A tymczasem - w popkulturze kult młodego ciała, a w jeździectwie - kult młodych koni. Dzisiaj Polska jest bereitrem narodów. Umiemy konia dotrzymać do 8 roku życia i sprzedajemy go, kiedy jest w najlepszej formie. Strzelamy sobie w stopę. Nie będę nawet wspominał o emocjonalnych stratach.

 

Kryzys chyba jest wszędzie. Mam jeszcze przed oczami występ Niemców w konkursie zespołowym w skokach przez przeszkody na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Nie dostali się do drugiego nawrotu. Trochę zgrzyt. Dla nich i dla widzów. W ostatnim czasie Niemcy sprzedali na aukcjach sporo dobrych koni. Pozbyli się nieco kruszcu ze skarbca. Nie jest tajemnicą, że w dużym sporcie dużą rolę odgrywa koń. To on, jakkolwiek źle by to zabrzmiało, jest dźwignią dla jeźdźca. Jeździectwo na świecie to biznes i już o tym wspominałem, że biedni nie mają tu szans z bogatymi. A gdzie w tym wszystkim jest Polska? Siedzę przy drewnianej ławie. Za mną moja stajnia, przede mną nawadniany ze zraszaczy parkur, przeszkody złożone, a na niebie co jakiś czas pojawia się leniwie płynący wieloryb z białym brzuchem i długimi skrzydłami. Od lotniska stąd jest może pół godziny drogi samochodem. Do okolicznych stajni odległość podobna. Ale dziś do Polski mało kto przylatuje, żeby kupić konia, bo rynek jest po prostu za mały. Najzamożniejsi lądują raczej w Holandii. Do Polski to wciąż jest lot w ciemno. Przesłanie potencjalnemu kupcowi nagrania video, na którym widać w całej okazałości konia i jego możliwości, nie wystarcza. Za tym koniem musi iść coś więcej niż tylko wynik. Na bieżąco powinien być pokazywany w ważnych konkursach. Jednym słowem - sława takiego wierzchowca ma znaczenie. Co za nią idzie? Prestiż, który przekłada się na handel końmi. Ciągle nam to umyka, bo nie potrafimy utrzymać koni w wieku 9-15 lat, a to jest właśnie ten czas, kiedy nabierają rozpędu, osiągają szczyt możliwości i można by było zaistnieć z nimi na zawodach, które w nazwie mają więcej niż cztery gwiazdki. A tymczasem - w popkulturze kult młodego ciała, a w jeździectwie - kult młodych koni. Dzisiaj Polska jest bereitrem narodów. Umiemy konia dotrzymać do 8 roku życia i sprzedajemy go, kiedy jest w najlepszej formie. Strzelamy sobie w stopę. Nie będę nawet wspominał o emocjonalnych stratach. Są dwa przykłady, którymi mogę tu się wesprzeć. Mściwoj Kiecoń, razem z klaczą Urbane, święcił triumfy na polskich parkurach. Nie wnikam w przyczyny sprzedaży Urbane, ale widzę, że gdyby z tą decyzją wstrzymać się rok czy dwa lata, Mściwoj mógłby na jej miejsce wprowadzić obiecującego zastępcę. Nie udało się zrobić takiej zamiany i zawodnik nie sięgnął po raz trzeci po tytuł Mistrza Polski. Nie jest łatwo wejść do strefy cienia i czekać. Głośno było też o sprzedaży Quintery, którą dosiadał Jarek Skrzyczyński. Jemu udało się przesiąść na dobrego konia, co było widać podczas startu w Pucharze Polski i tym samym nie tracić swojej pozycji. Nie ma czego udawać. Problem pieniędzy przy nazwiskach uznanych i doświadczonych jeźdźców nadal jest nierozwiązany. Niewspółmierne są nagrody i honory do ich osiągnięć na parkurach. Najlepsze ogiery i klacze powinny zostawać w kraju. Władze nie próbują pomóc w utrzymaniu tak cennej dla nas bazy koni. Niemcom może kruszec uciekać po ziarenku ze skarbca, Polacy nie mają nawet tych kilku ziaren przy sobie. Ale jak je zatrzymać? Postawić swoich ludzi na granicach kraju? Obezwładnić zawodników, którzy postawieni pod ścianą, muszą głośno wycenić konia? W Belgii można powiedzieć, że produkuje się konia sportowego w laboratoriach, ale i tu jest ślepa dla nas uliczka. Na najlepszy materiał genetyczny nie mamy co liczyć, zawsze znajdzie się od nas lepszy płatnik. Dlatego cieszy chociaż to, że kilku zaradnych hodowców zainwestowało w nowe pokolenie zawodników, kupiło konie, odsady, które żeby było taniej, mają zacząć od chodzenia po polskich padokach. Złotym środkiem na zachowanie równowagi między pasją a rozsądnym gospodarowaniem jest szukanie współwłaścicieli koni. Cieszę się, że u mnie pojawiła się Ania Jones, której koń w zeszłym roku był Wicechampionem Polski w kategorii 6-latków. Miała oferty kupna tego ogiera, ale nie zdecydowała się na to. Jej jeździeckie ambicje i zauroczenie tym sportem nie pozwala wszystkiego przeliczyć na pieniądze. To jest ratunek. I może z nim przyjść więcej niż jeden współwłaściciel konia.

 

Dla zawodników jeździectwo zaczyna się dopiero w wieku seniorskim. I tak samo jest z końmi. To, co jest po drodze, to kolejne etapy szkolenia. Nie ma drogi na skróty. Nie ma półśrodków. Jest za to duże ryzyko. Ile razy mówiłem sobie - stary, ryzykujesz? Wielokrotnie przy kupnie konia, który swoje przeszedł i ma niespokojną głowę. Pokusa? Start z moim 8-letnim koniem na Grand Prix. Ale się wzbraniam. Teoretycznie jest gotowy, jednak, jeśli coś pójdzie nie tak, straty mogą być nieodwracalne. To byłaby sztuka na raz. Strefa cienia może wessać na dobre przy takich błędach. Chory ze mnie idealista, bo mało liczę się z kasą, a ciągle czekam na prestiż. Chcę i lubię jeździć w biało-czerwonych barwach. Właściwie, co osiągnąłem? To było dawno i na rynku krajowym. Dziś koledzy mnie dogonili. Teraz muszę uzbroić się w cierpliwość i poczekać na swojego konia. Czy ta zbroja wytrzyma? Wytrzyma. Spokojnie. Poza tym, mam już następstwo. Moi synowie. Ta zamiana miejsc między jeźdźcami i końmi zazębia się. Jeszcze parę lat temu trzymałem się mocno barierek, kiedy widziałem Dawida i Michała na parkurze. Moja ojcowska krytyka jest za ostra. Wybucham, ale podajemy sobie rękę na zgodę. I oni, i ja rozumiemy, że jeśli ciągle się jedzie o pierwsze miejsce, to jest się od niego coraz dalej.

 

Felieton opublikoowany w miesięczniku Świat Koni 9/2012

Not.IG