Zawody Ogólnopolskie w Ujeżdżeniu rozegrane w terminie 23 – 26 czerwca 2011 roku w Ostrowie Wielkopolskim pokazały, że może być jednak inaczej.  Pokazały, że nie muszą być wcale rozgrywane w najlepszych stajniach, nie muszą być nadęte, albo chorobliwie nudne.  Zawody w Ostrowie z tłumu innych imprez jeździeckich wyróżniało jedno – FENOMENALNA ATMOSFERA.

Wzór dla innych czyli laurka dla Ostrowa
     Organizatorami zawodów byli: Ośrodek Jeździecki i Hotel „Borowianka” pana Tadeusza Wolarza oraz Jeździecki Uczniowski Klub Sportowy „MM” Wesoła pani Jolanty Żarskiej – Sułeckiej.
Do kompleksu Borowianka w Ostrowiu Wielkopolskim zjechało prawie 80 koni.
     Pan Tadeusz Wolarz był non stop na miejscu, by swoim gospodarskim okiem doglądać niemal każdego szczegółu. Dbał o to czy mamy wodę w beczce, czy działają światła, czy obsługa stajenna jest cały czas na miejscu. Nie było to jednak tylko takie pokazowe zainteresowanie, ale naprawdę szczera troska, by pobyt na tych zawodach był dla startującego zawodnika i jego wierzchowca miłym wspomnieniem. Dobrą tego ilustracją jest z pozoru banalna sprawa ściółki w końskim boksie.
Zazwyczaj kupując kostkę słomy na zawodach trzeba ją sobie  samemu „przytargać” z oddalonego nieraz o setki metrów od stajni magazynu. Jeśli jakimś cudem niezwykłym wyląduje ona pod końskim boksem, to słowom zachwytu nad troskliwością organizatorów nie ma końca. Tymczasem w Borowiance po zamówieniu słomy twój koń ma świeżo pościelone w opłaconym boksie. Ot taki drobny szczegół doskonale charakteryzujący podejście organizatorów do zaproszonych gości.
Niezwykle istotne i czasem newralgiczne miejsce zawodów ujeżdżeniowych – czworoboki, na tych zawodach jeden z doskonałym podłożem, drugi szczególnie po deszczu takim sobie,(wg zapewnień właściciela w przyszłym roku oba będą na medal- trzymamy za słowo!)  równane obydwa co godzinę przez uśmiechniętych pracowników ośrodka. 
     Wszyscy zawiązani z organizacją i obsługą zawodów starali się być pomocni i „pod ręką”. Każdy zgłoszony problem był rozwiązywany w miarę posiadanych możliwości ze spokojem i wyrozumiałością dla stresu startującego zawodnika.
Wieczorna impreza dla uczestników zawodów urzekła wszystkich wspaniałą atmosferą, a smak upolowanego przez właściciela dzika (w opinii wszystkich najlepszego na świecie)  długo jeszcze będzie kojarzył się nam z tym wspaniałym miejscem.

Organizatorzy i nagrody
     Pani Jola Żarska-Sułecka i Stanisław Sułecki (Pupil FOODS) przygotowali się do zawodów wprost perfekcyjnie.  Wszystko przebiegało dokładnie z wcześniej podanym harmonogramem bez żadnych niespodzianek czy przesunięć czasowych.  Cały czas byli obecni na miejscu, widzący wszystko i ruszający z pomocą zanim się człowiek odezwał.   To ich troskliwość integrowała w niecodzienny sposób uczestników powodując, że wszyscy się dobrze czuli.
     Same nagrody w konkursach zaskoczyły nas bardzo.  Puchary, takie prawdziwe – były duże i efektowne.  Ponadto derki, czapraki i wysokie nagrody finansowe (jak na ujeżdżenie) to jakże miła odmiana po szarej rzeczywistości polskich zawodów ujeżdżeniowych do której już wszyscy przywykliśmy.
Nie mogę też zapomnieć w tej krótkiej relacji o kolejnym elemencie, który ma niebagatelny wpływ na budowanie tej dobrej atmosfery – Jacek Ryczowolski i spółka stali się już wyznacznikiem mistrzowskiej obsługi zawodów.
     Słów kilka należy się też samemu miejscu, na którym zawodnikom ujeżdżenia i ich wierzchowcom przyszło stanąć do sportowej rywalizacji.
Ośrodek zaplanowano w taki sposób, że położenie obydwu czworoboków wraz z trybunami powodowało, że wszędzie było blisko a startujący zawodnicy byli cały czas w centrum wydarzeń, blisko publiczności, która z zaciekawieniem rozmawiała z zawodnikami.
Tworzyło to niepowtarzalną atmosferę.
     Jeśli już jesteśmy przy zawodnikach, to chciałabym się podzielić kilkoma słowami mojej refleksji na ich temat. Było w Ostrowie coś, co powodowało, że … wszyscy byli dla siebie mili. Przechodząc przez stajnie widziało się jak jedni zaplatali grzywy koniom innych zawodników, pomagali sobie na rozprężalni przy rozwijaniu owijek. Ktoś dzielił się kawą z termosu o poranku. Wcale nie było trudno usłyszeć miłe słowo od innych po przejeździe.
Sędziowie  dołączyli do tej sielankowej wręcz atmosfery – byli blisko, rozmawiający, żartujący, pomocni.
     To wszystko razem pokazuje, że nie jest ważne czy jesteśmy w ośrodku ze złotymi klamkami, czy warunki są zadowalające, czy jest dojazd do miejsca rozgrywania zawodów jest bliski i dogodny.
Zawody rozegrane w Ostrowie Wielkopolskim wyróżniało coś więcej niż jakieś materialne czynniki. To życzliwość i dobre chęci połączone z profesjonalizmem działań i staraniem się aby wszystko wypadło jak najlepiej.
Wszystko to tworzyło niepowtarzalny klimat, którego nie można kupić. On jest albo go nie ma.
     Nasza 9-osobowa ekipa wyjechała z tych zawodów oczarowana miejscem i związanymi z nim ludźmi. Nie znając jeszcze planów startowych na 2012 rok jesteśmy pewni na 100%, że do Ostrowa Wielkopolskiego wrócimy zabierając wszystkie konie i zawodników z Centuriona, którzy kwalifikują się do startów w ZOO.  Bo takich chwil się nie zapomina.

Dominika Kraśko-Białek