Zgromadzenia ogólne to w wielu instytucjach najważniejszy z jej organów. Uczestniczą w nim przedstawiciele całego środowiska skupionego wokół danej instytucji. Ich przewodnia rola w podejmowaniu kluczowych dla instytucji decyzji to przejaw demokracji przedstawicielskiej czyli pośredniej.
Tak właśnie działa nasza narodowa federacja jeździecka, czyli Polski Związek Jeździecki oraz Międzynarodowa Federacja Jeździecka, czyli FEI. Te zbiorowe ciała, przynajmniej teoretycznie, są w nich organem ponoć najwyższej władzy. Gdyby porównać te obydwie instytucje do organizacji państwa, to można powiedzieć, że są organem władzy ustawodawczej.
To właśnie w tym miejscu teoretycznie wytyczane są kierunki rozwoju każdej z tych organizacji. To właśnie tam zapadają strategiczne decyzje, które realizowane są przez organy władzy wykonawczej, takie jak zarządy i powoływane przez nie komisje tematyczne.
Ubiegłoroczne Zgromadzenie Ogólne Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej (FEI) odbyło się w dniach od 14 do 17 listopada w Antwerpii (BEL).
Reprezentantem polskiego jeździectwa była wiceprezes PZJ, Kaja Koczurowska – Wawrzkiewicz. Poprosiliśmy ją o krótką rozmowę na temat tego wydarzenia, na co pani wiceprezes PZJ zgodziła się bez żadnego oporu.
Pani wiceprezes, czy możemy prosić o kilka słów na temat tego wyjazdu?
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Oczywiście. W Antwerpii w terminie od 14 do 17 listopada odbyło się General Assembly czyli doroczny zjazd FEI. Było to spotkanie przedstawicieli wszystkich państw zarejestrowanych w FEI. W tym roku General Assembly miało formę hybrydową. To znaczy, że przedstawiciele części państw, którzy z różnych, najczęściej covidowych przyczyn nie mogli osobiście uczestniczyć w obradach, dyskutowało i głosowało zdalnie. Mniej więcej podział był taki, że 60% uczestniczyło w pracach i głosowaniach osobiście, a 40% zdalnie.
Bardzo proszę o krótkie, syntetyczne przybliżenie nam tego, co się w Antwerpii działo. Jakie były główne tematy dyskusji, co się po General Assembly zmieniło, czyli jakie podjęto uchwały?
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Choć samo pytanie jest syntetyczne, obawiam się, że odpowiedź na nie taka krótka nie będzie. Ale zacznijmy i zobaczymy jak nam to wyjdzie. Jak już powiedziałam, spotkanie trwało kilka dni. Pierwszego dnia delegaci pracowali w grupach regionalnych, zgodnie z kontynentalną przynależnością. Ja uczestniczyłam w spotkaniu grupy Europejskiej Federacji Jeździeckiej - EEF. Rozmawialiśmy w niej o tematach związanych z problemami lokalnymi, czyli europejskimi, oraz na temat wspólnego stanowiska prezentowanego podczas ogólnej debaty. Można powiedzieć, że dzięki takiemu programowi, pierwszy dzień obrad był najbardziej burzliwy. Wynikało to z faktu, że EEF jest w trochę trudnej sytuacji. Z jednej strony jest w sportach jeździeckich absolutnym liderem jeśli spojrzymy na temat z punktu widzenia ilości zarejestrowanych zawodników i koni, czy ilości rozgrywanych imprez. Przewaga Europy nad resztą świata jest tutaj przytłaczająca. A jednak, z drugiej strony w głosowaniach na forum ogólnym oznacza to około 30% głosów. Oznacza to, że nawet bardzo dobre, z punktu widzenia ogólnego rozwoju sportów jeździeckich pomysły, ciężko wprowadzić jest przez