Czy mógłby Pan podzielić się ze środowiskiem jeździeckim Polski za naszym pośrednictwem powodem, dla którego zrezygnował Pan z pracy w Zarządzie PZJ?
Oczywiście, zgodnie z daną przez mnie obietnicą, a przywykłem poważnie traktować dane sowo, możemy o tym porozmawiać. Jednak od razu chciałem podkreślić, że na moją decyzję o rezygnacji w pracach Zarządu PZJ wpłynęło 12 powodów, o których chciałbym powiedzieć kilka słów. Słów, które z pewnością nalezą się sportowemu środowisku jeździeckiemu.
Aż 12 powodów? Będzie to wobec tego chyba bardzo długa rozmowa?
Proszę się nie obawiać o długość rozmowy. Jestem do niej przygotowany i wypisałem sobie owe 12 powodów, które postaram się w sposób w miarę krótki i przejrzysty przedstawić. Punktów zaś jest 12, bo tak naprawdę, to swoją decyzję podjąłem w efekcie skumulowania czy też zsumowania efektów każdego z nich. Gdyby rozpatrywać je każdy z osobna, to oczywiście można by marginalizować ich skutki. Jednak nałożenie się ich wszystkich w tak krótkim czasie tak naprawdę nie pozostawiło mi praktycznie żadnego pola do manewru. Zrobiłem to co w tej sytuacji było jedynym sensownym wyjściem. Ale może dosyć tego ogólnego wprowadzenia i zabierzemy się za konkrety. Zatem jeśli Pan pozwoli przejdę do pierwszego ze wspomnianych przez mnie powodów. Otóż moim zdaniem, które zresztą podziela wielu ludzi zaangażowanych w polskie jeździectwo, sport i szkolenie należą do głównych zadań Polskiego Związku Jeździeckiego. Sądziłem więc, że osoba w Zarządzie PZJ odpowiedzialna za ten zakres działania Związku powinna mieć jakieś należyte, sensowne umocowanie w strukturach Związku. Mam na myśli stanowisko wiceprezesa do spraw sportu, który w swojej, nazwijmy to poziomej strukturze zarządzania będzie miał do współpracy menadżerów i trenerów każdej z jeździeckich konkurencji oraz dział sportu w Biurze PZJ. W mojej opinii dopiero wtedy można coś w sprawach sportu i szkolenia zrobić sensownego. Okazało się jednak, że zupełnie tak nie jest. Wybrano wiceprezesa do spraw finansów. Oczywiście kwestia finansów jest niezwykle ważka, i jestem ostatnim, który by próbował ją marginalizować. Jednakże, jak sądzę, w związku sportowym wyższy priorytet winny mieć chyba kwestie sportowe. Ponieważ stało się jak się stało, to chciałbym powiedzieć, że była to pierwsza kwestia, która utrudniła mi, jako osobie odpowiedzialnej za sport, jakikolwiek wpływ na to co się w sporcie działo i dzieje.
Przepraszam, że wpadnę w słowo, ale muszę o coś zapytać. Faktycznie po wydarzeniach majowego Zjazdu Delegatów PZJ powszechne były oczekiwania, że zastąpi Pan na stanowisku wiceprezesa Pana Marcina Podporę, który podczas obrad złożył rezygnację ze stanowiska wiceprezesa i członka Zarządu PZJ. Czy jednak nie obawia się Pan, że rezygnując z powodu braku powołania na stanowisko wiceprezesa prezentuje Pan postawę „małego chłopczyka”, który nie dostał dostatecznie dużego misia, więc obraził się na kolegów i poszedł bawić się do swojego pokoju? Czy nie jest to przejaw zbyt wybujałej Pana ambicji?
