Przedstawiciele „królowej wszystkich konkurencji jeździeckich” czyli ujeżdżenia zaprezentują się w Lionie (FRA) dwukrotnie. Pierwszy konkurs Grand Prix rozpocznie się w sobotę 19. kwietnia około godziny 15:00. Po jego zakończeniu ośmiu najlepszych zawodników wzbogaci swoje konta o łączną kwotę 25 000 €. Ostateczne rozstrzygnięcia nastąpią już następnego dnia w niedzielę 20 kwietnia 2014 roku około 13:35, kiedy rozpocznie się konkurs Grand Prix Freestyle. Tym razem pula premii finansowych dla 15. najlepszych zawodników wyniesie 225 000 €.

Niewątpliwie finałowe zmagania w ramach Reem Acra FEI World Cup to wielkie święto tej konkurencji jeździeckiej. Jest jednak sprawa, która rzuca na nie spory cień.
Podobnie jak w zeszłym roku sporo kontrowersji wywołała decyzja FEI o przyznaniu „dzikiej karty” uprawniającej do startu w tych prestiżowych zawodach. W tym roku beneficjentem tego systemu została mistrzowska para z Igrzysk Olimpijskich i Mistrzostw Europy - Charlotte Dujardin (GBR) i Valegro.

O ile sam fakt startu w Lionie utytułowanej pary nie budzi kontrowersji, bo z pewnością pozytywnie wpłynie na widowisko jeździeckie, to nie wszyscy akceptują, że stało się to poprzez wprowadzenie jej do rywalizacji „od kuchni”, poprzez system „dzikiej karty”. Pozostali uczestnicy światowych finałów musieli się do Lionu zakwalifikować pracowicie gromadząc punkty w systemie kwalifikacji. Jak ma się decyzja FEI do zasad fair play czy zwykłej, ludzkiej uczciwości? Te pytania zadaje sobie w tej chwili wielu zawodników światowego ujeżdżenia.

Czy można się temu dziwić? Chyba nie. Czyż od Mistrza nie powinno się wymagać więcej niż od innych? Czy nie powinna obowiązywać zasada noblesse oblige? Tymczasem Charlotte Dujardin startowała na Valegro w kwalifikacjach, wygrała nawet w Londynie i Amsterdamie, ale w efekcie końcowym nie zgromadziła na swoim koncie tylu punktów by awansować do finału w Lionie. Jednak dzięki systemowi „dzikiej karty” nie musiała tego robić. Wystarczyło być popularnym. Decyzja FEI pokazuje, że najlepsi nie muszą się starać. Nie muszą do prestiżowych zawodów startować w długim systemie kwalifikacyjnym jak inni „śmiertelnicy”. Mogą sobie pozwolić na awaryjny „plan B” i w finałach pojawić się ze świeżym, nie zmęczonym kwalifikacjami koniem. Czy tak ma wyglądać promowanie sportowej uczciwości w wykonaniu FEI? Bo w prawdziwym sporcie powinna chyba obowiązywać zasada, że albo się kwalifikujesz do finałów albo zostajesz w domu.

Fot.: Kit Houghton/FEI