głosowanie. W naszym spotkaniu brali udział również przedstawiciele zawodników z głównych konkurencji jeździeckich: Steve Guerdat i Isabell Werth. Wypowiadali się w kilku konkretnych tematach, między innymi w temacie kwalifikacji olimpijskich. Bardzo szeroka dyskusja wywiązała się na temat dobrostanu koni, poprawienia poziomu zawodów i co wydaje się ostatnio szczególnie istotne, poprawienia odbioru sportu jeździeckiego przez środowiska nie związane z końmi. Wydaje mi się, że tego rodzaju dyskusje zdominowały całe General Assembly. Padały też głosy, że dyskusje w tej chwili nad zmianami tego lub innego regulaminu powinny ustąpić tematowi utrzymania jeździeckich konkurencji w rodzinie konkurencji olimpijskich. Że nasze starania powinny się skupić na tym, żeby młodsze pokolenia za 15, 20 czy 30 lat mogły w ogóle jeździć konno. Czyli mówiąc inaczej: jak sprzedać jeździectwo szerokiej publiczności? Jak radzić sobie z nie zawsze racjonalnymi ruchami organizacji pro-zwierzęcych, które jawnie i bezpardonowo kwestionują etyczną stronę jeździectwa? Wydaje mi się, że to właśnie kraje europejskie są szczególnie wyczulone w tej kwestii. Wiedzą o tym, że dzisiaj niemal każda osoba ma telefon wyposażony w aparat i kamerę. Wszystko bardzo szybko przenika do opinii publicznej, która może wywierać wielką presję na twórców prawa.
Widzę, że tematyka dyskusji była bardzo szeroka i dotycząca bardzo istotnych aspektów sportu jeździeckiego. Moglibyśmy pewnie rozmawiać o tym przez wiele godzin. Spróbuję wobec tego nieco ograniczyć wątki w kilku bardziej konkretnych pytaniach. Na początek, jak na tym tle zabrzmiał głos Polski, czyli czy i w jakim temacie wypowiadał się przedstawiciel PZJ, czyli nas wszystkich?
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Oczywiście przedstawiciel Polski wypowiadał się podczas General Assembly. Celem mojego wyjazdu było przedstawienie stanowiska Polski w ważnych dla nas kwestiach. Kwestia olimpijskich kwalifikacji to dosyć rozległy i nie ma co ukrywać, również trudny temat. W telegraficznym skrócie można ująć go tak: silne państwa europejskie dosyć twardo artykułują pomysł aby zespoły olimpijskie były 4-osobowe i obowiązywała zasada „dropping score”, czyli odrzucenia najsłabszego rezultatu. To ekipy z mocnymi składami, dla których to obrośnięte tradycją rozwiązanie jest bardzo wygodne. Oczywiście argumenty na obronę tej tezy, to nie tylko stwierdzenie, że im będzie tak lepiej. Szczególnie w wystąpieniu Steva Guerdat brzmiało to pięknie i górnolotnie. Idea tej wypowiedzi była taka, że nie chcemy być sportem takim jak wszystkie inne. Nie chcemy dopuszczać do sytuacji, żeby jeździec za wszelką cenę musiał kończyć swój przebieg, żeby nie szkodzić całej drużynie. A przecież my chcemy uniknąć takich obrazków, by sporty jeździeckie były lepiej postrzegane na zewnątrz. Nie chcemy zakrwawionych koni i koszykarskich wyników.
Kolejny aspekt tego skwitowanego burzą gorących oklasków wystąpienia, to skomentowanie formatu olimpijskiego, gdzie błąd popełniony przez jeźdźca w konkurencji skoków pierwszego dnia przekreślał jego medalowe szanse. Rozdzielenie rywalizacji drużynowej i indywidualnej spowodowało, że z punktu widzenia jeźdźca mogło dojść do całkowitego utracenia medalowej szansy już pierwszego dnia Igrzysk.