Nie obawiam się. Jak już mówiłem, swoją decyzję podjąłem w odpowiedzi na wypadkowe działanie wszystkich 12 powodów. Fakt, że brak powołania mnie na stanowisko wiceprezesa do spraw sportu i szkolenia wymieniam jako pierwszy z powodów nie oznacza wcale, że jest on najważniejszy, że ma najwyższy priorytet. Nie próbuję nawet tych wszystkich powodów kategoryzować w jakikolwiek sposób. Działanie każdego z nich z osobna można było w ten czy inny sposób neutralizować czy nawet bagatelizować. Jednak zebrane w jedną całość stworzyły warunki takie, w których działać skutecznie nie mogłem. A na działania pozorne, które byłyby usprawiedliwieniem dla mojego członkostwa we władzach Związku nie mam absolutnie żadnej ochoty. Szkoda mi na to czasu. Proszę mi uwierzyć, że nie bawią mnie funkcje jako takie. Chciałbym jednak wyraźnie podkreślić, że dla jakości wykonywanej pracy, dla jej efektywności, możliwości jakie niesie za sobą piastowanie takiego stanowiska jak wiceprezesa są nie tylko pewnym udogodnieniem dla osoby odpowiedzialnej, ale również bardzo wyraźnym sygnałem dla całego środowiska o priorytetach Zarządu. Mówić krótko, określają możliwość skutecznego działania. Bo w jaki sposób można coś zrobić w zakresie sportu i szkolenia, jeśli komu innemu podlegają menadżerowie konkurencji, trenerzy czy dział sportu w Biurze PZJ? Co w takiej sytuacji może zrobić członek Zarządu PZJ? Przedstawić jakiś projekt, czy zadanie i czekać na głosowanie? W innych związkach sportowych sport traktowany jest bardzo poważnie. W takim umocowaniu jak w PZJ można dojść do skrajnie innego wniosku. Dlatego wspomniałem o tej kwestii nie w rozumieniu funkcji i urażonej moje ambicji, a w kwestii możliwości oddziaływania. Tymczasem przejdźmy do kolejnego, drugiego powodu mojej rezygnacji.
Uważam, że członkowie Zarządu PZJ powinni być rozliczani ze swojej pracy zgodnie z przydzielonymi, konkretnymi zakresami obowiązków. Tymczasem dzisiaj mamy dosyć dziwną, by nie powiedzieć, że kuriozalną sytuację kiedy członkowie Zarządu na zebraniach tego ciała lub w trybie obiegowym jedynie głosują in gremio na przedstawione im zagadnienia, a nie przedstawiają spraw do załatwienia, które wynikały by z przydzielonego im zakresu działania. Tematy do głosowania przedstawia na zebraniach Zarządu Sekretarz Generalny. To chyba nie bardzo normalny schemat działania Zarządu związku sportowego? W późniejszej części przejdę trochę szerzej do kwestii Sekretarza Generalnego.
Trzecia kwestia to komisje sportowe. Jestem absolutnie przekonany o tym, że powinny one reprezentować środowisko każdej z konkurencji. Nie może być wewnątrz tych komisji konfliktu interesów. Niestety, tak się w PZJ nie dzieje. Te komisje, które zostały powołane wcale nie reprezentują interesów poszczególnych środowisk. Nie mogę zgodzić się z taką jak jest sytuacją.
Kolejna, czwarta już sprawa. Konkursy na menadżerów i trenerów moim zdaniem nie zostały właściwie przeprowadzone. W efekcie mamy sytuację taką, że w niektórych przypadkach menadżerami zostały osoby zupełnie niekompetentne, nie mające żadnego autorytetu w środowisku swoich konkurencji. Dotyczy to na przykład ujeżdżenia, skoków czy parajeździectwa. W tej ostatniej konkurencji doszło do tego, że menadżer zrezygnował i jego obowiązki przejął jeden z członów Zarządu PZJ, konkretnie Nemezjusz Kasztelan. To dosyć kuriozalna sytuacja. Do obsadzenia tego stanowiska ma być dopiero rozpisany konkurs. Zresztą podobnie jest w konkurencji WKKW. Obowiązki szefa komisji i menadżera pełni w tej chwili Tomasz Mosakowski. Tu też miał być ogłoszony nowy konkurs. Wszystko jednak przeciąga się w czasie. Na dokładkę w sprawie menadżera WKKW jest skarga Jacka Gałczyńskiego do sądu, bo sytuacja jest dosyć dziwna, kiedy ktoś został przez komisję wybrany zwycięzcą konkursu, przyjęto jego warunki i … I pracuje on przez dwa miesiące bez umowy, po czym okazuje się, że proponuje mu się zupełnie inne warunki finansowe niż zawarł on w swoje ofercie która zwyciężyła w trakcie konkursu. Doprawdy takie postępowanie trudno nazwać profesjonalnym.
