Jak czyta się powyższy scenariusz? Ile razy jesteśmy świadkami takich sytuacji? Dziesiątki, a może i setki razy. Nie zdajemy sobie sprawy, że takowe konisko wcale nie jest złośliwe i leniwe. Bachmat jest tylko jednym z wielu koni, który jest w pierwszej fazie depresji. A od agresji  (pierwsza faza) do apatii (druga faza) już niedaleka droga. Depresja to choroba nie tylko ludzi. To choroba, która dotyka nierzadko naszych czworonożnych przyjaciół. W tym także konie można zaliczyć do zwierząt, które często na nią cierpią. 

Nasze wierzchowce bardzo cenią sobie bezpieczeństwo. Ale dla konia to nie jest opłacony pensjonat czy wyjście z boksu za 1,5 godziny jazdy. Właściciele szkółek, klubów, a także sami adepci sztuki jeździeckiej chyba do końca nie wiedzą, jak mają dbać o swoje konie (nie wszyscy oczywiście). Dobra pasza i derka z najnowszej kolekcji renomowanej firmy nie jest wyznacznikiem końskiego zadowolenia.

Przyczyn jest wiele

Przykład Bachmata jest jednym z najczęściej spotykanych wzorców depresyjnych u koni.

Psychika naszych wierzchowców jest bardzo złożona. Zazwyczaj potrzebujemy sporo czasu, by powiedzieć coś o danym koniu, chyba że dysponujemy poradą kogoś doświadczonego. Nawet, jeśli uda nam się na pierwszy rzut oka określić, jaki jest stan psychiczny danego osobnika, to musimy pamiętać o tym, że psychika koni zmienia się. Tę cechę potrafimy bardzo dobrze wykorzystać przy układaniu koni.

Cechy psychiczne są uszeregowane następująco:

  1. popędy ‒ społeczny i ruchu,
  2. instynkty – orientacja i określanie czasu,
  3. odruchy – pierwotne i wtórne,
  4. wrażenia – widzenie i słyszenie,
  5. świadomość – awerbalna i kojarząca,
  6. uczucia – radość i ból,
  7. pamięć – miejsca i osób,
  8. rozum – rozumowanie, wyciąganie wniosków,
  9. charakter – przyjacielski, odważny, tchórzliwy,
  10. wola – silna lub słaba.

Biorąc po uwagę powyższe cechy, możemy łatwo poznać przyczyny, a także i objawy depresji.

Potrzeba ruchu jest wiodącym popędem w życiu konia. Ruch od źrebięcia kształtuje ciało oraz (co ważniejsze) psychikę naszego konia. Poprzez regularne przebywanie na dworze koń pozbywa się lęków ‒ np. przed wiatrem czy przed wodą. Słońce dostarcza organizmowi niezbędnej witaminy D3. Ruch wpływa pozytywnie na ukrwienie organizmu oraz na dobre samopoczucie naszego przyjaciela.

Porównując te dwa diagramy, możemy zauważyć, jak bardzo różni się współczesny chów koni od ich naturalnego życia. W chowie otwartym konie prawie wcale nie korzystają ze stajni. W stajniach pensjonatowych czy też sportowych zdarza się, że konie nie korzystają w ogóle z wybiegów. Jest też tak, że zatroskany właściciel nie karze wypuszczać konia ze stadem, żeby się nie uszkodził. No i tak pozostawiany koń dzień w dzień popada w coraz to większą frustrację. Warto zauważyć, że takie sytuacje u koni bardziej pobudliwych mogą wywołać np. tkanie. Przestępywanie z nogi na nogę niszczy ścięgna, stawy, rodzi zwyrodnienia. Długotrwałe zamknięcie może także wywołać łykawość. Oczekujemy od naszych wierzchowców dużej sprawności fizycznej i psychicznej, zabierając im naturalną potrzebę ruchu oraz uspołeczniania się w stadzie. Koń, jako zwierzę stadne, potrzebuje końskiego towarzystwa. Nie każdy potrafi w swoim koniu ujrzeć smutek. Budzimy się dopiero wtedy, gdy koń zaczyna być agresywny. Jednak pamiętać musimy zawsze, że zachowanie naszego podopiecznego jest odzwierciedleniem naszego postępowania wobec niego. Zaznaczyć należy także, że głębokie zmiany psychiczne dotyczą koni bardziej wrażliwych i bardziej inteligentnych. A konie są różne, jak powiedział wybitny hipolog Gustaw Rau: ‒ Są konie inteligentne, są też i głupie, odważne, ale i tchórzliwe, wrażliwe i obojętne, nerwowe i tępe, pilne i leniwe, szlachetne i nieszlachetne.

