Kiedy w Mistrzostwach Świata zaprzęgów jednokonnych rozgrywanych w austriackiej miejscowości Piber w 2016 roku zdobyliśmy dwa srebrne medale w klasyfikacji indywidualnej i zespołowej, wydawało się, że nie możemy marzyć o większym szcześciu.

Tymczasem po zakończeniu rozgrywanych w tym roku w Kronenbergu w Holandii Mistrzostw Świata singli wracamy ponownie z dwoma medalami. Tym razem po najszlachetniejszy z medali w indywidualnej klasyfikacji sięgnął nasz reprezentant – Bartłomiej Kwiatek.

 

Drużyna polska startująca w składzie:

  • Katarzyna Kuraś
  • Bartłomiej Kwiatek
  • Sebastian Bogacz

wywalczyła tym razem medal brązowy.

Wszyscy czekamy na spektakularny sukces odniesiony na mistrzowskim poziomie przez polskich jeźdźców. Jak widać oczekiwanie to polscy powożący nagrodzili po raz kolejny medalami zdobytymi na Mistrzostwach Świata.

Warto dodać, że sukces ten odniesiony po raz drugi na mistrzowskiej imprezie potwierdza przynależność polskiego powożenia do światowej czołówki. Na dwóch kolejnych imprezach nasi reprezentanci stają na podium w klasyfikacji indywidualnej oraz drużynowej.

Poprosiliśmy naszych bohaterów o podzielenie się z nami w kilku zdaniach swoimi refleksjami z tegorocznych Mistrzostw Świata w powożeniu zaprzęgami jednokonnymi.

 

Bartłomiej KwiatekBartłomiej Kwiatek złoty medalista w klasyfikacji indywidualnej i brązowy medalista w klasyfikacji drużynowej powiedział:

Po powrocie z Holandii nie miałem zbyt wiele czasu żeby nacieszyć się zwycięstwem – rozładunek, załadunek, chwila snu i wyjazd 1000 km do Mezohegyes na Mistrzostwa Świata Młodych Koni w Powożeniu. Szczerze mówiąc, dopiero po powrocie z Węgier wszystko do mnie dotarło. Wygrana na Mistrzostwach Świata w Powożeniu Zaprzęgami Jednokonnymi w Kronenbergu.
Wyjeżdżając na MŚ miałem jedno założenie – jechać swoje. Bardzo dużym wsparciem była dla mnie moja siostra, jednocześnie trener Kadry Narodowej. Jest świetnym szkoleniowcem, włożyła całe swoje serce w nasze treningi, jej lata doświadczeń pozwoliły na ustalenie, jak się później okazało, skutecznego planu działania na ten sezon. Przede wszystkim spokój – zarówno u mnie jak i u Soneta. Sonet jeszcze 3 lata temu startował w konkursach typowo szybkościowych zaprzęgów parokonnych. To bardzo gorący, wymagający koń, którego ogromny potencjał udało się wydobyć, między innymi dzięki właściwemu podejściu i treningowi. Za jego serce, waleczność, szczerość będę mu wdzięczny do końca życia. Koń jeden na milion.
Dzięki zaufaniu do mojego luzaka, Daniela Kłosowskiego, w Kronenbergu mogłem się skupić na tym co najważniejsze, treningach i startach. Nasza wieloletnia współpraca pozwoliła mi na zachowanie do końca „chłodnej głowy”, dzięki czemu sięgnęliśmy po złoto. Jednak nie byłoby to możliwe gdyby nie cały zespół, którym zarządza Justyna Jarmuziewicz. To oni codziennie zajmują się prawidłowym przebiegiem wszystkich czynności związanych ze sportem na wysokim poziomie - od zaopatrzenia w niezbędny sprzęt, odpowiednią pielęgnację, paszę dla koni po pakowanie zawody.
Jak myślę o tym historycznym zwycięstwie i patrze na złoty medal do widzę, że do jego zdobycia przyczyniło się wiele dawniej podejmowanych decyzji. Kilka lat temu pojawił się kupiec na Soneta, jednak Pani Małgorzata Studzińska, jego hodowca, odmówiła sprzedaży mówiąc, że ten koń wraz ze mną sięgnie kiedyś po tytuł Mistrza Świata. I jej wizja się spełniła.
Kolejnym kluczowym elementem naszego sukcesu jest współpraca z Pauliną Szybieniecką, która wspaniale zbilansowała dietę Soneta, który jest wyjątkowo trudnym przypadkiem. Spalający się na zawodach niechętnie jedzący wrzodowiec. Jednak wiedza i podejście Pauliny pozwoliły na stworzenie i zachowanie w tym sezonie wspaniałej formy Soneta. Pomoc udzielona mi przez KOWR i OHZ w Kamieńcu Ząbkowickim stworzyły mi warunki do optymalnego treningu koni oraz udziału w zawodach. Dzięki nim i pozostałym sponsorom mogłem dotrzeć do tego punktu, w którym jestem dzisiaj. Punktu, w którym na mojej piersi wisi historyczny, złoty medal z Mistrzostw Świata. Co mogę więc powiedzieć? Chyba tylko to, że dziękuje wszystkim za pomoc i wsparcie oraz proszę o trzymanie kciuków na przyszłość.