Piąty powód wynika bezpośrednio z poprzedniego. W związku z tą właśnie sytuacją złożyłem wniosek o zawieszenie komisji ujeżdżenia. Podstawą do tego kroku było między innymi pismo zawodników Kadry Narodowej, którzy nie mogą się absolutnie dogadać z menadżerem oraz opinie zebrane podczas Mistrzostw Polski Juniorów od trenerów, rodziców startujących juniorów oraz naprawdę wielu innych ludzi. Opinie, które jednoznacznie mówiły o tym, że komisja ujeżdżenia działa fatalnie i nie ma absolutnie żadnej komunikacji pomiędzy ją i środowiskiem ujeżdżeniowym. W związku z tym złożyłem wniosek, którym przed chwila mówiłem do głosowania w trybie obiegowym. I cóż się stało? Ano nie stało się dosłownie nic. Nie wiem nawet czy ten wniosek był w ogóle głosowany, rozpatrywany czy omawiany. To świadczy w jasny i czytelny sposób o tym, że członkowie Zarządu PZJ mnie absolutnie lekceważą. No bo jak nie ma żadnego odzewu na zgłoszoną przeze mnie sprawę, to co ja tak naprawdę mogę w tym Zarządzie zrobić? Rezygnacja z pracy w takim składzie wydaje się w tej sytuacji jedynym racjonalnym wyjściem.
Sprawa szósta. Zatrudnieni zostali trenerzy Kadry Narodowej, którzy są jednocześnie aktywnymi zawodnikami. Tak się dzieje w przypadku pana Dibowskiego i pana Geerinka. Nie oszukujmy się, w związku z tą sytuacją nie wykonują oni swoich obowiązków trenerskich należycie. Nie wykonują, bo zwyczajnie nie da się tego pogodzić. Zgrupowania, które się proponuje w czasie zawodów to ze szkoleniowego punktu widzenia zwykła farsa. Jeśli chodzi o WKKW tak było w Strzegomiu i będzie w Baborówku oraz kolejne zgrupowanie planowane jest dla seniorów podczas Mistrzostw Polski Seniorów w WKKW. Pewnie dlatego, że pan Dibowski przyjedzie na te zawody startować na kilku koniach. Przecież to jest jakaś fikcja. Zgrupowanie w czasie zawodów nie ma żadnego uzasadnienia sportowego. Nie trudno zrozumieć, że konie i zawodnicy przyjechali już przygotowani do startu, prawda? Wygląda więc na to, że finansujemy starty pana Dibowskiego. Podobnie wygląda to w przypadku pana Geerinka i jego udziału w zawodach podczas wiosennego cyklu Baltica w Ciekocinku oraz zawodów w Poznaniu. Nie mogę się zgodzić z taką polityką.