Tylko, że wypowiedź Steva nie bardzo korelowała z tym, co później powiedział Ingmar De Vos, że możemy w Antwerpii głosować na 3 lub 4-osobowe zespoły, ale decyzja MKOL i tak już zapadła. MKOL stwierdził, że w Igrzyskach Olimpijskich będą startowały w jeździectwie 3-osobowe ekipy. Tak więc to nasze głosowanie było delikatnie mówiąc, takie kurtuazyjne. Rozmawiałam o tym aspekcie z wiceprezesem Jackiem Huang i doszliśmy do konkluzji, że decyzja w tej kwestii już zapadła i nie należała ona do nas, czyli do FEI. Prężenie w tym temacie muskułów jest tylko pustym gestem. Niczym więcej. Jeśli MKOL stwierdził, że nie będzie odrzucania najsłabszego wyniku w drużynie i składy będą 3-osobowe, to tak po prostu ma być. Jest jeszcze jeden aspekt decyzji czy zespoły będą 3 czy 4-osobowe. Ponieważ olimpijska pula dla jeździectwa jest stała i niezmienna, szerszy, 4-osobowy skład drużyny oznacza mniej państw zakwalifikowanych do Igrzysk. A MKOL ciągle, jak mantrę powtarza „więcej flag, więcej flag”. I tu rachunek jest prosty. Dla składów 3-osobowych mamy w skokach 20 zespołów, a dla składów 4-osobowych mamy ich 15. I przełóżmy tę różnicę na warunki naszej grupy. Jest niezwykle znaczące czy wyjdą z niej 2 czy tylko 1 olimpijski zespół. I pomimo bardzo ciepłego przyjęcia wypowiedzi Steva Guerdat, podczas głosowania drugiego dnia na innej sali, wiele europejskich krajów poparło wersje 3-osobowych zespołów. Za wersją 3-osobową opowiedziało się 70 państw, za wersją 4-osobową 30. Mocni przegrali ze słabszymi.
Czy to oznacza, że w Antwerpii nastąpił upadek demokracji w światowym jeździectwie?
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Ależ przeciwnie, uważam, że byliśmy tam świadkami tego jak demokracja działa w praktyce. Po prostu zetknęliśmy się z blaskami i cieniami tego systemu. Co do mojego wystąpienia, to wypowiadałam się bezpośrednio po Steve Gurdat. Niezwykle podziwiam tego zawodnika, było to więc bardzo trudne dla mnie, nie zgodzić się z Jego opinią. W swoim debiucie na takim forum miałam więc bardzo emocjonalne wystąpienie, w którym przedstawiałam racje polskiego jeździectwa i opowiadając się za wersją 3-osobowych zespołów.
Przed wyjazdem do Antwerpii zadzwoniłam do wielu zawodników polskiej czołówki, prosząc ich o opinie w tej kwestii. Od jednego z przedstawicieli WKKW usłyszałam, że z jednej strony lepiej dla nas kiedy więcej państw będzie się kwalifikowało do Igrzysk Olimpijskich, ale z drugiej strony klucz regionalny w kwalifikacjach powoduje, że w Tokio pojawiły się słabe zespoły. W przypadku WKKW stwarza to spore zagrożenie. Sumując jednak wszystkie za i przeciw, wyszło na to, że dla nas optymalnym wyborem są składy 3-osobowe. I tak też głosowałam. Choć przyznaję, że może to w skrajnych przypadkach prowadzić do tego, że na Igrzyskach Olimpijskich pojawi się drużyna o niewystarczających dla poziomu rywalizacji umiejętnościach, dlatego kluczowe wydaje się uregulowanie kwestii rzetelnych kwalifikacji do Igrzysk.
Wydaje mi się, że nie za bardzo można tego uniknąć przy stosowaniu w kwalifikacjach klucza regionalnego, z czego nie zrezygnuje MKOL. Zakwalifikowana do igrzysk drużyna ze słabego regionu będzie jeździecko słabsza od europejskiej ekipy, która odpadła w wyścigu po olimpijską kwalifikację.
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Tak, to prawda. Trzeba po prostu w tej kwestii szukać sensownych kompromisów. Wydaje się, że rozwiązaniem może być doskonalenie systemu kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie, szczególnie wyrównywanie poziomu imprez stanowiących kwalifikacje, wysłanie na nie dodatkowych delegatów monitorujących ich przebieg. W mojej opinii nie powinno być możliwości zdobywania wszystkich kwalifikacji we własnym kraju.