 

Katarzyna Kuryś, członek polskiego „brązowego” zespołu powiedziała:

Jeśli chodzi o organizację tegorocznych Mistrzostw Świata singli w Kronenbergu, to wszystko było dopięte na ostatni guzik. Doskonałe place rozprężeniowe i te na których startowaliśmy. Wszystko naprawdę na najwyższym poziomie. W drużynie oprócz mnie startował Bartek Kwiatek i Sebastian Bogacz. Poza drużyną, indywidualnie wystartował Tomek Jankowiak a trenerem była Weronika Kwiatek. Skład naszej drużyny zestawiła oczywiście Weronika Kwiatek. W całej polskiej ekipie panowała naprawdę doskonała atmosfera. Wszyscy wspieraliśmy się wzajemnie i mówiąc szczerze jestem dumna z tego, że mogłam tworzyć ten zespół razem z moimi bardziej doświadczonymi kolegami. Wyjazd do Kronenbergu to były moje drugie Mistrzostwa Świata singli. Dwa lata temu zadebiutowałem w Piber w indywidualnym starcie, poza polską drużyną. Nie byłam wtedy nawet w Kadrze Narodowej. Przez kolejne dwa lata startowałam i zbierałam doświadczenie i mówiąc szczerze liczyłam, że troszkę lepiej mi pójdzie. Niestety, w dalszym ciągu trzeci dzień zmagań, czyli próba zręczności jest dla mnie bardzo dużym wyzwaniem. I nie chodzi tu o stopień wyszkolenia, a o presję trzeciego dnia, zwłaszcza wtedy, kiedy po dwóch dniach mam dobry wynik i szansę na zakończenie zawodów na wysokim miejscu. Muszę jeszcze popracować nad swoją psychiką, bo myślę, że to w tej chwili najbardziej mnie blokuje. Już w pierwszym dniu, na czworoboku okazało się, ze nie będą to łatwe zawody. I nie chodzi mi tutaj o figury jakie musimy wykonać na czworoboku. Robimy to wszyscy od lat. W Kronenbergu czworobok usytuowany był na placu znajdującym się w pobliżu dwóch innych, gdzie rozgrywane były równolegle z nami zawody skokowe. Jakieś 30 metrów obok, tuż za trybunami usytuowanymi bardzo blisko czworoboku. Większość koni, które przychodziły bardzo skupione z placu rozprężeniowego robiły się dosyć pobudzone tym sąsiedztwem. Mój również. Myślę jednak, że obydwoje wytrzymaliśmy to ciśnienie i daliśmy z siebie tyle i tego dnia mogliśmy. Cieszę się, że oprócz wyniku Bartka, również mój wynik liczył się dla polskiej drużyny. Maraton drugiego dnia był w mojej ocenie bardzo trudny. Jeden z trudniejszych jakie jechałam i bardzo się go przed startem obawiałam. Niemniej jednak jak już wystartowałam to okazało się, ze wszystko jest do zrobienia. Koń naprawdę się świetnie mnie słuchał. Był bardzo „lekki” w prowadzeniu i może brakuje nam jeszcze trochę startów, ale bez żadnych przygód ukończyliśmy maraton i wypełniliśmy przedstartowe założenie. I znowu bardzo się cieszę, że i w tej próbie mogłam punktować dla zespołu. Po ujeżdżeniu byłam 11, a po dwóch próbach 12. To bardzo wysokie miejsce. Niestety nie wytrzymałam presji dobrego wyniku w keglach i zakończyłam udział w Mistrzostwach Świata na 32 miejscu. Cieszę się, że Sebastian pojechał kegle bardzo dobrze i mój wynik nie zepsuł wyniku naszej drużyny. Wywalczyliśmy brązowy medal w klasyfikacji drużynowej i po złotym medalu Bartka w indywidualnej klasyfikacji to kolejny sukces. Sukces, który jeszcze do mnie do końca nie dociera. Wiem oczywiście, że brązowy medal drużyny zdobyty na Mistrzostwach Świata i fakt, że w dwóch próbach to ja punktowałam, to duży sukces. Ale gdzieś głęboko z tyłu głowy czai się u mnie uczucie niedosytu. Bo przecież mogłam skończyć te najważniejsze w tym roku zawody na znacznie wyższej pozycji. Tak więc satysfakcji z tego wyniku towarzyszy również ogromny niedosyt. Będę się starała z całych sił uporać z tym, tak żeby stres trzeciego dnia nie blokował faktycznych możliwości moich i konia.