Nieumiejętna opieka nad koniem chorym czy kontuzjowanym może także doprowadzić do urazów psychicznych. Niedomagania fizyczne (co wiąże się także z brakiem ruchu) wywołują tak zwany kryzys psychofizyczny. Ważne, by opiekować się koniem rozsądnie i poświęcić mu w takich momentach więcej uwagi, by nie ucierpiała jego psychika. Po prostu: być z koniem w miarę naszych możliwości.

Wspominani już wcześniej właściciele szkółek jeździeckich (nie wszyscy oczywiście) oraz kadra tam zatrudniona ponoszą odpowiedzialność za taki stan zdrowotny koni w ich ośrodkach. Przytaczam prosty przykład, który zna każdy z nas: okres wakacyjny. W ośrodku koni jest 10, a dzieci na kursy zapisało się 30. Oferta ośrodka zapewnia dwie godziny zajęć w każdym dniu. Tak więc instruktorzy używają nieszczęsnych koni przez cały czas. Summa summarum, konie chodzą po 6 godzin dziennie. Maja poobcierane grzbiety i obolałe boki od nieudolnych łydek dzieci... Nie możemy za to obwiniać młodych jeźdźców, którzy często są źle szkoleni przez swoich instruktorów.

Przemęczenie i przetrenowanie prowadzi do bólu grzbietu oraz mięśni. Kwas mlekowy, zalegający w napiętych mięśniach, powoduje ból. Takie postępowanie prowadzi do depresji. Wymagamy od koni monotonnej, długotrwałej pracy czy też chodzenia w kółko. Źle szkoleni jeźdźcy nie potrafią stosować prawidłowych pomocy. Szarpią konie za pyski, obkopują boki, biją palcatami, dają sprzeczne sygnały: np. chcąc ruchu naprzód, trzymają za wodze itd. Na pytanie adepta: – Co mam zrobić, by mój koń się ruszył? Instruktor odpowiada: – Kopnij go mocniej.

Takie wydarzenia sprawiają, że koń kojarzy sobie pracę z czymś negatywnym, a za tym idzie obrona. Koń od nas nie ucieknie, więc posunie się do ostatecznej rzeczy, jaką jest atak. Przedłużający się, negatywny stan psychiczny wprowadza go w stan chronicznego stresu, który wyraża się zmniejszeniem zdolności do pracy oraz niekorzystnie odbija się na zdrowiu i zachowaniu pisze autor książki Psychologia treningu koni ‒ K. Skorupski.

Złe użytkowanie koni prowadzi do powstawania narowów. Wspinanie się, kąsanie, kopanie czy caplowanie to znak, że z naszym podopiecznym jest coś nie tak.

Żeby nie mieć długu u koni, które chodzą w sporcie, opiszę także ich sytuację. W dzisiejszych czasach od koni sportowych wymaga się najwyższej sprawności fizycznej. Aby ją osiągnąć, narażamy nasze konie na szereg nieprawidłowości związanych z nieodpowiednim treningiem. Efekty takich treningów możemy obserwować np. na parkurach czy też czworobokach, gdzie zamiast płynnej jazdy oglądamy szarpaninę i wyłamania. Jest jednak różnica pomiędzy końmi rekreacyjnymi a sportowymi. Te drugie są regularnie badane przed zawodami, co minimalizuje przetrenowania. Aczkolwiek zdarzają się przypadki koni, które z dnia na dzień przestają skakać, choć w ubiegły weekend wypadły świetnie na zawodach… Czyżby depresja?

Wzrok i słuch także są ważnymi zmysłami u koni. Nierzadko konie pochodzące od handlarzy maja tytułową depresję. Zauważyłam jednak, iż większość z nich popada w nią bez pierwszej fazy, bez agresji. Prawdopodobnie przyczynia się do tego ciągła zmiana stajni, ludzi oraz towarzyszy. Ciągły stres jest tak silny, że koń nie podejmuje walki. Handlarze zamykają konie w stajniach bez okien, na krótkich uwiązach, gdzie koń stoi i czeka na kupca. Konie przebywają także po 3-4 w jednym boksie i z jednym żłobem. W czasie karmienia wygrywa silniejszy koń ‒ to naturalna kolej rzeczy. Taki przebieg sytuacji doprowadza do zdominowania słabszego osobnika, ten słabszy nie ma gdzie uciec i zatacza się błędne koło... Zdarza się, że miesiącami nie wychodzi na powietrze, nie zażywa kąpieli słonecznych (przez co nie pobiera wit. D3, która jest tak ważna) Konie te stają się apatyczne, mają problemy trawienne (częste kolki bądź biegunki), cierpią na narowy ‒ takie jak wcześniej już wspomniane tkanie lub też łykanie. Czasami mają problemy z apetytem. W większości są to konie po przejściach, więc mają one już pewien bagaż złych doświadczeń. Kolejne stresy działają na nie tak silnie, że stają się one obojętne. Sprawiają wrażenie koni przygaszonych, bez życia...