Stosowanie klucza regionalnego w systemie kwalifikacji olimpijskich będzie zawsze budzić spore emocje i kontrowersje. Przygotowując się do wyjazdu do Antwerpii robiłam sobie różne analizy i starałam się przełożyć to na liczby. Tutaj serdecznie dziękuję panu Danielowi z Zakrzowa, który świetnie mnie przygotował w kontekście ujeżdżenia. Na przykład w ujeżdżeniu, w naszej grupie mamy bodaj 107 koni startujących na poziomie GP, a w innej grupie, celowo nie chcę teraz mówić konkretnie o którą grupę chodzi, jest tych koni 7. To wielka dysproporcja ilustrująca olbrzymią różnicę poziomu sportowego. A mimo tego w naszej i w tamtej grupie mamy po 1 miejscu na igrzyska. Z drugiej strony, jakbyśmy zdali się wyłącznie na kwalifikacje najlepszych to w jeździectwie można by rozgrywać Igrzyska Olimpijskie z zawodnikami, z kilku zaledwie krajów europejskich. A przecież wszyscy chyba zgodzą się z tym, że to nie o to chodzi w ruchu olimpijskim. Musimy więc szukać ciągle rozsądnego kompromisu pomiędzy poziomem sportowym, a szeroką reprezentacją światowego sportu na olimpijskiej arenie. Bo czy nam się to podoba, czy nie, za tą szeroką reprezentacją idą miliony telewidzów przed ekranami telewizorów podczas telewizyjnych relacji z igrzysk. A to z kolei ma olbrzymie znaczenie dla systemu finansowego ruchu olimpijskiego. W efekcie końcowym decyzje o 3-osobowych składach drużyn już zapadły w MKOL i rolą FEI jest opracowanie sensownego systemu punktowego, który pozwoli na sprawiedliwą i sportową walkę o olimpijskie medale, zwracając szczególną uwagę na dobro konia i tego, żeby na listach startowych nie znaleźli się przypadkowi zawodnicy czy przypadkowe drużyny.
Jak to pięknie brzmi. Prawdziwa bajka. Ale życie pokazuje przed każdymi Igrzyskami Olimpijskimi nieco mniej sielski obrazek. Obrazek z zawodami, na których, na przykład zawodnicy w konkurencji ujeżdżenia uzyskiwali naprawę dziwne wyniki. Przekrętem śmierdziało już nie na kilometr, a na setki lub nawet tysiące kilometrów. Niestety nic się z tym nie działo. Nie wyciągnięto w stosunku do uczestników tej farsy żadnych konsekwencji.
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Tak było. Zresztą wszyscy wiemy co stało się z wywalczonym w uczciwy sposób awansem Wojtka. Na Igrzyska Paraolimpijskie nie pojechały nasze wspaniałe zawodniczki Magda i Monika, również z powodu proceduralnych zawirowań. Mówiłam i o tym w moim wystąpieniu. Z ust wielu wysoko w EEF postawionych osób pada wiele słów o konieczności zjednoczenia Europy w konfrontacji z resztą świata. Jesteśmy potrzebni wtedy, kiedy tej mocnej Europie potrzebny jest nasz głos. Kiedy my jednak potrzebowaliśmy wsparcia i pomocy na wzajemność mocnych liczyć nie mogliśmy. Starałam się podkreślić ten fakt w rozmowach z władzami EEF.
A może to jest trochę tak, że ci wielcy nie znają naszych bolączek, bo ich po prostu na forum EEF i FEI nie artykułowaliśmy?
