów w kadrze Niemiec, ale nie zniknie on z parkurów. Kilkanaście lat temu powiedział, że nie zamierza jeździć, kiedy będzie miał 50 lat. Teraz ma on prawie 54 lata i w dalszym ciągu wygrywa. I mamy nadzieję, że jeszcze będziemy mogli go oglądać przez kilka lat na parkurach. A co będzie robił, jak sportowym zmaganiom powie „koniec”? Z pewnością będzie się spełniał w roli szkoleniowca zarówno koni i jeźdźców. Jedyne, co go niezbyt pociąga, to funkcja trenera kadry: „To by było dla mnie zbyt nudne zajęcie”. 

 

Ludger Beerbaum i ogier Zinedine, który jako młody koń z sukcesami startował pod Markiem Wacławikiem, Kilkanaście lat temu fot.: Anna Pawlak


 

Wypadek

O mały włos kariera i być może życie Ludgera Beerbauma nie zakończyły się w dniu 1 listopada 1978 roku. W tym dniu umówił się on z chłopcami z klubu na „przetestowanie” trasy przygotowanej na Hubertusa. Gdy koledzy spóźniali się, niecierpliwy Ludger wyruszył sam dosiadając młodej i niedoświadczonej klaczy Elaisa. Bez kasku, pełnym galopem skakał kolejne przeszkody. „Pod koniec trasy klacz nie miała już sił. To było bardzo lekkomyślne z mojej strony”. Na przedostatniej przeszkodzie Elaisa nawet nie próbowała się odbić. Wpadła w drągi, Ludgera wrzuciło z siodła, spadł na pień po wyciętym drzewie, a klacz przewróciła się na niego. Kilka minut później znalazł go kolega, który najszybciej jak mógł powiadomił mamę Ludgera o wypadku. Ta zadzwoniła po karetkę, która najprawdopodobniej nie zdążyłaby przyjechać na czas. Na szczęście w okolicy była druga. Szybko podjęto akcję ratunkową i przewieziono nieprzytomnego chłopca do szpitala. Ludger przebudził się dopiero po tygodniu spędzonym w komorze tlenowej. Miał połamane żebra, usunięto mu dwa płaty prawego płuca. Mimo początkowych sprzeciwów rodziców, wrócił do jazdy w marcu 1979 roku. 
 

Miłość do koni

Ludger Beerbaum znany jest z ogromnej miłości i przywiązania do swoich koni. Większość z nich spędziło w jego stajni swoje emerytury. Klacz Wetteifeernde po zakończeniu kariery przebywała w Belgii. Tam odnalazł ją Beerbaum i odkupił, aby dać jej godną emeryturę. Swoje ostatnie lata spędzała ona na padoku w towarzystwie wałacha Rush On. Kilka lat temu uratował on również klacz, która przez kilka lat pracowała w szkółce i miała trafić do rzeźni. Ludger wykupił ją i pokrył ogierem Goldfever i podarował jednemu z hodowców, któremu w następnym roku urodziła się klaczka. „To jest piękne, gdy w tak łatwy sposób można uratować życie”.
 

Ludger Beerbaum jest typem zwycięzcy. Już od początku swojej kariery wiedział dokładnie, po co wsiada w siodło. Po to, aby zwyciężyć, a nie po to, by wystartować. 
 

Ludger Beerbaum urodził się 26 sierpnia 1963 roku jako pierwsze dziecko Mathildy i Horsta Beerbaum. Po nim urodziły się jego dwie siostry: Ruth i Monika. Jego o 7 lat młodszy brat Markus przez kilka lat był również w kadrze Niemiec, ale obecnie bardziej poświęca się pracy trenerskiej. Jest on mężem Meredith Michaels-Beerbaum. Ludger ma trójkę dzieci – syna Alexandra (25 lat, z małżeństwa z Barbarą Beerbaum) oraz córki: Cecilia Sophie (8) i Mathilde (6) z drugiego małżeństwa z brytyjską amazonką Arundel Davidson. 
 

Madeleine Winter-Schulze i jej mąż Dieter (zmarł w 2008 roku) to obok najbliższej rodziny najważniejsze osoby w życiu Ludgera Beerbauma. Tym sportowym i tym prywatnym. Ich współpraca rozpoczęła się w 1994 roku – od koni Gaylord i Casanova. Madeleine Winter-Schulze stara się, aby Ludger i jego zawodnicy zawsze mieli klasowe konie do dyspozycji, ale rzadko kupuje ona „gotowe” konie – w większości są to młode, obiecujące wierzchowce, które później doprowadzane są do najwyższego poziomu. Część z nich pochodzi też z jej własnej hodowli. Tam gdzie startuje Ludger, tam jest jego mecenka – po to, aby cieszyć się z sukcesów albo wspierać w przypadku porażki. 