 

Sebastian Bogacz, członek polskiego „brązowego” zespołu powiedział:

Co tu dużo mówić. Start na Mistrzostwach Świata w Kronebergu w Holandii to wielki sukces. Bartek sięgnął po złoty medal w indywidualnej klasyfikacji a drużyna, której członkiem byłem również ja, zdobyła medal brązowy. Dwa medale zdobyte w sytuacji kiedy przed startem nikt na to nie liczył cieszą tym bardziej. Mimo tego, że dwa lata temu, na Mistrzostwach Świata w Piber  Weronika Kwiatek zdobyła indywidualnie srebrny medal a drużyna zdobyła II miejsce, w tym roku nikt nie oczekiwał sukcesu. Drużyna budowana byłą dosyć długo i nie mieliśmy specjalnie obiecujących wyników. Jednak podczas wszystkich dni spędzonych w Kronebergu wśród nas panowała bardzo  dobra atmosfera. Stanowiliśmy zespół i to było czuć. Wszyscy się wspieraliśmy. Weronika, Kwiatek, trener KN i szef naszej ekipy podczas tego wyjazdu zdecydowała się na włączenie mnie do drużyny stawiając mi konkretne zadanie: punktowania dla zespołu w ostatniej próbie kegli. Moim zadaniem było dobre pojechanie ujeżdżenia i ukończenie maratonu, tak żebym mógł wystartować w niedzielę w konkursie zręczności. Jestem zadowolony z mojego przejazdu na czworoboku. Nie dysponuje w tej chwili koniem, który dawałby szanse na myśleniu o znacząco lepszym wyniku. W maratonie jechałem przede wszystkim bezpiecznie. Mój indywidualny wynik zupełnie się nie liczył. Podjęcie ryzyka mogłoby pewnie przesunąć mnie nieco wyżej w klasyfikacji końcowej, ale mogło by też zakończyć tym, że nie wystartowałbym w niedziele na keglach. A na to właśnie liczyła Weronika. Liczyła, że mój dobry przejazd da punkty drużynie i odciąży Kasię, która nie ma jeszcze za dużego doświadczenia i w związku z tym nie jedzie jeszcze kegli na takim poziomie jakby mogła. Wystartowałem jako pierwszy z naszej ekipy i powiem szczere, że  pojechaliśmy nasz najlepszy jak do tej pory parkur. Nie mieliśmy żadnej zrzutki i tylko nieduże spóźnienie. Mój wynik liczył się do wyniku polskiego zespołu i po fantastycznej jeździe Bartka pozwolił nam na zdobycie drużynowego brązu. Bardzo się cieszę, że mogłem się do tego sukcesu przyczynić. Oczywiście największym sukcesem tegorocznych Mistrzostw Świata jest zdobycie przez Barka tytułu  mistrzowskiego. Myślę, że Bartek jak mało kto na niego zasłużył i ciężko na ten sukces pracował.