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Nie chciałabym się wypowiadać na temat dotychczasowych wystąpień przedstawicieli Polski na forum FEI. Nie znam ich treści ani efektów. Nie ma w mojej ocenie sensu do tego wracać, trzeba brać się po prostu do pracy i zacieśniać współpracę z obiema tymi instytucjami. Jeśli taka będzie wola członków PZJ, zamierzam być obecna na wszystkich spotkaniach w EEF i FEI. Być obecna i zabierać głos przedstawiając to co nas boli, to czego potrzebujemy, żeby się rozwijać. Tym bardziej, że po przeanalizowaniu statystyk europejskich, zdałam sobie sprawę jakim mocnym graczem na tym boisku jesteśmy. W 2021 roku byliśmy 9 krajem pod względem ilości zarejestrowanych zawodników na świecie, 10 krajem na świecie pod względem ilości zarejestrowanych w FEI koni, 7 krajem na świecie pod względem ilości organizowanych zawodów. To znaczy, że jesteśmy w absolutnej czołówce. Czekamy jeszcze wszyscy na jakiś spektakularny wynik polskiego jeźdźca. Na razie powszechnie kojarzone są dwa nazwiska: Opłatek i Skrzyczyński. Bardzo bym chciała, żeby w FEI i w EEF nauczyli się wymowy większej liczby nazwisk polskich jeźdźców. Chciałabym, żeby pamiętano w obydwu organizacjach o nas nie tylko wtedy, kiedy to my jesteśmy im potrzebni. Chciałabym, żeby oni również pamiętali o nas w sytuacjach, kiedy to my potrzebujemy pomocy.
Czy możemy wobec tego liczyć, że z regulaminu kwalifikacji olimpijskich zginie niesprawiedliwy zapis mówiąc o tym, że wywalczone w indywidualnej kwalifikacji miejsce można stracić na rzecz przedstawiciela drużyny która zdobywając drużynową kwalifikację nie spełniła wymogów kwalifikacyjnych, patrz casus Wojciecha Wojciańca?
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Na ten moment tego nie wiem. Nikt tego jeszcze nie wie. Będę o tym mówiła podczas kwietniowego forum sportowego w Lozannie. Chcę pokazać jak ten punkt skrzywdził zawodnika i przekonać zebranych, że trzeba go usunąć. Nie wiem oczywiście jaki będzie efekt moich starań. Kwietniowe forum sportowe będzie w głównej mierze poświęcone systemowi kwalifikacji olimpijskich. Potencjalne zmiany muszą być w nim dokonane w tym roku, ponieważ w przyszłym rusza proces kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich.
Wróćmy na koniec do kwestii tego, co stało się podczas Igrzysk Olimpijskich Tokio 2020, czyli mówiąc ogólnie, „syndromu Saint Boya”. Wydaje się, że zachowanie na placu konkursowym niemieckiej zawodniczki pięcioboju nowoczesnego może odbić się całkiem „niestrawną czkawką” dla całego sportu jeździeckiego.
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Muszę powiedzieć, że FEI i wszyscy w Atwerpii doskonale zdają sobie sprawę z zagrożeń dla sportowego jeździectwa jakie niesie przypadek konia Saint Boy. Dzisiaj dla każdego sportu kwestia cyferek, czyli oglądalności, jest kluczowa. Jak powiedział Ingmar De Vos, kwestia wizerunku sportu jeździeckiego i wskaźniki oglądalności stają się kluczowym kryterium dla utrzymania 3 konkurencji jeździeckich w rodzinie sportów olimpijskich. A w kolejce czeka naprawdę wiele znacznie tańszych w uprawianiu i organizacji zawodów sportów ekstremalnych, ciekawych i co bardzo istotne masowo uprawianych na całym świecie. Jeździectwo sportowe dla organizatora imprez w rodzaju Igrzysk Olimpijskich jest wielkim wyzwaniem logistycznym i organizacyjnym. I do tego również bardzo kosztownym. Jeździectwo sportowe jest więc pod wielką presją i musi się bardzo starać. Tymczasem Tokio z punktu widzenia wizerunku było dla nas wielką katastrofą. Bo to nie był tylko incydent z Saint Boyem w konkursie pięcioboju nowoczesnego. Była przecież śmierć konia na torze podczas rywalizacji w WKKW, była krew z nosa u konia podczas konkursu skoków. I to wszystko