 

adeleine Winter–Schulze prawie zawsze jest tam gdzie startuje Ludger Beerbaum. Tu cieszy się z jego zwycięstwa na ogierze Chaman w konkursie Riders Tour w Münster w 2015 roku, fot.: Sabine Wegener/Equitaris


 

Tylko jednego tytułu Ludger Beerbaum nie zdobył w swojej karierze – Mistrza Świata w klasyfikacji indywidualnej. Ale jak sam powiedział, cenniejszy dla niego jest tytuł Mistrza Olimpijskiego.

  • 9 tytułów Mistrza Niemiec seniorów: 1988, 1992, 1993, 1997, 1998, 2000, 2001, 2004, 2011.
  • 12 medali na Mistrzostwach Europy, w tym 2 x złoty ind. 1997/Ratina Z, 2001/Gladdys S. 
  • 4 medale Mistrzostw Świata, w tym 2 złote.
  • 5 medali na igrzyskach olimpijskich – w tym 4 złote. Złoty medal IO w Atenach 2004 został ekipie Niemiec odebrany po wykryciu substancji Betamethason u ogiera Goldfever. Ludger Beerbaum został zdyskwalifikowany, zespół otrzymał medal brązowy.
  • Zwycięstwo w Finale Pucharu Świata 1993/Ratina Z, 3 x 2 miejsce (2002, 2010, 2014).
  • 134 starty w konkursach Pucharu Narodów.

 

Hubert Szaszkiewicz o Ludgerze Beerbaumie:

To przede wszystkim wielki profesjonalista w każdym aspekcie dotyczącym wielkiego sportu.

Zaczyna od planowania startów swoich koni na cały sezon. To duża umiejętność, szczególnie jak w stajni jest kilka równych, bardzo dobrych koni. Realizuje to konsekwentnie, naturalnie robiąc korekty ze względu na kontuzje etc.

Jest jeźdźcem perfekcyjnym i nigdy nie startuje na koniu, który nie jest w 100% podporządkowany jego woli. Każdy najazd na parkurze jest głęboko przemyślany i nigdy nie pozwala sobie na urwanie lub dodanie foulee. Jeżeli przekracza normę czasu, to jest to zaplanowane i wynika z budowania konia na następny parkur. Jeździ zawsze optymalną linią najazdu; ani za daleko, ani za blisko, to wynika z fantastycznego wyczucia tempa i wiedzy na temat długości foulee galopu danego konia. Wygrał wszystko poza indywidualnym mistrzostwem świata.

Te 4 miejsca to jakieś fatum. Zdarzają mu się zrzutki na ostatniej przeszkodzie, ale o dziwo – nigdy, gdy walczy dla zespołu. Jego przejazd na IO w  Rio to dowód najwyższego kunsztu, precyzji jazdy oraz wspaniałej odporności psychicznej. Wyszkolił wspaniałych następców: Von Eckermann, Weishaupt, Kukuk i wielu innych, co świadczy o doskonałym podejściu pedagogicznym. Nie wybacza błędów szkolnych i surowo natychmiast je ocenia. Wzór sportowego trybu życia. Od ponad 20 lat małe piwo lub kieliszek wina i to od święta, to wszystko, na co sobie pozwala.

Od 6:30 w stajni, gdzie wszystkiego dogląda sam, a przecież poza jazdą konną zajmuje się treningiem innych, prowadzi stację ogierów, handluje końmi i zarządza całym przedsiębiorstwem. Jak mi powiedział, co miesiąc musi zapłacić pensję 50 pracownikom, a na to trzeba wygrać, sprzedać konie, zarobić na kryciu i na treningach. Jednym słowem, zapracowany człowiek interesu.

Jest świadomy swojej wartości jako jeździec. Potrafi pojechać na każdym koniu od razu duży parkur, czego przykładem jest jazda po złoty medal zespołowy na IO w Seulu na koniu Dirka Hafemeistra – The Freak. Choć uważa, że na poznanie konia jeździec potrzebuje przynajmniej rok.