Siódmy powód mojej rezygnacji, to sytuacja kiedy chcąc na poważnie zająć się przydzielonym mi zakresem pracy w Zarządzie, prosiłem o szczegółowe plany sportowe, o analizy stanu aktualnego przygotowania do ich realizacji. Przecież trzeba oceniać na bieżąco jak ta realizacja idzie, jak to wygląda w odniesieniu do zawodników i ich koni. Trzeba znać prognozy wynikowe, wiedzieć jakich chcemy przygotowań do kluczowych w sezonie imprez. Wygląda na to, że tego w ogóle nie ma. Bo nie ma tego w biurze PZJ. Powiedziałem wobec tego panu Święcickiemu, że zwrócę się w tej kwestii do menadżerów poszczególnych konkurencji i usłyszałem w odpowiedzi: „nie zwracaj się do nich, bo te plany są w Związku”. Skoro jednak nie udało mi się do nich dotrzeć, to mogę domniemywać, że prawdopodobnie one w ogóle nie istnieją. Jak ja mogę w tej sytuacji pracować kiedy tych rzeczy nie ma? Przecież po każdym starcie do Związku powinny wpływać stosowne analizy, z których w oczywisty sposób wynikałoby w którym miejscu są poszczególne pary Kadry Narodowej. Tymczasem zamiast tej podstawowej dla działania związku sportowego dokumentacji uprawia się propagandę sukcesu. Pisząc na stronie Związku o historycznych sukcesach Polaków w jeździectwie w odniesieniu do zawodów CSIO rozegranych w Sopocie w istocie taką propagandę sukcesu się uprawia. Proszę zwrócić uwagę, że opisując te zawody na stronie FEI nie napisano o Polakach ani słowa. Owszem, zgadzam się, że zawody te w wykonaniu polskich zawodników były dobre. Zaprezentowali tam naprawdę przyzwoite przejazdy. Jednak mówienie o tych zawodach w kategoriach historycznych sukcesów jest grubym przegięciem. Historyczne sukcesy to jest medal olimpijski, to jest medal Mistrzostw Świata czy Europy. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Moim więc zdaniem uprawia się wyłącznie propagandę a brakuje podstawowej pracy.
Ósmy powód to fakt, że nie mogę zgodzić się z wersja przepisów weterynaryjnych przyjętą przez Zarząd PZJ. Sprawa ta została jedynie zasygnalizowana podczas majowego Zjazdu Delegatów, ale dziwnym zbiegiem okoliczności prezentacja tego problemu została przerwana i nie pozwolono do jej kontynuacji. Mówiłem o tym członom Zarządu, ale panowie się stanowczo upierają, że tak ma być. Jeszcze przed rezygnacją pana Łukasza Abgarowicza była mowa o tym, że usiądziemy do stołu i tą kwestie jeszcze przedyskutujemy. Teraz już o dyskusji nie ma mowy. A przecież jak może być zapisana w przepisach wyrywkowa kontrola paszportów koni? Oczywistym jest chyba fakt, że wszystkie paszporty powinny być sprawdzane. Sprawdzane czy wszystkie konie można zidentyfikować, czy to są faktycznie te konie. Przecież niedawno mieliśmy przykład na zawodach, że nie zawsze tak jest. Kolejna kwestia, to jednodniowe szkolenie kandydata na lekarza weterynarii PZJ to jest jakieś nieporozumienie, to jakieś żarty. Ja się z tym absolutnie nie zgadzam, a pan Kasztelan i pozostali członkowie Zarządu twierdzą, że to jest w porządku.
Przejdźmy do powodu dziewiątego. Moim zdaniem Kolegium Sędziów PZJ powinno się składać z najbardziej doświadczonych sędziów mających najwyższe uprawnienia. Tak było przez wiele lat. Teraz mamy sytuację, kiedy szefem tego ciała jest pracownik biura PZJ a członkami są sędziowie, którzy świeżo otrzymali I klasę jest dla mnie nie do przyjęcia. Według mnie to jest nieporozumienie i nikt nie potrafił mi przedstawić jakiegoś sensownego uzasadnienia dla tej sytuacji.