pokazywane przez kamery na cały świat. Wszyscy w Atwerpii szeroko na ten temat dyskutowali. De Vos przypomniał nam jeszcze o jednej sprawie. Otóż Igrzyska Olimpijskie Londyn 2012 były dla jeździectwa bardzo dobre. To wiemy wszyscy. Nie było spektakularnych wpadek z dopingiem. Trybuny były ładnie wypełnione. Bilety na widownie wyprzedane na rok przed rozpaleniem znicza olimpijskiego. No prawdziwa bajka i sukces. Szefową FEI była wtedy Księżniczka Haya Al Hussein. Jednak kiedy po igrzyskach przyszło do robienia zestawień i wszelkiego rodzaju słupków, okazało się, że jeździectwo miało krytycznie małe wskaźniki oglądalności. W rankingu oglądalności spadło z grupy C do grupy D. Okazuje się, że relacje z zawodów jeździeckich oglądane są głównie w bogatych, europejskich krajach. Niestety nie wzbudza ono emocji w bardzo „ludnym” tak zwanym „trzecim świecie”. I tak oto po udanych poniekąd dla jeździectwa IO w Londynie, MKOL pogroził nam paluszkiem, mówiąc „poprawcie się, bo będziemy musieli się rozstać, za dużo nas kosztujecie, żebyśmy mieli z was tak małe przychody”. Jak mówił Ingmar De Vos, federacja oblała się zimnym potem i Rio 2016 wykazał w ww. wskaźnikach poprawę. Po Tokio 2020 szef FEI zażartował, że powinniśmy poza systemem kwalifikacji oddać jedno miejsce ekipie Chin. Fakt, że w jakiejkolwiek konkurencji wystartuje drużyna z Chin ciągnie wszelkie wskaźniki na niebotyczny poziom.
A ja mówiąc szczerze obawiam się, że ten niby żart już za chwilę przerodzi się w naszą rzeczywistość. W czasach kiedy strategiczne decyzje podejmowane w sporcie czy choćby w produkcji samochodów podejmują księgowi, coraz mniej jest sportu w sporcie i samochodów w samochodach.
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – No cóż, zgadzam się z tym, że to co Ingmar De Vos powiedział w formie żartu, jednak do końca nie jest tylko żartem. To jest wyraźna sugestia w którą stronę zmierzamy lub może bardziej, w którą stronę zmierzać musimy. Wskaźniki w IO Tokio 2020 uratował nam udział chińskich zawodników. To fakt, z którym naprawdę trudno się spierać. Jeśli się nie mylę, jeździectwo ponownie przesunęło się do grupy C. Na to wszystko nakłada się jeszcze wpadka wizerunkowa Saint Boya i pozostałe sprawy z Tokio. Obawiam, się reperkusje tych wydarzeń będą jeszcze długo „szarpać” sport jeździecki.
A ja obawiam się, że nie przeskoczymy tematu reformy systemu olimpijskich kwalifikacji w kierunku poprawy „sprawiedliwości” olimpijskich awansów, ponieważ bardziej „opłacalne” dla FEI będzie zadbanie o to, żeby awansowała ekipa z kraju jeździecko słabego, ale takiego, za którym stoją bardzo wysokie wskaźniki oglądalności. Obawiam się, że trzeba będzie zmienić motto olimpijskie z „Citus, Altius, Fortius - szybciej, wyżej, mocniej” na „show must go on”. Boję się, żeby w FEI, podobnie jak to było na Titanicu, nie przegapili swojej góry lodowej, czyli coraz agresywniejszych głosów organizacji pro-zwierzęcych. Tam bal trwał w najlepsze, a orkiestra grała do końca.
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Ja jednak będę większą optymistką. Widziałam w Antwerpii, że kwestie wizerunku nie są lekceważone. Że wiele osób myśli, jak rozwiązać tego typu problemy dzisiaj i jak to robić jutro. Jestem przekonana, że zdołamy jeszcze w tej chwili obronić sport jeździecki. Musimy jednak zacząć patrzeć na niego nie tylko naszymi oczami. Musimy się nauczyć widzieć go tak, jak robią to ludzie z zewnątrz. Ja mogę zapewnić, że będę się starała aktywnie uczestniczyć na wszelkich płaszczyznach FEI i EEF, by prezentować tam nasz, polski punkt widzenia. Już niedługo, w kwietniu, będzie ku temu okazja w Lozannie.
To już teraz wpraszam się na rozmowę.
Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz – Nie widzę w tym problemu.