Powodem depresji jest także odejście jednego z członków stada. Koń przyzwyczaja się do swojego towarzysza. Często widujemy stado liczące dwa koniki. Wtedy ta więź jest najtrwalsza. Nasze pupile spędzają ze sobą wiele lat. Kiedy jeden umiera, nierzadko zdarza się, że drugi wykazuje wszystkie objawy depresji fizycznej i psychicznej. Dr Claudia Barton ‒ specjalistka od raka w Texas A&M University zajmuje się śmiercią i żałobą na co dzień: ‒ Poza pewnymi anegdotami o słoniach, nie jest nigdzie napisane o utracie kogoś bliskiego wśród zwierząt. Brak dokumentacji na temat smutku u zwierząt może być dowodem na to, że jest to uczucie trudne do oszacowania a zatem trudne do opisania.

To samo tyczy się klaczy, które straciły swoje źrebię w wyniku poronienia lub choroby. Klacz staje się apatyczna. Należy wspomnieć w tym momencie o zabieraniu ciała zmarłego członka stada. Zwierzęta rozumieją śmierć. Musimy dać im się pożegnać. Jednym pożegnania zajmują mniej, a drugim więcej czasu, ale behawioryści mówią, że takie postępowanie pomaga otrząsnąć się po utracie przyjaciela czy źrebięcia.

        

Bądź odpowiedzialny i zadbaj o swoje konie ‒ rozpoznawaj i działaj

Brak odpowiedzialności przy opiece nad zwierzętami powinien być karany i to surowo. Zakładając szkółkę, klub bierzemy na siebie odpowiedzialność za konie, za ludzi tam pracujących oraz za naszych klientów. Brak kadry, która ma pojęcie o tym, co robi i robi to z głową, prowadzi do szybkiej utraty stada.

Najczęstsze objawy depresji i problemów z psychiką to:

  • agresja – wyrażana w rozmaitej formie,
  • apatia i osowiałość – brak reakcji na otoczenie,
  • obwisłe uszy i brak ich ruchliwości,
  • częste kolki oraz biegunka,
  • caplowanie – czyli brak stępa i ciągła chęć ucieczki,
  • brak apetytu,
  • smutne i mętne oko,
  • tkanie i łykawość,
  • ogólne napięcie mięśni w trakcie pracy.

Czasami depresja jest tak ciężka, że niezbędne jest leczenie przez lekarza weterynarii, szczególnie, jeśli mamy do czynienia z brakiem apetytu, kolkami czy biegunką.

Nie ukrywam, że powodem depresji u koni w większości jesteśmy my sami, np. poprzez „uczłowieczanie konia” (co widać zresztą na diagramach 1.2 i 1.3). Niestety równie często doprowadzamy do tego stanu konie młode w trakcie ich układania. Nieumiejętne trenowanie koni doprowadza je do stanów depresyjnych. Co stoi na przeszkodzie, by zasięgnąć fachowych lektur czy też porady u dobrych trenerów? Jak to mówią, dla chcącego nic trudnego. Pocieszający jest fakt, iż coraz lepiej rozumiemy pojęcia kary i nagrody. Staramy się także uczestniczyć we wszelkiego typu szkoleniach oraz klinikach.

Aby zapobiec problemom psychicznym naszych koni, wystarczy:

  • zapewnić koniom regularny pobyt na wybiegach,
  • mieć pod kontrolą stosunki w stadzie, by żaden koń nie był odrzucony (musimy pamiętać, że nasze konie już dawno przestały być końmi dzikimi),
  • zatrudniać ludzi, którzy kochają konie, a nie tylko jeżdżą na nich,
  • obserwować zachowanie koni,
  • koniom starym i kontuzjowanym zapewnić dobrą opiekę,
  • stosować przerwy w czasie treningu, stęp na oddanych wodzach,
  • dbać o to, by nasz koń, wychodząc na trening, był odprężony i wypoczęty,
  • pamiętać, jak ważna jest jazda w terenie i spacery w ręku,
  •  uczyć nagradzać i samemu także to robić,
  • stosować właściwą rozgrzewkę,
  • doprowadzić do eliminacji czynników stresogennych.

Na zakończenie dodam tylko, że jeszcze dużo czasu zajmie nam uczenie się bezinteresownej miłości do naszych podopiecznych. Nie wystarczy być dobrym jeźdźcem. Jakby to powiedział Trener Wojciech Mickunas: trzeba być koniarzem. Zatem uczmy się stale i wciąż, by być dla naszych koni oparciem.

Artykuł opublikowany w Świat Koni 12/2010

STARAJMY SIĘ BYĆ DLA KONI, A NIE TYLKO JE MIEĆ. BĄDŹMY ODPOWIEDZIALNI ZA SWOJE CZYNY.