 

Weronika Kwiatek, trener Kadry Narodowej w powożeniu i szef polskiej ekipy w Konenbergu oraz srebrna medalista Mistrzostw Świata w klasyfikacji indywidualnej i drużynowej z Piber 2016 powiedziała:

Poziom sportowy i organizacyjny tegorocznych Mistrzostw Świata singli był bardzo wysoki. Wystarczy popatrzeć na wyniki i różnice dzielące czołowych powożących w klasyfikacji indywidualnej i również dzielące ekipy w klasyfikacji drużynowej. Zawodnicy zajmujący czołowe lokaty po dwóch dniach na ogół jechali bardzo dobrze również kegle.  Czyste przejazdy z niewielkim spóźnieniem powodowały, że w czołówce obydwu klasyfikacji końcowych Mistrzostw Świata było bardzo ciasno. To skutek wysokiego poziomu startujących zawodników. Wszyscy zawodnicy z pierwszej dziesiątki w klasyfikacji indywidualnej jeździli bardzo dobrze ujeżdżenia, maraton i kegle. Rożnica między Bartkiem a srebrną Holenderką  jest naprawdę mała. Podobnie było w rywalizacji zespołów. Holandia wygrała dosyć pewnie, ale walka o pozostałe dwa medale była bardzo zaciekła i interesująca. Straciliśmy do drugiej Francji troszkę ponad 5 punktów. Niemal taki sam dystans dzielił nas od drużyny niemieckiej, która zajęła tak nielubiane czwarte miejsce. Warto dodać, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów Niemcy nie zdobyli żadnego medalu, ani indywidualnie ani drużynowo. Patrząc na stopień trudności maratonu mogę powiedzieć, że był godny rangi imprezy. Przeszkody były długie, techniczne. Było na nich bardzo dużo zrzutek i trudnych zadań. Przed startem należało praktycznie każda przeszkodę „rozebrać na części pierwsze” i przeanalizować dokładnie jak ją przejechać a podczas samego startu zachować do końca koncentrację. Myślę, że udało nam się stworzyć w tym roku atmosferę teamu. Zawodników łączył jeden cel, jakim był dobry występ polskiej ekipy. Wszyscy wiedzieli, że walczą w jednej sprawie. Skład drużyny  ustaliłam oficjalnie po przeglądzie i znaleźli się w niej Bartłomiej Kwiatek, Kasia Kuryś i Sebastian Bogacz. O ile pierwsza dwójka nie wymaga chyba komentarza, bo osiągane przez nich wynika w całym sezonie stanowią dostateczne uzasadnienie, to chciałam na chwilę zatrzymać się przy trzecim członku polskiej drużyny. Musiałam dokonać wyboru pomiędzy Sebastianem Bogaczem, który dysponował mało doświadczonym koniem a Tomkiem Jankowiakiem, który dysponował koniem, który dwa lata wcześniej zdobył wicemistrzostwo świata. Żaden z nich nie pojechał w tym sezonie w wybitny sposób żadnej z trzech prób. Podjęłam decyzje o wyborze kierując się tym, że na dwóch imprezach kiedy obydwaj rywalizowali bezpośrednio ze sobą Sebastian był minimalnie lepszy. Liczyłam ponadto na bardzo duże doświadczenie Sebastiana i na to, że pokazał już on, że potrafi się zmobilizować w krytycznym momentach. Jak chociażby zwycięstwo w konkursie zręczności podczas ubiegłorocznych Mistrzostw Świata. Nie ukrywam, że liczyłam tutaj na jego mobilizację i waleczność podczas ostatniej próby. Postawiłam na niego i wierzyłam, że jest to właściwa decyzja. Zakładałam, że w ujeżdżeniu punkty dla drużyny zdobędą Bartek i Kasia. Podobnie w maratonie. W keglach postawiłam na Bartka i