Kwestia powodu dziesiątego to fakt, że zebrania Zarządu PZJ są absolutnie źle przygotowane i prowadzone chaotycznie. Sekretarz Generalny nie potrafi kierować biurem PZJ. Wiem, że taka jest obiegowa opinia, ale po dwumiesięcznym okresie pracy w Zarządzie ja ją absolutnie potwierdzam. Proszę sobie wyobrazić, że Sekretarz Generalny nie ujawnia członkom Zarządu PZJ części dokumentów, które spływają do Zarządu i podczas zebrań pokazuje tylko te, które jego zdaniem są właściwe! Nie chciałbym teraz precyzyjnie określać tego faktu. Niech każdy czytający tą naszą rozmowę zrobi to samodzielnie. Wydaje mi się, że mówienie o manipulacji jest jednym z delikatniejszych określeń na stan faktyczny pracy PZJ. Kiedy pan Abgarowicz postawił sprawę wycofania wypowiedzenia Sekretarza Generalnego pod głosowanie jako warunek swojego pozostania w składzie Zarządu, wstrzymałem się od głosu. Nie znałem jeszcze wtedy wszystkich aspektów tej sprawy i nie chciałem zajmować zdecydowanie spolaryzowanego stanowiska. Z dzisiejszą wiedzą głosowałbym inaczej. Głosowałbym przeciwko wycofaniu tego wypowiedzenia.
Dzisiaj wiem, że absolutnie nie nadaje się on na to stanowisko. Moim zdaniem niektórzy pracownicy biura PZJ z panem Sekretarzem Generalnym włącznie mają zbyt wysokie pensje jak na zakres świadczonej pracy. Moim zdaniem po prostu nie ma ku temu żadnego merytorycznego uzasadnienia.
Powód jedenasty to przedstawienie kandydata na prezesa PZJ podczas zebrania Rady Związku i spotkania z niektórymi prezesami WZJ-tów jakie nastąpiło w dniu 22 czerwca. Nie było to uzgodnione podczas wcześniejszego zebrania Zarządu PZJ, które odbyło się dokładnie 3 dni wcześniej, w dniu 19 czerwca. Nie padło na ten temat żadne sowo. Nie dowiedzieliśmy się kto to jest i dlaczego ma kandydować na stanowisko prezesa. Tymczasem po trzech dniach, niczym pajacyk z pudełka wyskakuje kandydat na to ważne stanowisko przedstawiany przez Zarząd którego byłem członkiem i o niczym nie wiedziałem. Rozegranie tego w ten sposób to jest kolejna manipulacja, z którą ja się absolutnie nie zgadzam.
Ostatni powód mojej rezygnacji to fakt, że chciałem w końcu przyjąć jakiś system szkolenia. Stary został zawieszony jakiś czas temu a nowego jak nie było, tak nie ma. Usłyszałem jednak, że nie jest to czas na takie działanie. Że ewentualnie po 3 sierpnia. Powiem może dosyć delikatnie, że w takim Zarządzie ja nie mam co robić. Nie ma absolutnie sensu, żebym tracił w ten sposób czas. I to w zasadzie wypełnia temat powodów złożonej przez mnie rezygnacji.
Muszę przyznać, że mimo dużej liczby tych powodów faktycznie nie trwało to długo. W zasadzie nie mam w tej chwili dalszych pytań. Wydaje mi się, że ocenę motywów powinniśmy pozostawić czytającym ten tekst. Tak będzie uczciwie. Czy nie chciałby pan jeszcze dodać coś do swojej wypowiedzi?
Myślę, że w sposób wyczerpujący uzasadniłem dlaczego odszedłem. Nic nie ukrywam. Takie jest moje zdanie i doszedłem do wniosku, że dalej nie było sensu udawać, że pracuję w sytuacji kiedy pracować nie mogłem. Byłem w Zarządzie PZJ krótko, ale nie wszedłem do tego ciała dla glorii tytułów czy z chęci sprawowania władzy. Chciałem dać coś z siebie i pracować dla naszego wspólnego Związku. W zaistniałej sytuacji nie mogłem tego zrobić i przedstawiłem stosowne fakty o tym mówiące. Czy to usatysfakcjonuje środowisko? Jak Pan powiedział każdy czytający musi sam ocenić.
Szukaj
Zaloguj się