Sebastiana. Analizując wyniki widać, że dobrze zestawiałam drużynę. Moje założenia sprawdziły się w 100 %. Jestem szczęśliwa i bardzo zadowolona ze zdobycia obydwu medali. To oczywiście brzmi dosyć trywialnie, ale naprawdę tak jest. Na poprzednich MŚ w Piber, po raz pierwszy w historii zdobyliśmy srebrny medal indywidualny oraz srebrny drużynowo, po raz pierwszy byłam tam także w roli trenera kadry. Zdawałam sobie sprawę, że możemy powalczyć o medale również w tym roku, jednak ma na to wpływ bardzo dużo różnych czynników. Przede wszystkim poza Bartkiem, skład ekipy uległ zmianie.  Nikt nie mówił tego do mnie w tak zwanych kuluarach i w rozmowach między nami nie poruszaliśmy takiego tematu. Nie było takiego tematu, że jedziemy do Holandii po jakiekolwiek medale. W minionym sezonie wyniki były na dobrym poziomie, ale nie na tyle, żeby ktokolwiek robił z nas faworytów do medali w klasyfikacji indywidualnej i zespołowej.  Naszym założeniem było pojechanie tych Mistrzostw w ten sposób, żeby każdy z zawodników dał z siebie wszystko w określonych próbach. Oczywiście wiedziałam o tym, wszyscy o tym wiedzieliśmy, że po spełnieniu tego założenia możliwe jest zajęcie wysokich lokat, z miejscami medalowymi włącznie. Mówiąc o indywidualnym złocie Bartka chciałbym powiedzieć, ze bardzo ciężko na ten sukces pracowaliśmy. Wiele lat z wieloma końmi. Jeśli chodzi o Soneta, to nie zapominajmy, że jest stosunkowo młodym i niedoświadczonym koniem. Rozpoczął on starty w dużych imprezach w 2016 roku. Pracowaliśmy bardzo mocno nad poprawieniem u niego konkursu ujeżdżenia. Dopiero na tych Mistrzostwach udało nam się poskładać wszystko tak jakbyśmy chcieli i uzyskać wynik poniżej 50 pkt. A to był warunkiem myślenia o medalu. Bardzo mocno pracowaliśmy również nad maratonem. Sonet jest koniem z ogromnym potencjałem jeśli chodzi o szybkość i zwrotność. To jednak trochę do tej pory przeszkadzało. Koń reagował za szybko. Dlatego pracowaliśmy bardzo dużo nad jego techniką i Bartek jeździł bardzo wolno maratony. Podobnie w keglach. Jego charakter i waleczność powodowały, że bardzo się nakręcał w trakcie startu. Dlatego poświęciliśmy kilka parkurów na  przejechanie kegli wyłącznie kłusem. Chcieliśmy, żeby nauczył się kłusować dobrze i wydajnie na kontakcie, tak by można myśleć o precyzyjnej jeździe na parkurze. Zdobyty medal jest więc wynikiem bardzo intensywnej i ciężkiej pracy, oraz co tu mówić, również odrobiny szczęścia. Szczęścia niezbędnego każdemu sportowcowi w walce o medale.

Na koniec chciałabym powiedzieć, że nasz kolejny historyczny sukces osiągnęliśmy w sytuacji kiedy nikt specjalnie w medale nie wierzył. Na początku sezonu nie mieliśmy silnej drużyny, a jedynie kilku zawodników z potencjałem. Cała drużyna ciężko na medal pracowała. Mieliśmy w sezonie dużo spotkań, dużo szkoleń i startów kontrolnych. Zdobyte w Kronenbergu medale to jednak wynik pracy wielu ludzi. W tym również PZJ, który umożliwił odbycie tej sporej ilości szkoleń, co pozwoliło przygotować ekipę. Mam nadzieję, że osiągnięte wyniki pokazały słuszność tej drogi. Drogi, którą jak myślę warto kontynuować, bo jak widać przynosi ona wspaniałe rezultaty.